wtorek, 28 stycznia 2014

H. Murakami "Kafka nad morzem"


Kafka nad morzem - Haruki Murakami

Wydawnictwo: Muza
Rok wydania: 2007
Ilość stron: 623

Mając nadzieję na ucieczkę przed klątwą ojca, piętnastoletni Kafka Tamura ucieka z domu i trafia na wyspę Shikoku. Swój czas spędza głównie w prywatnej bibliotece wyróżniającej się bardzo rodzinną atmosferą, jednak będzie miał również okazję nawiązać kilka cennych znajomości. Ale czym jest owa klątwa? Nie chcę zdradzać za wiele...
Poza losami Kafki dowiadujemy się co nieco na temat tajemniczego incydentu, który miał miejsce jeszcze w czasie wojny. Jest też pan Nakata, podstarzały, niezwykle sympatyczny i na swój sposób ujmujący analfabeta, który swoje braki nadrabia chociażby umiejętnością rozmowy z kotami. I, jak zauważył jeden z nich, ma zbyt jasny cień, jakby ktoś ukradł jego część. Do niedawna wiódł spokojne życie w dzielnicy Nakano, jednak śmierć ojca Kafki zmieniła wszystko... Dlaczego? Sprawdźcie sami.

Akcja posuwa się do przodu już od pierwszych stron. Autor nie traci wiele czasu na tłumaczenia, pozostawia nas w niepewności, abyśmy w gąszczu słów spróbowali wyłapać co się tu dzieje. Taki sposób narracji wzbudza jeszcze większą ciekawość, która wręcz nie pozwalała mi się oderwać od lektury. Chciałam zrozumieć sens rozgrywających się wydarzeń, a jednocześnie nie miałam zamiaru się spieszyć, aby móc w pełni rozkoszować się słowem pisanym. Choć z czasem towarzysząca nam niepewność nieco blednie, nie zanika całkowicie, ukazując się od czasu do czasu na kartach powieści. Cała akcja zdaje się dążyć do jakiegoś bliżej nieokreślonego sensu i zbliża się do niego powoli, ale systematycznie.

Powieść jest pełna różnorodnych sytuacji, poglądów i ludzkich charakterów. To wszystko (a nawet więcej) składa się na jej niepowtarzalny klimat. Murakami pisze ciekawie, z humorem, jest bezpośredni i nie unika tematów kontrowersyjnych. Część zastosowanych przez autora rozwiązań mogłoby się niektórym nie spodobać, ja przyjmowałam je z pewnym przymrużeniem oka. A może po prostu przywykłam już do części japońskich dziwactw? Z początku niewiele wskazuje na to, że jest to książka z gatunku fantastyki, jednak po pewnym czasie staje się to oczywiste, a nadnaturalne zdarzenia stają się codziennością bohaterów.

"Są różni ludzie i są... różne koty."

Już podczas lektury towarzyszyło mi uczucie, że chciałabym kiedyś (może nawet wkrótce) przeczytać tą książkę jeszcze raz. Jedną z przyczyn były interesujące wywody na różne tematy (i co za tym idzie, wiele ciekawych cytatów), przypisywane zwykle panu Oshimie, człowiekowi elokwentnemu i niezwykłemu (w różnym tego słowa znaczeniu). Poza tym, jako że akcja często ma miejsce w bibliotece, a Kafkę i Oshimę z powodzeniem można by nazwać bibliofilami, miałam okazję dowiedzieć się co nieco o japońskiej literaturze (głównie z dawnych czasów), z czego chętnie skorzystałam. Jeśli chodzi o innych bohaterów, wymienię chociażby tajemniczą panią Saeki i nieco zakręconego pana Hoshino.

Jak już wcześniej wspomniałam, Murakami nie tłumaczy wszystkiego. W wielu przypadkach nie świadczyłoby to o książce najlepiej, jednak w tym przypadku widać, że był to zabieg jak najbardziej celowy (dowodem niech będzie chociażby poniższy cytat). Pod koniec czar, który roztaczała ta powieść nieco osłabł (może najważniejsze było samo dążenie do sedna, a nie jego osiągnięcie?), jednak myślę, że mimo wszystko zasługuje na najwyższą ocenę.

"Tego, czego się nie da właściwie wytłumaczyć i przekazać słowami, najlepiej w ogóle nie tłumaczyć."
10/10

czwartek, 23 stycznia 2014

N. Gaiman "Księga cmentarna"


Wydawnictwo MAG
Rok wydania: 2009
Ilość stron: 192

Tej nocy jego rodzina została zamordowana. On również miał tak skończyć, choć był dopiero niemowlakiem. Wręcz cudem udało mu się uchronić od tego losu dzięki istotom z cmentarza, do którego zdołał się dostać (najwyraźniej szczęście mu sprzyja). Tam zmarli przejęli nad nim pieczę i nadali imię Nikt. Nikt Owens, dla przyjaciół Nik. Dorastając w tym niecodziennym środowisku wiele się dowie i wiele doświadczy, często będzie się wykazywał dziecinną naiwnością, jednak znajdą się w jego otoczeniu życzliwi ludzie (głównie zmarli zmarli) gotowi służyć mu pomocną dłonią. Wśród nich jest Silas, jego opiekun, który jako jedyny ma możliwość zapewnienia mu jedzenia i innych podstawowych dóbr materialnych. Mijają kolejne dni, miesiące, lata pełne nowych wrażeń. Jak od teraz będzie wyglądać jego życie?

Choć w dużej mierze akcja powieści poświęcona jest poszczególnym epizodom z życia Nikta, nie jest to jedyne, co autor ma nam do zaoferowania. Każdy z nich coś do tej historii wnosi, jest kolejnym etapem w rozwoju zarówno bohatera, jak i akcji. Nik gromadzi wiedzę i doświadczenie, które w odpowiednim momencie okażą się bardzo pomocne... Wiedzie dość spokojne życie na cmentarzu, jednak pewna osoba ma z nim niedokończone porachunki i powoli planuje ponowienie nieudanej próby zabójstwa. Czy i tym razem los będzie sprzyjał naszemu bohaterowi?

Neil Gaiman postanowił wrzucić nas na dość głęboką wodę i nie tłumaczyć tak od razu czekających na czytelników zawiłości. Na jakiej zasadzie funkcjonuje to miejsce? Dlaczego rodzina Nikta została zamordowana? Czym jest Swoboda Cmentarza? Co odróżnia Silasa od reszty jego mieszkańców? I kto tak właściwe czyha na jego życie?

Spodobała mi się wykreowana przez autora wizja życia pozagrobowego - wszystkie te zależności, niezwykłe istoty i niesamowite historie. Jednym z bardziej zapamiętałych wydarzeń był dla mnie wątek danse macabre, tutaj przedstawiony w nieco odmiennym znaczeniu niż miało to miejsce w średniowiecznym społeczeństwie. Trzeba jednak wspomnieć, że do akcji powieści wkradło się sporo niedopowiedzeń, wiele kwestii związanych z funkcjonowaniem owego nie zostało wyjaśnionych, gdyż nie były bezpośrednio związane z tajemnicą otaczającą naszego głównego bohatera. Takie rozwiązanie pozostawia pewien niedosyt, choć można to przeboleć.

"Księga cmentarna" przywodzi na myśl bajkę, cechuje ją pewna charakterystyczna naiwność (w pozytywnym sensie). Historie z życia Nikta są ciekawe, barwne i pełne różnego rodzaju niezwykłości, niektóre są niewinne, inne niebezpieczne, panuje wśród nich duża różnorodność. To wszystko czyni ją naprawdę przyjemną, niezbyt wymagającą lekturą, świetną na poprawę humoru. Ciekawym urozmaiceniem były też czarno-białe ilustracje. To książka dobra, choć nie rewelacyjna. Jestem z niej zadowolona.

"Gdziekolwiek się udasz, zabierasz tam siebie, jeśli rozumiesz, co mam na myśli."
6/10

sobota, 18 stycznia 2014

Anime "Mondaiji-tachi ga Isekai Kara Kuru Sou Desu yo?"



Tytuł: Mondaiji-tachi ga Isekai Kara Kuru Sou Desu yo?
Długość odcinków: 23 min.
Ilość odcinków: 10
Rok produkcji: 2013
Ocena: 7/10

Na to anime zdecydowałam się po przeczytaniu jego recenzji w "Otaku", według której jest to całkiem niezła seria, a jej największą zaletą są główni bohaterowie, zwłaszcza Sakamaki Izayoi i chociażby przez wzgląd na niego postanowiłam je obejrzeć. Potem zobaczyłam, że seria liczy 10 odcinków. Tylko tyle? W takim razie nie miałam już powodów do wahania. Swoją drogą, ostatnio zauważyłam,  że bohaterowie ze słuchawkami na uszach zwykle automatycznie budzą moją sympatię... Czyżby jakiś nowo odkryty fetysz? ;)

Trzy osoby - wspomniany już Sakamaki Izayoi, nieco despotyczna (czemu nie ma się co dziwić, zważając na okoliczności) Kudou Asuka i małomówna Kasukabe You - za sprawą tajemniczych listów zostają ściągnięci do świata Miniaturowego Ogrodu, czy też Little Garden jak kto woli. Tam wita ich Czarny Królik (oczywiście nie dosłownie, to ta różowa na obrazku obok) i wyjaśnia im dlaczego się tu znaleźli, choć z początku nie podaje im najważniejszego powodu, który nią kierował. Co łączy tą trójkę? Wyjątkowe moce, które posiadają. Ale, ale. Przecież nie wiecie jeszcze do czego mają się im one przydać. Otóż w Miniaturowym Ogrodzie (który, swoją drogą, wcale taki miniaturowy nie jest) istnieją społeczności, które niezależnie od wielkości są jakby odpowiednikiem państw; mają swoje tereny, nazwy i symbole. Przez rywalizację w różnorodnych grach (od loterii, czy gier karcianych po walki na śmierć i życie) mogą zdobywać przywileje, cenne przedmioty, itp. lub też utracić nie tylko owe dobra, ale i nazwę, honor, a nawet towarzyszy. Właśnie taki los spotkał społeczność, którą zarządza teraz Jin Russell. W wyniku przegranej z pewnym królem demonów stracili niemal wszystko, a należące do nich tereny stały się ruiną. Mają jednak nadzieję, że z pomocą nowych przybyszów uda im się odzyskać znaczenie.

Sama fabuła może nie jest zbyt odkrywcza, jednak, jak już wcześniej wspomniałam, prym wiodą tu świetnie dobrani bohaterowie. Jak głosi tytuł (Kłopotliwe dzieciaki przybywają z innego świata, czyż nie?), nie są to osoby, które grzecznie wykonywałyby narzucone im zadania. Cała trójka może się pochwalić silnymi osobowościami, nie miewają też przebłysków kompletnej głupoty (co przecież często zdarza się głównym bohaterom, niestety). To naprawdę interesujące postacie. Rola Czarnego Królika (Kurousagi) zwykle ogranicza się do bycia słodkim dodatkiem do reszty bohaterów, jednak od czasu do czasu nawet ona potrafi się wykazać, ośmielę się nawet stwierdzić, że jest dość potężna.
Izayoi uwielbia wyzwania, traktuje je jak rozrywkę, co nie jest zaskoczeniem, skoro jego umiejętności (zarówno umysłowe jak i fizyczne) są na tak wysokim poziomie. Od początku kreowany jest na nieprzeciętnie silnego bohatera. Bystry, sarkastyczny, zabawny, kogoś takiego po prostu trudno nie polubić. Wszystkie te cechy cenione są przez wielu fanów zarówno anime, jak i innych produkcji, zwykle jednak nadawane są czarnym charakterom. Z tego powodu z początku trudno było mi się przestawić, uświadomić sobie, że należy do tych dobrych, że można go lubić bez przeświadczenia, że ostatecznie pasowałoby jednak kibicować tym drugim. Była to miła naprawdę odmiana.
Asuka posiada dar wydawania poleceń, który do tej pory wykorzystywała jej rodzina i jak to często bywa w przypadku panienek z dobrych domów, można powiedzieć, że była wychowywana pod kloszem. Dzięki swoim umiejętnościom nikt nie mógł się jej przeciwstawić, przynajmniej na Ziemi, bo w przypadku Little Garden, gdzie różnego rodzaju moce są na porządku dziennym, sprawy mogą wyglądać nieco inaczej. Właśnie dla wyrwania się z tej rutyny postanowiła zaryzykować. To nietuzinkowa i całkiem sympatyczna osóbka.
Kasukabe potrafi rozmawiać ze zwierzętami oraz używać ich umiejętności (choć tkwi tu pewien haczyk, na razie jednak obejdziecie się bez wgłębiania w szczegóły). Do Little Garden przybyła wraz z towarzyszącym jej kotem z nadzieją zyskania przyjaciół, gdyż do tej pory były nimi jedynie zwierzęta. Nie znaczy to jednak, że jest kompletnie wycofana, w rzeczywistości z powodzeniem dotrzymuje kroku pozostałym bohaterom.
Poza tym znajdzie się też kilka ciekawszych postaci drugoplanowych, chociażby Shiroyasha (żeby się zbytnio nie rozpisywać wspomnę jedynie, że należy do czegoś w rodzaju elity Little Garden), nieco zboczona (zwłaszcza w stosunku do Kurousagi) i całkiem sympatyczna. Z kolei Jim Russell, młody przywódca bezimiennych, nie wyróżniał się szczególnie silną osobowością, przez co został przyćmiony przez pozostałe postacie. Przy tylu plusach nie ma jednak co narzekać.

Akcja jest wartka i nie pozwala się nudzić. Jest czas zarówno na poznanie przedstawionego nam świata, bohaterów, jak i sporo humoru. I to humoru całkiem przyjemnego w odbiorze. Fanserwis był tu oczywiście nieunikniony, jednak nie wydawał mi się szczególnie uciążliwy. Właściwie, przedstawiony w ten sposób i w tej ilości nawet mi nie przeszkadzał. Choć muzyka nie wyróżnia się niczym szczególnym, również nie było źle. Poza tym podobała mi się animacja towarzysząca endingowi. Pod względem kreski właściwie nie mam co do tej produkcji żadnych zastrzeżeń. Wyraziste kolory, ciekawe tła, wszystko to świetnie wpasowuje się w koncepcję anime. Świat i jego mieszkańcy zostali sprawnie ukształtowani, ale o tym możecie się już przekonać sami.
Ostatnia scena sugeruje, że to nie koniec. Również fakt, że manga jest wciąż wydawana pozwala liczyć na kontynuację. Mam taką nadzieję, bo z chęcią obejrzałabym drugą serię. Anime zdecydowanie polecam, to świetny umilacz czasu. A nawet jeśli nadal nie jesteście przekonani, to może jednak warto zaryzykować? To w końcu tylko 10 odcinków. ;)

środa, 15 stycznia 2014

Stosik styczniowy

Właściwie to nie do końca styczniowy, bo trzy pierwsze książki są jeszcze spod choinki, ale to szczegół. ;) Tym razem nie ma nic z biblioteki, wszystkie poniższe nabytki to moja własność.


N. Gaiman "Nigdziebądź" - polowałam na nią od dłuższego czasu i w końcu mam :3
J. Kristoff "Tancerze burzy" - co do tej książki miałam pewne wątpliwości, ale ostatecznie uznałam, że najlepiej będzie samemu przekonać się co i jak
J. Green "Szukając Alaski" - to była tylko kwestia czasu ;)
A. Zielińska-Elliott "Haruki Murakami i jego Tokio. Przewodnik nie tylko literacki" - spontaniczny zakup, akurat uśmiechnęła się do mnie z półki w księgarni, przecież nie mogłam odmówić...
Y. Toboso "Kuroshitsuji" (14)
Nokuto Koike "6000" (2)
Shirow Miwa "DOGS" (3) i "Stray dogs howling in the dark" - w końcu jest brakujący tomik! No i kupiłam też ten dodatkowy (na jego podstawie powstało OVA)
Lee Hyeon-sook "Savage Garden" - moja pierwsza manhwa. :D Do tego zakupu skłoniło mnie kilka pozytywnych opinii, zobaczymy jak wypadnie w moich oczach.
Kupiłam też książeczkę "Kana na wesoło. Katakana" (hiraganę już praktycznie umiem, więc czas zabrać się za to), kurs podstawowy z japońskiego (książka i dwie płyty) oraz słowniki - japońsko-polski i polsko-japoński (nie było jednego łączonego). Taka dodatkowa motywacja do nauki. ;P Ale czy to nie dziwne, że jeden jest w twardej okładce, a drugi nie? W każdym razie dobrze, że są.

Wygląda na to, że przez jakiś czas będę miała co czytać, na szczęście już niedługo zaczynają mi się ferie.  Poza tym właśnie jestem w trakcie "Kafki nad morzem" Murakamiego. A Wy co teraz czytacie? No i jeszcze jedno pytanie: dodać najpierw recenzję mangi ("Basement") czy anime ("Mondaiji-tachi ga Isekai Kara Kuru Sou Desu yo?")? :)

sobota, 11 stycznia 2014

N. Sparks "Dla ciebie wszystko"


Dla ciebie wszystko - Nicholas Sparks

Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 399

W młodości zakochali się w sobie nawzajem, jednak ich związek z góry skazywany był na porażkę. Ona pochodziła z szanowanej rodziny Collier'ów, on był jednym z Cole'ów, zbrodniarzy z dziada pradziada. I choć całkowicie różnił się od swoich krewnych, nikogo to nie obchodziło. Dla wszystkich mieszkańców był kimś, z kim nie należy się zadawać. Mimo to starali cieszyć się sobą dopóki mogli. Aż nadszedł czas rozstania i każde z nich poszło swoją drogą. Oboje przekonali się jednak, że o prawdziwej miłości nie tak łatwo zapomnieć, a natrętnie wkradające się do umysłu wspomnienia przeszłych zdarzeń wciąż są żywe...
Po ponad 20 latach, za sprawą śmierci człowieka, który obojgu był bliski, Dawson i Amanda znów powracają w rodzinne strony. On jako stary kawaler mający za sobą ciężkie życie, ona jako szczęśliwa matka trójki dzieci i nieco mniej szczęśliwa żona mężczyzny, który popadł w alkoholizm. Jak wpłynie na nich ponowne spotkanie? Czy pozwolą tłumionemu przez lata uczuciu znów rozkwitnąć pomimo tak licznych przeciwności? Jaką podejmą decyzję w chwili, gdy żadna z możliwości nie wydaje się w pełni właściwa? Wieczna tęsknota za utraconą miłością, czy rozbicie rodziny? Nie ma nic pomiędzy...

Może nie jest wciągająca od samego początku (w końcu najpierw przydałoby się naświetlić całą sytuację), jednak wkrótce akcja zaczyna się rozwijać. Poza wspomnieniami głównych bohaterów i ich rozterkami pojawia się cały szereg dodatkowych wątków - zawistna rodzina Cole'ów (zwłaszcza pewien nieprzewidywalny kuzyn), pretensje matki Amandy, a także trochę na temat rodziny Bonnerów i człowieka, który był dla dwójki naszych bohaterów jak drugi ojciec. Każdy z nich jest w pewien sposób powiązany z główną historią, a wydarzenia powoli się zazębiają, zmierzając do finału. Co do Amandy i Dawsona, zostali oni ciekawie przedstawieni, nie są to jedynie płytkie postacie, które żyją wyłącznie miłością. Zdają sobie sprawę z otaczającej ich rzeczywistości, która sprawia, że targają nimi sprzeczne uczucia. Które z nich okażą się silniejsze?

W "Dla ciebie wszystko" nie brakowało też zwrotów akcji, nawet biorąc pod uwagę, że znalazło się kilka dość przewidywalnych momentów, zwłaszcza końcówka. To przyjemne i raczej wciągające love story o miłości szczerej, jedynej w swoim rodzaju, a jednocześnie trudnej, niosącej ze sobą ogromne konsekwencje. Nie można przecież mieć wszystkiego.
Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Sparks'a i myślę, że nie ostatnie. Choć zwykle nie sięgam po romanse, nie mam nic przeciwko przeczytaniu czegoś takiego raz na jakiś czas. Ale raczej niezbyt często. ;)

"Miłość zawsze mówi więcej o tych, którzy ją odczuwają niż o tych, którzy są jej obiektem."
7/10

niedziela, 5 stycznia 2014

J. Fielding "W pajęczej sieci"


W pajęczej sieci - Joy Fielding

Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 432

Charlie Webb, niezamężna matka dwójki dzieci, z zawodu reporterka, nie boi się poruszać kontrowersyjnych tematów. Ma swoją stałą rubrykę w pewnym magazynie, gdzie co tydzień ukazują się jej felietony. Zawsze jest ze sobą szczera, pisze, co myśli i nie zważa na innych. Dzięki swojej postawie zjednała sobie nie tylko wielu wiernych czytelników, ale i zagorzałych przeciwników. Nie ma też co liczyć na wiele sympatii ze strony współpracowników, jednak jest do tego przyzwyczajona. Również relacje w jej rodzinie nie są do pozazdroszczenia. No ale tymczasem dość na ten temat, przejdźmy teraz do innej kwestii.
Pewnego dnia dostała list od Jill, swojej fanki. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nadawczyni nie przebywała w tej chwili w więzieniu. Ta młoda jeszcze dziewczyna jest tą samą osobą, o której jakiś czas temu napisała Charlie, nazywając ją krwawą nianią. Pomimo wielu niewybrednych słów, które przeczytała na swój temat w felietonie, nadal pozostała wielbicielką jej twórczości, co więcej, pragnie aby Charlie przekonała się, że nic nie jest czarno-białe i pomimo popełnionych zbrodni ma także swoje drugie oblicze. Proponuje reporterce współpracę. Tylko czy to rozsądne?
Charlie wie, że nie powinna się w to mieszać, jednak zawodowa ciekawość wkrótce zwycięża, a historia niani, która doprowadziła trójkę dzieci do śmierci poprzedzonej torturami wywiera na nią znaczący wpływ. Prace nad książką trwają, Jill świetnie się bawi, zwodząc dziennikarkę, która z powodu kolejnych niepokojących maili coraz bardziej zaczyna obawiać się o swoje dzieci. A jej strach jest najwyraźniej uzasadniony. W tym samym czasie wdaje się również w romans i próbuje na nowo nawiązać rodzinne więzi, które od dawna były w opłakanym stanie. Czy podoła temu wszystkiemu?

Wraz z rozwojem akcji, życie Charlie stopniowo ulega zmianie, najwyraźniej na lepsze, choć w międzyczasie spotka ją także wiele przykrości, także te związane z jej rodziną. Siostry, wszystkie odnoszące sukcesy, praktycznie się do siebie nie odzywają, ojciec zerwał z nią kontakt za to, że pozwoliła matce (która dawniej odeszła od nich do innej kobiety) na nowo stać się częścią jej życia. Jest jeszcze brat z potencjałem przysłoniętym przez problemy z alkoholem i narkotykami. A do tego wszystkiego mamy jeszcze Jill, pogróżki oraz nową sympatię. Na brak wrażeń nie mamy co narzekać, jednak najlepiej będzie, jeśli o tym przekonacie się już sami.

Z początku czułam do Charlie pewną niechęć i choć z czasem było już lepiej, nadal podchodziłam do niej z dystansem. Zdecydowanie większą sympatię poczułam do Brama (jej brata) i to pomimo jego nałogów. Dziwne? Może trochę, ale tak po prostu było. Jill z kolei z początku wydaje się szczera, jednak złudzenie to szybko opada, dając wyraz jej prawdziwej naturze - przebiegłej, pozbawionej uczuć manipulantce. Co takiego zrodziło się w jej chorym umyśle, że była zdolna do takiego okrucieństwa? Co jeszcze nie wyszło na jaw? I rzecz najważniejsza, jaki będzie jej następny krok?
Książka całkiem pozytywnie mnie zaskoczyła. Była wciągająca i choć nie zawsze zgadzałam się z główną bohaterką, była ona wyrazista i ciekawa. Jeśli chcecie wiedzieć, jak zakończyła się ta historia, zapraszam do lektury.

8/10