sobota, 31 stycznia 2015

Stosik 01/2015

Tak więc przyszedł czas na pierwszy tegoroczny stosik (choć część tych książek stoi sobie na półce już od grudnia). Dwie już przeczytane książki nie załapały się do zdjęcia, ponieważ zdążyłam je już komuś pożyczyć.

Ai Yazawa "Paradise Kiss" (4) - Przedostatni tom. Niestety nakład na ostatni się skończył i nie mam gdzie go dokupić. A szkoda, bo manga naprawdę ciekawa. T.T
Karakarakemuri "Śmiech w chmurach" (2) - Kolejna obwoluta również robi wrażenie, a z fabułą nie jest gorzej. Jestem ciekawa dalszych wydarzeń.
Kazue Kato "Ao no Exorcist" (8) - Nie wiem dlaczego, ale wydawało mi się, że w tym tomie miał się skończyć wątek z nieczystym królem. A tymczasem na zakończenie przyjdzie mi poczekać do kolejnego tomiku. No cóż, trudno. Przynajmniej Kuro jest na okładce. ;3
Hiromu Arakawa "Fullmetal Alchemist" (8)
Sirow Miwa "DOGS" (9-10) - Pytań wciąż przybywa, akcja nie zwalnia i wciąż nie mam pojęcia, co z tego wyniknie.
KattLett "Hunting For Online Demons" - Kupione właściwie w porywie chwili. Byłam ciekawa kolejnej stworzonej przez KattLett historii (tym razem light-novel), a że cena była dość zachęcająca...
Kalendarz 2015 - Gratis do zamówienia.

Yukio Mishima "Zimny płomień" - Tę książkę miałam na oku już od jakiegoś czasu, ale jej kupno cały czas odkładałam na później. W końcu się doczekała.
J. Chmielewska "Duża Polka" i "Romans wszech czasów" - Tak się jakoś złożyło, że na moją półkę zawitały jeszcze dwie książki Chmielewskiej.
J. Green, M. Johnson, L. Myracle "W śnieżną noc" - Zrecenzowane, aktualnie pożyczone.
M. Musierowicz "Wnuczka do orzechów" - Prezent. Miło było znów poczuć ten klimat Jeżycjady, aktualnie pożyczone.
M. Bułhakow "Mistrz i Małgorzata" - Prezent. W końcu będę miała okazję przeczytać tę książkę.
Shin Kyung-sook "Będę tam" - Prezent. Zapoznawania się z literaturą koreańską ciąg dalszy.
S. Fitzek "Kolekcjoner oczu" - Prezent, przeczytana. Od dawna planowałam zapoznać się z twórczością  tego autora.
M. Quick "Wybacz mi, Leonardzie" - Prezent. Właśnie ta powieść Quicka ciekawi mnie najbardziej.
K. Garcia, M. Stohl "Beautiful Redemption" - Moja pierwsza anglojęzyczna powieść. Już od dłuższego czasu się nad nią zastanawiałam, po części dlatego, że nie chciałam zostawiać tej serii niedokończonej, a polskiego wydania jak nie było, tak nie ma. Poza tym uznałam, że będzie mi nieco łatwiej czytać po angielsku znając bohaterów i przedstawione w książce realia. Aktualnie czytam.

Czytaliście coś z tego? Jak wrażenia? :)

czwartek, 22 stycznia 2015

J. Kristoff "Tancerze Burzy"


Wydawnictwo: Uroboros
Ilość stron: 448
Seria: Wojna Lotosowa (1)

Narcystyczny, bezwzględny szogun wyznacza swojemu mistrzowi łowczemu zadanie - ma schwytać arashitorę, tygrysa burzy. Problem w tym, że ten mistyczny stwór już lata temu został uznany za gatunek wymarły, a co dopiero teraz, w tym zanieczyszczonym do granic możliwości kraju. A jednak rozkaz to rozkaz, więc Masaru, już nie tak młody, a do tego uzależniony od lotosu samuraj, wraz z córką Yukiko, dwojgiem kompanów - Akihito i Kasumi oraz wyznaczoną załogą wyrusza na poszukiwania legendarnego, budzącego grozę i podziw podniebnego stworzenia. To z kolei zapoczątkuje szereg niespodziewanych zdarzeń, otworzy Yukiko oczy na wiele nowych spraw, a także całkowicie odmieni jej dotychczasowe życie. I nie tylko jej.

"Tak właśnie deszcz zamienia się w powódź. Kropla po kropli."

Nie jest to historia, która już od pierwszych stron porywa czytelnika w wir akcji. Potrzeba czasu, by zapoznać się z rzeczywistością wysp Shima - szkarłatnym niebem, wszechobecnymi trującymi wyziewami, zanieczyszczonymi miastami i rozciągającymi się na wszystkie strony polami krwawego lotosu, stopniowo wyniszczającego glebę, na której rośnie. Trzeba przywyknąć do niesprawiedliwego podziału społeczeństwa i ciągłego widoku ludzi w goglach, z aparatami oddechowymi lub chustami nasuniętymi na usta. A to wszystko przez lotos, którego okupiona tak wielką ceną eksploatacja wzbogaca ludzi najbardziej wpływowych, pozwala na coraz większą mechanizację kraju, a najbiedniejszym odbiera nawet te nieliczne dobra, które posiadają.

Potem jednak akcja szybko się rozkręca i możemy w pełni dostrzec inne oblicze kraju - przepełnionego japońskimi wierzeniami i tradycjami, samurajami, walką, kapryśnymi bóstwami oraz czającymi się w mroku demonami. Autor wykorzystał tu motyw, który bardzo lubię - dzikie stworzenie i człowiek, z początku niechętni, jednak z każdą chwilą pogłębiający istniejącą między sobą więź. Lektura "Tancerzy burzy" może być także okazją do bliższego przyjrzenia się japońskim wierzeniom: od historii Izanami i Izanagiego, po kilka innych spośród ważniejszych bóstw. Na końcu książki znajduje się słownik pojęć, który nie zaszkodziłoby przejrzeć jeszcze przed rozpoczęciem lektury.

"Pewnego dnia pojmiesz, że czasami wszyscy musimy coś poświęcić w imię czegoś większego."

Yukiko jest temperamentna, narwana, pyskata, odważna, uczciwa i nie potrafi w spokoju przejść obok czyjejś tragedii. Ma też za złe ojcu wiele rzeczy, chociażby jego uzależnienie oraz nieobecność matki. Właśnie taką ją poznajemy, jednak w trakcie lektury zachodzi w niej wiele poważnych zmian, dziewczyna znacznie wydorośleje. Nieco pretensjonalne są jej ciągłe westchnienia do kogoś, kogo widziała tylko raz, jednak nawet sama Yukiko gani się za tego typu myśli. Co do pozostałych bohaterów, wielu z nich również jest wartych uwagi - Masaru, który w zamglonym lotosowymi oparami umyśle skrywa dawną tragedię i niewłaściwe wybory, dumny arashitora, któremu za sprawą Yukiko coraz bliżej do ludzkiego świata, Kin, który nie miał wpływu na wybór swojej drogi życiowej, a także postacie, które poznajemy dopiero później i w związku z tym nie będę się o nich rozpisywać.

Miłość i zauroczenie, przyjaźń i poświęcenie, honor lub jego brak, lojalność, wątpliwości i trudne wybory, a to wciąż nie wszystko, co znajdziemy w "Tancerzach burzy". Autor wykreował bardzo ciekawy świat, w którym boskie wpływy konkurują z wszechogarniającą kolejne połacie ziemi mechanizacją. Świat, gdzie lotos jest źródłem większości zła, a społeczeństwo mimo to nieustannie z niego korzysta. Nie zabrakło tu też wątku romantycznego, który na całe szczęście nie zdominował reszty. Całość mogłaby się właściwie zakończyć na tym jednym tomie, więc nie wiem, czy sięgnę po kontynuację (o ile w ogóle zostanie wydana). Tak czy inaczej, polecam.

"Bo każdy z nas, Yukiko-chan, ma w sobie coś, co uwielbia siłę tłumu, co nakazuje nam płynąć
 z prądem wraz z towarzyszami. Coś, co pragnie przynależeć."
7/10

sobota, 17 stycznia 2015

M. Strandberg, S. B. Elfgren "Krąg"


Wydawnictwo: Czarna Owca
Ilość stron: 574
Seria: Engelsfors (1)

Małe, zapomniane i zdecydowanie nie należące do przytulnych miasteczko gdzieś na końcu świata nagle staje się centrum wydarzeń ściśle powiązanych z magią. Właśnie tam sześć jakby przypadkowo wybranych dziewczyn, w blasku czerwonego księżyca wiedzionych tajemniczą siłą, spotyka się w jednym miejscu. Tam też dowiadują się o swoim przeznaczeniu i czyhającym na nie śmiertelnym niebezpieczeństwie. Coś jest jednak nie tak - zamiast jednego Wybrańca z przepowiedni pojawiła się ich szóstka. A nawet siódemka, licząc nieżyjącego już Eliasa. Gdzieś w pobliżu czai się zło, które nie spocznie, zanim pozostali Wybrańcy nie podzielą losu chłopaka.

Wydawałoby się, że w takiej sytuacji współpraca byłaby dość oczywistą reakcją. Nie ma jednak tak łatwo. Dziewczyny różnią się od siebie tak bardzo, że nawiązanie jakiegokolwiek porozumienia wydaje się czystą abstrakcją, a próby zignorowania całej tej sprawy bynajmniej nie pomagają. Jak podchodząca do nauki poważnie Minoo, powszechnie lubiana Rebeca z zaburzeniami odżywiania, prześladowana od podstawówki Anna-Karin, zbuntowana Vanessa, Linnea ze swoim nietypowym stylem i będąca prawdziwą zołzą Ida mają się zaprzyjaźnić, skoro łączące je relacje są tak dalekie od koleżeńskich? I czy zdążą tego dokonać, zanim dojdzie do kolejnej tragedii?

Bohaterki mają wiele wad - to nie ulega wątpliwości. W wielu momentach zachowują się nieodpowiedzialnie, unoszą się dumą, wiecznie się kłócą i nie mogą dojść do porozumienia. Z jednej strony jest to dość denerwujące, bo zamiast dopingować poszczególne bohaterki pozostaje nam jedynie wytykanie im błędów z płonną nadzieją, że w czymś to pomoże. Zaletą tak wykreowanych postaci jest jednak pewna autentyczność - w żadnym wypadku nie są ideałami a ludźmi z krwi i kości. Daje to też możliwość zaobserwowania zmian zachodzących w nich samych (nie zawsze na lepsze), jak i w ich wzajemnych relacjach. Kolejnym plusem jest możliwość przyjrzenia się sytuacji rodzinnej niemal każdej z nich, co stanowi ciekawy i dość dobrze rozbudowany wątek, choć Ida została tu niejako pominięta.

"Bo tak jest w tym cholernym mieście, myśli Minoo. Jesteś tylko tym, kim inni myślą, że jesteś."

Z powodu natłoku postaci i fragmentaryczności rozdziałów (zwłaszcza na początku) łatwo o dezorientację, jednak pozwala to szybko dać się porwać w wir wydarzeń, których z pewnością tu nie brakuje. Magia została tu przedstawiona ciekawie, w dość staroświeckim wydaniu - magiczne księgi, rytuały i wywary, co, podobnie jak ładne wydanie, dodaje powieści pewnego uroku. Bohaterkom stale towarzyszy poczucie niepewności, nie wiedzą komu ufać, obawiają się zawierzyć nawet sobie nawzajem, a wskazówek mają tyle, co kot napłakał. W połączeniu z zapomnianym przez świat miasteczkiem świetnie buduje to klimat powieści i sprawia, że po prostu chce się czytać.

Książka skierowana jest główne do młodzieży - to widać.  Choć powieść z pewnością ma swoje wady, jest również wciągająca. Choć bohaterki niejednokrotnie działały mi na nerwy, lektura okazała się całkiem przyjemna. Dzieje się dużo, wydarzenia są ciekawe i niejednokrotnie owiane aurą tajemnicy. Chwile, jakie spędziłam razem z mieszkańcami Engelsfors, pomimo wszystkich zgrzytów, będę miło wspominać i z chęcią sięgnę po kolejną część serii - "Ogień".

"-[...] Musicie ukrywać przed innymi waszą przyjaźń.
- W szkole też? - pyta Anna-Karin.
- Zwłaszcza w szkole. To miejsce zła.
- Wiedziałam - mruczy Linnea."
7/10

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Podsumowanie anime na jesień 2014

Cóż, tym razem nie zabierałam się za zbyt wiele nowych serii, a zamiast tego nadrobiłam trochę starszych tytułów.

Akatsuki no Yona
Ilość odcinków: ?
Ocena: 7

* trwające
Z początku Yona to dość zwyczajna, rozpieszczona księżniczka, ale biorąc pod uwagę to, co musiała następnie przejść, jakoś mi to nie przeszkadzało. Po ucieczce z zamku Yona nie zmienia się ot tak - zamyka się w sobie, przechodzi przez otępienie, by następnie stopniowo dochodzić do kolejnych wniosków kształtujących jej nową osobowość. Przy jej boku pozostaje oczywiście niezawodny, choć czasami dość ironiczny Hak. A co dalej? Jeszcze się przekonamy.
Wtrącane na początku zapowiedzi przyszłych wydarzeń pozwalały sądzić, że akcja rozwinie się całkiem szybko, tymczasem wszystko toczy się własnym rytmem - jest czas zarówno na nieco nagłych zmian, jak i dłuższe przemyślenia. Opening jest dość nietypowy (to sama melodia, bez słów), jednak pasuje do tej produkcji. "Akatsuki no Yona" jest sympatyczne i pełne humoru i choć z początku nieco je zaniedbywałam, ostatecznie się wciągnęłam.


Garo: Honoo no Kokuin
Ilość odcinków: 24
Ocena: 7

* trwające
Dziecko urodzone na stosie, polowanie na czarownice i czarowników, naprawdę ciekawa kreska (choć wymyślne zbroje trochę nie pasowały do średniowiecznej stylistyki), a do tego kilka odważniejszych scen (i to nie takich typu ecchi, za którymi, delikatnie mówiąc, nie przepadam) - to wszystko sprawiło, że byłam bardzo ciekawa tego anime.
Nie jest to jedna z produkcji ukazujących krystalicznie czystego, niepokonanego bohatera. Leon ma swoje chwile słabości, popełnia wiele błędów, powodu do walki szuka tam, gdzie nie powinien, wciąż się rozwija i nie jest to bezbolesna nauka.
Z początku horrory (tamtejsze demony) przywodziły mi na myśl akumy z "D.Gray-man" i przyznam, że było w tym trochę racji. Opening wpada w ucho. Lubię tego typu produkcje, więc oglądało mi się całkiem przyjemnie i niecierpliwie wyczekuję kolejnych odcinków.


Gugure! Kokkuri-san
Ilość odcinków: 12
Ocena: 5

Z początku sama nie wiedziałam, jak to z tą serią będzie. Znalazło się trochę obiecujących tematów, jednak to wszystko wciąż jeszcze mogło zostać zaprzepaszczone.
Mała, samotna dziewczynka prosi Kokkuriego, by odpowiedział na jej pytanie, jednak zamiast oczekiwanej odpowiedzi w formie zbioru znaków, bóstwo pojawia się we własnej osobie. Niezadowolona dziewczynka postanawia wypędzić przybysza, jednak ten, widząc jaki niezdrowy, samotny tryb życia prowadzi, postanawia się nią zaopiekować.
Tak oto rozpoczyna się nowe, pełne problemów życie Kokkuriego, a wraz z rozwojem fabuły dołączą do niego także inne postacie, które wprowadzą jeszcze więcej zamieszania. Cóż, bywało zabawnie, jednak ogólnie rzecz biorąc humor był na dość niskim poziomie. Znalazło się też trochę dość niesmacznych żartów. Anime pozostawiło sporo niedomkniętych wątków, dostajemy miszmasz różnych, niezbyt powiązanych ze sobą historii. Opening z początku wydawał mi się dość dziwny, ale ostatecznie go polubiłam. "Gugure! Kokkuri-san" nie zachwyca. Jest dość przeciętne, jednak da się je obejrzeć bez większych uszczerbków na psychice.


Kiseijuu: Sei no Kakuritsu
Ilość odcinków: 24
Ocena: 7

* trwające
Współpraca chłopca i zamieszkującego jego rękę pasożyta? Cóż, z pewnością jest to koncepcja inna od wszystkich, dlatego też postanowiłam dać tej serii szansę. Nie spodziewałam się wtedy, że będzie to jedno z tych anime, na których nowe odcinki będę wyczekiwała najbardziej.
Bardzo spodobał mi się pomysł na to anime. Współpraca Izumiego i pasożyta, jak by się można było spodziewać, nie przebiegała bezproblemowo - chłopakowi trudno było zaakceptować to, że zamiast ręki ma jednego z żywiących się ludźmi potworów (choć akurat Migi nie wykazywał takich zapędów), który w dodatku pozbawiony jest wszelkich ludzkich uczuć. Do tego dochodzi też niedająca spokoju świadomość, że jako jedyny wie, kto stoi za coraz liczniejszymi morderstwami. Poza tym, czy obecność pasożyta i na niego w jakiś sposób nie wpłynie?
Nieco zaskoczyło mnie (pozytywnie) dość nietypowe brzmienie openingu (a może to po prostu ja nie trafiam na anime z tego typu muzyką?), z kolei ending szybko wpada w ucho i bardzo przyjemnie się go słucha. Nie chcę się teraz za bardzo rozpisywać (może później pokuszę się o napisanie pełnej recenzji), dodam tylko, że nie mogę się doczekać kolejnych odcinków.


Mushishi Zoku Shou 2nd Season
Ilość odcinków: 10
Ocena: 8

Odnośnie tego anime nie miałam wątpliwości i wiedziałam, że na pewno je obejrzę. I... właściwie nie wiem, co więcej mogłabym napisać. "Mushishi" to po prostu "Mushishi" - kolejne ciekawie przedstawione historie, piękna ścieżka dźwiękowa, inny dla każdego odcinka ending, jak zawsze tajemniczy świat mushi.






Psycho-Pass 2
Ilość odcinków: 11
Ocena: 8

Pierwszą serię obejrzałam na krótko przed rozpoczęciem emisji drugiej i byłam bardzo ciekawa, co twórcy zaoferują nam tym razem. Byłam zadowolona z tego, że i tym razem za opening odpowiadał jak zawsze świetny zespół Ling Tosite Sigure, a za ending EGOIST, jednak było mi szkoda, że anime będzie liczbyć tylko 11 odcinków. Okazało się jednak, że ta ilość była dokładnie w sam raz i nie byłoby sensu przedłużać. Dzięki temu historia zachowuje szybkie tempo i nie brak tu nagłych zwrotów akcji. Nowy, nieuchwytny dla skanerów przestępca, w którego istnienie początkowo nikt nie wierzy, kolejne ideowe rozterki, a także intrygi knute w samym Biurze Bezpieczeństwa - wszystko to przedstawia się bardzo ciekawie. Nie inaczej jest w przypadku bohaterów, zarówno tych znanych z poprzedniej serii, jak i tych całkiem nowych. Uważam, że kontynuacja utrzymała poziom poprzedniej serii.
Bardzo kibicowałam Akane, więc tym bardziej irytowała mnie postawa nowej inspektor - Shimotsuki Miki i jej ślepa wiara w sprawiedliwość Sybilli. Właśnie taka była jednak jej rola, która ostatecznie wypadła bardzo przekonująco.


Shigatsu wa Kimi no Uso
Ilość odcinków: 22
Ocena: 7

* trwające
Tym, co przyciągnęło mnie do tego anime są bardzo przyjemna dla oka kreska (i barwna kolorystyka) oraz wyczuwalny od samego początku, niezwykle urzekający klimat całości. Nie brakuje tu dramatów - od traumy głównego bohatera, przez którą nie chce zasiadać przed pianino (czemu i tak nie może się oprzeć), po tłumione uczucia, sprawy zachowywane w sekrecie i tym podobne rzeczy. Mimo to "Shigatsu wa Kimi no Uso" to niezwykle sympatyczna, pełna ciepła seria. A głównym tego powodem jest obecność Kaori - kochającej muzykę skrzypaczki, która swoją muzyką pragnie poruszać ludzkie serca (i nie, nie ma w tym nic pretensjonalnego). To właśnie ona nada barw monotonnemu dotąd życiu Kouseia i doda odwagi, by spróbował jeszcze raz, by nie rezygnował z tego, co kocha.
Może i nie jest idealnie, jednak naprawdę nie potrafię wymienić żadnych wad tego anime. Bywa uroczo, zabawnie, dramatycznie, smutno (oszczędzę Wam dalszego wymieniania). Z początku obawiałam się, że pojawi się trójkąt miłosny, na szczęście obecnie nic na to nie wskazuje. Nie można też zapomnieć o wszechobecnej muzyce - zarówno openingu w wykonaniu Goose House, jak i licznym klasycznym utworom rozbrzmiewającym w całej serii.


Serie porzucone:

Orenchi no Furo Jijou
Ilość odcinków: 3/13

Właściwie sama nie wiem, dlaczego zdecydowałam się na to anime, po prostu zwiastun wydał mi się jakiś taki... sympatyczny? Cóż, szybko pozbyłam się tych złudzeń. Pierwszy odcinek nie miał w sobie nic, co by mnie zainteresowało, jednak skoro trwał tylko 4 minuty, postanowiłam obejrzeć jeszcze jeden i wtedy zdecydować, co dalej. A dalej też nie było zachwycająco, choć jakoś nie potrafiłam jednoznacznie odrzucić tego anime. Przynajmniej do trzeciego odcinka, kiedy już definitywnie zrezygnowałam.
A nieco mocniejsze brzmienie openingu było prawie zachęcające. Eh...

środa, 7 stycznia 2015

J. Chmielewska "Lesio"


Wydawnictwo: Olesiejuk
Ilość stron: 315
Kolekcja: Królowa Polskiego Kryminału (1)

Myślę że, autorka już na początku książki bardzo trafnie ujęła, jak to z tym Lesiem jest, dlatego też po prostu przytoczę jej słowa: "Lesio bowiem istnieje. Istnieje wyraźnie, realnie, zdecydowanie, a niekiedy nawet z hukiem. [...] Charakter Lesia, acz szlachetny, jest nad wyraz skomplikowany, dusza pełna fantazji, a życiorys bogaty w wydarzenia. Może nie wszystkie z opisanych tu czynów popełnił. Ale z pewnością do wszystkich był zdolny."

Na tę książkę składają się trzy opowiadania. W "Zbrodni niedoskonałej" przede wszystkim przyzwyczajamy się do nietypowości Lesia. A przynajmniej mi zajęło to dłuższą chwilę. Możemy przyjrzeć się jego zbrodniczym zapędom (w końcu właśnie one są tu głównym tematem), codzienności i wpływowi różnych czynników na efektywność jego działalności zawodowej. Poznamy też opinię, jaką mają na jego temat współpracownicy. "Napad stulecia" ukazuje losy naszego zespołu architektów w czasie bezpośrednio poprzedzającym ogłoszenie wyników pewnego bardzo dla nich ważnego konkursu. A łatwo im nie będzie, gdyż pochłonięci konkursowym projektem zaniedbali pozostałe obowiązki. Jak wydostać się z poważnych kłopotów finansowych? Cóż, sposoby mogą być różne, a ponieważ mamy tu do czynienia z Lesiem... Podczas ostatniego opowiadania - "Droga do chwały" - zespół architektów, powiększony o osobę pewnego cudzoziemca, wybiera się na prace w terenie. Aby nie zdradzać za wiele dodam tylko, że bez kłopotów się oczywiście nie obejdzie.

Względem "Lesia" miałam dość duże oczekiwania, gdyż słyszałam o nim sporo dobrego. A jednak tym, co odczułam po rozpoczęciu lektury było rozczarowanie. Rozczarowanie, gdyż jedna z najpopularniejszych książek Chmielewskiej (skądinąd lubianej przeze mnie autorki) zdawała się reprezentować ten typ humoru, którego, krótko mówiąc, nie trawię. Z każdą kolejną stroną z pewnym niesmakiem cisnęło mi się na usta pytanie: jak taki Lesio zdołał się do tej pory uchować na tym świecie? Pomimo początkowych zgrzytów, później było już lepiej. Może przywykłam, może autorka nieco spuściła z tonu, ale tak czy inaczej zaczęło się robić zabawnie. Nic jednak nie poradzę na to, że mimo wszystko akcja jakoś mi się dłużyła. Momenty, w których szczerze się śmiałam przeplatane były wydarzeniami w moim mniemaniu przeciętnymi lub nawet gorzej. Aż przyszedł czas na ostatnie z opowiadań, które sprawiło, że dałam "Lesiowi" lepszą ocenę, niż początkowo zamierzałam. Bo było naprawdę zabawnie, bo praktycznie żaden szczegół mnie nie denerwował. I to jest właśnie Chmielewska, którą lubię.

Pozwólcie więc, że teraz skupię się na plusach. Obecność obcokrajowca, z którym zespół ledwo był w stanie się porozumieć, wprowadziła naprawdę wiele humoru. Liczne nieporozumienia, przeinaczanie słów, mieszanka języków i próby zrozumienia sensu całości dawały przekomiczny efekt. Do tego dochodzą również zabawne, niekiedy niebezpieczne sytuacje, których inicjatorem zwykle jest Lesio oraz wydarzenia przebiegające niebezpiecznie blisko granicy ze zbrodnią. A wszystko to z dużą dawką wszechobecnego humoru i ironii.

Mimo wszystkich moich uwag nie odradzam nikomu "Lesia". Początkowe trudności w zaakceptowaniu tytułowego bohatera ostatecznie zostały mi w pełni wynagrodzone. "Droga do chwały" zdołała przyćmić wszystkie moje dotychczasowe narzekania. Może i w Waszym przypadku tak będzie, może nawet będziecie się dobrze bawić już od samego początku, pomimo fajtłapowatości, nieporadności i niewątpliwych braków w charakterze Lesia. Ostateczna decyzja jak zawsze należy do Was.
"Człowiek, który stracił wszystko, siłą rzeczy nie ma już nic do stracenia. Lesio stał się nagle takim właśnie człowiekiem. Po trzecim kolejnym klinie poglądy na swoją sytuację ustalił ostatecznie i poczuł się nawet dumny, że tak imponująco udało mu się stoczyć w przepaść."
6/10

sobota, 3 stycznia 2015

L. Patrignani "Wszechświaty"


Wydawnictwo: Dreams
Ilość stron: 272
Seria: Wszechświaty (1)

Z początku w ogóle nie planowałam sięgnąć po tę książkę. Jej zakup był całkowicie spontaniczny i w dużej mierze zaważyła tu okazja do zdobycia książki z podpisem autora. No i tak właśnie przyszło mi się zapoznać z nie tylko z teorią Wieloświatów, ale i wieloma występującymi tam zależnościami.

Alex i Jenny nie mają ze sobą prawie nic wspólnego. On mieszka we Włoszech, ona w Australii. Tym, co ich łączy są niespodziewane utraty przytomności, podczas których mogą się ze sobą komunikować. I choć przypadłość ta może być dokuczliwa, bardzo ją sobie cenią. Mają też nadzieję, że pewnego dnia będzie im dane się spotkać. A jak powszechnie wiadomo, czasami szczęściu trzeba pomóc, dlatego też w chwili, gdy Alex przypadkiem znajduje osobliwe, niezwykle niepokojące nagranie, nie waha się ani chwili dłużej - wbrew wszelkim przeciwnościom wyrusza do Australii, by spotkać się z Jenny. Rzeczywistość okaże się jednak bardziej przewrotna, niż kiedykolwiek śmiał przypuszczać...

Początkowo każdy kolejny rozdział jest nieustannym wyczekiwaniem na chwilę, gdy bohaterowie powinni się spotkać. I jednocześnie chwili, w której cały ich dotychczasowy świat, wszystko, w co wierzyli legnie w gruzach. A co potem? Niepewność, osamotnienie, zwątpienie - tego typu odczuć będzie na pęczki. Alex ma jednak Marco, a Jenny ma Alexa. Czy razem znajdą rozwiązanie? Czy dwójka głównych bohaterów, zamiast zwątpić we własne zdrowie psychiczne, jak tonący brzytwy chwyci się teorii Wieloświatów? Jak mogą odkryć, co ich tak naprawdę ze sobą łączy i jakie niebezpieczeństwo ich czeka? Czy w porę opanują swoje umiejętności i zrozumieją, czym jest Pamięć?

Bohaterów da się lubić. Zwłaszcza obok Marco, ekscentrycznego komputerowego geniusza na wózku nie mogłam przejść obojętnie. Powiedzmy to sobie szczerze, bez jego pomocy tych dwoje nie miało by nawet szansy na spotkanie. Taki przyjaciel to prawdziwy skarb. Alex niejednokrotnie wykazał się zdecydowaniem i odwagą. I oczywiście wielką miłością do Jenny. W tym towarzystwie to właśnie dziewczyna wypada najsłabiej, jednak nie ma co robić wokół tego wielkiego szumu. Ostatecznie nie jest przecież z nią tak źle.

"Wszechświaty" nie zachwyciły mnie jakoś szczególnie, nie zapadły też w pamięć na dłużej. Mimo to nie narzekam, bo w ogólnym rozrachunku czytało mi się całkiem nieźle. Sama teoria Wieloświatów, na której opiera się cała fabuła, przedstawia się interesująco, a uwarunkowane przez obecność Marco nowinki techniczne dodawały całości pewnego smaczku (przynajmniej ja tak to widzę). Nie jestem jednak pewna, czy zdecyduję się na kontynuację. Nie było tu czegoś, co wbiłoby mnie w fotel. Zrozumienie, czym jest Pamięć też nie było szczególnie trudne. Kolejną część mogłabym sobie bez większego żalu odpuścić.

"Pamiętasz, Alex? Aby móc podróżować, wpatrywaliśmy się w pas."
7/10