piątek, 23 lutego 2018

Moje M&A aktualności 4/2017

To nie tak, że pomylił mi się rok. Te aktualności zaliczam jeszcze do poprzedniego roku, po prostu nie udało mi się ich wcześniej opublikować i stąd to lekkie zamieszanie.
Kuroshitsuji Movie: Book of Atlantic | 1h 40 min. | Ocena: 7/10
Wreszcie miałam okazję to obejrzeć. Co prawda historię znam jeszcze z mangi, ale jednak zobaczenie jej w kolorze robi pewną różnicę. Z początku miałam wrażenie, że jakoś szybko to wszystko idzie. W mandze mniej więcej przy tym arcu zaczęłam tracić zainteresowanie całą serią, oglądało się jednak całkiem nieźle. Co ważne, Lizzie w końcu pokazuje swoje drugie oblicze, które diametralnie zmieniło moje postrzeganie tej postaci. Ciekawe czy będzie jeszcze okazja ją taką zobaczyć, czy całkowicie powróci do dawnego zachowania (przestałam czytać podczas arcu z wiedźmą, więc nie wiem co się dzieje dalej).

Cowboy Bebop: Yose Atsume Blues | Special | Ocena: 6/10
Emitowany jako ostatni, w pewnym sensie zastępczy odcinek, kiedy w telewizji ukazały się tylko niektóre odcinki (więcej wyjaśnień w samym specialu). Składa się z wyrywków różnych scen z całej serii oraz komentarzy bohaterów, głównie opowiadających o nich samych. Może bez szału, ale było w porządku.

Koe no Katachi | 2h 10 min. | Ocena: 7/10
Co jest z tą jego metką, która cały czas wystaje?! Tak, właśnie na to musiałam na samym początku ponarzekać. A tak poza tym? Przez te wszystkie pozytywne opinie miałam spore oczekiwania względem tego anime i... nie do końca im sprostało. Może to też kwestia tego, że trzeba było sporo pominąć z mangi (nie czytałam), jednak nie ujęło mnie jakoś szczególnie, czegoś mi tu zabrakło.

Saiki Kusuo no Ψ-nan | 120 odcinków | Ocena: 7/10
I skończone, choć nie oznacza to pożegnania z pojawiającymi się tu postaciami, bo właśnie jakiś czas temu ruszyła kontynuacja. Tak więc zdążyłam w sam raz. A jeśli jeszcze nie znacie tej serii, to może czas spróbować?

Samurai Champloo | 7/26 odcinków
Tyle już razy przy takiej czy innej okazji przewijał mi się przed oczami ten tytuł i w końcu nadszedł czas żeby zobaczyć co to takiego. Jak na razie zapowiada się dobrze. Do openingu jakoś nie potrafię się przekonać, za to ending brzmi całkiem nieźle.

One Piece Film Z | 1h 47 min. | Ocena: 8/10
Co by tu o tym napisać (oglądałam już jakiś czas temu)... No fajnie było. Zdaje się, że to pierwsza kinówka po przeskoku, więc była okazja żeby trochę popisać się nowymi umiejętnościami. Poza tym za każdym razem mnie zaskakuje to, jak bardzo podrasowane są efekty wizualne w porównaniu do głównej serii (jest więc na co popatrzeć). A wiecie, że w endingu śpiewa Avril Lavigne?

Kuroko no Basket: Last Game | 1h 30 min. | Ocena: 7/10
Tym razem Pokolenie Cudów postanawia połączyć siły, by utrzeć nosa pewnej amerykańskiej drużynie, która zbyt śmiało poczyna sobie w ulicznej koszykówce. I żeby wziąć odwet za pokonanych kolegów... a może wręcz obronić honor japońskiej koszykówki. Świetnie było zobaczyć, jak współpracują zamiast współzawodniczyć. Poza tym w tym konkretnym przypadku nie miałam żadnych wątpliwości komu kibicować. Czasami zbyt wydumane, no i te ich umiejętności, które podchodzą już pod supermoce... I ten ich angielski... No ale zabawa była, nawet jeśli na niektóre rzeczy trzeba było przymknąć oko. Chociaż gdyby nie sentyment do całej serii, ocena byłaby niższa.

Natsume Yuujinchou Go Specials | 2 odcinki | Ocena: 8/10
Natsume jak zwykle nie zawodzi... Tylko o czym właściwie były te odcinki? Tak to jest, jak się próbuje coś napisać po paru miesiącach od obejrzenia. A! Już wiem! Ale, tak czy inaczej, tym, którzy wciągnęli się w serię, raczej nie trzeba dodatkowej zachęty. Z kolei jeśli nie znacie Natsume, najwyższy czas to nadrobić. ;)

Natsume Yuujinchou: Nyanko-sensei to Hajimete no Otsukai | 1 odcinek | Ocena: 7/10
Odcinek pokazujący, że Nyanko-sensei, to jednak miękki jest (i nie chodzi mi tu jedynie o jego futerko). W tym dobrym sensie i nie porzuci w potrzebie dwójki dopiero co poznanych dzieci, nawet jeśli nie ma przy nim Natsume, który by go do tego zmusił. ;)

wtorek, 13 lutego 2018

H. Murakami "Zawód: powieściopisarz"

Wydawnictwo: Muza  |  Liczba stron: 288
Kiedy pierwszy raz zobaczyłam zapowiedź nowej książki Murakamiego, pomyślałam sobie: po co mi ona teraz? Przecież tylu jeszcze wcześniejszych jego powieści wciąż nie przeczytałam, a jedna nawet czeka na półce. Kiedy jednak przyjrzałam się jej bliżej, zmieniłam zdanie. W końcu nie ma to jak czytanie o książkach i ich pisaniu.

"Zawód: powieściopisarz" to zbiór esejów tworzonych na przestrzeni kilku lat. O pisaniu, pisarzach, o tym, jak sam Murakami został pisarzem. I o paru innych, mniej lub bardziej powiązanych z tymi tematami zagadnieniach, chociażby japońskim systemie nauczania czy nagrodach literackich. Autor zdecydował się tutaj zwracać bezpośrednio do czytelnika. Przemawia więc do nas ze stron książki, snując swoje opowieści, czasami zbaczając trochę z głównego tematu, często posługując się różnymi przykładami lub nawiązaniami. Wspomina o innych autorach, powieściach, filmach, muzyce (zwłaszcza jazzie), a także… baseballu (jakie to japońskie!). Nie zabrakło też fragmentów, które postanowiłam sobie zaznaczyć, by móc do woli do nich wracać. Pewne spostrzeżenia może nawet postaram się wykorzystać.

Książka ma w sobie coś z wybiórczej autobiografii. Sam autor twierdzi, że nie taki był jego zamiar, a jedynie nie dało się czegoś takiego uniknąć. W pełni zrozumiałe jest przecież, że pisząc o tym, jak rozpoczęła się jego kariera, musiał choć w pewnym stopniu wyjaśnić swoją ówczesną sytuację, a ubierając w słowa swoje poglądy, dać się czytelnikom bliżej poznać. Jak by nie było, ja po prostu lubię jego pisaninę i jej rytm, jak określa to sam autor… może tylko trochę za dużo tutaj przeprasza.

Poznajemy od kuchni sposób, w jaki Murakami pracuje, jak swoją pracę postrzega na przestrzeni lat i z czym się to wszystko wiąże. To z kolei pozwala nam na wyrobienie sobie pewnych poglądów na jego temat. Na temat autora, który choć znany na całym świecie, wciąż pragnie uchodzić za zwyczajnego człowieka i który nie lubi wystąpień publicznych. 

Murakami wspomina tutaj chyba o wszystkich swoich powieściach (i części opowiadań). O jednych dość ogólnikowo, o innych już trochę więcej. Może to być parę informacji na temat ich powstania, bohaterów, czy tego, co dla niego znaczą. Różnie. Nie trzeba przy tym ich znać, choć oczywiście zawsze miło wiedzieć, do czego konkretnie autor się odnosi. A efekt uboczny jest następujący: nabrałam nowych chęci do dalszego zapoznawania się z jego twórczością, a może nawet odświeżenia sobie czegoś z tego, co już znam.

Przez tę książkę się płynie, a przynajmniej takie odnosiłam wrażenie. Podążałam za tokiem myślowym autora, a czas, wraz z kolejnymi stronami, wręcz niepostrzeżenie mijał. I piszę to w jak najbardziej pozytywnym sensie, chociaż przyznam, że w paru przypadkach na myśl przychodziło mi określenie 'lanie wody'. Pewnie znajdą się osoby, które w sporej mierze właśnie tak odbiorą tę książkę, jednak dla mnie "Zawód: powieściopisarz" było naprawdę przyjemnym sposobem na spędzenie wolnego czasu.