piątek, 29 lipca 2016

Moje M&A aktualności 3/2016

Czas na kolejne aktualności. Uznałam, że powinnam dodawać je w miarę regularnie, żeby nagle nie urosły do naprawdę ogromnych rozmiarów... W każdym razie taki był pierwotny plan, który jednak po Otaku Campie (no ale nie narzekam xD) nieco się posypał ze względu na kilka dodatkowych anime, które tam obejrzałam. Postanowiłam więc przenieść niektóre niedokończone jeszcze serie do kolejnego podsumowania.
Nurarihyon no Mago: Sennen Makyou | 24 odcinki | Ocena: 8/10
Za to anime zabrałam się wkrótce po skończeniu pierwszej części (o której pisałam poprzednio). Z początku zaskoczyło mnie chwilowe przeniesienie akcji do dzieciństwa Rikuo, jednak wkrótce wszystko się wyjaśniło. Była też okazja do zobaczenia w akcji samego Nurarihyona. Tym razem seria w o wiele większej mierze skupia się na sprawach youkai, co przy okazji skutkuje tym, że czasami dość nieporadne próby ukrywania tożsamości zostały zredukowane do minimum. Ta część ma więc o wiele mniej irytujących elementów, do tego na prawdę widać, że Rikuo bierze swoje powinności na poważnie, przez co to wszystko po prostu świetnie się ogląda. Zostało wprowadzonych parę nowych postaci, a o kilku z tych już znanych można się dowiedzieć czegoś więcej. No i zapewniam, że akcji tutaj nie brakuje.
Nurarihyon no Mago OVA | 2 odcinki | Ocena: 7/10
Ehh, szkoda, że to już koniec (z anime nie obejrzałam jedynie recapów, choć i to za jakiś czas pewnie nadrobię), no ale jest jeszcze manga. Pierwszy odcinek dotyczy Rihana, Setsury (poprzednia Yuki Onna) i częściowo także Tsurary. Drugi opowiada o początkach klanu Nura, w czym pewien udział miała wizyta w Tono. To takie ciekawostki dla zainteresowanych, zwłaszcza tych, którym szkoda od razu opuszczać świat Nurarihyona.
Hoozuki no Reitetsu OVA | 3 odcinki | Ocena: 7/10
Całkiem przyjemnie oglądało mi się tę serię, więc i na OVA się zdecydowałam i nie żałuję. Czarnego humoru jest tu pod dostatkiem, różnych absurdów również nie brakuje, więc jeśli podobała się Wam seria, to i OVA nie zaszkodzi obejrzeć. Czego się spodziewać? Sporo złotych rybek Hoozukiego, trochę kota-reportera, historii z życia piekielnej idolki (Brzoskwinka, o ile dobrze pamiętam), względności sztuki i paru innych tematów. Chętnie obejrzałabym więcej. Opening został ten sam, ale ending śpiewa Brzoskwinka.
Himouto! Umaru-chan | 12 odcinków | Ocena: 7/10
Uznałam, że czas dokończyć tę serię. Jest na tyle niezobowiązująca, że chętnie oglądam ją zajmując się jednocześnie czymś innym i myślę, że taki sposób sprawdza się całkiem nieźle. A jeśli o samo anime chodzi, perypetie Umaru są naprawdę zabawne, co więcej, pewnie wiele osób odnajdzie w niej część siebie (przyznaję, że ja też ^^''). Część z tych sytuacji wydaje się być aż nazbyt znajomych (świetną sprawą jest więc możliwość stworzenia własnej wersji Umaru, moją możecie zobaczyć w nagłówku notki), choć jednocześnie wiele z nich sprawia wrażenie wyolbrzymionych. Cieszę się, że jednak zdecydowałam się na to anime.
Osomatsu-san | 1/25 odcinków
Słyszałam już co nieco o tej serii i byłam jej coraz bardziej ciekawa, aż w końcu dość spontanicznie włączyłam pierwszy odcinek i... wow... w ciągu 10 minut zdążyli sparodiować tyle anime, że... no nie wiem, aż mnie zatkało? Było naprawdę komicznie i co chwilę wybuchałam śmiechem. A tak ogólem, to podobał mi się cały ten wstęp - czarno-biały, w starej stylistyce, no i te rozterki braci Osomatsu. To po prostu trzeba zobaczyć. Liczę na to, że kolejne odcinki będą równie zwariowane i zajmujące. ^^
Summer Wars | 1h 54 min. | Ocena: 6/10
To anime już od dawna miałam w planach, ale jakoś nie mogłam się za nie zabrać, więc byłam miło zaskoczona, gdy okazało się, że właśnie Summer Wars obejrzymy pierwszego dnia obozu. Oczekiwania miałam dość spore i... niestety trochę się rozczarowałam. Temat ogromnej zależności od cyfrowego świata może i ważny, poważny i tak dalej, ale całość wypadła jakoś tak... przesadnie. Co prawda podobała mi się cała ta rodzinka (noo... z wyjątkami), a zwłaszcza genialna seniorka rodu (specjalnie dla niej nie obniżyłam oceny jeszcze bardziej), jednak wszystko to było zbyt wspaniałe, przez co robiło się pretensjonalne i nie pomogło nawet sporadyczne rozładowywanie sytuacji. A ostatnia bitwa? No proszę! Bardziej efekciarsko już się nie dało? Oczekiwałam czegoś naprawdę dobrego, ale najwyraźniej Summer Wars padło ofiarą przerostu formy nad treścią. A szkoda.
Free!: Eternal Summer | 13 odcinków | Ocena: 6/10
Kiedy wychodził drugi sezon Free!, obejrzałam jedynie pierwszy odcinek, chyba dla basenu z płatkami wiśni. A może endingu? W każdym razie dopiero ostatnio zaczęłam się zastanawiać nad dokończeniem tej serii. Cóż, oglądając Free! z jedną z największych fanek tej serii trudno nie zarazić się choć odrobiną jej entuzjazmu. I przyznam, że oglądało mi się całkiem przyjemnie (zwłaszcza z otrzymywanymi na bieżąco wyjaśnieniami i ciekawostkami xD). Wystawiłabym nawet wyższą ocenę, ale ostatecznie zmieniłam zdanie ze względu na ilość dramatyzmu i paru dość typowych podniosłych tekstów. W każdym razie myślę, że jednak było warto.
Shokugeki no Souma | 24 odcinki | Ocena: 7/10
Naprawdę nie przypuszczałam, że kiedykolwiek zabiorę się za to anime. Co prawda przeczytałam kilkanaście rozdziałów mangi, ale szybko odpuściłam. Do anime nawet się nie przymierzałam, z góry zakładając, że jak dla mnie za dużo tam ecchi. A jednak stało się i nie żałuję. Cały sezon i trzy odcinki kolejnego obejrzałam na Otaku Campie. Moja stosunkowo wysoka ocena częściowo może wynikać z tego, że w grupie po prostu oglądało się jeszcze zabawniej. Poza tym z czasem ecchi zaczyna być trochę mniej, za to dania wciąż prezentują się wspaniale i co najmniej kilka z nich aż chciałoby się spróbować przygotować. Znajdą się też ciekawe postaci (choć nie ukrywam, że niektóre potrafią irytować), kreska ładna, a do tego ten drugi ending... xD

JoJo's Bizarre Adventure
Stardust Crusaders 4/24 odcinki | Diamond is Unbreakable 7/39 odcinków 

Co prawda planowałam się kiedyś zabrać za JoJo, ale od początku, a nie od jednego z kolejnych partów. No ale stało się i teraz naprawdę nie wiem, czy oglądać dalej, zwłaszcza że to tak bardzo specyficzne anime - mięśniacy z nietypowym wyczuciem stylu (a wśród nich niziutki, niepozorny Kouichi), kozackie walki, a do tego stado dziewczątek uganiających się za tymi traktującymi je zwykle jak powietrze osiłkami. Może to i dość uproszczony opis, ale myślę, że wystarczy. Co prawda ciekawi mnie to inspirowanie się muzyką (podobno są tam postaci wzorowane na Bowie'm czy Prince'ie itp.), ale i tak nie zdołam tego wyłapać (poza tym, że jeden ze Standów nazywał się Red Hot Chili Peppers), więc co mi z tego? Jestem nieco ciekawa dalszego rozwoju wydarzeń, ale chyba nie na tyle, by kontynuować oglądanie. Do tego mam zaczęte jednocześnie dwie części (gdybym miała wybierać, to chyba trochę bardziej przekonało mnie Stardust Crusaders). Ehh...

Nurarihyon no Mago | Shiibashi Hiroshi | 84/218 rozdziałów
Po mangę sięgnęłam krótko po obejrzeniu anime i bardzo szybko wciągnęłam się na nowo, nawet jeśli były to już dobrze mi znane wydarzenia... chociaż nie do końca. W mangowej wersji niektóre momenty wyglądały inaczej, czasami miałam też wrażenie, że wszystko dzieje się szybciej. Niektóre wydarzenia wyszły na tym zdecydowanie lepiej, przy innych wolałam wersję z anime, ale w większości obie wydawały mi się ciekawe. Poza tym takie wynajdywanie różnic samo w sobie było interesujące. Co ciekawe, nie ma tutaj tak jasnego podziału, jak w dwóch sezonach anime - wydarzenia są bardziej ciągłe, pojawiają się też wątki, których w anime nie było wcale. No i już teraz widać, że przygód Rikuo będzie więcej, niż zostało to uwzględnione w anime (już teraz trwają wątki z drugiego sezonu, a przede mną wciąż przecież tyle rozdziałów).
Copernicus no Kokyuu | Nakamura Asumiko | 13 rozdziałów | Ocena: 7/10
Już dawno postanowiłam, że w miarę możliwości zapoznam się ze wszystkimi mangami Nakamury Asumiko, więc i na tą musiał przyjść czas. Jest to pierwsza manga autorki, a mimo to jest już bardzo charakterystyczna i od razu widać, że to właśnie jej praca. I nie mam tu na myśli jedynie kreski, którą uwielbiam (chociaż nie zaprzeczam, że czasami aż nie mogłam się napatrzeć na Takeo i jego loki *^*). Charakterystyczny jest również nieco przytłaczający klimat towarzyszący wszystkim jej psychologicznym mangom. Od razu zaznaczam, że to historia bardziej dla osób czytających BL, jednak i im nie gwarantuję, że Copernicus no Kokyuu będzie dobrym wyborem - jest tu sporo przemocy, deprawacji i tak dalej. Jest kontrowersyjnie, co nie zmienia faktu, że jest również ciekawie, przynajmniej w ten pokręcony sposób i manga ta stanowi naprawdę mocny debiut.
Bokura no Kiseki (Nasz cud) | Kumeta Natsuo | 21/? rozdziałów
Gdy Waneko ogłosiło tę mangę, kompletnie jej nie znałam i właściwie nie zamierzałam tego zmieniać - jedynie zerknęłam na pierwszy rozdział. Jakiś czas później uznałam, że jednak przyjrzę się tej historii bliżej i muszę przyznać, że nawet się wciągnęłam. Chociaż pomysł na głównego bohatera, który jest przekonany o tym, że w poprzednim życiu był księżniczką, jest dość specyficzny, ciekawi. Później do tego wszystkiego dochodzą kolejne rewelacje, następne osoby przypominają sobie swoje poprzednie wcielenia. Rozpoczynają się intrygi, nie można być pewnym, komu ufać i jak postępować w tak niezwykłych okolicznościach.
Manga, której z początku nie chciałam poświęcić nawet chwili, okazała się być całkiem obiecująca. Może się naprawdę ciekawie rozwinąć i zaczynam się zastanawiać nad tym, czy nie zacząć jej zbierać.

wtorek, 26 lipca 2016

R. Riggs "Osobliwy dom pani Peregrine"

Wydawnictwo: Media Rodzina  |  Liczba stron: 400  |  Seria: Pani Peregrine (1)
Jacob od zawsze uwielbiał dziadkowe opowieści. Marzył o tym, by tak jak on podróżować w najróżniejsze miejsca, stać się odkrywcą. Nadszedł jednak czas, by historie te odłożyć między bajki, tak jak to zwykle bywa z wiarą w świętego Mikołaja. W końcu zrozumiał, że dziadek ubarwiał swoje wspomnienia. Piekło wojny i przymusowej ucieczki z Polski przeciwstawiał z sierocińcem, w którym znalazł schronienie - miejscem, które przy jego dotychczasowych przeżyciach rzeczywiście mogło się zdawać rajem na ziemi. Stąd bajeczne opowieści, stąd dzieci o niezwykłych umiejętnościach oraz potwory, którymi, jak później zrozumiał, mieli być okupanci. Ale... czy naprawdę tak było?

Odkąd wyrósł z bajek, właśnie w tę wersję wierzył. A jednak stało się coś, co - powtarzając jego własne słowa - podzieliło jego życie na Przed i Po. Niespodziewana śmierć dziadka w dziwnych okolicznościach oraz monstrum, jakie ujrzał chwilę później wpędziły go w niemałe kłopoty... psychiczne. Koszmary nie dawały mu spokoju, a w nieskładnych ostatnich słowach dziadka nie potrafił znaleźć sensu. Nie wiedział, co robić, jednak gdy znalazł pewien list, podjął decyzję - wyruszy do miejsca, o którym tak wiele słyszał, do sierocińca na jednej z Wysp Brytyjskich. Choć minęło już tak wiele lat, może znajdzie tam kogoś, kto będzie potrafił wyjaśnić mu coś więcej. W ten właśnie sposób Jacob wraz z ojcem trafia na właściwie kompletnie odosobnioną wyspę, gdzie próżno szukać większości nowoczesnych udogodnień. Co miał nadzieję tam odnaleźć? Odpowiedzi - to pewne, ale czy zdoła je zaakceptować?

Przyznam, że chyba jednak spodziewałam się po tej książce czegoś trochę innego. Najlepszym jej elementem wydawała mi się jej tajemniczość, niepokojący klimat potęgowany przez (autentyczne!) fotografie, które pojawiały się co jakiś czas. Gdy jednak owa tajemniczość zaczęła się rozwiewać, czytałam już z odrobinę mniejszym entuzjazmem. Właśnie dlatego nie zdradzę już nic więcej, nawet na temat występujących tu postaci. Autor wykreował naprawdę ciekawy świat, który aż chce się poznawać, odkrywać jego tajemnice i czyhające na bohaterów niebezpieczeństwa, jednak to nie tak, że nie można się oderwać. Przynajmniej moim zdaniem.

Jest jeszcze coś, o czym koniecznie muszę wspomnieć. Konkretnie prolog, który kupił mnie już od pierwszych słów i niezwykle zafascynował. Stanowił świetne wprowadzenie do tej historii. Szkoda tylko, że całość nie pozostawiła po sobie równie dobrego wrażenia, choć poświęconego na tę książkę czasu i tak nie żałuję. Co do filmu na jej podstawie, myślę, że go obejrzę i przekonam się, ile ma w sobie z pierwowzoru. Zastanawiam się też nad sięgnięciem po kontynuację, chociaż nie spieszy mi się do niej jakoś bardzo.

"Kurczowo czepiamy się naszych fantazji, dopóki cena wiary w nie nie okaże się zbyt wysoka."

czwartek, 21 lipca 2016

Anime "Dimension W"

Liczba odcinków: 12  |  Emisja: zima 2015/16  |  Ocena: 8/10
W roku 2036 odkryto nowy wymiar, nazwany po prostu W. Prawdziwym przełomem było jednak wynalezienie sposobu na użytkowanie pochodzącej stamtąd niekończącej się energii. Służące do tego cewki wkrótce zrewolucjonizowały cały świat i wykorzystuje się je praktycznie wszędzie. Zawsze znajdą się jednak wyjątki. Na przykład taki Mabuchi Kyouma, zatwardziały przeciwnik nowej technologii, który w dalszym ciągu przemierza szosy swoim napędzanym benzyną autem. Jest on jednym ze Zbieraczy, osób zajmujących się odzyskiwaniem nielegalnych cewek i świetnie zna się na swojej robocie.
W międzyczasie poznajemy także Mirę, niezwykle zaawansowanego robota (na pierwszy rzut oka trudno ją odróżnić od człowieka) stworzonego przez samego twórcę Technologii Nowej Tesli (a więc wspomnianych już cewek), o którym słuch zaginął już dwa lata temu. Nasza bohaterka, pozostawiona sama sobie, postanawia trzymać się słów, które jej pozostawił: "podążaj za nielegalnymi cewkami" i tak zostaje przydzielona do współpracy z Kyoumą, nieszczególnie szczęśliwym z tego powodu.
"Dimension W" przedstawia nam ciekawy obraz świata, w którym na rzecz nowego źródła energii niemal zrezygnowano ze starej technologii, a tych, którzy nie chcą jej porzucić, zniechęcać mają chociażby niebotyczne ceny paliwa. W tej sytuacji bardzo dziwi postawa Kyoumy, który z cewkami nie chce mieć nic do czynienia (nie licząc odzyskiwania tych nielegalnych). Od samego początku widz zadaje sobie więc pytanie, skąd wzięła się jego niechęć. Zastanawia również cel Miry, który nawet dla niej pozostaje nieznany. Pchani chęcią zrozumienia tych i kilku innych kwestii, za sprawą kolejnych zadań wykonywanych przez dwójkę naszych bohaterów stopniowo coraz bardziej zagłębiamy się w ten nowoczesny świat, w tym także sprawy, o których wiedzą tylko nieliczni.

Kyouma (z głosem Ono Daisuke!) to jeden z tych z pozoru oschłych, nieprzejmujących się innymi bohaterów, którzy jednak sporo zyskują przy bliższym poznaniu. Już same jego umiejętności i nietypowy styl walki (który uwielbiam!) sprawiają, że się wyróżnia, a co dopiero tak charakterystyczna dla niego niechęć do nowej technologii. Wszystko to potęguje chęć poznania jego przeszłości, pozostającej jedną z kluczowych kwestii tego anime. Z kolei prostolinijna Mira wprowadza do serii sporo lekkości i humoru (jest też głównym źródłem fanserwisu) i stanowi ciekawy kontrast dla głównego bohatera. Pozostałych bohaterów nie będę wymieniać ze względu na to, że nie chcę zdradzić za dużo, jednak mogę Was zapewnić, że znajdzie się tu jeszcze parę ciekawych charakterów.
Prawda jest taka, że "Dimension W" bardzo szybko mnie do siebie przekonało. Na korzyść serii, jeszcze zanim zaczęłam ją oglądać, na pewno podziałała świadomość, że jej twórca, Iwahara Yuji, przyłożył także rękę do powstania "Darker than Black", a nawet stworzył alternatywne zakończenie wspomnianego anime (pisałam o nim tutaj). Kreska mi się podoba i pasuje do tej serii. Trochę irytowało mnie jednak to, że przy zbliżeniach tło często robiło się jednokolorowe (wydawało mi się to dość tanią zagrywką). Jeśli chodzi o muzykę, na uwagę na pewno zasługuje opening "Genesis" w wykonaniu STEREO DIVE FOUNDATION (i ten taniec Kyoumy :D), ending "Contrast" Fo'xTails już nie zapadł mi tak bardzo w pamięć. W kwestii utworów w tle jak zwykle nie mam wiele do powiedzenia, ale po odsłuchaniu soundtracku mogę stwierdzić, że znalazło się tu parę przyjemnych dla ucha melodii.

Po "Dimension W" od samego początku spodziewałam się dość sporo i nie zawiodłam się. To seria z dobrze przemyślaną fabułą i  bohaterami, których da się lubić, którym po prostu chce się towarzyszyć. Znajdą się tu też tajemnice i sporo widowiskowych walk. Co prawda w niektórych momentach zakończenie trochę zajeżdżało moralizatorskim tonem, jednak nie było tego wiele. Na wydanie mangowego pierwowzoru w Polsce zdecydowało się wydawnictwo Waneko (pierwszy tom już pod koniec lipca). Nie jestem jeszcze pewna, czy będę zbierać, ale bardzo możliwe, że jednak się na to zdecyduję.

niedziela, 17 lipca 2016

G. Orwell "Folwark zwierzęcy"

Wydawnictwo: Muza  |  Liczba stron: 136
"Folwark zwierzęcy". Historia o tym, jak zwierzęta uwalniają się spod rządów człowieka z nadzieją na lepsze życie, a zamiast tego stopniowo wpadają w sidła nowej władzy. Władzy obłudnej, która bez najmniejszych skrupułów wykorzystuje ich naiwność, braki w edukacji (tylko część zwierząt zdołała opanować alfabet) czy zawodną pamięć. Aby folwark mógł dalej prosperować, nawet po wygnaniu ludzi, potrzebny był ktoś do zarządzania pracą. Funkcję tę przejęły świnie, uważane za najinteligentniejsze. I rzeczywiście, z początku zwierzętom żyło się lepiej, mogły najeść się do syta, nauczyć czytać, a nowe zasady zostały spisane w widocznym dla wszystkich miejscu. Przyszedł jednak czas, gdy do władzy doszła nieodpowiednia świnia, stopniowo zaprowadzając pośród zwierząt folwarcznych coraz większy terror.

Ta krótka historia pokazuje, że wystarczy nawet chwila nieuwagi, którą ktoś wykorzysta dla własnych celów, że największe zło potrafi się długo czaić, zanim da o sobie znać. Naprawdę przykro było obserwować, jak wykorzystywane były ufne zwierzęta, jak zastraszano tych, którzy śmieli podać w wątpliwość nowe zarządzenia. A już jedną z najsmutniejszych była sytuacja Boxera, konia, który swoje ograniczone zdolności intelektualne pragnął nadrobić ciężką, wytrwałą pracą i bezgraniczną wiarą w słowa rządzącego nimi Napoleona.
"Najgorszą rzeczą na świecie jest umysł przypominający patefon; nie ma przy tym znaczenia, czy komuś odpowiada grana w danej chwili płyta, czy nie."
Powieść Orwella, choć krótka, niesie ze sobą sporo treści, a mimo że jest  przede wszystkim satyrą na rewolucję rosyjską (co widać), przekazuje jednocześnie bardziej uniwersalne prawdy. Na przykład o tym, że każda rewolucja prowadzi jedynie do zmiany rządzących. Pokazuje brutalną rzeczywistość, nieliczącą się z niczym żądzę władzy, która tak bardzo kontrastuje z prostymi, przyziemnymi potrzebami zwykłych zwierząt folwarcznych.

Autor miał spore problemy ze znalezieniem wydawcy dla "Folwarku zwierzęcego" o czym możemy przeczytać w zamieszczonym na początku książki tekście "Wolność prasy", również ciekawym i wartościowym. Orwell wypowiada się w nim między innymi na temat powstania samego dzieła oraz tego, jak czasem wydawnictwa z własnej woli narzucają na siebie ograniczenia, pewnego rodzaju cenzurę, nie chcąc ryzykować, narażać się na czyjąś nieprzychylność.

Książka jest krótka, więc i ja nie będę się rozpisywać. "Folwark zwierzęcy" zdecydowanie nie może się równać z "Rokiem 1984", które można nazwać sztandarowym dziełem Orwella, jednak mimo to myślę, że warto się z nim zapoznać, a niewielka liczba stron może być do tego dodatkową zachętą.

"Wszystkie zwierzęta są sobie równe, ale niektóre są równiejsze od innych."

wtorek, 12 lipca 2016

Stosik 4/2016

Zdążyło już się tego trochę nazbierać (chociaż mang nie ma szczególnie dużo) i sporo z tego mam już przeczytane (o dziwo nawet spośród książek). Miała się tu też znaleźć novelka "Tokyo Ghoul: Codzienność", niestety wciąż do mnie nie dotarła (a zamówiłam przedpłatę! -,-). A teraz, nie przedłużając, przedstawiam moje zdobycze.
Aya Kanno "Requiem Króla Róż" (2) - No, trzeba przyznać, że robi się coraz ciekawiej, już nie mogę się doczekać kolejnego tomu. I pomyśleć, że z początku jakoś nie byłam przekonana do tej serii...
Adachitoka "Noragami" (4) - Taka piękna kolorowa strona w środku (i do tego te pajęcze lilie)! Ogólnie, to zdziwiło mnie, że tak szybko został rozwinięty wątek Bishamon. Chcę kolejny tom!
Neko Kanda "Monster Petite Panic" - Długo zwlekałam, ale w końcu postanowiłam kupić pierwszą mangę Dango. Autorka nie jest mi całkiem obca, jednak tej mangi wcześniej nie czytałam. Pierwszy zarzut to oczywiście to, że jest krótka. Wydłużenie tej historii zdecydowanie mogłoby jej wyjść na dobre, a tak jest dosyć pospieszona, zwłaszcza w niektórych momentach. No ale bohaterów mimo wszystko da się polubić, a do tego kreska jest naprawdę ładna.
Tsuta Suzuki "Chłopak z sąsiedztwa" - Z początku się wahałam, ale ostatecznie kupiłam. Czytałam kiedyś tę mangę, ale kiedy Kotori ogłosiło, że ją wyda, już kompletnie nie pamiętałam, co się tam działo. Furory może nie robi, ale nie zaszkodzi przeczytać. Do tego kreska jest całkiem ładna.
Kou Yoneda "Kochać mimo wszystko" - Spin-off Labiryntu uczuć, na który czekałam jeszcze przed jego ogłoszeniem. Naprawdę polubiłam historię Onody i Deguchiego, tak różną od tej głównej pary. I ta końcówka, kiedy cała czwórka się spotyka (szkoda tylko, że nie trwało to dłużej :c).
Jun Mochizuki "Pandora Hearts" (2-4) - Brakujące tomy kupione (teraz wszystkich mam 8), mogę się w końcu zabrać za czytanie. Mam nadzieję, że będzie warto. :)
Narita Ryohgo, Yasuda Suzuhito "DRRR!!" LN (1) - Moje pierwsze LN (nie licząc "HFOD" KattLett). Prawdę mówiąc spodziewałam się większej ilości ilustracji, no ale trudno. Zdecydowaną zaletą jest tu możliwość lepszego poznania przemyśleń bohaterów (w końcu anime ma w tej kwestii pewne ograniczenia). Ogólnie jestem zadowolona i kupię kolejny tom, jednak z przykrością muszę stwierdzić, że kolorowa rozkładana strona do połowy mi się oderwała. Mam nadzieję, że już się to nie powtórzy.
E. Bronte "Wichrowe Wzgórza" - Książka już mi znana (i uwielbiana ♥), ale kiedy zobaczyłam ją w Biedronce, postanowiłam kupić (w końcu takie piękne wydanie, a kilka książek z serii Angielskiego ogrodu już mam).
K. B. Miszczuk "Druga szansa" - Z wymiany na LC. Z książkami tej autorki jakoś nigdy nie było mi po drodze, ale skoro znalazła się okazja, postanowiłam spróbować.
A Łacina "Dzika jabłoń" - Z wymiany na LC. Już od dawna miałam ją w planach, a po przeczytaniu "Nieba nad pustynią" tym bardziej chciałam ją zdobyć, więc chętnie skorzystałam z okazji.
H. Murakami "Po zmierzchu" - Pożyczone. Ostatnio jakoś wolę krótsze książki, do tego dawno nie czytałam nic Murakamiego, więc postanowiłam to nadrobić. Już przeczytana.
S. Lem "Solaris" - Pożyczone. Do dania szansy Lemowi, a w szczególności "Solaris" przekonała mnie ognista, więc gdy tylko nadarzyła się okazja, postanowiłam wziąć książkę ze sobą. Już przeczytana.
C. R. Zafon "Gra anioła" - Pożyczone. Przez chwilę nie byłam pewna, czy to faktycznie druga część Cmentarza Zapomnianych Książek (zawsze mi się mylą), ale jednak trafiłam.
O. Rudnicka "Diabli nadali" - Z biblioteki. Nie chciałam wracać tylko z jedną książką (poniżej), a humor w powieściach Rudnickiej uwielbiam, więc szybko zdjęłam ją z półki. Co prawda celowałam bardziej w "Były sobie świnki trzy", niestety w bibliotece jeszcze jej nie ma. Już przeczytana.
T. Canavan "Szepty dzieci mgły" - Z biblioteki. Jak rzadko wybrałam się do biblioteki dobrze wiedząc, z jaką książką chcę wrócić. Jakoś stęskniłam się za twórczością Canavan. Już przeczytana i chcę więcej. :P
Angielski Obłędnie! - Zobaczyłam reklamę w English Matters i od razu się zainteresowałam.
J. K. Rowling "Harry Potter i kamień filozoficzny" (wydanie ilustrowane) - Długo zwlekałam, ale w końcu weszłam w posiadanie tego pięknego wydania. Pooglądane, przeczytane i już mi się marzą kolejne części z cudownymi ilustracjami Jima Kaya. Poza tym po ponownym przeczytaniu pierwszej części nabrałam ochoty na odświeżenie sobie także kolejnych. Może po prostu sięgnę po starsze wydania...
A. Weir "Marsjanin" - Nie ma go na zdjęciu, bo to audiobook. Słucham w wolnych chwilach u już teraz mogę stwierdzić, że jest bardzo ciekawie. Do tego lektor jest świetny. ^^

czwartek, 7 lipca 2016

Podsumowanie anime na wiosnę 2016

Tym razem nowy sezon anime zaczął się dla mnie później niż zwykle, a to ze względu na maturę, jednak później miałam już sporo czasu, żeby to nadrobić. Rezultat jest taki, że nie porzuciłam żadnej serii (choć przechodziło mi to czasem przez myśl) i tylko jedną zostawiłam na ewentualne obejrzenie później. Hmm, coś czuję, że w nadchodzącym sezonie będę bardziej wybredna. Ale czy rzeczywiście?
A tak poza tym postanowiłam do ocen wprowadzić plusy, żeby zaznaczyć, które serie w jakiś sposób szczególnie zwróciły moją uwagę czy pozytywnie zaskoczyły (ewentualnie minusy jeśli sytuacja będzie odwrotna). Przyda się to zwłaszcza tym anime, którym z jakiegoś powodu obniżyłam ocenę, chociaż naprawdę dobrze mi się je oglądało.

Ansatsu Kyoushitsu 2nd Season
Liczba odcinków: 25
Ocena: 8+

*kontynuacja poprzedniego sezonu
Eeh, zdążyłam sobie narobić sporych zaległości akurat wtedy, gdy wreszcie miały się pojawić jakieś informacje na temat Koro-senseia. No ale nie ma tego złego, skoro dzięki temu nie musiałam czekać na każdy odcinek. Co prawda samo opowiedzenie historii Koro-senseia nie trwało długo, jednak następstw tego było sporo i to dość znaczących. Ogólnie kolejne wydarzenia okazały się całkiem ciekawe, a uczniowie mieli sporo okazji do wykazania się, no i oczywiście nie zabrakło humoru. Tylko ta wizyta w stacji badawczej wypadła jakoś tak naiwnie... Ehh, szkoda, że to już koniec, ale jednocześnie chwali się twórcom, że nie przedłużają serii na siłę.
W kwestii muzyki, z początku nie byłam przekonana do openingu, jednak okazało się, że naprawdę szybko wpada w ucho. Z kolei endingowi właściwie nie poświęcałam za wiele uwagi, jednak to dość przyjemna melodia.

Boku no Hero Academia
Liczba odcinków: 13
Ocena: 7+

O tej serii od samego początku było tak głośno, że po prostu nie mogłabym jej sobie odpuścić. A jednak pierwszy odcinek nie zachwycał i gdyby nie nadzieja, że później będzie lepiej może nawet bym zrezygnowała. Na szczęście w drugim i kolejnych odcinkach rzeczywiście było już lepiej i szybko się wciągnęłam. Midoriya nie jest głupi (w końcu czymś musiał nadrobić brak mocy, prawda?), co się bardzo chwali, no i do tego jest pracowity. Ogólnie świetny materiał na superbohatera. Z początku myślałam, że nie polubię All Mighta, ale wystarczyło poznać jego drugą stronę, bym zmieniła zdanie. A reszta postaci? Znajdzie się sproro zarówno ciekawych charakterów, jak i interesujących mocy. Już nie mogę się doczekać dalszego ciągu! Opening zdecydowanie pasuje do tej serii i szybko wpada w ucho.

Bungou Stray Dogs
Liczba odcinków: 12
Ocena: 7

Już od pewnego czasu myślałam nad zabraniem się za mangę, a tu proszę - jest anime. W związku z tym właśnie od niego postanowiłam zacząć. I chociaż to, co jako pierwsze przyciągnęło mnie do tej serii, a więc pewne powiązania z literaturą, ogranicza się głównie do nadania bohaterom imion sławnych japońskich pisarzy, byłam po prostu ciekawa, co z tego wyjdzie. Nieco wątków detektywistycznych oraz supermoce również nieźle rokowały. Wyszło naprawdę dobrze i z całkiem sporą dawką humoru. Czekam na dalszy ciąg!
Muzyka zdecydowanie na plus, opening podobał mi się zwłaszcza z tym początkiem, kiedy Dazai spada z budynku (chociaż GRANRODEO kojarzy mi się głównie z Kuroko no Basket), a ending zaczęłam bardziej doceniać po przesłuchaniu go w całości. Kreska ładna i dużo bishów, tylko cały czas mnie zastanawiało, dlaczego Atsushi nosił taki długi pasek do spodni. -,-

Joker Game
Liczba odcinków: 12
Ocena: 7

Tę serię zostawiłam sobie na sam koniec, chociaż teraz widzę, że równie dobrze mogłabym oglądać ją na bieżąco, zwłaszcza że fabułę miała bardzo epizodyczną. Ogólnie miałam względem niej dość spore oczekiwania - jedne się spełniły, inne niekoniecznie. Dostałam anime nieco poważniejsze, interesujące, przy którym można nieco pogłówkować, jednak na temat bohaterów nie dowiedziałam się prawie nic. Niemal każdy odcinek dotyczy innej sprawy, co więcej, można by było oglądać je w dowolnej kolejności nic przy tym nie tracąc. Myślę, że Joker Game lepiej sprawdziłoby się jako dłuższa seria, choć i tak dobrze mi się ją oglądało.
Kreska bardzo mi się spodobała, choć nie domyśliłabym się, że za projekt postaci odpowiadał Shirow Miwa. Opening i ending też jak najbardziej na plus, podobnie muzyka w tle, choć mam wrażenie, że niektóre melodie się powtarzały (ale pewna nie jestem). Pełna recenzja w przygotowaniu. ;)

Kagewani: Shou
Liczba odcinków: 13
Ocena: 5

Z początku nie byłam nawet pewna, czy obejrzę całe "Kagewani", nawet mimo krótkich odcinków, a tu proszę, zabrałam się i za kolejny sezon. Prawda jest taka, że dopiero teraz akcja naprawdę się rozkręca, nie skupia się na epizodycznych historiach, ale kilku znanych nam już bohaterach oraz na samym kagewanim. Anime wiele na tym zyskało i przyznam, że śledziłam tą krótką serię z zainteresowaniem do ostatnich odcinków... No właśnie, nie podobała mi się końcówka, nieco przedramatyzowana i po prostu bardzo nagła. Stąd niższa ocena. Do szczątkowej animacji zdążyłam się już przyzwyczaić (chociaż trzeba przyznać, że przy scenach walk bywała nawet dość płynna), a kreska, choć niekoniecznie piękna, wydaje mi się ciekawa. Nie jest to jakaś zachwycająca seria, jednak mimo wszystko nie żałuję poświęconego jej czasu.

Kiznaiver
Liczba odcinków: 12
Ocena: 6

Do tej serii w dużej mierze przekonało mnie to, że za projekty postaci odpowiadał Shirow Miwa, jednak po pewnym czasie i w samą historię zaczęłam się wciągać. Postaci, choć wydają się dość stereotypowe, prędzej czy później dają się polubić. Sam pomysł połączenia ludzi ich bólem, choć z początku sam w sobie wydawał się dość absurdalny, został ciekawie zrealizowany i chociaż była tu cała masa silnych emocji oraz dramatycznych wręcz wyznań, ze względu na projekt Kizna nie wydawały się one aż tak przesadzone, jak można by się spodziewać (chociaż dramatyzm ostatecznie nieco obniżył moją ocenę). Opening jest zaskakująco chwytliwy (i ogólnie lubię towarzyszącą mu animację), ending nie zwrócił za bardzo mojej uwagi, ale jak się przysłuchać, to jest nieźle (i znalazły się tam naprawdę ładne ujęcia bohaterów). Co do kreski, jest bardzo charakterystyczna (w końcu Shirow Miwa), powiedziałabym, że nieco kanciasta, ale w pozytywnym sensie. No i kolorystyka jest dość krzykliwa, co w tym przypadku (po chwili na oswojenie się z tym faktem) wcale mi nie przeszkadzało.

Koutetsujou no Kabaneri
Liczba odcinków: 12
Ocena: 6-

Chyba większość, w tym i ja, widziało w tej serii kalkę Tytanów, ale nawet istniejącą już koncepcję można użyć lepiej albo gorzej, a Koutetsujou no Kabaneri wychodzi to całkiem nieźle. Do tego główny bohater ma całkiem sporo oleju w głowie, co zawsze dobrze rokuje. Mimo to serię oglądałam z raczej średnim zainteresowaniem (no... chyba że akurat działo się coś naprawdę ciekawego, zwłaszcza na początku), jakoś nie potrafiłam się całkiem wciągnąć. Jeśli chodzi o bohaterów, byli lepsi i gorsi. Irytujące było bezgraniczne zaufanie Mumei do Biby i przekonanie o jego nieomylności, podobała mi się za to postać Yukiny, twardej babki, która nie pozwala rozstawiać się po kątach.
Trochę mi dziwnie z myślą, że Ikoma ma tego samego seiyuu, co główny bohater Ushio to Tora, ale to szczegół. Lubię EGOIST, więc openingu słuchało mi się dość przyjemnie, jednak wolę ten zespół w utworach takich jak z Psycho-Pass. Ending też był w porządku, ale nie powiedziałabym, że zapadł mi jakoś szczególnie w pamięć. Kreska jest za to dość charakterystyczna i potrafi zrobić wrażenie.

Nijiiro Days
Liczba odcinków: 24
Ocena: 7

*kontynuacja poprzedniego sezonu
Nijiiro Days było jednym z nielicznych anime tego sezonu, które oglądałam naprawdę regularnie. Gdyby jeszcze tylko odcinki były dłuższe... No ale nie ma co narzekać, w razie czego zawsze można się zabrać za mangę (i tak właśnie planuję prędzej czy później zrobić). Najbardziej lubię chyba Yukirin i Tsuyopona za to, jaką są dobrą parą, jednak reszta też jest w porządku i jestem ciekawa, jak rozwiną się ich relacje,
O ile poprzednio narzekałam na opening (a zwłaszcza na jego oprawę graficzną), tak tym razem muszę przyznać, że jest zdecydowanie lepiej. Endingów (bo było ich kilka) właściwie nie za bardzo rozróżniam (ale myślę, źe to był dobry pomysł, żeby śpiewali je seiyuu bohaterów)... Eeh, szkoda, że to już koniec, chętnie obejrzałabym kontynuację.

Re:Zero kara Hajimeru Isekai Seikatsu
Liczba odcinków: 25
Ocena: 8

* trwające
Z początku może nie całkiem zachwyca (przynajmniej mnie), a dość głupkowata postawa głównego bohatera może zniechęcać, jednak im dalej, tym ciekawiej się robi, a Subaru, no... co prawda wciąż prawie nigdy nie poważnieje i bywa lekkomyślny (czasami dlatego, że i tak może wrócić do życia), jednak nie trudno dostrzec, że kompletnym idiotą, to on nie jest. Ciekawa jest też jego reakcja na całą sytuację - ponieważ tego typu historie widział już w tylu anime i tak dalej, na swoje położenie reaguje spokojnie, a wręcz cieszy się z nadchodzącej przygody... przynajmniej do czasu, gdy na własnym przykładzie doświadczy, jak to jest umrzeć i nie móc ochronić tych, na których mu zależy. Jego postawa wciąż sporadycznie mnie drażni, jednak seria jest ciekawa i na pewno będę oglądać dalej. Opening i ending raz się pojawiają, a raz nie, dlatego właściwie nie przywiązywałam do nich większej wagi i nie kojarzę ich za dobrze.

Sakamoto desu ga?
Liczba odcinków: 12
Ocena: 6

Anime, o którym od początku było tak głośno, że po prostu nie mogłam go sobie odpuścić. I przyznaję, że Sakamoto jest niesamowity, jednak nie dziwię się także tym, którzy go nie znoszą (a znajdziemy w tej serii sporo takich osób). Jego perfekcja jest czasem po prostu tak denerwująca, że nie da się inaczej. W związku z tym nie byłam pewna, czy będę oglądać dalej, jednak z kolejnymi odcinkami albo robiło się lepiej, albo to ja zaczęłam się przyzwyczajać do klimatu tej serii. Nie zmienia to faktu, że niektóre wydarzenia czy zachwyty nad Sakamoto były tak absurdalne, że zaczynałam wątpić w sens dalszego oglądania. Bywało jednak też zabawnie, więc kiedy już przywykłam do specyficzności tej serii, wcale nie było tak trudno dotrwać do końca.

Shounen Maid
Liczba odcinków: 13
Ocena: 7+

Nie byłam pewna, czy będę oglądać to anime, jednak postanowiłam na nie zerknąć i muszę przyznać, że zrobiło na mnie niespodziewanie dobre wrażenie. Sam pomysł chłopca pokojówki jest może nieco dziwny (choć biorąc pod uwagę japońskie standardy, hmm...), jednak bohaterowie okazali się naprawdę w porządku - uparty i pracowity Chihiro, Madoka, który w przeciwieństwie do niego prawie nigdy nie zachowuje się poważnie, czuwający nad wszystkim Keiichirou i parę innych postaci. Seria jest pełna ciepła i humoru, bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Niedługo chyba napiszę o niej coś więcej.
Wielkoocy bohaterowie sprawiają nieco dziecinne wrażenie, jednak ma to swój urok. Nie ma to jak walczący w openingu z nieporządkiem Chihiro... i to dosłownie walczący. :P Do endingu z początku nie byłam przekonana (bo trio idoli), ale słucha się go całkiem przyjemnie.

Sousei no Onmyouji
Liczba odcinków: ?
Ocena: 5

* trwające
Za to anime zabrałam się raczej bez większego przekonania, bo w końcu czemu nie. I jakoś wyszło na to, że oglądałam dalej, trochę z ciekawości, a trochę... właśnie, dlaczego? W każdym razie oglądałam, ale raczej z myślą, że nie potrwa więcej niż tych kilkanaście odcinków, a tu wciąż żadnej informacji, na ilu się skończy. Bywało dość stereotypowo, czasem zaleciało patosem, ale ogólnie całkiem źle nie było. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że ciekawie oglądało się wszechobecne próby zeswatania dwójki głównych bohaterów wbrew ich woli. Myślę, że obejrzę jeszcze choć parę odcinków i zobaczę, w którą stronę zmierza seria, ale nie wiem, czy dotrwam do końca.
Przyznam, że opening i ending zwykle przewijałam - skoro do samej serii podchodziłam ze średnim zainteresowaniem, to i one nie były dla mnie priorytetem (przyznaję, że zwykle je pomijałam).

Super Lovers
Liczba odcinków: 10
Ocena: 6

Z początku nie byłam przekonana do tej serii. Zainteresowanie mangą już dawno mi przeszło, a do tego dochodził jeszcze fakt, że w wersji anime zamiast "Super Lovers" o wiele bardziej wolałabym zobaczyć moje ukochane "Komatta Toki ni wa Hoshi ni Kike", choć wiem, jak mało jest to prawdopodobne (nie dość, że seria ma już swoje lata, to jest długa). Nieco pociesza mnie fakt, że obie serie są minimalnie (naprawdę minimalnie) powiązane (ich znajoma prawniczka jest z rodziny Kashiwagich, tak samo jak Reiichi z "KomaHoshi", a Ren też chodzi do liceum Souryou).
Do "Super Lovers" podchodziłam więc dość sceptycznie, a jednak wraz z pojawianiem się kolejnych bohaterów zaczęłam się wciągać, bo jednak postaci autorka stworzyła całkiem interesujące, a do tego znajdziemy tu naprawdę sporo humoru. Kreska jest całkiem ładna, muzyka też wydaje mi się w porządku. Opening przyjemnie się słucha i ogląda, a do tego Tanuki jest przeuroczy. ^^ Został już zapowiedziany kolejny sezon.

Tanaka-kun wa Itsumo Kedaruge
Liczba odcinków: 12
Ocena: 7+

Na to anime zdecydowałam się ze względu na głównego bohatera, z którym - jak myślałam - może mnie łączyć sporo wspólnego. Okazało się jednak, że ospałość i zblazowanie Tanaki jest tak... ekstremalne, że to aż szokujące. Do tego sama seria ma bardzo ospałe tempo, które niejednych mogłoby zamęczyć. Obawiałam się, że sama będę jedną z tych osób, ale na szczęście wkrótce się przyzwyczaiłam i z przyjemnością obserwowałam perypetie Tanaki i otaczających go osób.
Muszę też wspomnieć, że Tanaka miał niesamowite szczęście, że wpadł akurat na takiego przyjaciela jak Oota, który nie tylko nie złości się na niego za to wieczne zblazowanie, ale wręcz szanuje i wspiera jego postawę życiową, co wydaje mi się wielkim wyczynem (i jednocześnie pokazuje, że i Oota ma nieco nie po kolei w głowie...). Myślę, że niejedna osoba marzy o kimś takim.
Na pochwałę zasługuje muzyka - sielankowego wręcz openingu słuchało się bardzo przyjemnie, a melodia z endingu po każdym odcinku jeszcze długo siedziała mi w głowie. Chętnie oglądałabym dalej!

Ushio to Tora 2nd Season
Liczba odcinków: 13
Ocena: 7

No przecież nie odpuściłabym sobie kontynuacji, skoro oglądałam pierwszą część. Tak sobie właśnie myślałam, jednak długo zbierałam się do rozpoczęcia kontynuacji i chwilę to trwało, zanim ponownie wciągnęłam się w tę historię. Na szczęście się udało (mniej więcej w połowie) i z ciekawością śledziłam kolejne wydarzenia. Jest tu trochę dość typowych elementów, takich jak wrogowie, którzy w końcu stają się sprzymierzeńcami czy Tora ze swoim ratuję-cię-tylko-po-to-żeby-cię-zjeść charakterem, ale w połączeniu ze specyficznym, dość oldskulowym klimatem serii, nie razi to tak bardzo (a przynajmniej ja mam takie wrażenie). Bardzo podoba mi się to, jak nietypowy jest tu opening i ending (a do tego świetnie pasują do serii). Zwłaszcza ten drugi potrafi wpaść w ucho.

Do dokończenia kiedyś... chyba:


Kuma Miko
Liczba odcinków: 1/12

Zaczełam, bo podobno jest zabawne, czasami nawet w sposób, którego trudno się spodziewać po takiej niepozornej komedyjce. Na razie straciłam motywację, jednak nie przekreślam tej serii i myślę,  że jeszcze do niej wrócę.




Muzyka:
Bungou Stray Dogs OP - GRANRODEO "Trash Candy"
Bungou Stray Dogs ED - Luck Life "Namae wo Yobu yo"
Joker Game OP - QUADRANGLE "Reason Triangle"
Kiznaiver OP - BOOM BOOM SATELLITES "LAY YOUR HANDS ON ME"
Tanaka-kun wa Itsumo Kedaruge OP - Unlimited tone "Utatane Sunshine"
Tanaka-kun wa Itsumo Kedaruge ED - CooRie "BON-BON"
Ushio to Tora ED - LUNKHEAD "Kessen Zenya"

piątek, 1 lipca 2016

J. Ćwiek "Kłamca 2. Bóg marnotrawny"

Wydawnictwo: Fabryka Słów  |  Liczba stron: 294  |  Seria: Kłamca (2)
Po dość długiej przerwie w końcu udało mi się dorwać kontynuację "Kłamcy" i czym prędzej zabrałam się za czytanie. Ze względu na epizodyczność całości nie będę się szczególnie rozpisywać przy opisie fabuły. Wspomnę jednak, że tym razem przez dłuższy czas będą nam towarzyszyć mitologiczne klimaty, konkretniej greckie wierzenia. Dowiemy się też więcej na temat niebiańskiej hierarchii, poznamy podopieczną samego archanioła Michała oraz osobę na tyle potężną, by wzbudzić strach nawet w Kłamcy. Znajdzie się też okazja, by zobaczyć samego archanioła w akcji oraz - niezmiennie - wiele innych, w których to Loki wykaże się swoim sprytem i umiejętnościami... choć i jego nie ominą kłopoty.

"Kłamca 2. Bóg marnotrawny" jest naprawdę dobrą kontynuacją, której akcja, choć oparta na epizodyczności, pozwoliła mi stopniowo przypomnieć sobie drobniejsze szczegóły, które zdążyły zatrzeć się w mojej pamięci od czasu przeczytania pierwszej części. Choć na pierwszy plan wychodzą poszczególne zlecenia, przez całą książkę przewijają się także wydarzenia będące następstwami poprzednich decyzji lub zapowiedziami tego, co jeszcze nastąpi. Poza tym dość znacznie powiększyło się grono bohaterów, którzy dostają więcej niż przysłowiowe pięć minut. I to bohaterów, których trudno nie polubić, a razem z Kłamcą zapewniają czytelnikom całkiem niezłe show.
"[...] nie zawsze trzeba wygrywać, żeby zostać zwycięzcą. Czasem wystarczy, że inni przegrają."
Wierzeniowy miszmasz, jaki oferuje nam Ćwiek naprawdę robi wrażenie, zwłaszcza przy tak zgrabnym przeplataniu się poszczególnych religii i zabawie różnorodnymi motywami. Oczywiście najwięcej z tej mieszanki wyniosą osoby naprawdę dobrze obeznane w tej kwestii, jednak mnogość bóstw i innych niezwykłych istot jest też świetną okazją do pogłębienia swojej wiedzy na ich temat, jeśli nie z samej książki, to przez wyszukanie odpowiednich nazw. Choć, czy aby na pewno wszystko, do czego odwołuje się autor jest zgodne z innymi źródłami, to już inna sprawa.

Przygody nordyckiego boga kłamstwa wciąż pozostają pełne humoru. Loki jak zawsze jest gotów pośpieszyć z ciętym komentarzem, choć, gdy trzeba, potrafi też spoważnieć. Akcji nie brakuje, wydarzenia są przedstawione naprawdę ciekawie, a kolejni bohaterowie, z Kłamcą na czele, nie pozwalają się nudzić. Wszystko to sprawia, że aż szkoda opuszczać wykreowany przez autora świat, a jedyną radą na to pozostaje sięgnięcie po kolejne części "Kłamcy".

"A teraz, złotko, bardzo cię proszę, za żadne skarby nie mów nam, dla kogo pracujesz. Uznaj, że w ogóle nas to nie obchodzi, a torturujemy cię dla czystej satysfakcji. Spraw mi tę przyjemność, śmieciu."