sobota, 29 sierpnia 2015

J. Austen "Duma i uprzedzenie"

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka  |  Ilość stron: 302
W sąsiedztwie państwa Bennetów pojawiają się nowi mieszkańcy. W tym samym momencie pani Bennet oczami wyobraźni już widzi, jak pan Bingley pojmuje za żonę jedną z jej córek. Już mniejsza o to którą, najważniejsze, że dla niej jest to już fakt. I rzeczywiście, trzeba przyznać, że najstarsza z córek, Jane, mocno zawróciła w głowie nowo przybyłemu młodzieńcowi - z wzajemnością. Również jego siostry traktują ją z wylewną życzliwością, choć, jak zauważyła Elizabeth, jedynie na pokaz. Gdyby jeszcze przyjaciel Bingley'a, majętny pan Darcy, był równie towarzyski... Na to jednak nie ma co liczyć. Ten gburowaty jegomość traktuje wszystkich z wyższością, na balach prawie wcale nie tańczy, a kobiety wokół uważa za co najwyżej znośne. Coś takiego nie przekreśli jednak planów dwójki zakochanych... prawda?

Jak to czasem bywa, los okazał się przewrotny - całe towarzystwo z Netherfield Park wyjechało do Londynu i nie zapowiada się, by wkrótce miało wrócić. Dla Jane jest to prawdziwy cios, a dla Elizabeth kolejny powód do antypatii. Życie toczy się jednak dalej i trzeba się zająć innymi sprawami. Najmłodszym siostrom bardzo pomaga w tym obecność wojskowego pułku, a i Elizabeth bardzo sobie ceni towarzystwo jednego z mundurowych. No i jest jeszcze uciążliwy kuzyn, który postanowił znaleźć sobie żonę. To jednak dopiero początek wielu wydarzeń, niekoniecznie dobrych. Jedne z nich będą przykładem na to, że pozory mogą mylić, inne mogą przynieść sporo problemów, ale znajdzie się i miejsce na bardziej pożądane zdarzenia, chociażby zakochanie. Przyjdzie nam poszukać różnicy między dumą a próżnością, pojęciami często mylonymi lub używanymi zamiennie i być świadkiem wielu rozmów, pośród których znajdą się zarówno inteligentne pogawędki, jak i całkowicie zbędne złośliwości, a także zaobserwować stopniowo rozwijające się uczucie.
"Jedyną przykrość sprawiało Elizabeth to, że opuszcza ojca, który z pewnością będzie za nią tęsknił. Był tak zasmucony, że kazał jej pisać i prawie obiecał, że odpisze."
Choć bohaterów tu nie brakuje, jedynie nieliczni rzeczywiście zasługują na uwagę, podczas gdy reszta budzi irytację czy wręcz niechęć. Jest więc inteligentna i zaradna Elizabeth, jej rozsądny i sarkastyczny (czasami aż do przesady bezpośredni) ojciec oraz przemiła, choć w wielu sytuacjach zbyt ufna Jane - to właśnie oni budzili we mnie najżyczliwsze uczucia. Z drugiej strony mamy wykazującą się niezwykle wąskimi horyzontami matkę dziewcząt, której największą życiową ambicją jest korzystne wydanie ich za mąż, pogardliwe siostry Bingley oraz pana Collinsa, którego charakter stanowi dziwne połączenie służalczości i pychy. No i jest jeszcze pan Darcy - zdawałoby się tajemniczy, skryty i cyniczny drań, który jednak znacznie zyskuje przy bliższym poznaniu i po wyjaśnieniu pewnych niedomówień (ostatecznie nie bez powodu dla wielu kobiet stał się wręcz wzorem idealnego mężczyzny). Do tej pory wymieniłam jednak dopiero kilkoro bohaterów, a nie omieszkam wspomnieć jeszcze o kilku z nich. Sporą sympatię poczułam do państwa Gardiner - ukochanego wujostwa Elizabeth, a przy tym bardzo zgodnego i świetnie dobranego małżeństwa o szerokich horyzontach. Sympatyczny, zapatrzony w Jane jak w obrazek pan Bingley również sprawiał całkiem miłe wrażenie. W przypadku trzech młodszych sióstr Bennet nie było już tak dobrze. O ile Mary braki w wyglądzie stara się po prostu na własny sposób nadrobić umiejętnościami (z różnym skutkiem), to już Lydię i Kitty mogłabym zaliczyć do rozpuszczonych panienek o wątpliwych manierach, których myśli obracają się wokół balów i przystojnych młodzieńców, najlepiej w mundurach (a za sprawą stacjonującego nieopodal pułku mają w czym wybierać). Pycha wyższych sfer, podziały klasowe - ich przykładów mamy tu na pęczki, wraz z kłamliwością, fałszywością i masą pozorów.

Niemal od razu wiadomo, kto jest główną bohaterką, gdyż to właśnie Elizabeth łączy w sobie najbardziej wartościowe, wyróżniające ją spośród innych cechy (nie wspominając już nawet o tym, że jest ulubienicą ojca), podczas gdy zachowania wielu innych nieodmiennie prowadzą do irytacji czy to nad ich bezmyślnością, czy też zwyczajną złośliwością. Nie poczytuję tego jednak autorce za złe, tym bardziej, że i Elizabeth nie uniknęła błędów a zwłaszcza błędnego mniemania i uprzedzeń wynikających z wysłuchania tylko jednej ze stron. Do tego można tu dostrzec rozwój postaci i stopniowe zmiany w ich zachowaniu, co dodaje powieści wiarygodności. Wątek głównej pary przez długi czas pozostaje na uboczu. Zabieg ten bardzo przypadł mi do gustu, gdyż pozwolił ich uczuciu powoli się rozwijać i umacniać - stopniowo przejść od niechęci, przez zainteresowanie czy szacunek aż do miłości. Poza tym w powieści nie brakuje humoru.

"Dumę i uprzedzenie" już od dawna miałam w planach, w końcu jak mogłabym odpuścić sobie tak wychwalaną powieść (zwłaszcza odkąd klasyka przestała być dla mnie tematem całkowicie obcym)? No i oczywiście był jeszcze pan Darcy. Jak się okazało, było warto, co więcej, czytało mi się tak przyjemnie, że nabrałam wielkiej ochoty na zapoznanie się z innymi powieściami autorki.

środa, 26 sierpnia 2015

Ulubione openingi #1

W porywie chwili przyszło mi na myśl, by zaprezentować Wam listę moich ulubionych utworów z anime. Na pierwszy ogień idą openingi, których wybrałam dokładnie dziesięć (jakoś się tak samo udało).

Tokyo Ghoul "Unravel" Ling Tosite Sigure
Listę otwiera "Unravel", do którego wciąż mam słabość (podobnie jak do innych utworów tego zespołu, które - możecie być tego pewni - pojawią się w kolejnych zestawieniach), choć minęło już sporo czasu, odkąd po raz pierwszy go usłyszałam (i pewnie długo się to nie zmieni).

Fullmetal Alchemist: Brotherhood "Again" Yui
Piosenka, którą pokochałam od samego początku, a po pewnym czasie wytrwale próbowałam nauczyć się ją śpiewać (co nie było zadaniem łatwym, biorąc pod uwagę to, jak bardzo Yui w wielu momentach przyspiesza). Tak przy okazji, idzie mi już całkiem nieźle, choć wciąż zdarza mi się pogubić ze słowami.


Ao no Exorcist "IN MY WORLD" ROOKiEZ is PUNK'D
Miałam problem przy wyborze tylko jednego openingu z AnE, ale ostatecznie zdecydowałam się na ten późniejszy, po części dlatego, że jest bardziej uczuciowy. Poza tym UVERworld i tak znajdzie się jeszcze w tym zestawieniu


Naruto Shippuuden "newsong" tacica
Dlaczego tak bardzo polubiłam tę piosenkę? Sama nie wiem. Może dlatego, że brzmi tak bardzo pozytywnie. Taniec bohaterów, który możecie obejrzeć poniżej, pewnie też miał w tym swój udział, ale już nie tak znaczący. No i świetnie się ją śpiewa. ♫ kimi ga ima ichiban aitai hito wa dare ♫


Mushishi "The Sore Feet Song" Ally Kerr
Co tu wiele tłumaczyć? Tak jak całe anime, także opening jest bardzo klimatyczny.


Durarara!! "Uragiri no Yuuyake" Theatre Brook
Cóż, "Durarara!!" ogólnie może się pochwalić całkiem niezłą ścieżką dźwiękową, a ja postanowiłam wybrać pierwszy opening, który właściwie od pierwszej chwili wpada w ucho.


Bleach "Rolling Star" Yui
I znów Yui (chociaż naprawdę starałam się nie powtarzać wykonawców). Ten jej utwór śpiewało się już łatwiej. ^^''


Noragami "Goya no Machiawase" Hello Sleepwalkers
No cóż, mam słabość do openingów z nieco mocniejszymi brzmieniami, a "Goya no Machiawase" świetnie się w tę kategorię wpisuje. Wiem też, że nie jestem w tym osądzie osamotniona. :3


Kekkai Sensen "Hello, world!" BUMP OF CHICKEN
A teraz coś z nowszych serii. Kekkai Sensen uwielbiam właściwie pod każdym względem (chociaż na ostatni odcinek wciąż muszę czekać... oby się opłaciło) i muzyka nie jest tu wyjątkiem. Nie mogłam znaleźć wersji prosto z openingu (która nie byłaby w jakiś sposób zmieniona), więc dodaję pełną, wraz z teledyskiem.


Arslan Senki "Boku no Kotoba de wa nai, Kore wa Bokutachi no Kotoba" UVERworld
I na koniec wspominany już wcześniej UVERworld wraz z ich piosenką o długaśnym tytule (na szczęście nie tak trudnym do zapamiętania), która już po kilku odsłuchaniach trafiła do moich ulubionych. ♫ du di di ding... ♫

sobota, 22 sierpnia 2015

Hozumi "Na dzień przed ślubem"

Wydawnictwo: Waneko  |  Ilość stron: 192  | Jednotomówki Waneko
Co napisać o mandze tak subtelnej, że nawet najmniejsze aluzje na temat fabuły mogłyby w pewnym stopniu zniweczyć efekt zaskoczenia? Jak chwalić historie, które same w sobie są swoją największą zaletą? Właśnie taki jest zbiór sześciu stworzonych przez Hozumi, dość krótkich opowiadań zawartych w mandze "Na dzień przed ślubem" należącej do serii Jednotomówek Waneko. W związku z tym będzie dość krótko i ogólnikowo, jednak postaram się sklecić kilka sensownych słów na ten temat.

A więc najpierw historia, od której wziął tytuł cały zbiór. Dzień przed ślubem Eri spędza ze swoim młodszym bratem. I choć młoda kobieta jest kłębkiem nerwów, czas spokojnie upływa im na wzajemnym przekomarzaniu się i codziennych czynnościach. Opowiadanie to ukazuje naprawdę piękną, pełną szczerości, troski i zaufania relację między rodzeństwem. Choć to całkowicie zwyczajna codzienność, ma w sobie coś pokrzepiającego, coś, do czego po prostu chciałoby się wrócić, być tego częścią. Druga historia relacjonuje nam przebieg spotkania małej Azusy ze zwykle nieobecnym ojcem. Choć dziewczynce bardzo go brakuje, z pewnych powodów nie może się z nim widywać na co dzień. Dalej mamy "Czarno-białych braci" i ich niespodziewane spotkanie po latach, podszyte melancholią, żalem z powodu niewykorzystanych szans i żywioną dawniej urazą. Kolejny jest dwuczęściowy "Rozmarzony strach na wróble", który przez całe lata był świadkiem codziennych zmagań pewnego nierozpieszczanego przez los rodzeństwa - nie tylko ich zabaw i szczęśliwych chwil, ale i błędów oraz wątpliwości. Jak niemy stróż roztacza nad nimi swoją opiekę - tak niepozorną, a jednocześnie obojgu tak potrzebną. Bohaterem "Miniaturowego ogródka w październiku" jest powieściopisarz z długotrwałym zastojem twórczym, któremu od pewnego czasu śni się umierający kruk. O co może chodzić? Co takiego ma mu do przekazania ze wszystkich sił chwytające się życia ptaszysko? W ostatnim z opowiadań - "Potem" - poznajemy pewnego... kota oraz jego opinię na temat ludzi, a w szczególności swojego właściciela, którego zdążyliśmy już poznać w jednym z opowiadań. W końcu, jak twierdzi sam czworonóg, "ludzie są niepojętymi istotami".

Te spokojne, niespieszne historie mają w sobie coś naprawdę czarującego, a ich oprawa graficzna dodatkowo to podkreśla. Piękna, dokładna kreska Hozumi ma w sobie pewną subtelność i mnóstwo uroku. Da się rozróżnić niemal każdą stawianą przez autorkę linię, co bardzo mi się spodobało. Nie brakuje tu również humoru - niewymuszonego, który pojawia się dokładnie wtedy, kiedy trzeba i wynika głównie z przywiązania bohaterów do siebie nawzajem. Wszelkie dialogi brzmią naprawdę naturalnie (a onomatopeje zostały skrupulatnie przetłumaczone), choć nie ma ich znowu tak wiele - zamiast tego autorka w bardzo wymowny i zrozumiały sposób ukazuje emocje bohaterów przez ich bogatą mimikę. Sporo kadrów pozbawionych jest jakichkolwiek dialogów, jednak same w sobie wyrażają wystarczająco wiele, nie pozostawiając czytelnika w niepewności. Hozumi wręcz do perfekcji opanowała sztukę komunikacji niewerbalnej oraz jej przedstawianie. Biorąc to wszystko pod uwagę aż trudno uwierzyć, że "Na dzień przed ślubem" to jej debiut.

Manga została wydana w powiększonym formacie, z subtelną, matową obwolutą, na której znajdziemy bohaterów wszystkich sześciu opowiadań (dwoje z przodu, reszta z tyłu). Sama okładka została utrzymana w odcieniach pomarańczu, a na jej tylnej stronie znajduje się strach na wróble. Tusz lekko przebija, jednak nie przywiązuję do tego większej wagi. Autorka nie musi niczego komplikować, by zainteresować czytelnika. Dostajemy ciekawe, świetnie narysowane, a do tego nieprzytłaczające nadmiernie swoją tematyką historie. Wniosek jest jeden - "Na dzień przed ślubem" zdecydowanie warto przeczytać. Hozumi swoimi opowiadaniami z powodzeniem zaskarbiła sobie moją sympatię, więc mam nadzieję, że nie będzie to jedyna wydana w Polsce manga jej autorstwa.

wtorek, 18 sierpnia 2015

J. Chmielewska "Krokodyl z Kraju Karoliny"

Wydawnictwo: Olesiejuk  |  Ilość stron: 268  |  Kolekcja: Królowa Polskiego Kryminału (3)
Czyżby u Alicji wystąpiły pierwsze objawy paranoi? Niestety nie. Chwileczkę... "Niestety"? Dokładnie tak, gdyż rzeczywistość okazała się o wiele niebezpieczniejsza. Obawy, które Joanna początkowo zlekceważyła okazały się jak najbardziej słuszne i wkrótce stało się jasne, że Alicja wie za dużo. Komuś z kolei bardzo to nie odpowiada, więc usilnie stara się ją uciszyć. Ze sporym powodzeniem, gdyż dzień po pierwszej, poważnej rozmowie na ten temat Joannie pozostaje jedynie spełnić ostatnią wolę przyjaciółki i bacznie rozejrzeć się po jej mieszkaniu - obecnie miejscu zbrodni. To, na szczęście, nie okazało się trudne z jej znajomościami ze stróżami prawa, a szczególnie bliską relacją z pewnym prokuratorem (poznanym w "Wszyscy jesteśmy podejrzani"). Gorzej ze zrozumieniem pozostawionych przez zamordowaną wskazówek. Czyżby Alicja przeceniła możliwości Joanny?

Odtąd nasza bohaterka za punkt honoru stawia sobie rozwiązanie tej sprawy i - co istotne - odsunięcie od podejrzeń osoby, którą Alicja z takim oddaniem kryła. Ale o co w tym wszystkim może chodzić? Kolejne domysły Joanny prowadzą do nader śmiałych wniosków, a tymczasem ma jeszcze na głowie przesłuchania, których nie uniknie nawet we własnym domu (sprawa o tyle delikatniejsza, że jej zwyczajowe wykręty mogą nie zadziałać na ukochanego, potocznie zwanego Diabłem), oraz obronę przyjaciela przed niesłusznymi oskarżeniami. Czyżby była to afera na skalę światową, a może jednak za bardzo ponosi ją wyobraźnia? Czego mogła się dowiedzieć jej przyjaciółka? Jakby tego było mało, dziwnym trafem z kostnicy znikają zwłoki Alicji. I jak tu nie zwariować?

Na Joannę czeka wiele dylematów - z wielkimi trudnościami dalej prowadzić własne dochodzenie i zwodzić policję, czy jednak dla dobra śledztwa podzielić się ze stróżami prawa posiadaną wiedzą? Tyle szczegółów wciąż wymaga wyjaśnienia, a przecież nawet nie wie, ile może powiedzieć, by nie zaszkodzić osobie, którą chciała chronić Alicja. Co więcej, informacje, jakie mogłaby uzyskać w zamian stanowią bardzo kuszącą perspektywę. W końcu na jaw wychodzi, że cała afera ma coś wspólnego z ich pobytem w Danii, a utrudniony kontakt z narzeczonym Alicji, skądinąd Duńczykiem, w tej sytuacji wydaje się jeszcze bardziej podejrzany. Czyżby miał coś na sumieniu?

W tym wszystkim nie zabrakło oczywiście tak charakterystycznego dla Chmielewskiej humoru, którego źródło stanowiła głównie Joanna i jej wymyślne przekręty. Te jednak nie zawsze działały tak, jak powinny - Diabeł za dobrze ją zna, co więcej w kilku przypadkach nie pozostaje jej dłużny. Również jej pobyt w Danii - zarówno ten związany ze śledztwem, jak i wcześniejszy, który wspomina - jest przepełniony komicznymi sytuacjami, a szpilki z krokodyla i hazardowe zapędy bohaterki nie pozostają bez echa dla całej powieści. No i jeszcze jedna sprawa - Alicji należy się spore uznanie za stworzenie tak sprytnych wskazówek i to jeszcze pod presją czasu. Joanna z kolei, choć miała pewne problemy, całkiem nieźle poradziła sobie z ich rozwikłaniem.

Królowa polskiego kryminału znów mnie nie zawiodła i naprawdę dobrze bawiłam się śledząc kolejne poczynania Joanny, której dziwne okoliczności zdają się nie opuszczać ani na chwilę. Z nią po prostu nie można się nudzić. I chociaż znalazłam tu parę nieścisłości, które nie dają mi spokoju (a których nie będę przytaczać, ponieważ pojawiły się na samym końcu), jestem zadowolona z lektury.

"Podobno myślenie daje niekiedy oszałamiające rezultaty..."

czwartek, 13 sierpnia 2015

A. Olejnik "Dante na tropie"

Wydawnictwo Literackie  |  Ilość stron: 370
Kto by pomyślał, że zwykłe wyjście z psem na spacer może zapoczątkować szereg zmian w życiu Anny Drozd, samotniczki przybyłej do Solca w poszukiwaniu spokoju po zawodzie miłosnym? Nie myślcie jednak, że będzie tak banalnie, ukochany pies Dante nie przyprowadza Annie tak po prostu nowego absztyfikanta, a przynosi jej... ludzki palec. Wstrząśnięta bohaterka natychmiast zgłasza sprawę policji, a ci znajdują w pobliskim lesie zwłoki. Rzecz w tym, że denat wszystkie palce ma na swoim miejscu i najwyraźniej zmarł śmiercią naturalną. Czy w takim razie ktoś potraktuje poważnie jej zeznania? No i jeszcze coś, znalezione ciało należy do pana Tomasza, dotąd najbliższego jej człowieka w okolicy. Starszy pan z chęcią doradzał jej w sprawie ogrodu, a ponieważ oboje nie należeli do gadatliwych, całkiem nieźle czuli się w swoim towarzystwie. To już jednak przeszłość, a obecna sytuacja sprawiła, że ta bibliotekarka-samotniczka na nowo wzbudziła zainteresowanie mieszkańców. Tym sposobem Anna miała okazję poznać nowych ludzi, przede wszystkim komisarza Wiktora Grykę, którego najmocniejszą stroną był nie tyle wygląd, co głęboki głos (no i Dante od razu go polubił) oraz Mateusza, młodego nauczyciela chemii i detektywa amatora w jednym.

Odtąd komisarz staje się częstym gościem w jej domu, oczywiście na potrzeby śledztwa, które jednak nie wydaje się zmierzać dokądkolwiek. Tymczasem Annę niepokoi kilka rzeczy, w tym pewna rozbieżność między zasłyszanymi opiniami na temat pana Tomasza a jej własnymi spostrzeżeniami oraz kręcący się w pobliżu lasu człowiek. Dla uporządkowania własnych myśli bohaterka zaczyna pisać o ostatnich wydarzeniach. To i informacje, jakie przekazał jej Mateusz, ostatecznie skłania ją do zagłębienia się w tę sprawę, zasięgnięcia opinii innych, co jednak będzie miało poważne konsekwencje i zagrozi nie tylko jej bezpieczeństwu. Co takiego skrywa w sobie ta z pozoru spokojna mieścina? W tym wszystkim znajdzie się oczywiście również wątek miłosny, który przysporzy sporo kłopotów i nieporozumień. Nie mogłoby być przecież inaczej, skoro Wiktor, który mimowolnie podoba jej się coraz bardziej, jest człowiekiem po przejściach, Anna ma tendencję do samodzielnego dochodzenia do różnych, niekoniecznie trafnych wniosków, a związek z Mateuszem wydaje się o tyle prostszą opcją...

Od samego początku nastawiałam się na powieść lekką i z humorem, taką też dostałam, jednak mam wrażenie, że to kobiece oblicze kryminału (jak głosi okładka) nie do końca mi odpowiada. Niemal od samego początku romans wisi w powietrzu, wiedziałam na co się piszę, a jednak po pewnym czasie rozterki Anny na temat Wiktora i tego, jak na nią działa, robią się denerwujące, zwłaszcza gdy istotniejsze sprawy schodzą dla niej na dalszy plan. Do tego bohaterka coraz częściej sięga po kieliszek, co w połączeniu z jej niezdecydowaniem w kwestii uczuć - dylematem między pociągającym ją, a jednak w jej mniemaniu nieosiągalnym policjantem oraz przystojnym i czarującym, choć nieraz natrętnym Mateuszem - sprawiało, że stopniowo coraz bardziej traciłam do niej szacunek. Mniej więcej od połowy przewracałam kolejne strony z rosnącą irytacją, męczyły mnie te całe podchody i niedomówienia między Anną a Wiktorem. Na szczęście nie trwało to długo i wkrótce mogłam znów ze względnym spokojem śledzić kolejne wydarzenia, nawet jeśli zdarzało się, że były na zmianę przedramatyzowane lub przesłodzone.

Tak czy inaczej, autorka poradziła sobie całkiem nieźle. Stworzyła historię, którą czyta się lekko i można się w nią wciągnąć, a do tego przedstawiła ciekawy obraz małomiasteczkowej społeczności. Anna, choć na ogół była postacią, którą da się lubić, potrafiła również niemile zaskoczyć swoim zachowaniem, niepotrzebną upartością, czy porywczością graniczącą niemal z bezmyślnością. Wiktor też nie był ideałem, ale to akurat wyszło mu na dobre i choć potrafił być uparty, miał tendencję do wycofywania się, co Anna nieraz błędnie uznawała za brak zaangażowania. No i, tak jak ona, kochał psy, a to na pewno dobry znak. Z kolei Mateusz był postacią idealną do roli, jaką wyznaczyła mu autorka (a przynajmniej takie mam wrażenie). Z pozostałych bohaterów nieco więcej usłyszymy o Magdzie, dobrej znajomej Anny, można by powiedzieć miejscowej "znachorce".

Nie mogłabym nie wspomnieć o okładce, która naprawdę mi się spodobała, zwłaszcza jeśli chodzi o kolorystykę. Pochwalę też fragment, który udowadnia, że życie nie musi być idealne, by być szczęśliwym, a na koniec dodam, że znalazłam pewną nieścisłość. Bohaterka miała się z kimś spotkać "jutro", po czym jak gdyby nigdy nic spędziła ten dzień gdzie indziej, a do sprawy wróciła dzień później, jakby od początku była umówiona właśnie na wtedy (dla pewności sprawdziłam dwa razy). Powieść Agnieszki Olejnik mnie nie zachwyciła (może po prostu mam niską tolerancję romansów?), jednak dość miło spędziłam z nią czas. Powinna dobrze się sprawdzić jako letnie czytadło.

niedziela, 9 sierpnia 2015

Abe Miyuki "Komatta Toki ni wa Hoshi ni Kike!" [BL]

Tym razem nieco nietypowo, bo o mandze długiej (26 tomów), niewydanej w Polsce, a do tego nieco starszej (1997r.). Uprzejmie informuję, że zawiera wątki boys love. Wszystkich, którzy po tym stwierdzeniu nie zamierzają uciekać gdzie pieprz rośnie, zachęcam do przeczytania recenzji, bo myślę, że jest to manga naprawdę warta uwagi.
Po śmierci ukochanej babci Fujishima Takara, chłopak o dziewczęcej urodzie, która jednak w żaden sposób nie współgra z jego porywczą osobowością,  ma się wprowadzić do szkolnego dormitorium Kaze no Mon (Brama Wiatru). I tak też by było, gdyby nie mający miejsce już pierwszego dnia liceum incydent. Sprowokowany zaczepkami siedzącego obok ucznia Fujishima zakłóca ceremonię rozpoczęcia roku szkolnego i zostaje zawieszony w prawach ucznia na dwa tygodnie. Z tego właśnie powodu rozpoczyna szkołę nieco później, zaczyna od zera, w czasie gdy pozostali uczniowie zdążyli już nawiązać pierwsze znajomości. Co więcej, jego współlokatorem okazuje się być wzbudzający grozę Hosaka Kiyomine, ten sam, z którym pokłócił się już pierwszego dnia. No cóż, początek ich znajomości do łatwych nie należał, podobnie z resztą jak i dalsze jej etapy, jednak przy ich charakterach nie można się było spodziewać niczego innego.

Czyżby kolejne banalne love story rozgrywające się w męskim akademiku? W żadnym wypadku! Już po ilości tomów (26) można przypuszczać, że jest w tym coś więcej. W końcu jak długo można by było pisać o niczym, wciąż powielając mocno utarte schematy? Co do przydługiego tytułu, nie niesie ze sobą jakiegoś większego przesłania, a znaczy tyle, co "Jeśli masz kłopot, poproś gwiazdy o pomoc!". Autorka sama wspomniała, że kiepsko jej idzie wymyślanie tytułów.

"Komatta Toki ni wa Hoshi ni Kike!" (w skrócie "KomaHoshi") nie skupia się jedynie na dwójce głównych bohaterów - mamy tu całą gamę postaci pobocznych, w tym i przedstawicielki płci pięknej. Sporo miejsca zostało poświęcone sprawującym władzę w Kaze no Mon. Są to Kashiwagi Reiichi i Okuno Yoshiya. Niech was nie zmyli  wygląd i uprzejme zachowanie tego pierwszego - mimo pozorów, jakie sprawia, jest kuzynem Kiyomine, co już samo w sobie powinno stanowić ostrzeżenie. A trzeba wam wiedzieć, że rodzina Kashiwagich jest niezwykle wpływowa. Reiichi pod powłoką przykładnego ucznia (którym rzeczywiście jest) skrywa wiele cech charakterystycznych dla jego rodziny. Jest bardzo pewny siebie, potrafi być przebiegły, próżny, a nawet złośliwy. Ze swoim współlokatorem i zastępcą zna się od dziecka i bardzo dobrze się dogadują, jednak czuje się winny za coś, co w przeszłości spotkało Okuno. Z pozostałych mieszkańców dormitorium najbardziej wyróżnia się Aritomo, właściciel śnieżnej fretki imieniem Sakura i wielbiciel wszystkiego, co urocze. Szczególnie upodobał sobie Fujishimę, przez co często zdarza mu się od niego oberwać.

Mutsume i Nanase są przyjaciółkami Fujishimy z dzieciństwa, z którymi kiedyś był praktycznie nierozłączny. Obie traktują go jak członka rodziny, troszczą się o niego i martwią zmianami, jakie zaszły w nim po śmierci babci. Początkowo mają również wątpliwości co do towarzystwa, w jakim zaczął się obracać Fujishima, zwłaszcza co do jego współlokatora. Kiyomine nie należy do osób szczególnie towarzyskich - to nie ulega wątpliwości. A jednak zauroczona nim w gimnazjum Akari nie zamierzała stracić swojej szansy na znajomość z nim i nie poddawała się, choć jako jedyna się starała. Czy się opłaciło? Ta kwestia w znacznej mierze zależy od oczekiwanych rezultatów. Tak czy inaczej, odkąd pojawił się Fujishima i ona mogła zacząć lepiej dogadywać się z Kiyomine. Akari bywa dość porywcza, a jej hobby i jednocześnie źródło zarobku to robienie zdjęć dwójce naszych głównych bohaterów (najlepiej wspólnie), które następnie sprzedaje (w szkole jest to bardzo ceniony towar, zarówno wśród dziewcząt, jak i chłopców). Dalej mamy starszą siostrę Kiyomine, pracującą w policji Ayako, dla której chłopak zrobiłby praktycznie wszystko. I nawet nie próbujcie wspominać przy nim o jego siostrzanym kompleksie, chyba że życie wam niemiłe. Tata Fujishimy i jednocześnie jego jedyny krewny jest stale podróżującym fotografem i choć bardzo troszczy się o syna, czasami trudno jest mu to wyrazić słowami, a to, że widują się jedynie parę razy w roku również w niczym nie pomaga. Z chęcią napisałabym o jeszcze kilku postaciach, jednak pojawiają się one dopiero później, a nie chcę zdradzać za wiele.
Relacja między dwójką głównych bohaterów została przedstawiona iście mistrzowsko! Zaczęło się więc od obopólnej niechęci wywołanej kiepskim pierwszym wrażeniem. Ta z kolei nie przekształciła się ni stąd ni zowąd w zażyłość. Chłopcy powoli poznawali siebie nawzajem (co w dużym stopniu ułatwiało mieszkanie w jednym pokoju) - nie tylko zalety, ale przede wszystkim wady i słabości. Ze strony Kiyomine będzie to więc zwłaszcza jego trudny charakter, przez który wszyscy wolą trzymać się od niego z daleka i nie wchodzić mu w drogę, przygodne znajomości ze starszymi od siebie kobietami, a także siostrzany kompleks, który podchodzi już właściwie pod obsesję. Z kolei Fujishima przechodzi przez dość ciężki okres - śmierć babci mocno się na nim odbiła, nie może też liczyć na wsparcie ojca, który jako zawodowy fotograf jedynie sporadycznie przyjeżdża do Japonii; nie licząc Mutsumi i Nanase, których nie chce kłopotać, jest więc zdany na siebie. Jego początkowo wrogie nastawienie, porywczość i upartość również nie przysparza mu popularności, jednak stopniowo próbuje wprowadzać w życie rady ukochanej babci. Ale nie można się skupiać tylko na wadach, prawda? Ostatecznie Fujishima jest przecież odpowiedzialny, pracowity i życzliwy, a Kiyomine... też ma swoje dobre strony, choć nie pozwala tego dostrzec byle komu. Z czasem sytuacja między tą dwójką się klaruje, co wcale nie oznacza, że nie ma już nic, czego by o sobie nie wiedzieli. Praktycznie każde kolejne okoliczności przynoszą ze sobą coś nowego, a my otrzymujemy coraz lepiej rozwinięte portrety psychologiczne naszych nieco pokręconych bohaterów. Strach Fujishimy przed samotnością, pragnienie akceptacji i bycia kochanym; przeszłość, która kryje się za obecną postawą Kiyomine, wpływ tej dwójki na siebie nawzajem oraz wiele, wiele więcej tylko czeka na odkrycie. Ponadto autorka uwzględnia nie tylko bohaterów pobocznych, ale i tych epizodycznych. Wielu z nich będzie można się bliżej przyjrzeć, gdyż czasami to właśnie na nich skupia się fabuła.

Więc jak to jest z tymi wątkami boys love? Pocałunki są jedynie sporadyczne, jednak nawet wtedy nie uświadczymy tu żadnych namiętności. Jest to raczej jeden z wielu sposobów Kiyomine na drażnienie się z Takarą, czasami wręcz robienie mu na złość. Choć jeśli chodzi o przytulanie lub pewne sytuacje, które mogą zostać dwuznacznie odebrane, znajdzie się tego o wiele więcej (czasami nawet w miejscach publicznych). Ich relacja nie daje się łatwo określić - niby wykracza już poza ramy przyjaźni, a jednak trudno ją jednoznacznie zdefiniować i właściwie nikt się tego nie podejmuje, zachowując swoje spostrzeżenia dla siebie. Właśnie ten minimalizm sprawia, że istniejąca między nimi więź jest tym bardziej wyjątkowa. Urocze, a nawet i chwytające za serce momenty nie są jednak taką rzadkością - wiele razy będzie nam dane doświadczyć, jak wielkim są dla siebie nawzajem wsparciem, nawet jeśli poprzedzą to błędami i nieporozumieniami. Kiyomine nieco łagodnieje, staje się bardziej towarzyski (o ile w jego przypadku można w ogóle brać coś takiego pod uwagę), a Fujishima, który dotąd ze wszystkimi problemami radził sobie sam, pozwala sobie na odrobinę egoizmu, gdyż w jego towarzystwie czuje się swobodnie. Większość po prostu akceptuje taki stan rzeczy, choć są też osoby, którym to nie odpowiada. A jak to jest z pozostałymi bohaterami? Cóż, wśród nich również można zauważyć pewne przejawy bliższych relacji, jednak u nikogo nie jest to tak widoczne, jak w przypadku Fujishimy i Kiyomine.

Choć wiele osób daje się zwieść delikatnej powierzchowności Fujishimy, szybko zostają wyprowadzeni z błędu.  Czasami nawet dość gwałtownie. Tego typu sytuacje przewijają się przez całą mangę wielokrotnie, jednak nie na tyle często, by zaczęły być nudne. Przez wszystkie 26 tomów przewija się cała masa zarówno dramatów, jak i sytuacji komicznych, nie brakuje też wzruszeń i choć autorce zdarza się zahaczyć o przesadę, całość czyta się naprawdę przyjemnie. Kreska z początku mnie do siebie nie przekonywała, jednak należy pamiętać, że manga ta bierze swój początek w roku 1997. Zwłaszcza na początku można mieć kłopoty z odróżnieniem niektórych postaci (czasami jedyną różnicą jest właściwie fryzura), a Fujishima rzeczywiście bywa bardziej dziewczęcy od niektórych dziewczyn. Pomimo drobnego zniechęcenia, wkrótce się do tego przyzwyczaiłam i nie stanowiło to dla mnie żadnego problemu. Co więcej, o ile w kwestii postaci kreska raczej nie zachwyca, to już piękne krajobrazy, zwierzęta i skrupulatnie narysowane miejsca mogą robić wrażenie.

"KomaHoshi" nie należy do mang zbyt popularnych, nad czym przyszło mi ubolewać już wiele razy. To naprawdę interesująca, wielowątkowa historia, którą mogłabym czytać praktycznie bez końca, wciąż znajdując w niej coś nowego, przypominając sobie te szczegóły, które zatarły mi się w pamięci. I chociaż przeczytałam tę mangę już w całości (nie licząc kilku rozdziałów pod koniec, których po prostu nigdzie nie mogłam znaleźć), wiem, że jeszcze nieraz do niej powrócę. Zdaję sobie sprawę, że szanse na to są niezwykle znikome, jednak z ogromną chęcią postawiłabym sobie tę serię na półce.

środa, 5 sierpnia 2015

D. Terakowska "Samotność Bogów"

Wydawnictwo Literackie  |  Ilość stron: 260
Długo zastanawiałam się, jak mam zacząć, jednak właściwe słowa zdawały się omijać mnie szerokim łukiem. W takim przypadku pozostaje mi chyba zacząć najprościej, jak się da, prawda? Jon jest jednym z mieszkańców wioski, do której już jakiś czas temu zawitali przybysze w długich sukniach, przynosząc ze sobą wiarę w Boga Dobroci. Mimo przeciwności, jakie początkowo napotkali, nowa wiara stopniowo została przyjęta, a dawne bóstwa porzucone i jedynie sporadyczne bicie w bębny niesie z sobą wspomnienie minionych czasów. To i stanowiący tabu drugi brzeg, przed którego przekraczaniem przestrzega wciąż jeszcze żyjący w wiosce szaman. Właśnie z powodu tabu, gdy silny prąd znosi małą Gaję na drugi brzeg, jedynie Jon (również jeszcze dziecko) rusza jej na ratunek, nie zważając na wpatrujących się bezradnie dorosłych. Ze zdziwieniem zauważa, że żadna siła nie skrępowała mu ruchów, jednak już na drugim brzegu słyszy Zew i chociaż jeszcze o tym nie wie, ta jedna chwila zadecydowała o jego przeznaczeniu.

To jednak dopiero zapowiedź mających nadejść wydarzeń. Najpierw przez dłuższy czas jesteśmy świadkami codziennego życia w wiosce - ostatnich, nielicznych już oznak przywiązania do starej wiary i rosnącego znaczenia nowej religii, upływających we własnym, niespiesznym rytmie dni (efekt odizolowania od większych aglomeracji), mimowolnego szacunku do szamana, nie tylko przez wzgląd na zajmowaną przez niego kiedyś pozycję, ale z powodu cechującej go mądrości i doświadczeniu. Obserwujemy również, jak Jon dorasta, mężnieje, a wybrana na jego narzeczoną Gaja - ta sama, którą kiedyś uratował - wyrasta na piękną i mądrą żonę. W związku z tym akcja przez dłuższy czas jest niemal stoi w miejscu, a sytuacja zaczyna się zmieniać dopiero w chwili, gdy zapomniany bóg zza drugiego brzegu z coraz większą intensywnością przyzywa Jona do siebie, by wypełnił przeznaczoną mu misję. Chłopiec wciąż jednak nie wie, na czym ma ona polegać. Na szczęście nie jest sam, ma po swojej stronie starego kapłana i coraz bardziej zmęczonego życiem szamana, a choć to, co najważniejsze, zależy wyłącznie od niego, ci dwaj staną się dla niego oparciem, którego tak bardzo potrzebuje.
"Cały świat składa się z ludzi, którzy wierzą, iż to właśnie oni mają rację. Ja przecież też wierzę w swoje racje. Nikogo nie omija ta słabość, dlatego wojny nigdy się nie kończą. Ci zaś, którzy nie zechcą stanąć po żadnej stronie, zginą pierwsi, gdyż świat najbardziej nie lubi odmieńców i ludzi wątpiących."
Jon, choć jest prostym, niewykształconym człowiekiem, posiada jakby naturalną mądrość, instynktownie przyjmuje pewne prawdy za oczywistość, podczas gdy wielu innym przychodzi to z trudem. Właśnie ta mądrość sprawia, że nie staje się marionetką w rękach Bezimiennego i choć na pewne sprawy nie będzie miał wpływu, każda decyzja będzie jego własną. Czas więc, by Jon wyruszył w drogę, podjął się nałożonego nań obowiązku, gdyż niektórych powinności nie można ot tak zignorować. Tylko czy, jeśli przyjdzie taka konieczność, Jon będzie w stanie wyrzec się szczęścia, które do tej pory udało mu się zyskać? Powieść Doroty Terakowskiej jest pełna przemyśleń, nie tylko odnośnie wiary (choć te niewątpliwie stanowią sporą jej część). Bohaterowie dają nam jasno do zrozumienia, że dla dobra najbliższych czasami nagina się nawet własne przekonania, a poświęcenie bywa jedynym wyjściem.

Jest to również zderzenie różnych światopoglądów, co widać zwłaszcza w poglądach dwóch duchownych - starego kapłana i młodego, pełnego energii Ezry. Ten pierwszy podkreśla miłość Stworzyciela, przyjmuje wszystko z pokorą, a z czasem coraz częściej nachodzą go wątpliwości odnośnie wielu spraw. Ezra z kolei pragnie upilnować wiernych karząc i wprowadzając ograniczenia, a także dając przykład swoją surową, niewzruszoną postawą i niezachwianą pewnością. A szaman? On już dawno zdążył się pogodzić z nieuchronnością losu, jednak nie zamierza odchodzić, dopóki niezrozumiała mowa dawnego bóstwa nie zabrzmi po raz ostatni.

"Samotność Bogów" stanowi niejako pogodzenie wszystkich istniejących wierzeń, ich wspólny mianownik, który można odbierać bardzo różnie. Pokazuje również, jak trudną sztuką jest nawracanie, uświadamia, że to nie świat jest zły, tylko ludzie, to oni przez swoje słabości wypaczają pewne pojęcia na własny użytek i z takim upodobaniem korzystają z przewagi, za jaką uważają siłę większości. Nie jest to książka, która od pierwszych stron wciąga czytelnika w wartką akcję, tutaj nawet po dłuższym czasie akcja przyspiesza raczej sporadycznie, jednak nie była dla mnie stratą czasu. Terakowska porusza naprawdę wiele tematów, których nie będę jednak dalej wymieniać, proponuję po prostu samodzielnie odnaleźć je podczas lektury. Uważam, że warto.

"Lepiej być pewnym siebie błądząc, niż niepewnym mając rację."

niedziela, 2 sierpnia 2015

Stosik 4/2015 + Otaku Camp + LBA

Tym razem głównie mangowo. Już i tak mam spore zaległości jeśli chodzi o książki, a nie chcę ich dodatkowo powiększać (chociaż książek oczywiście nigdy za wiele).
Kobayashi Makoto "Cześć Michael!" (5) - Z wymiany. Z początku nie przypuszczałam, że na mojej półce znajdzie się kolejny tomik Michaela, jednak z chęcią skorzystałam z okazji. Szkoda, że nie mam kompletu.
Ai Yazawa "Kagen no Tsuki" (2,3) - W końcu postanowiłam dokupić pozostałe tomy. Wciąż nieprzeczytane.
Hiroshi Sakurazaka, Takeshi Obata "All You Need Is Kill" (1,2) - Kupione na obozie. Od dawna miałam tę mangę w planach, zarówno przez wzgląd na historię, jak i odpowiedzialnego za rysunki Takeshiego Obatę. Wciąż nieprzeczytane.
Sui Ishida "Tokyo Ghoul" (1) - Uznałam, że najpierw kupię pierwszy tom i wtedy zdecyduję, czy zbierać pozostałe. Niby znam już całość, ale może jednak warto byłoby postawić sobie tę serię na półce...
Jun Mochizuki "Pandora Hearts" (1) - Już od dawna miałam tę mangę w planach, ale zawsze znajdywało się coś innego. W końcu się doczekała.
Yana Toboso "Kuroshitsuji" (20) - Nie wiem, czy będę zbierać dalej, jednak postanowiłam dobić do pełnej liczby tomów. I chyba jednak na tym poprzestanę.
Sakiya Haruhi, Yamamoto Kotetsuko "Zawrócić czas" (1) - Właśnie na tę mangę Kotetsuko już od dłuższego czasu liczyłam, więc bardzo się ucieszyłam, że Ringo Ame postanowiło ją wydać.
Rihito Takarai "Tylko kwiaty wiedzą" (2)
Yoneda Kou "Labirynt uczuć" - Znałam tę historię już wcześniej, jednak od dłuższego czasu chciałam ją dołączyć do swojej kolekcji (i ciągle odkładałam to na później).
Yoneda Kou "NightS" - Trochę pozytywnych słów wystarczyło, żeby skusić się na tę mangę. Do tego zawiera ona sporo kolorowych stron, co szybko mnie do niej przekonało.
Kalio Suzukin "Kwiat i Gwiazda" - Przez dłuższy czas się wahałam, ale w końcu kupiłam. Wciąż nieprzeczytane.
Aiji Yamakawa, Kazune Kawahara "Przyjaciółki" - Kupione na obozie. Relacja między bohaterkami była ciekawa, jednak sama manga jakoś mnie nie porwała. A dodatkowa historia? Była w porządku, ale nic więcej.
Naoki Urasawa, Osamu Tezuka "Pluto" (3-8) - No i komplet. Cieszę się, że zaczekałam z dalszym czytaniem, zdecydowanie lepiej było zabrać się za tę serię mając już całość. Manga wywarła na mnie bardzo dobre wrażenie, jednak jej dalsze zachwalanie zostawię sobie na później.

Osamu Dazai "Zatracenie" - Niektórzy z Was może kojarzą, jak przy okazji recenzji anime "Aoi Bungaku Series" ubolewałam nad brakiem możliwości zapoznania się z pierwowzorami przedstawionych tam historii. Doszło nawet do tego, że byłam już zdecydowana zakupić dzieło tego właśnie autora po angielsku, aż pewnego pięknego dnia dowiedziałam się, że w tym roku moja upragniona książka została wydana w Polsce. Już przeczytane.
H. Murakami "Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa" - Co prawda ostatnio rzadziej czytam Murakamiego, jednak nadarzyła się okazja, więc czemu nie? Poza tym do tej książki jakoś szczególnie mnie ciągnie.

J. Ćwiek, D. Pochopień, G. Nita "Kłamca: Viva l'arte" - Znalazłam ten komiks w bardzo zachęcającej cenie. Co prawda najpierw planuję się zapoznać z książkową serią, jednak uznałam, że taka okazja może się już nie trafić. No i to dodatkowa motywacja do sięgnięcia po książkę.
A teraz jeszcze coś na temat moich dodatkowych zdobyczy. Po pierwsze, do swojego zamówienia dostałam gratis zawieszkę na klamkę (i przypinki, ale zdążyłam je już oddać komuś innemu). Następnie nagrody z konkursów organizowanych podczas Otaku Camp - plakat z Bakumana za grupowy quiz wiedzy o Japonii, komplet uroczych kopert za konkurs jaka to melodia? w wydaniu anime oraz podręczny zestaw do kaligrafii za zwycięstwo w konkursie (jak można się łatwo domyślić) kaligrafii. Przy okazji dodam, że naprawdę świetnie bawiłam się na Otaku Campie, poznałam wielu ciekawych ludzi, z którymi z chęcią spotkałabym się jeszcze nie raz; miałam okazję uczestniczyć w tradycyjnym spotkaniu herbacianym, zatańczyć yosakoi, dowiedzieć się co nieco na temat iaido, a nawet na własne oczy zobaczyć Shizuo ze znakiem drogowym w pogoni za Izayą czy oblewającego się wodą Haru z chibi Rinem w ręce.

Obóz trwał dwanaście dni, do wyboru było kilka opcji tematycznych, jednak ja wybrałam ogólny, a więc Otaku (na tym samym turnusie była też grupa K-Popu i RPGowców). Przez ten czas w bardzo miłej atmosferze uczestniczyliśmy w różnorodnych zajęciach (taniec yosakoi, przymierzanie yukat i kimon, kaligrafia, trening iaido, kulinaria, a konkretnie zaru soba, która okazała się całkiem smaczna) oraz prelekcjach (japońskie potrawy, onseny, kwestia dubbingu, język japoński, przegląd anime z sezonu letniego), przyjemnie spędzaliśmy czas na dyskusjach, grze w DDR i Ultrastar (głównie przy piosenkach z anime), a wieczorami zazwyczaj oglądaliśmy anime (Pożyczalska Arrietta, Owari no Seraph, Death BiliardsTengen Toppa Gurren Lagann, które później porzuciliśmy oraz niestety niedokończone Magi: Labyrinth of Magic). Szczególnie podobały mi się zajęcia wokalne z tej prostej przyczyny, że lubię śpiewać. Zaczęliśmy od "Kimi ni Juice wo Katte Ageru", które niespodziewanie szybko wpada w ucho, a następnie był nasz wybór - opening do Noragami. Dalej zajęcia z rysunku, tworzenie fabuły (wciąż całkiem nieźle pamiętam naszą "cudowną" historię... xD), wiązanie chust (furoshiki). Nie mogłabym też zapomnieć o bitwie kartonowych samurajów (w której nie uczestniczyłam, jednak pomagałam przy tworzeniu zbroi) oraz cosplay'u, w którego wyniku obóz zaroił się od najróżniejszych postaci (ja byłam Winry, ale tylko przez chwilę). No i oczywiście wspaniała kadra, bez której obóz nie byłby taki sam.

Za nominację dziękuję makirimie. Wiem, że długo z tym zwlekałam, ale najważniejsze, że w końcu jest. Tym razem nikogo nie nominuję.

Wyróżnienie Liebster Blog Award otrzymywane jest od innego blogera w ramach uznania za ,,dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawane dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów. Osoba z wyróżnionego bloga odpowiada na 10 pytań zadanych przez osobę, która blog wyróżniła. Następnie również wyróżnia 10 osób ( informuje je o tym wyróżnieniu ) i zadaje 10 pytań. Nie można nominować bloga, z którego otrzymało się wyróżnienie.

1. Jak zaczęła się Twoja przygoda z M&A?
Kiedyś już miałam to pytanie, więc będę się streszczać. Zaczęło się banalnie - od dużej ilości anime polecanych mi przez filmweb. I choć po pierwszym odcinku nie zaskoczyło, po pewnym czasie spróbowałam znowu i tak od jednej serii do drugiej jakoś się wkręciłam. Mangą zainteresowałam się nieco później.

2. Lubisz jeździć na konwenty?
Nigdy jeszcze na żadnym nie byłam, ale mam nadzieję, że za jakiś czas się to zmieni.

3. Manga czy anime, książka czy film?
Oj, trudny wybór... Na początek odrzucę filmy - ostatnio prawie żadnych nie oglądam, choć całkiem sporo tytułów mnie ciekawi. Z pozostałymi opcjami mam już większy problem. W dużej mierze zależy to po prostu od humoru, wybieram to, na co akurat mam ochotę. Chociaż anime jest zwykle najłatwiejszym wyborem.

4. Jaki jest Twój ulubiony gatunek literacki?
Myślę, że szeroko pojęta fantastyka. Magia, niezwykłe wydarzenia - uwielbiam tego typu klimaty, jednak dobrym kryminałem czy obyczajówką też nie pogardzę. :3

5. Jakie postacie w książkach/filmach/mangach/anime najbardziej cię irytują, a jakie najbardziej lubisz?
Irytują? Będą to pewnie mocno przesłodzone postacie, do tego te bardzo niezdecydowane lub stale mdlejące (ostatnio próbowałam oglądać Rental Magica, ale mdlejący co chwilę bohater szybko odwiódł mnie od tego zamiaru). Trudno wymienić wszystkie cechy tak z marszu. A jakie lubię? Zabawnych (którzy, gdy trzeba, potrafią być poważni), rozsądnych i najlepiej nieuciekających się do niepotrzebnego rozlewu krwi (choć bywają i wyjątki) bohaterów. No ale zwykle nie można mieć wszystkiego. ;)

6. Co najmilej wspominasz z dzieciństwa?
Najmilej? Cóż, z pewnością coś by się znalazło, jednak w tej chwili nic nie przychodzi mi do głowy.

7. Co pochłania ci najwięcej czasu wolnego?
Powiedziałabym, że czytanie, ale to nie zawsze prawda. Często słucham muzyki, jednak to jest zwykle takie dodatkowe zajęcie. Trudno mi stwierdzić, co zajmuje mi najwięcej czasu, czasami książki, mangi czy anime, innym razem fotografia lub spotkania ze znajomymi. Bywa różnie.

8. Bez czego nie możesz żyć?
Kolejne trudne pytanie... Pewnie bez bliskich mi ludzi, moich pasji i tym podobnych.

9. Wolisz spędzać wakacje aktywnie czy raczej nie?
Cóż, jestem raczej typem domatora, ale i mi zdarzy się spędzić czas nieco aktywniej. W ogólnym rozrachunku wolę jednak spędzić czas chociażby z książką. ;)

10. Wolisz wakacje w kraju czy poza jego granicami?
Nie jeździłam wiele za granicę, więc nie mam za bardzo rozeznania. Na razie wakacje w kraju mi wystarczają, choć niektóre miejsca na świecie z wielką chęcią bym zwiedziła (z Japonią na czele).