sobota, 28 listopada 2015

S. Simukka "Białe jak śnieg"

Wydawnictwo: YA!  |  Ilość stron: 256  |  Seria: Lumikki Anderson (2)
Od wydarzeń z pierwszej części minęło już trochę czasu, nastało lato i Lumikki postanowiła wybrać się do Pragi. Miasto to bardzo jej się spodobało, jednak na kilka dni przed planowanym powrotem stało się coś całkowicie niespodziewanego, zagadnęła ją kompletnie obca dziewczyna, oświadczając, że prawdopodobnie są siostrami. Stek kłamstw? Teoretycznie tak właśnie powinno być, jednak coś nie pozwala Lumikki ot tak zignorować słów niewiele od niej starszej Lenki. Dziewczyna zdaje się wiedzieć o niej i jej ojcu nieco za wiele, zna szwedzki, a w dodatku wszystkie te rewelacje obudziły w Lumikki jakieś niejasne wspomnienia z dzieciństwa, na nowo przywołały dawno pogrzebany w zakamarkach pamięci koszmar. Co to może oznaczać? Czyżby panująca od zawsze w jej rodzinie atmosfera tajemnicy i niedomówień właśnie zaczynała nabierać sensu? Przed Lumikki trudny wybór - zignorować całe to zamieszanie, czy może uwierzyć w domniemane więzy krwi łączące ją z Lenką? Ale, ale! Jest jeszcze coś. Matka dziewczyny zmarła kilka lat temu, a ona sama ma teraz nową rodzinę - Białą Rodzinę.

Tym oto sposobem Lumikki z dnia na dzień znów wplątuje się w niebezpieczeństwo, tym razem w postaci sekty, która wcale nie jest tą dobrą rodziną, za jaką ma ją Lenka. Tylko jak udowodnić to dziewczynie, która od lat żyła pod całkowitym wpływem jej pełnego fałszu przywódcy? I czy w ogóle warto narażać się dla kogoś, kto jedynie przypuszczalnie może być jej krewnym? W międzyczasie poznajemy również Jiriego, ambitnego dziennikarza (z nie najgorszą osobowością), który ostatnio dostał cynk na Białą Rodzinę. Czyżby szykowało się coś większego?

Lumikki wciąż pozostaje twardą i zaradną dziewczyną, którą da się lubić, jednak poznanie Lenki nieco wytrąca ją z dotychczas utrzymywanej równowagi, budzi wątpliwości. Tym razem to nie wspomnienia prześladowania, jakiego doświadczyła, grają tu główną rolę. Upalne dni przypominają jej poprzednie lato, a konkretnie te dni pełne szczęścia, które utraciła. Dziewczyna boi się uwierzyć w swoje powiązania z Lenką, jednocześnie przyłapując się na tym, że coraz bardziej zależy jej na domniemanej siostrze. Czy pozwoli sobie ponownie otworzyć się na drugą osobę?

Przyznam szczerze, że z początku nie byłam przekonana do całego tego wątku z sektą i to wcale nie dlatego, że uważałam go za nieciekawy, nieprzekonujący czy coś w tym stylu - po prostu kompletnie nie miałam ochoty zagłębiać się w ten temat. Autorka jednak na swój sposób sobie z nim poradziła. Ta - co tu ukrywać - nienależąca do najprzyjemniejszych kwestia za sprawą niezwykle lekkiego stylu Simukki stała się zdecydowanie łatwiejsza w odbiorze, nie czuło się jej ciężaru, a akcja toczyła się bardzo szybko. Co więcej, nie powiedziałabym, że intryga należy do szczególnie skomplikowanych, jednak całkiem prosta też nie jest. Dzięki temu "Białe jak śnieg" świetnie sprawdza się jako niezbyt zobowiązująca lektura na wieczór czy dwa.

W końcu dostałam odpowiedź na dręczące mnie od pierwszej części ("Czerwone jak krew") pytanie - co zaszło między Lumikki a jej ukochanym. I przyznam, że wyjaśnienie mnie zaskoczyło, czegoś takiego kompletnie się nie spodziewałam. Jednocześnie dostałam kolejne niewiadome, których rozwiązania mam nadzieję znaleźć w ostatniej części przygód Lumikki, "Czarne jak heban". Oby było warto.

"Właściwe informacje otwierają te drzwi, które zazwyczaj zamknięte są na cztery spusty."

niedziela, 22 listopada 2015

T. Canavan "Królowa Zdrajców"

Wydawnictwo: Galeria Książki  |  Ilość stron: 580  |  Seria: Trylogia Zdrajcy (3)
Co tym razem słychać w Imardinie i okolicach? Cery coraz dotkliwiej odczuwa upływ lat, a nieustanne zmartwienia, których główne źródło można by było wyrazić jednym słowem (Skellin), tylko pogarszają sytuację. Bezpieczne kryjówki się kończą, w dodatku Gol został ranny, więc Złodziej wraz ze swoimi ochroniarzami decyduje się ukryć w tunelach pod Gildią, choć w ten sposób będą musieli polegać na pomocy Lilii. Ta cieszy się z możliwości spotkań z Anyi, jednak ma na głowie sporo innych problemów - braki do nadrobienia, zajęcia, pośrednictwo między Cerym a Kallenem w sprawie złapania Skellina, a na domiar złego jeden z nowicjuszy zaczyna jej się coraz bardziej naprzykrzać. Wielu mieszkańców Imardinu wciąż boryka się z uzależnieniem od nilu, w tym także kilku magów. Z kolei w Sachace Lorkin został uwięziony przez króla za to, że nie ujawnił informacji, jakie zdobył na temat Zdrajców. Do czego posunie się sachakański władca, by wydobyć z niego tę wiedzę? To samo pytanie zadaje sobie Dannyl, boleśnie świadomy swojej bezsilności w tej kwestii. Ambasador Gildii jest też pełen wątpliwości względem ashakiego Achatiego. Sonea tymczasem martwi się o syna i wraz z Reginem ma wyruszyć do Sachaki, by wynegocjować jego uwolnienie oraz spotkać się ze Zdrajcami.

Oczywiście mogłabym tak jeszcze długo wymieniać, ale przecież nie będę streszczać całej powieści, prawda? Ilość wątków zdążyła się rozrosnąć tak bardzo, że wskazanie głównego bohatera graniczy z niemożliwością. Wydaje mi się jednak, że spośród całej tej gromady na przód wybija się Lilia - już nie łatwowierna nowicjuszka, ale pewna siebie i zaradna pretendentka do roli Czarnego Maga. Bardzo spodobała mi się zmiana, jaka zaszła w jej charakterze.

Czasami miałam wrażenie, że Canavan prowadzi pewne wątki dokładnie po myśli czytelnika (zwłaszcza te romantyczne, co skłania mnie do przyznania racji tym, którzy nazywają jej twórczość kobiecą fantastyką), jednak nie miałam jej tego za złe. Nie dostajemy już ciągłych miłosnych rozterek Dannyla, których w poprzedniej części nagromadziło się naprawdę sporo - autorka zdołała zachować umiar. Tyczy się to również związku Lilii i Anyi, który nie jest przesadnie eksponowany. A Lorkin i Tyvara? Cóż, najpierw ten pierwszy musi się wydostać z więzienia.

Po raz kolejny miałam okazję przypomnieć sobie, za co uwielbiam twórczość Trudi Canavan, a także poczuć rozczarowanie tym, że koniec nastąpił tak szybko (a jednak okazuje się, że niemal 600 stron to wciąż mało...). Już od dłuższego czasu nie wciągnęłam się aż tak w akcję powieści. Pozostaje mi liczyć na to, że za jakiś czas autorka postanowi znów uraczyć nas trylogią (czy chociaż jedną powieścią) ze świata Imardinu i pobliskich krajów.

"Problem z wyborem tego, co najlepsze, polega na tym, że zawsze musi się znaleźć
coś przeciętnego i najgorszego, do czego można to porównać."

wtorek, 17 listopada 2015

Mangowe zbiory (listopad 2015)

Już od dłuższego czasu planowałam zaprezentować moją mangową kolekcję, ale cały czas odkładałam to na później z nadzieją, że w końcu zaopatrzę się w nową półkę (a najlepiej kilka). Na razie się jednak na to nie zapowiada, więc postanowiłam zmobilizować się do stworzenia tej notki. A ponieważ to pierwszy taki post (przynajmniej od września 2013, kiedy to moja kolekcja liczyła sobie 26 mang), postanowiłam napisać nieco więcej o poszczególnych nabytkach.
Obecna ilość mang: 199
(eech, tak mało zabrakło do 200... no ale już i tak za długo odkładałam tę notkę na później)
Yana Toboso "Kuroshitsuji" (20) - Jedna z moich pierwszych mang, wciąż królująca na półce pod względem ilości tomików. Jakiś czas temu zastanawiałam się, czy dalej ją zbierać, jednak obecnie polskie wydanie praktycznie zrównało się z japońskim, więc tomiki i tak nie będą się już pojawiały tak często. Ostatecznie postanowiłam dobić do 20. tomu i na tym poprzestać. O tomach od 1 do 3 pisałam już dawno, tutaj.
Tsugumi Ohba, Takeshi Obata "Death Note" (12) - Już jakiś czas temu skompletowałam całość, jednak czytam tę serię w dość dużych odstępach czasowych, przez co jak na razie zatrzymałam się na jedenastym tomie.
Lily Hoshino "Demon Maiden Zakuro" (4) - Czytało mi się dość przyjemnie, jednak długie oczekiwanie na piąty tom sprawiło, że jakoś straciłam zainteresowanie tym tytułem. Wygląda na to, że na czterech tomach poprzestanę.
Magdalena "Lyon" Lech "Basement" - Jak dla mnie niewypał, recenzja tutaj.
Kobayashi Makoto "Cześć, Michael!" (2,4,5,6,8) - Seria trochę niekompletna (na zdjęciu jeszcze bardziej, bo pozostałe tomy na razie pożyczyłam), jednak mimo wszystko przezabawna.
Hiromu Arakawa "Fullmetal Alchemist" (17) - Po anime (które mogę uznać za swoje ulubione) przyszedł czas na zaopatrzenie się w mangę. Co prawda wciąż trochę mi brakuje, jednak kolekcja stopniowo się rozrasta.
Kazue Kato "Ao no Exorcist" (13) - Po anime zainteresowałam się mangą (najpierw były to skany po angielsku), a skoro była okazja, to postanowiłam zaopatrzyć się w polskie wydanie, bo wiedziałam, że akurat do tej serii z chęcią będę powracać. Niedawno zaczęły się rozdziały, których nie czytałam już na skanach.
Kazue Kato "Time Killers" - Od razu wiedziałam, że musi być moja, to w końcu historie od Kazue Kato. Co prawda oczekiwałam od tego zbioru nieco więcej, ale i tak nie narzekam.
Akino Matsuri "Pet Shop of Horrors" (5) - Jeśli nie przepada się za starszą kreską, manga ta może nie zachęcać, jednak ma w sobie coś takiego, przez co po prostu chce się poznać kolejne opisane tam historie (fabuła jest dość epizodyczna). Tym bardziej szkoda, że wydawnictwo Taiga zakończyło działalność. :c
Shirow Miwa "DOGS: Bullets & Carnage" (10) i "DOGS: Stray dogs howling in the dark" - Historie z tomu zerowego dostały swoje OVA, które zainteresowało mnie na tyle, by zdecydować się na mangę. Podoba mi się specyficzny styl autora. Uświadczymy tu jedynie czerń i biel - żadnej szarości, co czasami może utrudnić połapanie się co i jak, jednak w ogólnym rozrachunku wypada naprawdę dobrze.
Lee Hyeon-sook "Savage Garden" (5) - Moja pierwsza manhwa. Seria ta jest ciekawa, jednak z dalszym czytaniem wstrzymam się do czasu zdobycia wszystkich siedmiu tomów, gdyż przedstawiona tu historia ma to do siebie, że nie służą jej dłuższe przerwy. Po prostu część szczegółów umyka z pamięci, a pewne trudności w rozróżnieniu bohaterów wcale nie pomagają (chociaż kreska jako taka jest całkiem interesująca i podoba mi się).
Kaoru Mori "Emma" (1) - Ciekawi mnie ta historia i z chęcią zakupiłabym pozostałe tomy, ale zawsze znajdzie się coś pilniejszego. W kwestii kreski nie jest jeszcze tak dobrze, jak w "Opowieści...", jednak i tak jest całkiem ładna.
Kaoru Mori "Opowieść panny młodej" (4) - Po sporej ilości zachwytów nad tą serią postanowiłam sama sprawdzić, czy rzeczywiście jest taka świetna. Sama historia jest tak trochę o niczym (ot, codzienne życie w Azji Środkowej XIXw.), jednak warto ją poznać dla sympatycznych bohaterów i kreski, która jest prawdziwym mistrzostwem (dokładność, dbałość o detale i po prostu urok). A do tego manga wydana została w twardej oprawie. Mimo to muszę przyznać, że jakoś nie spieszy mi się do zebrania pozostałych tomów i na czterech na razie poprzestanę.
Inio Asano "Osiedle Promieniste" - Kilka specyficznych, powiązanych ze sobą historii. Mam do tej mangi dość mieszane, choć raczej pozytywne odczucia. Może zdecyduję się na recenzję, kiedy już uporządkuję myśli na jej temat.
Kiriko Nananan "Dynia z majonezem" - recenzja tutaj.
Naoki Urasawa, Osamu Tezuka "Pluto" (8) - Już od dłuższego czasu miałam na tę serię chrapkę i mogę stwierdzić, że było warto. A o tym, jak bardzo, może napiszę za jakiś czas w recenzji.
Yuki Urushibara "Mushishi" (1) - Bardzo lubię anime, więc z chęcią skusiłam się na mangę. Niestety, pozostawiające wiele do życzenia tłumaczenie skutecznie odwiodło mnie od kupowania kolejnych tomów. A szkoda, naprawdę szkoda.
Hiroshi Sakuraka, Takeshi Obata "All You Need Is Kill" (2) - Długo nie mogłam się zdecydować na tą mangę, ale w końcu skorzystałam z okazji. Teraz grzecznie czeka, aż postanowię ją przeczytać.
KattLett "Exitus Letalis" (3) - Pierwszy tom zrecenzowany tutaj. Dalej też jest ciekawie i choć pojawia się kilka denerwujących elementów, chętnie poznam dalszy ciąg (jeszcze dwa tomy).
KattLett "Hunting For Online Demons" - Co prawda manga to to nie jest, ale skoro i tak stoi akurat na tej półce, to nie zaszkodzi wspomnieć tej light-novel. Recenzja tutaj.
Nokuto Koike "6000: The deep sea of madness" (4) - Zapowiadało się nieźle, ale ostatecznie okazało się, że to dość przeciętna manga, przynajmniej w moim odczuciu.
Natsume Ono "Risotrante Paradiso" - recenzja tutaj. Specyficzna, ale całkiem przyjemna manga.
Sui Ishida "Tokyo Ghoul" (1) - Zaczęło się od anime. Przed końcem pierwszej serii przerzuciłam się na mangę i przeczytałam całość po angielsku. Teraz wciąż mam wątpliwości, czy kupować polskie wydanie, choć manga mi się podobała. No cóż, może za jakiś czas to nadrobię.
Yazawa Ai "Kagen no Tsuki" (3) - Cały czas odkładałam zakup kolejnych dwóch tomów, jednak w końcu postanowiłam to w końcu nadrobić. Wciąż czeka na przeczytanie.
Ono Fuyumi, Yamamoto Kotetsuko "Przekleństwo siedemnastej wiosny" (2) - Pierwszy zakup od Ringo Ame. Historia jest całkiem w porządku, a do tego ilustrowała ją Kotetsuko. Planuję napisać recenzję.
Avi Arad, Junichi Fujisaku, Ko Yasung "The Innocent" - Jedna z moich pierwszych mang. Całkiem w porządku. Dopiero jakiś czas temu dowiedziałam się, że jeden z jej twórców jest powiązany z Marvelem.
Tetsuya Tsutsui "Prophecy" (3) - recenzja tutaj.
Tetsuya Tsutsui "Duds Hunt" - Za jakiś czas dodam recenzję.
Kei Ishiyama "Grimms Manga" (2) - Pierwsza manga, jaką kupiłam. Bardzo miło ją wspominam, a do zawartych w niej historii nie zaszkodzi od czasu do czasu powrócić. Recenzje (może nieco nieporadne) tomików: #1, #2.
Kalio Suzukin "Kwiat i Gwiazda" - Moje pierwsze shoujo-ai. Całkiem sympatyczne, jednak raczej nie stanę się fanką tego gatunku. Może za jakiś czas napiszę recenzję.
Hozumi "Na dzień przed ślubem" - recenzja tutaj. Przepiękna kreska, ujmujące historie - czego chcieć więcej? :)
Aiji Yamakawa, Kazune Kawahara "Przyjaciółki" - recenzja tutaj. Z początku nie byłam do niej przekonana, jednak wkrótce zmieniłam zdanie i doceniłam zarówno historię, jak i kreskę.
Rihito Takarai "Tylko kwiaty wiedzą" (3) - Uwielbiam kreskę autorki, a i historia jest niczego sobie (i tacy sympatyczni bohaterowie ^^), więc manga ta musiała trafić na moją półkę.
Venio Tachibana, Rihito Takarai "Seven Days" (2) - recenzja tutaj. Jedna z moich ulubionych mang.
Kou Yoneda "NightS" - Całkiem udany zbiór opowiadań. No i lubię kreskę Yonedy.
Kou Yoneda "Labirynt uczuć" - Nie jest to jakaś niezwykle skomplikowana czy głęboka historia, jednak jakoś tak ją sobie upodobałam i cieszę się, że Kotori ma w planach wydanie jej spin-offu.
Yamamoto Kotetsuko "Bezsenne noce" (3) - Z początku nie miałam kupować tej serii (wolałam poczekać na coś innego), ale w końcu uległam, bo to jednak Kotetsuko, a jej prace są pełne humoru, który świetnie trafia w mój gust. Nie jest jakaś świetna, może nawet nieco bliżej jej do przeciętności, ale to jednak Kotetsuko.
Sakiya Haruhi, Yamamoto Kotetsuko "Zawrócić czas" (1) - I znów Kotetsuko, choć tym razem jedynie w rysunkach. Historia jest zdecydowanie poważniejsza od tej powyżej, jednak znajdzie się i trochę humoru.
Kyugo "Acid Town" (4) - Długo zastanawiałam się nad tą mangą, ale w końcu uległam i... zastanawiam się jedynie, kiedy dane mi będzie zdobyć kolejne tomy. Wątek miłosny jest tu właściwie dodatkiem - przedstawiony na początku, z czasem schodzi na dalszy plan. Dostajemy mafijne porachunki, brutalną rzeczywistość, sporo intryg, a także stopniowo poznajemy liczne, bardzo ciekawe powiązania między bohaterami (i chyba właśnie to interesuje mnie najbardziej). Chciałabym już poznać dalszy ciąg. Kyugo, pracuj pilnie!
Kyugo "Ty i ja etc." - Całkiem przyjemny, lekki zbiór opowiadań. Tylko dlaczego strony są takie cieniutkie? :c
Yoshiki Tonogai "Doubt" (4) - Jedna z moich pierwszych mang. Spodobała mi się, jednak nie mam do niej większego sentymentu. Co ciekawe, po pierwszym tomie pomyślałam sobie coś w stylu "co by było gdyby..." i ostatecznie okazało się, że właśnie tak się stało. To taki mój mały triumf. ;)
Jun Mochizuki "Pandora Hearts" (1) - Na razie tylko pierwszy tom, jednak zamierzam nadrobić resztę.
Karakarakemuri "Śmiech w chmurach" (2) - Z początku byłam bardzo ciekawa tej serii, jednak w międzyczasie moje zainteresowanie gdzieś umknęło i nie mam motywacji, by zaopatrzyć się w pozostałe tomy. Może kiedyś...
Misaki Satou "Drug-on" (1) - Dostałam w gratisie, jednak nie czuję się zachęcona do zebrania pozostałych tomów.
Lee Hyeon-sook "Kwiaty grzechu" (1) - Druga manhwa tej autorki w mojej kolekcji. Nie zdecydowałam się jednak na dalsze poznawanie historii specyficznej relacji dwójki bohaterów (rodzeństwa) i wiążących się z tym wydarzeń. Przynajmniej na razie. Może jeszcze zmienię zdanie, ale najpierw wolę skompletować "Savage Garden".
Yuki Kodama "Wzgórze Apolla" (2) - Zainteresowałam się tym tytułem po przejrzeniu przykładowych stron. Potem zabrałam się za anime, aż w końcu postanowiłam zacząć zbierać mangę.
Fuyumi Soryo "Mars" (15) - Seria kupiona w komplecie dość spontanicznie, głównie za sprawą Otai. Niektóre z tomików (głównie obwolut) nie są w najlepszym stanie, ale nie przeszkadza mi to za bardzo. Mangę czytało się bardzo przyjemnie (choć to słowo niezbyt pasuje do licznych, rozgrywających się tam dramatów) i naprawdę mnie wciągnęła - jeśli już zaczynałam, to nie kończyło się na jednym tomie. Do tego bardzo spodobała mi się kreska autorki, a zwłaszcza sposób, w jaki rysuje oczy. Mangę czyta się od lewej do prawej (strony zostały poodwracane), przy czym czasami nie obyło się bez małych wpadek (na jednej stronie miałam odwrócony też tekst).
Ai Yazawa "Paradise Kiss" (4) - Niestety, seria niekompletna, brakuje mi ostatniego tomu (który w związku z tym przeczytałam na skanach). A szkoda, bo historia jest naprawdę ciekawa, bohaterowie niezwykle barwni, wręcz szaleni, a przy tym bardzo sympatyczni (choć nie w każdej sytuacji).
Takano Ichigo "Orange" (4) - Z początku się wzbraniałam, ale teraz nie mogę się doczekać wydania wszystkich tomików (luty 2016). Jak na razie mam za sobą tylko pierwszy tom. Resztę nadrobię, gdy skompletuję całość.
Chihiro Tamaki "Walkin' Butterfly" (4) - Całkiem ciekawa historia ze specyficzną kreską. Z początku może się wydawać dość niechlujna, czy wręcz brzydka, jednak wkrótce przekonujemy się, że bardzo pasuje do tej historii.
Tsukiji Nao "Dziewczyny z ruin" - Najpierw się wahałam, ale w końcu kupiłam (kreska zrobiła swoje). Jeszcze nieprzeczytana, prawdopodobnie napiszę recenzję.
Masasumi Kakizaki "Green Blood" (1) - Już po kilku stronach byłam pewna, że będę ją zbierać dalej. Dlaczego? Za każdym razem, gdy przewracałam kartkę, myślałam sobie wow. I to wcale nie przesada. Kreska jest naprawdę niesamowita z tą swoją szczegółowością (taka jakby mroczna wersja Kaoru Mori) i niezwykłym klimatem, a i historia zapowiada się całkiem interesująco. Chcę już kolejne tomy!
Hideo Azuma "Dziennik z zaginięcia" - Dopiero ostatnio zwrócił moją uwagę. Czytam dość powoli, ale jeszcze dam radę i może nawet wyskrobię jakąś recenzję.
Daisuke Igarashi "Pitu pitu" (2) - Od dawna planowałam się bliżej zapoznać z japońską mitologią, ale brakowało mi motywacji. Może to będzie dobre na początek.
Jirou Taniguchi "Odległa dzielnica" - Miałam ją na oku już od dłuższego czasu, aż w końcu kupiłam przy okazji promocji. Wciąż czeka na przeczytanie.
Usamaru Furuya "Muzyka Marie" (2) - Tutaj podobnie, a ponieważ słyszałam, że to dość ciężki tytuł, czekam na odpowiedni nastrój (a przynajmniej tak sobie wmawiam).
Motorou Mase "Ikigami" (1) - Kupione niejako na próbę i na razie nie planuję skompletowania całości.

piątek, 13 listopada 2015

Aiji Yamakawa, Kazune Kawahara "Przyjaciółki"

Wydawnictwo: Waneko  |  Ilość stron: 256  |  Jednotomówki Waneko
O prawdziwą przyjaźń jest raczej trudno. Powierzchowne relacje oparte na pozorach, wspólne pogaduszki, a następnie obmowa, gdy druga osoba zniknie z pola widzenia - tego typu sytuacje nie należą do rzadkości. Ale czy nie warto mimo wszystko dalej szukać? Wiele osób może dziwić, że szkolna piękność Moe i nieśmiała Eiko są ze sobą tak blisko. Wielu może wątpić w prawdziwość ich przyjaźni, ta jednak nadal trwa. Może Eiko zwyczajnie podporządkowuje się władczej, pewnej siebie Moe i nie ma odwagi tego zmienić? Nie, w tym jest coś więcej, możecie mi wierzyć. Piękna Moe mogłaby mieć praktycznie każdego chłopaka, a jednak nadal jest sama. Powód jest prosty, każdemu, kto wyznaje jej uczucia stawia jeden warunek - ma dbać o Eiko bardziej, niż o nią samą. Choć kryterium jest tylko jedno, drastycznie zawęża grono kandydatów. W końcu trafił się jednak śmiałek gotowy zaakceptować taką kolej rzeczy. Ale czy Tsuchida sprosta wymaganiom dziewczyny? Poza tym jest jeszcze Eiko, która w tej sytuacji czuje się jak piąte koło u wozu. Nieprzyzwyczajona do bycia w centrum uwagi z jednej strony cieszy się z towarzystwa Moe, a z drugiej czuje, że stoi im na drodze. A ponieważ jedną z jej głównych cech jest wielka troska o przyjaciółkę, usuwa się w cień, dla jej szczęścia stara się zignorować własne pragnienia. Moe nie jest jednak głupia, dostrzega prawdziwe intencje Eiko i w tej sytuacji bez wahania dokonuje wyboru.

Nie martwcie się, to nie było streszczenie całej mangi, przed nami wciąż jeszcze sporo wydarzeń. A tymczasem przejdźmy do Narugamiego, przyjaciela Tsuchidy, według którego Moe jest zwykłą egoistką, dla której troska o Eiko była jedynie pretekstem do zerwania. Uważa też, że wszystkie dziewczyny są takie same, a ich relacje przepełnione są fałszem - wokół dostrzega przecież tak wiele tego przykładów. To w połączeniu z gniewem za złamane serce przyjaciela sprawia, że Narugami zaczyna uprzykrzać życie Eiko. Ta jednak reaguje całkiem inaczej, niż się tego spodziewał. Co postanowi dotychczasowy prześladowca, gdy pozna jej prawdziwy charakter?

"Gdyby spytano mnie, co napawa mnie największą dumą, odpowiedziałabym, że moja przyjaciółka."

Największą zaletą tej mangi są bohaterowie, ich zachowanie i relacje. Wszyscy, nawet nieśmiała Eiko, są wyraziści i charakterystyczni, a przyczyny ich postępowania są zrozumiałe i nie biorą się z powietrza. Moe jest pięknością z charakterkiem, co odstrasza wiele osób odnoszących wrażenie, że się wywyższa, chociaż tak naprawdę jest po prostu sobą. Wielu chłopaków sądzi, że jest w porządku, dopóki się nie odzywa. Dalej Eiko - nieśmiała, niepotrafiąca odmawiać, wiecznie przepraszająca, a jednak wesoła, czasami uparta, no i w każdym potrafi dostrzec dobro. Kompletnie się od siebie różnią, a jednak tak dobrze czują się we własnym towarzystwie i rozumieją siebie nawzajem. Jestem pod wrażeniem tego, jak trafnie i wiarygodnie udało się autorce ukazać ich przyjaźń. Nie twierdzę, że nie ma w tym ani odrobiny przesady, jednak nie zmienia to faktu, że wypada dość przekonująco. Poza tym podobały mi się fragmenty w domu Eiko i jej rozmowy z bratem, które w naturalny sposób pokazywały, że i ona potrafi być stanowcza czy wygadana, przynajmniej do pewnego stopnia (nie ma to jak nieszkodliwe sprzeczki z bratem). Na temat Tsuchidy dowiadujemy się najmniej, jednak wystarczająco, by móc stwierdzić, że to naprawdę dobry chłopak, choć może nieco zbyt ufny, podobnie jak Eiko. Z kolei Narugami bardziej przypomina Moe. Jest równie bezpośredni i nie zamierza bezczynnie stać w obliczu krzywdy przyjaciela. Inna sprawa, że z tym swoim prześladowaniem Eiko zachowywał się zupełnie jak dzieciak, jednak to można do pewnego stopnia usprawiedliwić jego uprzedzeniem wynikającym z zachowania jego siostry i wielu innych dziewczyn. Innych postaci nie ma za wiele i stanowią jedynie tło - bezimienne koleżanki, odrzuceni zalotnicy czy uliczni naciągacze, którzy wyczuli w nieśmiałej Eiko łatwą zdobycz.
W "Przyjaciółkach" zawiera się również inna, krótsza historia - "Dowiem się o nim wszystkiego". Midori podejrzewa swojego chłopaka o zdradę i prosi przyjaciółkę, by zdobyła dowód, bo sama nie czuje się na siłach. Miwako, chcąc nie chcąc, zostaje zaangażowana do niewdzięcznej roli detektywa, a w trakcie śledztwa swoją pomoc oferuje jej przyjaciel podejrzanego o niewierność. Chłopak najwyraźniej ją zna, jednak Miwako za nic nie może sobie przypomnieć skąd. Co wyniknie z współpracy dwójki detektywów amatorów? To opowiadanie jest nieco dziwne i trochę naciągane, jednak w ogólnym rozrachunku całkiem przyjemnie się je czyta. Kompletnie nie spodobały mi się charaktery Midori i jej chłopaka, jednak Miwako i jej niespodziewany sprzymierzeniec, których było tu zdecydowanie więcej, zdołali mi to wynagrodzić.

Manga należy do serii Jednotomówek Waneko, co za tym idzie, została wydana w powiększonym formacie. Scenariusz do tej historii stworzyła Kazune Kawahara, a stroną graficzną zajęła się Aiji Yamakawa. Obwoluta jest całkiem ładna i przedstawia bohaterów na szkolnym korytarzu - z przodu robiące sobie zdjęcie Moe i Eiko, z tyłu Tsuchidę i Narukamiego. Na okładce znajdziemy podobny podział, jednak całkiem inne obrazki na białym tle. Kreska jest jakby niedbała (zdaję sobie jednak sprawę, że trzeba włożyć sporo pracy, by taka "niedbałość" wyglądała tak dobrze), Moe od czasu do czasu brakuje nosa, a tła żyją własnym życiem, co sprawia, że bohaterowie nieraz stoją w próżni, jednak podoba mi się. Postaci wyglądają naprawdę dobrze i mają bogatą mimikę (chyba że nie leży to w ich naturze). Co do tłumaczenia nie mam zastrzeżeń, wszystko brzmi tak, jak powinno. Nie brakuje także humoru i żartobliwych rozmów, które dodatkowo umilają czas spędzony na czytaniu. Pod tym względem moją uwagę zwróciły zwłaszcza liczne utarczki Moe i Narukamiego (nie tylko słowne). Na końcu znajdziemy wypowiedź Kazune Kawahary, a także kulisy współpracy obu pań - szkice wraz z opisami, krótki wywiad - oraz posłowie od rysowniczki.

"Przyjaciółki. The secret of friendship" nie doceniłam od razu. Z początku uznałam po prostu, że jest w porządku, ale nic więcej. Dopiero później doszłam do wniosku, że jednak ma coś w sobie i postanowiłam przeczytać ją jeszcze raz (myśl o recenzji też miała w tym swój udział), a im dłużej wpatrywałam się w stworzone przez Aiji Yamakawę postaci, tak bardzo pasujące do swoich charakterów, tym bardziej podobała mi się jej kreska (z chęcią przekonałabym się też, jak radzi sobie z tworzeniem własnych historii). Bardzo się cieszę, że "Przyjaciółki" trafiły na moją półkę, zarówno ze względu na przedstawioną historię, jak i jej stronę wizualną.

sobota, 7 listopada 2015

C. R. Zafón "Cień wiatru"

Wydawnictwo: Muza  |  Ilość stron: 516  |  Seria: Cmentarz Zapomnianych Książek (1)
Czy książka może zaważyć na całym dalszym życiu jej właściciela? Zdecydowanie tak, zwłaszcza jeśli jest to powieść pochodząca z Cmentarza Zapomnianych Książek. Właśnie tam w roku 1945 spośród niezliczonych tomów na ciągnących się w nieskończoność półkach mały Daniel Sempere wybrał "Cień wiatru" autorstwa Juliana Caraksa. To za sprawą fascynacji tą książką i jej twórcą (znanym jedynie przez wąskie grono odbiorców) chłopiec poznała Gustava Barcelo oraz jego siostrzenicę, a swój pierwszy obiekt westchnień, Klarę. To tej książki - jedynego istniejącego egzemplarza - chciał tajemniczy, roztaczający woń spalonego papieru nieznajomy, który przedstawiał się imieniem diabła z powieści Caraksa. I choć chłopiec ze strachu znów ukrył "Cień wiatru" na Cmentarzu Zapomnianych Książek, po latach na nowo rozpoczyna swoje poszukiwania. Te, choć nieraz szły dość mozolnie, powoli odsłaniały mu coraz więcej szczegółów z życia uwielbianego autora, jednocześnie formując cały ciąg powiązań z różnymi, do tej pory mu nieznanymi ludźmi. To z kolei prowadzi do niebezpieczeństw, zwłaszcza gdy komuś nie odpowiada rozgrzebywanie przeszłości, a powiązane z tą historią osoby karmią go jedynie półprawdami.

Tym, co w "Cieniu wiatru" zdecydowanie przypadnie bibliofilom do gustu jest stała obecność książek. Julian wraz z ojcem prowadzi księgarnię, wielu ich znajomych przejawia zamiłowanie do literatury, poszukiwanie informacji o Caraksie prowadzi do poznania ludzi zafascynowanych jego twórczością, a ponad to wszystko jest jeszcze Cmentarz Zapomnianych książek, stanowiący spełnienie marzeń niejednego książkoholika. Dalej mamy bohaterów. Na początek Daniela, którego losy śledzimy już od dzieciństwa, a więc całkiem nieźle będzie nam dane go poznać. I choć teoretycznie wszystko powinno się obracać wokół "Cienia wiatru", w ciągu całego tego czasu znajdziemy wiele chwil, gdy bohater zapomina o powieści, a wspomniany już wcześniej antagonista zdaje się być jedynie odległą przestrogą, sposobem na przypomnienie Danielowi o Caraksie. W końcu przychodzi jednak czas, gdy dawne dążenia do poznania losów autora nabierają niejako rozmachu, a przed Danielem pojawiają się wyzwania i zagrożenia bardziej naglące oraz... miłość.

"W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze."

Książkę czytało mi się całkiem przyjemnie, jednak czasami (z pewnym zrezygnowaniem) zastanawiałam się, kiedy w końcu zacznie się coś dziać, zwłaszcza wtedy, gdy szukanie informacji o Caraksie schodziło na dalszy plan. W międzyczasie mogliśmy jednak poznać kilku innych bohaterów. Niewybaczalnym błędem byłoby nie wspomnieć chociażby o niezwykle barwnej postaci, jaką był Fermin Romero de Torres, uratowany od nędzy przez Daniela. Ten elokwentny, raz szarmancki, raz nieco wyzywający, lubujący się w wielkich teoriach i niewybrednych żartach człowiek niejednokrotnie stanowił dla naszego bohatera źródło wsparcia, a samej powieści dostarczał wiele humoru i szaleństwa. Patrząc na jego postawę aż trudno uwierzyć w to, jak wyglądała jego przeszłość. Dalej Bea, w której Daniel zakochał się z wzajemnością, choć rodzina wybrała jej już innego narzeczonego. Chyba domyślacie się, że nie obejdzie się bez kłopotów? Ojciec Daniela zawsze pozostawał gdzieś na uboczu, zwłaszcza że młody Sempere nie chciał wplątywać go w przybierające coraz niebezpieczniejszy obrót sprawy, jednak przez wielu był bardzo ceniony. I na koniec nieobliczalny, reprezentujący sobą wszystko to, co najgorsze inspektor Fumero, którego trudno byłoby nazwać stróżem prawa. Co prawda jest jeszcze kilka osób, o których mogłabym wspomnieć, jednak są na tyle powiązane z przeszłością Caraksa, że wolałabym tego uniknąć.

Wiele słyszałam o tej powieści, dlatego też moje oczekiwania były dość spore i przez dłuższy czas myślałam, że autorowi nie uda się ich spełnić. Na szczęście pomyliłam się i choć znalazło się kilka szczegółów, których się domyśliłam czy chociażby przypuszczałam, że mogą się okazać prawdziwe, zwłaszcza pod koniec dałam się wciągnąć w wir wydarzeń i bacznie obserwowałam, w jaki sposób Zafón splótł ze sobą losy tak wielu bohaterów. Już samo poznawanie przeszłości Caraksa ciekawiło, a co dopiero jej wpływ na życie Daniela i pozostałych postaci. Ostatecznie mogę z przekonaniem stwierdzić, że warto było sięgnąć po "Cień wiatru" i na pewno jeszcze zabiorę się za kolejne książki z serii o Cmentarzu Zapomnianych Książek.

"Książki są lustrem: widzisz w nich tylko to co, już masz w sobie."

poniedziałek, 2 listopada 2015

O filmach co nieco: Księga życia, Psycho-Pass Movie + URL Song TAG


Tytuł: Księga życia
Reżyser: Jorge R. Gutierrez
Rok: 2014
Czas trwania: 1h 35 min.
Produkcja: USA
Gatunek: animacja, fantasy, przygodowy
Ocena: 8/10

Dwoje władców podziemnych światów - Krainy Pamiętanych i Krainy Zapomnianych - zakładają się o to, czy ludzie są istotami o czystych sercach. Rozstrzygnąć ma to klasyczny spór - dwóch przyjaciół zabiegających o względy tej samej dziewczyny. Dobra i uczciwa La Catrina wybiera na swojego przedstawiciela Manolo, który, choć wychowany w rodzinie matadorów, marzy o karierze muzyka. Wybór zdradzieckiego Xibalby pada na Joaquina, który, tak jak jego ojciec, pragnie stać się bohaterem miasta. Ich wybranka, Maria, zostaje wysłana na nauki, dlatego też ponownie widują się dopiero po latach, a wtedy kumulowane dotąd uczucia ożywają z jeszcze większą siłą. I gdyby zostawić to wszystko własnemu biegowi, pewnie obyłoby się bez większych kłopotów. Problem w tym, że Xibalba nie zamierza grać fair i Manolo wkrótce trafia do zaświatów. Czy z tej sytuacji istnieje jakieś dobre wyjście? Czy młodzieniec zdoła powrócić do ukochanej, przekreślając tym samym plany Xibalby?

Miłość, która okazuje się silniejsza od śmierci? Brzmi dość typowo, prawda? Nie zamierzam Wam wmawiać, że jest inaczej. Praktycznie od samego początku wiemy, kto zdobędzie serce Marii (nie wspominając, że sugeruje nam to już sam plakat), a jednak czar, jaki roztacza wokół siebie ten film sprawia, że wszystko to przestaje mieć znaczenie - chciałoby się go po prostu dalej oglądać, zachwycając się kolejnymi jego elementami. A mogę Was zapewnić, że jest czym. Po pierwsze, "Księga życia" jest bardzo atrakcyjna wizualnie - ciekawe projekty postaci, widoczne właściwie we wszystkim meksykańskie klimaty, a do tego cała feeria barw. To z kolei świetnie łączy się z samą historią i jej przedstawieniem, właśnie jako opowieści z tajemniczej Księgi życia. Następnie Maria, która nie jest damą w opałach czy żadną inną mdłą postacią, która ot tak da się uwieść. Od razu widać, że ta dziewczyna ma własną wolę i całkiem silny charakter. Kraina zmarłych stanowi kolejną zaletę - została przedstawiona w bardzo ciekawy sposób. Pisząc o tej produkcji nie mogłabym też zapomnieć o muzyce, która towarzyszy nam praktycznie cały czas. I na nią duży wpływ miał meksykański charakter całości. Najbardziej zapadł mi w pamięć ten utwór, choć nie tylko on zasługuje na uwagę. I chociaż produkcje animowane zwykle są z góry klasyfikowane jako filmy dla dzieci, jestem pewna, że niejeden dorosły znalazłby w "Księdze życia" coś dla siebie, a sama na pewno jeszcze do niej wrócę.


Tytuł: Psycho-Pass Movie
Reżyser: Katsuyuki Motohiro, Naoyoshi Shiotani
Rok: 2015
Czas trwania: 1h 53 min.
Produkcja: Japonia
Gatunek: akcja, sci-fi, anime
Ocena: 8/10

To już trzecia odsłona "Psycho-Pass", tym razem zdecydowanie krótsza od poprzednich, a jednak wciąż całkiem interesująca.
System Sybilla zostaje wprowadzony w dotąd trawionym wojnami domowymi kraju, co wcale nie oznacza, że od razu zrobi się spokojnie, oj nie. Gdy w Japonii zostają zatrzymani pochodzący stamtąd terroryści, na jaw wychodzi niejasne powiązanie między byłym Egzekutorem, Kougamim Shinyą a grupą sprzeciwiającą się tamtejszej władzy. To z kolei mobilizuje inspektor Tsunemori Akane do podjęcia działania. Już na miejscu Akane dostrzega, że System Sybilli - w samej Japonii nieakceptowany przez wiele osób - będąc dopiero w powijakach, tym bardziej stanowi kwestię sporną. Co więcej, wygląda na to, że tamtejsza władza nie wywiązuje się należycie ze wszystkich punktów traktatu. Czy uda się zaprowadzić tam porządek? No i jest jeszcze Kougami. Czyżby stał się zwykłym przestępcą, a może za jego postępowaniem kryje się coś więcej?

"Psycho-Pass" wciąż trzyma poziom, poza tym miło było znów zobaczyć tych bohaterów w akcji, zwłaszcza Kougamiego, na którego nie było co liczyć w drugiej serii. Trudne wybory, niesprawiedliwość, okrucieństwo, wolna wola przeciwko ograniczeniom nałożonym przez Sybillę - tego typu problemy są tu stale obecne, Akane, wiedząc o funkcjonowaniu obecnego społeczeństwa znacznie więcej, niż przeciętny obywatel, niesie równie duże brzemię. Nieustanne rozterki mogą być naprawdę przytłaczające, a jednak bohaterka nie poddaje się, choć jej ideały są nieustannie wystawiane na próbę, a system, który pomaga chronić wcale nie jest idealny. Przechodząc już do Kougamiego, dowiemy się nieco więcej o tym, jak wyglądało jego życie po ucieczce, co na pewno zastanawiało wiele osób. Film już sam w sobie jest całkiem niezły, jednak nie radzę oglądać go bez znajomości wcześniejszych części - można w ten sposób wiele stracić.

Tym, co zdecydowanie muszę pochwalić jest kreska i nie chodzi tu tylko o projekty postaci (choć i te są niczego sobie - w końcu jak tu narzekać, gdy można sobie wręcz do woli patrzeć na Kougamiego, a i Ginoza w długich włosach prezentuje się całkiem nieźle). Wręcz przeciwnie - największe wrażenie zrobiły na mnie starannie i bardzo skrupulatnie stworzone tła, które wyglądają bardzo realistycznie. Dalej muzyka - "Who What Who What" od Ling Tosite Sigure na początku (cieszę się, że i tym razem twórcy się na nich zdecydowali) oraz ending, ten sam, co w pierwszym sezonie - "Namae no nai Kaibutsu" od EGOIST. Należałoby też wspomnieć o czymś jeszcze - w filmie usłyszymy zarówno kwestie po japońsku, jak i po angielsku (i wcale nie jest ich mało), z czym seiyuu poradzili sobie różnie - raz lepiej, raz gorzej. Czasami więc usłyszymy zrozumiałą, choć niekoniecznie płynną angielszczyznę, a czasami nieudolne próby porozumiewania się w tym języku z dużą pomocą katakany. Nie było to jednak szczególnie uciążliwe, poza tym dla tego filmu warto przymknąć oko na marne igirisu.

URL Song TAG
Do tego TAGu zostałam nominowana przez Kandis, za co bardzo dziękuję (gdyby nie to, w ostateczności pewnie samozwańczo bym się na to zdecydowała :P). TAG z początku wydaje się nieco kłopotliwy, zwłaszcza jeśli ma się długą nazwę bloga, jednak wcale taki nie jest. Szczerze mówiąc, aż zdziwiłam się, jak szybko dotarłam do ostatniej literki. Mogłabym tak jeszcze dłuższą chwilę wymieniać. :3
KROPLE SZCZĘŚCIA

K - Kanzen Kankaku Dreamer ONE OK ROCK
Jedna z moich ulubionych piosenek tego zespołu (w końcu jedną trudno by było wybrać)

R -Rokutousei no Yoru Aimer


O - Over And Over Three Days Grace


P - Protege Moi Placebo
Brian Molko ma tutaj taki piękny akcent ♥

L - Leave Out All The Rest Linkin Park


E - Even You Brutus? Red Hot Chili Peppers


S - Scenariusz dla moich sąsiadów Myslovitz
Bardzo lubię tę piosenkę :3


Z - Zombie The Pretty Reckless


C - Come as You Are Nirvana


Z - Zanim odejdę Ukeje
Chciałam dobrać jakąś jego piosenkę, a akurat na Z trochę brakowało mi opcji


E - Enigmatic Feeling Ling Tosite Sigure


S - Speed and Friction amazarashi
Teledysk jest dość nietypowy, jednak piosenkę uwielbiam


C - Core Pride UVERworld


I - I Write Sins Not Tragedies Panic! At The Disco


A - Ashita, Boku wa Kimi ni Ai ni Iku Wakaba