czwartek, 31 lipca 2014

A. C. Doyle "Studium w szkarłacie"


"Księga wszystkich dokonań Sherlocka Holmesa"
Wydawnictwo: REA-SJ
Ilość stron: 86 (A4)
Seria: Sherlock Holmes (1)

Po służbie w Afganistanie doktor Watson przybywa do Londynu, by podreperować swoje nadszarpnięte zdrowie. Podczas poszukiwań nowego lokum zostaje zapoznany z ekscentrycznym Sherlockiem Holmesem i postanawia wraz z nim wynająć mieszkanie na Baker Street. Z braku innych zajęć Watson próbuje wywnioskować, jakim typem człowieka jest jego tajemniczy współlokator, którego profesja wciąż pozostaje mu nieznana. Nie musi jednak długo czekać na wyjaśnienie nurtującej go kwestii, tym samym wplątuje się w śledztwo w sprawie nieco osobliwego zabójstwa. A to wszystko w cieniu funkcjonariuszy ze Scotland Yardu.

"Dla wielkiego umysłu nie ma rzeczy małych."

Ślady krwi nienależące do ofiary, napis na ścianie, złota obrączka, kolejne morderstwo, a także szereg innych poszlak, które zdają się być czytelne jedynie dla Holmesa - wszystko to stopniowo doprowadza nas bliżej rozwiązania. Rozwiązania, którego genezy można się doszukiwać w wydarzeniach mających miejsce lata temu w Ameryce, pośród członków pewnej sekty. Ale kto mógł tak długo i tak wytrwale wyczekiwać swojej szansy na upragnioną zemstę? Ile mogło go to kosztować? Sprawdźcie sami.

Autor bardzo umiejętnie wprowadza czytelnika w stworzoną historię, raczy go przyjemnym w odbiorze językiem, stopniowo odsłaniając poszczególne elementy i początek przyjaźni tej dwójki bohaterów. Tak oto najpierw zapoznajemy się z doktorem Watsonem i jego sytuacją życiową, by następnie wraz z nim doświadczać następstw jego znajomości z Sherlockiem Holmesem. Świetnie wykreowani bohaterowie są kolejnym atutem tej powieści - uczciwy, prostolinijny i jednak dość ciekawski Watson, ekscentryczny, zaskakujący, łasy na pochlebstwa Holmes - a to przecież dopiero pierwsza część i wciąż wielu rzeczy o nich nie wiemy. Co prawda czytelnik nie dostaje zbyt wielu okazji, by samodzielnie rozwiązać sprawę, nie jest ich jednak całkiem pozbawiony. Poza tym w ten sposób nasz detektyw miał idealną sposobność, by się wykazać.

"Studium w szkarłacie" stanowi świetny początek serii o Sherlocku Holmesie. I choć nie jest to szczególnie długa książka, fakt ten jedynie wzmaga ciekawość i chęć zapoznania się z pozostałymi przygodami najsławniejszego detektywa na świecie, jak i samymi bohaterami. Z pewnością skorzystam z tej okazji.

"Widzisz - wyjaśnił - uważam, że mózg człowieka przypomina niewielkie puste poddasze,
które trzeba tak umeblować, by nam to odpowiadało."

8/10

piątek, 25 lipca 2014

K. Ishiguro "Malarz świata ułudy"


Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 302

Z twórczością Kazuo Ishiguro po raz pierwszy spotkałam się przy okazji "Pejzażu w kolorze sepii". I choć w tej chwili już dość niewiele z tej powieści pamiętam, pozostała chęć, by zapoznać się z innymi dziełami autora. Zwłaszcza z "Malarzem świata ułudy". A to wszystko z prostego i jednocześnie dość banalnego powodu - tytułu, który urzekł mnie już od pierwszej chwili.

Ceniony malarz, obecnie już emerytowany, opowiada nam historię swojego życia. Snując swą opowieść, jednocześnie krąży gdzieś wokoło, raz po raz zbaczając z obranego tematu. Przybliża nam sytuację powojennej Japonii, radości i troski swojej, teraz już niepełnej, rodziny - córki martwiące się o jego melancholijny nastrój, stres związany z wydaniem młodszej z nich za mąż, spotkania z wnukiem i wiele więcej. Nieustannie przytacza też historie z przeszłości przedstawia swoje przypuszczenia, powoli, jakby od niechcenia kreśląc obraz japońskiego społeczeństwa i zachodzących w nim na przestrzeni lat zmian, a także wspominając własne działania. Działania, których nie zamierza się wstydzić, nawet jeśli z perspektywy czasu okazały się niesłuszne, ponieważ wie, że robił tylko to, co w tamtych chwilach uważał za słuszne.

Właściwie trudno jednoznacznie stwierdzić, o czym jest ta książka. A jednak Kazuo Ishiguro prowadzi narrację w taki sposób, że przestaje to mieć jakiekolwiek znaczenie. Zamiast próbować znaleźć sedno tej opowieści raz po raz zatapiałam się w lekturze, delektowałam się tym naturalnym, niewymuszonym, krótko mówiąc urzekającym stylem wypowiedzi autora, tracąc przy tym poczucie czasu. Pomimo wyodrębnienia kilku etapów podział między nimi pozostaje jedynie umowny, gdyż teraźniejszość nieustannie przeplata się z przeszłością - zarówno tą bliższą, jak i dalszą. Z jednego tematu autor płynnie przechodzi do drugiego, tak więc czytelnik nawet nie zauważa, kiedy zaczyna czytać o czymś zupełnie innym, niż jeszcze przed chwilą. Jest w tym coś ulotnego, coś ujmującego w tej niespiesznej, niepostrzeżenie wciągającej fabule.

Mogłabym teraz wspomnieć nieco więcej na temat niektórych bohaterów, jednak nie widzę takiej potrzeby. To jedna z tych książek, z którymi najlepiej zapoznać się samemu, stopniowo odkrywając jej treść. Jeśli ktoś spodziewa się dogłębnej analizy powojennej Japonii, niewątpliwie poczuje się rozczarowany. Zamiast tego Ishiguro oferuje czytelnikom pięknie ubraną w słowa, bliżej niesprecyzowaną, a jednak czarującą opowieść. Bardzo się cieszę, że w końcu zapoznałam się z tą historią. Czytając "Malarza świata ułudy" naprawdę miło spędziłam czas, więc z pewnością sięgnę też po inne książki tego autora. A w najbliższych planach mam "Okruchy dnia".

"Trudno ocenić piękno świata, kiedy się wątpi w samą jego wartość."
7/10

niedziela, 20 lipca 2014

K. Millay "Morze Spokoju"


Wydawnictwo: Jaguar
Ilość stron: 460

Nastya od dłuższego czasu nie chodziła do szkoły. Teraz przenosi się do ciotki, by tam zacząć od nowa. Swoim wyzywającym strojem i makijażem, który ukrywa jej prawdziwą urodę, chce przekazać światu wiadomość: nie zbliżajcie się do mnie. Josh z kolei nie musi się wcale wysilać, by ludzie trzymali się od niego z daleka. No... z jednym wyjątkiem. Ona chce się zemścić na chłopaku, który odebrał jej wszystko, co kochała, choć nikt nie wie, co tak naprawdę dzieje się w jej głowie. On nie ma nic do ukrycia. Jego historia, historia jego straty jest wszystkim dobrze znana. I tak żyją: ona napędzana chęcią (graniczącej z niemożliwością) zemsty, on oddając się swojej pasji, jaką jest stolarstwo. Oboje nie potrafią zapomnieć o przeszłości. Oboje nie potrafią ruszyć naprzód. Czy razem zdołają się zmienić?

Może przeznaczenie, może chęć trzymania ludzi na dystans, może coś całkiem innego. Nieważne co. Tak czy inaczej coś sprawiło, że ta dwójka zaczyna spędzać ze sobą coraz więcej czasu. I bardzo to sobie cenią, nawet jeśli nie przyznaliby się do tego. Powoli stają się coraz bardziej otwarci, choć w ich relacji wciąż obecnych jest wiele sekretów.

Nastya jest pełna sprzeczności - z jednej strony twierdzi, że nie wini się za to, co ją spotkało, a jednak nie pozwala sobie ruszyć dalej, czy chociażby spróbować. Zmusza się do udawania kogoś, kim nie jest niezależnie od tego, jak bardzo chciałaby tego uniknąć. Dla innych jest jedną wielką zagadką. Ale czy naprawdę ma zamiar nią na zawsze zostać? Josh jest dość typowym dla powieści New Adult bohaterem. Przystojny, utalentowany (stolarstwo było w tym przypadku świetnym pomysłem) i z niewesołą przeszłością, którą wkrótce mamy okazję poznać. Nastya z resztą też. Ona z kolei nie zamierza się za szybko rewanżować i o ile czytelnicy nie pozostaną zbyt długo w całkowitej nieświadomości, o tyle jemu przyjdzie się z tym jeszcze borykać. Nie mogłabym też zapomnieć o Drew, który jako pierwszy wyciągnął do naszej bohaterki dłoń (nawet jeśli w nie do końca czystych intencjach). Z pozoru jest on typowym podrywaczem, który może mieć każdą dziewczynę i chętnie z tego korzysta. A jednak to właśnie on jako jedyny wciąż otwarcie zadaje się z Joshem. Cóż, nie chcę zdradzić za wiele, jednak uprzedzam, że jest to całkiem interesująca postać.

Warto też zauważyć, że pomimo postawy Nastyi znalazły się osoby, które nie dały się odepchnąć, które powoli zmniejszały istniejący dystans, chcąc poznać jej prawdziwe ja. A jej relacja z Joshem? Wyszła autorce bardzo dobrze i dość wiarygodnie, choć nie obyło się bez odrobiny przedramatyzowania. Gdy byli szczęśliwi, cieszyłam się razem z nimi, gdy dochodziło do nieporozumień nie mogła mnie nie zirytować ich upartość, a gdy (świadomie lub nie) ranili siebie nawzajem, najchętniej sama bym zainterweniowała.

Jedną z pierwszych rzeczy, jakie rzuciły mi się w oczy był dość wulgarny język, który, nie będę ukrywać, nieco psuł mi odbiór powieści. Oczywiście rozumiem, że miał on na celu podkreślenie postawy Nastyi i typu środowiska, w jakim się obracała, jednak teksty najeżone wulgaryzmami bynajmniej nie umilały mi odbioru całości. Na szczęście nie było tak cały czas i zwłaszcza w relacji Nastyi i Josha wkrótce zanikło. Poza tym nie można odmówić tej powieści całkiem przyjemnego w odbiorze humoru.

Do tej pory jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się przesiedzieć nad książką niemal całą noc - zmęczenie prędzej czy później zawsze wygrywało. A jednak gdy w trakcie czytania "Morza Spokoju" spojrzałam w stronę okna, zaskoczyło mnie to, co zobaczyłam. I dopiero po chwili zorientowałam się, że zaczyna się przejaśniać. To chyba wystarczająco dobrze pokazuje, jak bardzo wciągnęła mnie książka Katji Millay. Nie jest idealna, mogą się też znaleźć elementy bardziej lub mniej irytujące, jednak i tak bardzo dobrze mi się ją czytało i szczerze mogę ją polecić.

"Czasami łatwiej udawać, że wszystko jest w porządku niż zmierzyć się z faktem, że nic nie jest takie,
 jakie powinno, ale nic nie możesz z tym zrobić."
7/10

środa, 16 lipca 2014

Podsumowanie anime na wiosnę 2014

Tym razem zdecydowanie mniej tytułów.  A to głównie dlatego, że tym razem postanowiłam nie brnąć w serie, które jedynie w nieznacznym stopniu mnie do siebie przekonały. Swojej decyzji nie żałuję, a tak na marginesie zaznaczam, że nowy sezon zapowiada się naprawdę obiecująco. :D


Diamond no AceDiamond no Ace
Ilość odcinków: 52
Ocena: 7
* ciąg dalszy poprzedniego sezonu, trwające

Tym razem więcej meczy, treningów, zmagań i innych takich. Stawką jest przecież Koushien. Wciąż ogląda się całkiem miło, choć muszę przyznać, że tym razem nieco to anime zaniedbałam. Znajdzie się dużo zabawnych sytuacji, choć i tych bardziej poważnych nie zabraknie. No i masa wzruszeń, w końcu czym by była gra bez emocji?



Haikyuu!!Haikyuu!!
Ilość odcinków: 25
Ocena: 8
* trwające

Na to anime czekałam chyba jeszcze od jesieni. Kiedyś bardzo lubiłam siatkówkę, jednak ostatnio trochę mi się znudziła, więc miałam nadzieję, że za sprawą tego tytułu znowu mi się odmieni (a z własnego doświadczenia wiem, że oglądanie sportowych anime wzmaga chęci spróbowania swoich sił w przedstawianym sporcie :D). I miałam rację, bo już po pierwszym odcinku najchętniej poszłabym odbijać piłkę.^^
To naprawdę pozytywna i przesympatyczna seria. Głównie za sprawą Hinaty, jednak pozostali bohaterowie również mają w tym spory udział. A zwieńczeniem tej serii był dla mnie opening w wykonaniu Spyair i ending - NICO Touches the Walls. ;3


Isshuukan Friends.Isshuukan Friends.
Ilość odcinków: 12
Ocena: 7

Fujimija od zawsze trzymała się na uboczu i wszystkich ignorowała. W ten sposób odnosiła się również do Hase'go, jednak chłopak nie dawał za wygraną. Czy zdoła nawiązać bliższą znajomość z Fujimiją, która co tydzień traci wspomnienia związane z osobami, które uważa za przyjaciół?
Temat wydał mi się całkiem ciekawy. Również wykonanie było całkiem niezłe, bohaterowie sympatyczni, choć niektórzy nieco ciamajdowaci. Muzyka świetnie oddawała klimat tej serii i naprawdę przyjemnie się to wszystko oglądało.



Mekakucity ActorsMekakucity Actors
Ilość odcinków: 12
Ocena: 7

Trochę obawiałam się tego tytułu, bo z bliżej niesprecyzowanych powodów przywodził mi na myśl Hamatorę, na której zawiodłam się w poprzednim sezonie. Niesprawiedliwością byłoby jednak od tak skreślać tą produkcję, więc dałam jej szansę. Na szczęście początek wypadł całkiem nieźle, więc z pozytywnym nastawieniem czekałam na kolejny odcinek. Choć trzeba przyznać, że to dość specyficzne anime.
Dopiero po 4 odcinkach zorientowałam się, że jest to anime na podstawie serii vocaloidowych piosenek Kagerou Project. Mimo to postanowiłam najpierw obejrzeć anime. Chociaż od początku było bardzo tajemnicze i nierzadko trudno było się w nim połapać, to ciekawie było z tych pojedynczych fragmentów powoli układać sobie wszystko w całość.


Mushishi Zoku Shou
Ilość odcinków: 10
Ocena: 9

Pierwszą serię obejrzałam dopiero jakiś czas temu i to właśnie z powodu powstania kolejnej. Od dawna miałam ją w planach, a to w końcu pozwoliło mi się zmobilizować do jej poznania. Na to anime czekałam chyba najbardziej. I przy okazji najdłużej. Rozważałam już nawet kwestię obejrzenia go z napisami po angielsku, ale zanim zdołałam wprowadzić swój plan w życie, w końcu się doczekałam.
Z początku myślałam, że będzie mi brakować poprzedniego openingu, jednak ten obecny również jest bardzo klimatyczny. W Mushishi bardzo podoba mi się to, że jest wolny od wszelkiego fanserwisu. Co prawda praktycznie wszyscy poboczni bohaterowie wyglądają tak samo, jednak biorąc pod uwagę epizodyczność tego anime, można to twórcom wybaczyć. A teraz pozostaje czekać na ciąg dalszy jesienią.


Ping Pong The Animation
Ilość odcinków: 11
Ocena: 8

Na to anime postanowiłam zerknąć jedynie z ciekawości. Bądź co bądź, ping pong nie jest szczególnie emocjonującym sportem, więc chciałam sprawdzić, co z tego wyszło. Poza tym jego cechą charakterystyczną jest nietypowa kreska. I w sumie było całkiem nieźle, do kreski też nie miałam zastrzeżeń, jednak poprzestałam na jednym odcinku. Przyznam jednak, że czasami nachodziła mnie myśl, by przekonać się, co będzie dalej. I ostatecznie tak też zrobiłam.
Mecze nie przeciągają się w nieskończoność, bohaterowie są ciekawi, jest też sporo humoru oraz poważniejszych kwestii - motywacja, cele ambicje, pokonywanie słabości i rozwijanie się, a także godzenie się z rzeczywistością. To wszystko sprawiło, że odcinki mijały mi całkiem szybko. Poza tym muzyka też jest niezła. Jest niebanalne, co dodatkowo podkreśla świetnie pasująca do tej serii kreska.


Tonari no Seki-kun
Ilość odcinków: 21
Ocena: 4
* ciąg dalszy poprzedniego sezonu

Nietypowych zabaw w czasie lekcji ciąg dalszy. Cóż, tym razem znalazło się trochę (moim zdaniem) mniej udanych odcinków. Najwyraźniej nie jest to anime dla mnie. Ostatecznie nie było źle, jednak nie miałabym sobie za złe, gdybym z tej serii zrezygnowała.




Serie porzucone

Escha & Logy no Atelier: Tasogare no Sora no RenkinjutsushiEscha & Logy no Atelier
Ilość odcinków: 2/12

Ogólnie rzecz biorąc nie jest to anime, na które bardzo liczyłam. Ot, postanowiłam sprawdzić, co to z tego wyjdzie. Escha od początku drażniła mnie swoim moe-ciamajdowatym charakterkiem. Logy też nie był pod tym względem o wiele lepszy, ale nie zrażałam się tym za bardzo. Również sama alchemia w takim milutkim wydaniu mnie nie przekonywała, więc ostatecznie postanowiłam sobie zwyczajnie odpuścić.





Mahouka Koukou no RettouseiMahouka Koukou no Rettousei
Ilość odcinków: 2/26

Co do tego anime od początku miałam wątpliwości, a ogólna niechęć do tej serii rywalizowała z ciekawością. Bo dziewczyna jest za bardzo zapatrzona w swojego brata. Bo w nastawieniu chłopaka coś mi nie pasuje. Bo po prostu nie.  No i ten odwieczny podział na elitę i całą resztę... Oczywiście, fabuła z pewnością by się jeszcze rozwinęła, jednak postanowiłam dać sobie spokój. Jakoś nie miałam ochoty brnąć w anime, które najprawdopodobniej wywoływałoby u mnie irytację.



piątek, 11 lipca 2014

O. Rudnicka "Natalii 5"


Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Ilość stron: 560
Seria: Natalii 5 (cz. 1)

Jarosław Sucharski po usłyszeniu diagnozy o guzie mózgu postanowił nie czekać, aż zabije go choroba. Zamiast tego dopilnował pozostałych mu jeszcze spraw, rozdzielił majątek między córki, zawiadomił policję o samobójstwie i dopełnił dzieła. Problem w tym, że zostawił po sobie niezłe zamieszanie - komisarz Potocki wciąż nie jest przekonany do teorii o samobójstwie, a pięć kobiet podczas spotkania u notariusza, na którym widzą się po raz pierwszy, dowiaduje się, że wszystkie są siostrami i każda z nich to Natalia Sucharska. Ojciec bigamista? Już samo to nastręcza trudności, a dołączając do tego ogromny dom, w którym mają zamieszkać, ich wybuchowe temperamenty, próby włamania i wiele zagadek do odkrycia... Cóż, będzie się działo.

Książka pełna jest wyrazistych postaci. Ich zachowanie może bawić, irytować i wywoływać szereg innych emocji, jednak nie pozwala pozostać obojętnym. Pomimo natłoku Natalii, ich rozróżnienie nie stanowi większego problemu dzięki używaniu pseudonimów lub drugich imion, poza tym każda z sióstr Sucharskich ma swój własny, niepowtarzalny charakter. Jest więc nienaganna Anna, która traktuje swoją pracę bardzo poważnie, zaniedbana po urodzeniu dwójki dzieci Natalia, energiczna Nata, która dąży do zostania powieściopisarką, lubująca się w czerni i samodzielnie wykonanych tatuażach Magda i do niedawna żyjąca w cieniu swojej matki Natka. Każda z bohaterek ma rozbudowaną osobowość - coś, za co można je polubić, a także coś wprost przeciwnego. Magda molom książkowym może się wydać bliższa przez swoją miłość do książek. Nata, choć bywa denerwująca, niejednokrotnie udowodniła swoją wartość. Nawet niepozorna Natka, która z początku nieustannie zalewała się łzami, okazuje się całkiem temperamentną osóbką.  I choć wciąż skaczą sobie do gardeł, to jednak więzy krwi robią swoje, bo gdy trzeba, potrafią się nawzajem wspierać.

"Wiecie co? Wydaje mi się, że mój iloraz inteligencji był trzycyfrowy, zanim tu przyjechałam..."

Poza naszymi Nataliami mamy również kilku innych bohaterów, spośród których najczęściej towarzyszą nam policjanci Adrian Potocki i Marcin Kurek. I o ile ten pierwszy właściwie od początku zaczyna sympatyzować z siostrami Sucharskimi (trzeba przyznać, że w ich nienormalności jest jakiś nietypowy urok), o tyle ten drugi nieraz miał ich już serdecznie dość. Tak czy inaczej, rozwój sytuacji nie pozwala im na zerwanie kontaktów z córkami Sucharskiego, a one same nie mają zamiaru im tej sprawy ułatwiać, gdyż wciąż nie są pewne co do legalności, czy chociażby istnienia domniemanego skarbu, który pozostawił im ojciec. Intrygi, niebezpieczeństwo, niedomówienia... Zwłaszcza pod koniec akcja nabierze tempa.

Irytowało mnie to, że siostry niemal nieustannie tłumaczyły z polskiego na nasze wypowiedzi Anny. Trudno nie zauważyć, że jej styl wypowiedzi jest mocno oficjalny, jednak tego typu działania (zwłaszcza Magdę stawiające w kiepskim świetle) uważam za przesadzone. Nie licząc tego mankamentu, jestem zadowolona ze stylu pisania autorki - przystępnego i pełnego humoru, który stanowi niewątpliwą zaletę tej powieści. A jeśli już o humorze mowa (także tym czarnym), to myślę, że można go uznać za dość charakterystyczny, a nawet szalony. Podczas lektury nieraz zdarzało mi się wybuchać śmiechem. Kilkakrotnie padł tu zwrot jazda bez trzymanki i myślę, że jest to jedno z najtrafniejszych określeń tej historii.

Po "Natalii 5" spodziewałam się lekkiej, ciekawej i zabawnej lektury, idealnej na lato. I z zadowoleniem mogę stwierdzić, że powieść Olgi Rudnickiej świetnie spełniła tą rolę. Będę ją miło wspominać, natomiast za jakiś czas z chęcią zapoznam się z kolejnymi przygodami sióstr Sucharskich.

"Wiesz na czym polega problem? Gdyby to powiedział ktoś inny, tobym nie uwierzył. Ale one... Powiem tak, im rzeczywiście mogło się przydarzyć coś takiego."
8/10

niedziela, 6 lipca 2014

J. R. R. Tolkien "Hobbit, czyli tam i z powrotem"


Wydawnictwo: Libros
Ilość stron: 320

Słyszeliście kiedyś o hobbitach? Jeśli nie, opowiem Wam pokrótce na ich temat. Hobbici są mniejsi od krasnoludów, jednak więksi od liliputów. Potrafią przemieszczać się szybko i niemal bezszelestnie, nie są skorzy do przygód ani żadnych zaskakujących zachowań. A zwłaszcza Bagginsowie, znani i szanowani za swoją przewidywalność. Z kolei w rodzinie Tooków od czasu do czasu zdarzały się przypadki hobbitów, którzy wyruszali w świat w poszukiwaniu przygód. I często stawało się to sprawą powszechnie wiadomą, pomimo usilnych prób zatajenia całej sprawy. My jednak skupimy się na Bilbo Bagginsie, potomku obu tych rodów.

Zapraszając na herbatę przechodzącego akurat Gandalfa, Bilbo nie przypuszczał nawet, jak bardzo odmieni to jego dotychczasowe życie. Zamiast czarodzieja w drzwiach jego mieszkania pojawia się krasnolud. Potem następny. I tak jeszcze parę razy, aż do chwili, gdy jako czternasty zjawia się i Gandalf. Biedny Bilbo dwoił się i troił, aby odpowiednio ugościć nieproszonych przybyszów - bądź co bądź, hobbicka uprzejmość na pozwalała mu na wyrzucenie ich za drzwi. Ci tymczasem ustalali plan wielkiej wyprawy, której celem było pokonanie smoka i odzyskanie skarbów odebranych krasnoludom. Mało tego! Nasz hobbit domator ma wyruszyć wraz z nimi. Dlaczego? Cóż, taki to już wymysł Gandalfa, a Bilbo właściwie nie ma innego wyjścia, musi się dostosować.

"Przygody! To znaczy: nieprzyjemności, zburzony spokój, brak wygód. Przez takie rzeczy można się spóźnić na obiad."

Jak głosi opis na okładce, "Hobbit" powstał na podstawie historii, które Tolkien wymyślał dla swoich dzieci. I to widać, choć nie jest to jednak bajeczka dla dzieci, w której z wszystkich sytuacji wychodzi się bez większego uszczerbku na zdrowiu. Tu praktycznie nikt nie zawaha się zawalczyć o swoje, nawet nasz hobbit z utęsknieniem wyczekujący powrotu do przytulnego saloniku. Na naszych śmiałków czekać będzie wiele niebezpieczeństw - od niefortunnych zbiegów okoliczności, po zaplanowane ataki wrogo nastawionych stworzeń. A przecież na końcu wyprawy wciąż jeszcze trzeba będzie unieszkodliwić smoka... I czy aby nikogo z nich nie zaślepi żądza bogactwa? Odwagi i sprytu im jednak nie brakuje, a i szczęście zdaje się być po ich stronie. Zwłaszcza w przypadku Bilba, który, dając upust swojej tookowskiej stronie natury, odkryje w sobie wiele cech, o których posiadanie nigdy wcześniej siebie nie podejrzewał.

Jeśli chodzi o krasnoludów, nie mają oni zbyt wielu okazji, by się wykazać, czy też raczej nie wykorzystują ich. Pomimo swoich ambitnych planów nie są zbyt skorzy do podejmowania ryzyka, co ostatecznie prowadzi do wysługiwania się hobbitem. Jakoś przecież musi zasłużyć na swój udział w skarbie. A że udowodnił to już wielokrotnie, to widocznie całkiem inna sprawa... Mimo pewnej przewrotności z ich strony
(najwyraźniej z góry uwarunkowanej), to jednak nadal całkiem ciekawe postacie i da się ich lubić, o ile akurat nam w jakiś sposób nie podpadną.

Stworzony przez Tolkiena świat zachwyca rozmachem i różnorodnością żyjących w nim stworzeń. Jest przemyślany i barwnie opisany, a sposób narracji oraz pieśni śpiewane przez krasnoludów, elfy czy inne stworzenia dodatkowo podkreśla baśniowość "Hobbita". Poza tym twórczość Tolkiena to klasyka sama w sobie i chociażby z tego powodu warto byłoby się z nią zapoznać.

"Jak się mieszka niedaleko żywego smoka, niewiele pomoże wyłączenie go ze swoich kalkulacji."
8/10

wtorek, 1 lipca 2014

S. J. Watson "Zanim zasnę"



Ilość stron: 408
Wydawnictwo: Sonia Draga

Jak by to było każdego ranka budzić się przy obcej nam osobie? Jak by to było codziennie od nowa dowiadywać się, że to właśnie nasz współmałżonek, a my połowę życia mamy już za sobą? Jak by to było co dzień poznawać siebie od nowa ze świadomością, że po ponownym zapadnięciu w sen nic z tego nie będziemy pamiętać? Wręcz nie do pomyślenia, prawda? A właśnie tak wygląda życie Christine.

Codziennie budzi się w obcym łóżku, z obcym mężczyzną u boku. Idzie do łazienki, a z lustra spogląda na nią kobieta w średnim wieku. I z niedowierzaniem uświadamia sobie, że to właśnie jej odbicie. Porozwieszane naokoło zdjęcia mają jej pomóc w oswojeniu się ze swoją sytuacją, jednak to wcale nie pomaga. Wraca do sypialni. Potem następuje niekończąca się seria pytań i odpowiedzi. I choć trudno w to wszystko uwierzyć, Christine właściwie nie ma innej opcji, gdyż zachowuje wspomnienia jedynie do czasu ponownego zapadnięcia w sen. Tak więc zachowuje się jak przykładna żona (choć nie jest pewna, czy właśnie tak to ma wyglądać), a Ben, jej mąż, wychodzi do pracy i, chcąc nie chcąc, zostawia ją samą ze swoimi rozterkami. Nie jest to jednak koniec niespodzianek, gdyż wkrótce kontaktuje się z nią doktor Nash, z którym ponoć od pewnego czasu regularnie się widuje i wraz z nim próbuje poczynić jakieś postępy odnośnie swojego bardzo nietypowego przypadku amnezji. I ponoć już całkiem nieźle im szło. To właśnie za jego radą zaczęła prowadzić pamiętnik, który ostatnio pozwoliła mu przeczytać. A więc dlaczego jej domniemany mąż nic jej o tym nie powiedział?

Szkopuł tkwi w tym, że kobieta postanowiła nie wtajemniczać Bena w te próby leczenia. Przynajmniej do czasu osiągnięcia pewnych postępów. No i tu zaczęły się schody, gdyż na podstawie zapisków z pamiętnika stwierdza, że Ben nie jest z nią całkiem szczery, a rzadkie przebłyski pamięci tylko to potwierdzają i pozwalają przypuszczać, że przyczyną jej obecnego stanu wcale nie był wypadek samochodowy... Czy z pomocą doktora Nasha Christine zdoła odzyskać wspomnienia? Co takiego może skrywać jej przeszłość?

W obecnej sytuacji Christine niczego nie może być pewna. Nieścisłości w wyjaśnieniach Bena nie dają jej spokoju niezależnie od tego, czy dotyczą błahostek, czy spraw ważniejszych. Wątpliwości dopadają ją na każdym kroku. Miota się między obojętnością, miłością, czy nawet nienawiścią. Nieraz przyjdzie jej się też zmierzyć z myślą, że zapiski w pamiętniku są jedynie wytworem jej wyobraźni. Wszystkie jej działania i rozterki zostały przedstawione naprawdę wiarygodnie, a choć część jej dziennej rutyny przedstawia się dość monotonnie, wcale nie czułam znudzenia. A inni bohaterowie? Choć wiemy o nich zdecydowanie mniej, każdy z nich został umiejętnie wykreowany. Troskliwy, choć nieco nieprzewidywalny Ben, ambitny, pełen cierpliwości i dobrych chęci doktor Nash, czy najlepsza przyjaciółka Christine, z którą ponoć nie utrzymuje już kontaktu - oni wszyscy wtrącają do tej historii swoje trzy grosze. "Zanim zasnę" ciekawi, trzyma w napięciu i nie pozwala się nudzić. To przemyślany thriller psychologiczny i naprawdę świetny debiut, zdecydowanie warty polecenia.

8/10