czwartek, 30 maja 2013

O filmach co nieco: Jestem bogiem, Perfect Blue, Zagubiony



Tytuł: Jestem Bogiem
Reżyser: Neil Burger
Rok: 2011
Czas trwania: 1h 45 min.
Produkcja: USA
Gatunek: thriller, sci-fi
Ocena: 4/6

"Wyobraź sobie narkotyk, który czyni Twój mózg niezwykle wydajnym i sprawia, że chłoniesz ogromną wiedzę. Narkotyk, który czyni cię nadzwyczaj skupionym, szybkim, sprawnym, a nawet atrakcyjnym. Narkotyk, dzięki któremu pokonujesz wszystkie ograniczenia. Niewyobrażalne staje się możliwe nawet dla Eddiego, który od życia nie spodziewa się niczego. Zażycie specyfiku pozwala mu osiągnąć sukces o jakim zawsze marzył. Ceną, jaką przychodzi mu zapłacić, są: bóle głowy, omdlenia, utraty świadomości, niekontrolowane wybuchy przemocy..."

(opis i plakat z filmweb.pl)

Eddie Morra (Bradley Cooper) był pisarzem, któremu zabrakło weny. Zawalał terminy, dziewczyna go rzuciła, ogólnie rzecz biorąc nie było z nim najlepiej. Z pomocą przyszedł Vernon i zaproponował mu pewien, podobno legalny, specyfik, który miał trafić na rynek dopiero za rok. Eddie miał pewne opory, ale w końcu postanowił spróbować. Zadziałało, a co najlepsze, nie odczuwał żadnych skutków ubocznych. Chciał więcej, jednak czekała go przykra niespodzianka... Pomimo tego udało mu się znaleźć zapas narkotyku, wziął się za siebie, zaczął z powodzeniem inwestować, a jego zarobki wkrótce można było liczyć w milionach. Życie idealne? No nie do końca... Po pewnym czasie sprawy zaczęły się komplikować - skutki uboczne, problemy z pewnymi ludźmi. Jak to wszystko się skończy? Sprawdźcie sami.
Film ten uważam za całkiem dobry. Nie jest to jakieś szczególnie ambitne kino, jednak czasu, który poświęciłam na jego obejrzenie nie uważam za stracony. Dość ciekawa historia, niezłe wykonanie, a i gra aktorska niczego sobie. Poza tym można się tu doszukiwać ukrytego sensu, chociaż każdy będzie postrzegał go trochę inaczej, sama nie mam pewności co myśleć na ten temat. Jeśli macie ochotę obejrzeć "Jestem Bogiem", droga wolna. (Uprzedzam, że wybrany przeze mnie cytat nie zdradza zakończenia filmu i pochodzi z jednej z pierwszych scen) ;)
"Mogłem odcisnąć piętno na losach świata, a odcisnę się na chodniku."


Tytuł: Perfect Blue
Reżyser: Satoshi Kon
Rok: 1998
Czas trwania: 1h 21 min.
Produkcja: Japonia
Gatunek: thriller, anime
Ocena: +5/6

"Mima, sławna piosenkarka postanawia wypróbować swoje aktorskie możliwości, w wyniku czego porzuca swoje dotychczasowe zajęcie. Szybko jednak okazuje się, że praca aktorki nie jest taką jaką sobie wymarzyła a filmy, w których gra, przepełnione są seksem i brutalnością. Rozdarta wewnętrznie Mima zaczyna mieć halucynacje i prześladuje ją przeszłość w osobie wyimaginowanej Mimy piosenkarki."
(opis i plakat z filmweb.pl)

Mima z żalem opuściła swój zespół, aby spróbować swoich sił w roli aktorki. Chociaż początkowo miała jedynie krótkie kwestie, nie poddała się i nadal dążyła do zostania prawdziwą aktorką. Wkrótce sprawy się skomplikowały - dziewczyna odkryła, że ktoś podejrzanie dobrze zna jej codzienne życie i publikuje to wszystko w sieci. Poza tym dostała fax z pogróżkami, a list zaadresowany do niej eksplodował. Ktoś wyraźnie chciał, aby powróciła do poprzedniego zawodu... Mima zaczyna też mieć halucynacje, wizje alternatywnej siebie, która nie skończyła ze śpiewaniem i krytykuje Mimę-aktorkę. Gdy prześladowca zaczyna działać bardziej zdecydowanie, robi się naprawdę niebezpiecznie... Wkrótce zaciera się granica między rzeczywistością a fikcją, Mima już nie wie co było prawdą, a co jedynie wytworem jej wyobraźni (nie wie tego także widz). Nie wie w co wierzyć, nie wie kim jest. Co może z tego wyniknąć? Jedno jest pewne - nic dobrego...
Kreska nie zachwyca, jednak ogląda się dobrze, także za sprawą ścieżki dźwiękowej. To zaskakujący thriller, który daje do myślenia. Pokazuje, że w show biznesie nie każdy jest tym, za kogo postrzegają go inni, a ludzka natura jest niesłychanie zagmatwana. Akcja toczy się w taki sposób, że widz jest zwodzony na każdym kroku i do samego końca nie wie w co ma wierzyć. Jestem pewna, że po obejrzeniu "Perfect Blue" osoby, które uważają anime jedynie za bajki dla dzieci, zaczną inaczej patrzeć na ten gatunek. Poza tym Satoshi Kon był jednym ze słynniejszych twórców anime, więc chętnie zapoznam się z innymi jego dziełami.


filmweb.pl
Tytuł: Zagubiony
Reżyser: Akan Satayev
Rok: 2009
Czas trwania: 1h 30 min.
Produkcja: Kazachstan 
Gatunek: thriller
Ocena: 6/6

Główny bohater wraz z żoną i synem jedzie do miasta, jednak skręcają z głównej drogi, aby pojechać na skróty. Wkrótce okazuje się, że była to strata czasu, bo wkrótce się gubią. Jakby tego było mało, psuje im się samochód i nie mogą złapać sygnału. Cała ta sytuacja zakończyła się kłótnią małżonków. Następnego dnia mężczyzna przekonuje się, że jest sam i zaczyna szukać swojej rodziny. Każda próba znalezienia drogi kończy się powrotem w to samo miejsce, jednak nie poddaje się. W pobliżu odnajduje początkowo pusty dom, w którym wkrótce pojawia się starzec i jego córka, którzy proponują przybyłemu pomoc. Już na pierwszy rzut oka widać, że nie są z nim do końca szczerzy, jakby od niechcenia rzucają różne uwagi, coś przed nim ukrywają. Mężczyzna nadal próbuje odnaleźć swoją rodzinę i sens tego wszystkiego. Czy mu się uda?
Nie jest to film z wartką akcją, za to pełno w nim symboli i ukrytych znaczeń. Niektóre obrazy jedynie przez krótką chwile ukazują się na ekranie, by zaraz potem ślad po nich zaginął. "Zagubiony" to tajemniczy i bardzo wymowny thriller opowiadający o naturze człowieka, o jego bezradności w pewnych sytuacjach, niedopuszczaniu do siebie niewygodnych faktów. Aby go zrozumieć, trzeba uważnie oglądać, więc nie jest to film dla tych, którzy szybko się rozpraszają. Porusza ważne kwestie, choć są one zgrabnie ukryte pod warstwą pozorów i tajemnic.
Uwierzyłam na słowo, że jest to dobry film, jednak nie spodziewałam się, że wywrze na mnie aż takie wrażenie. Naprawdę mnie wciągnął (i najwyraźniej nie tylko mnie, skoro w trakcie jego oglądania nikt się nie poruszył po usłyszeniu dzwonka na przerwę, a muszę przyznać, że zdarza się to bardzo rzadko). Poza tym, należy zauważyć, że za produkcję filmu odpowiedzialny był Kazachstan. Co do zakończenia, trochę się tego spodziewałam, jednak tylko dlatego, że kiedyś spotkałam się z czymś podobnym. Reasumując: gorąco polecam!

niedziela, 26 maja 2013

M. Meyer "Saga księżycowa. Cinder"


Saga księżycowa. Cinder - Marissa Meyer


Wydawnictwo: Egmont
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 440
Seria: Saga księżycowa (cz.1)

"Cinder mieszka w hałaśliwym Nowym Pekinie, zdziesiątkowanym przez zarazę. Jako dziewczyna cyborg o tajemniczej przeszłości jest obywatelem drugiej kategorii. Lecz kiedy na jej drodze staje przystojny książę Kai, Cinder nagle znajduje się w epicentrum międzygalaktycznej walki z bezlitosną królową Luny. Rozdarta pomiędzy obowiązkiem a wolnością, wiernością a zdradą, musi wyjawić sekrety swojej przeszłości, by ochronić swoją przyszłość…"

Historia cybernetycznego Kopciuszka odbiła się szerokim echem w czytelniczym świecie, zdobywając wiele pozytywnych opinii. Także i ja miałam cichą nadzieję na zapoznanie się z nią, więc gdy zauważyłam ją na bibliotecznej półce, bez wahania po nią sięgnęłam.

Myśleliście kiedyś jak by to było być częściowo maszyną? Według mnie mogłoby to być dość pożyteczne (cóż, te wszystkie bajery, dostęp do internetu i różnego typu danych jedynie przy użyciu myśli, to brzmi kusząco), jednak w Nowym Pekinie ludzie tego pokroju zaliczani są do obywateli drugiej kategorii, a w pewnych przypadkach mogą nawet w świetle prawa stanowić czyjąś własność. Takie właśnie życie wiedzie nastoletnia Cinder, której praca mechanika stanowi jedyne utrzymanie dla jej rodziny - opiekunki prawnej i dwóch przyrodnich sióstr. Na szczęście przynajmniej jedna z nich - Peony - rzeczywiście uważa ją za swoją siostrę, a android Iko jest jej najlepszą przyjaciółką. Pewnego dnia na targu zjawia się niespodziewany klient - książę Kai we własnej osobie, który zleca Cinder naprawę swojego androida. Wszystko pięknie, jednak nie potrwało to długo. Wkrótce daje o sobie znać szerząca się śmiertelna zaraza, na którą wciąż nie ma lekarstwa. Jest też sprawa balu, co do którego nasza bohaterka nie ma złudzeń - wie, że Adri nie pozwoliłaby jej pójść, nawet gdyby miała w czym. Kolejne, delikatnie mówiąc, niefortunne zdarzenia sprawiają, że Cinder trafia w sam środek poszukiwań antidotum na letumosis, w których ma szansę odegrać bardzo ważną rolę, a drogi jej i księcia Kaia nieoczekiwanie coraz częściej się krzyżują. Na jaw wychodzą też fakty z jej przeszłości, o których ona sama nie miała najmniejszego pojęcia...

"Łatwiej jest przekonać innych o swojej urodzie, jeśli samemu nie ma się co do niej wątpliwości.
Lustra mają jednak nieprzyjemny zwyczaj przekazywania prawdy."

Już sam pomysł na nową wersję Kopciuszka wydał mi się ciekawym pomysłem, a i klimatyczna okładka robi swoje. Poza tym wybrana przez autorkę tematyka szybko przypadła mi do gustu i o ile początkowo dłuższą chwilę zajęło mi zatopienie się w przedstawiony świat, większą część książki przeczytałam w jeden dzień. Autorka pisze w prosty, przystępny sposób, a opisy są na tyle plastyczne, aby łatwo można było wyobrazić sobie rzeczywistość, w której przyszło żyć przedstawionym tu bohaterom.
Zdecydowanie na plus oceniam tu wątek miłosny - rozwijał się on naturalnie i nie był przerysowany. Znalazło się tu też trochę "technologicznej gadki", moim zdaniem nie bez powodu. Jeśli miałabym się do czegoś przyczepić, to do tego, że nie odniosłam wrażenia jakoby Cinder miała szesnaście lat, wydawała mi się nieco starsza. Przy okazji warto wspomnieć, że charakterem znacznie różni się od swojego pierwowzoru - jest silna, odważna i niezależna.
"Cinder" wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Łączy baśniowość z techniką, szczyptę romansu z walką o władzę i dobro obywateli. Jestem bardzo ciekawa jak potoczą się dalsze losy bohaterów, więc z niecierpliwością będę wypatrywać okazji do zapoznania się z kolejną częścią serii - "Scarlet". Polecam. :)

"Kable nie są zaraźliwe – wymamrotała Cinder do swojej budki."
6/6

środa, 22 maja 2013

H. Murakami "Na południe od granicy, na zachód od słońca"


Na południe od granicy, na zachód od słońca - Haruki Murakami


Wydawnictwo: MUZA
Rok wydania: 2006
Ilość stron: 232

"Hajime od lat pielęgnuje w sobie wspomnienie Shimamoto, pierwszej ukochanej z okresu dzieciństwa, i porównuje do niej każdą poznaną dziewczynę. Kiedy już jako dorosły mężczyzna spełniony w życiu osobistym i zawodowym przypadkowo spotyka Shimamoto, okazuje się, że dawna fascynacja przetrwała. Hajime decyduje się rzucić swą rodzinę i wykorzystać szansę daną mu przez los. Czy jednak możliwy jest powrót do przeszłości? To piękna opowieść o niespełnionej miłości i pogoni za nieosiągalnym ideałem. Co leży na zachód od słońca i czy na południe od granicy znajdziemy raj, czy też zwykłą szarą rzeczywistość?"

O czym jest ta książka? O zwykłym życiu. Całą historię przedstawia nam właśnie Hajime, który wspomina dawne dzieje, znajomości, opowiada jak potoczyły się jego losy. Zwykła szara codzienność, można by powiedzieć. A jednak coś sprawiało, że książkę czytałam z niemałym zainteresowaniem, wręcz pochłaniałam. Co takiego wyróżnia ją spośród tysięcy tytułów o podobnej tematyce?

Nie chcę zdradzać zbyt wiele odnośnie fabuły, bo to bez sensu. Już sam opis dość dosadnie informuje nas czego możemy się spodziewać, choć mimo wszystko podczas lektury towarzyszyła mi swego rodzaju niepewność: może jednak coś sprawi, że losy bohaterów potoczą się inaczej? Może oni sami jednak zmienią zdanie?
"Na południe..." to historia o niespełnionej miłości, o samotności, którą można odczuwać pomimo obecności bliskich nam osób. Bohater snuje wiele refleksji na temat swojego życia i daje czytelnikowi do myślenia. Postać Hajime została świetnie wykreowana, a dzięki takiemu sposobowi narracji możemy go dobrze poznać - nie tylko jego zalety, ale i liczne wady. Czytając, łatwo możemy uwierzyć, że taki ktoś naprawdę istnieje. Ponadto książka nie pozostawia uczucia niedosytu.

"Nawet zamkom z bajki przydaje się warstwa świeżej farby."

Książka Murakamiego charakteryzuje się dużą plastycznością języka, co sprawia, że jej czytanie to sama przyjemność, a wykreowany przez niego świat jest jak na wyciągnięcie ręki. Nie można powiedzieć, że akcja jest wartka, a jednak ani przez chwilę nie byłam znudzona i z chęcią zaczytywałam się w przemyśleniach Hajime na temat jego egzystencji, a także w wywodach na najróżniejsze tematy. Nie potrafię tego skonkretyzować, tak po prostu jest. Poza tym bardzo spodobało mi się jej wydanie, które na swój własny, subtelny sposób przyciąga wzrok.

To moje pierwsze i z pewnością nie ostatnie spotkanie z twórczością Murakamiego. Słyszałam o nim sporo dobrego, więc miałam dość wygórowane oczekiwania. Na szczęście nie zawiodłam się i jestem bardzo ciekawa innych jego dzieł, zwłaszcza, że podobno "Na południe..." nie zalicza się do jego najlepszych książek.

"Obietnice - nawet te niezobowiązujące - pozostają człowiekowi w pamięci."
5/6

piątek, 17 maja 2013

C. R. Zafón "Książę Mgły"


Książę Mgły - Carlos Ruiz Zafón


Wydawnictwo: MUZA
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 198

"Rodzina Carverów przeprowadza się w roku 1943 do malej osady rybackiej na wybrzeżu Atlantyku. Zamieszkuje w domu należącym niegdyś do rodziny Fleischmannów, których dziewięcioletni syn Jacob utonął w morzu. Od pierwszych dni dzieją się tutaj dziwne rzeczy; nocą w ogrodzie Max widzi posągi artystów cyrkowych. Dzieci poznają kilkunastoletniego Rolanda, od którego usłyszą różne ciekawostki o miasteczku i o zatopionym pod koniec pierwszej wojny statku. Poznają również dziadka Rolanda, latarnika Victora Kraya. To on opowie im o złym czarowniku, Księciu Mgły, który gotów jest spełnić każde życzenie lub każdą prośbę, ale w zamian żąda bardzo wiele. Coś, co dzieciom wydaje się jeszcze jedną miejscową legendą, niebawem okazuje się zatrważającą prawdą."

Opinie na temat przeprowadzki były podzielone – ojciec zachwycał się nowym miejscem, matka przyjmowała to wszystko bez większego entuzjazmu, młodsza z sióstr, Irina, była raczej pozytywnie nastawiona ze względu na przygarniętego pupila, a Alicja podchodziła do tej sytuacji z rezerwą. Jeśli chodzi o Maksa, podobało mu się nowe miejsce, jednak nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jest tu intruzem. Odczucie to jedynie potęgowały dziwne zdarzenia, napotykany w wielu miejscach tajemniczy symbol oraz pełen posągów zapuszczony ogród, który napawał go nieokreślonym lękiem. Wkrótce chłopiec poznaje Rolanda, który staje się jego przyjacielem. Razem z nim Max i Alicja spędzają dużo czasu i mają okazję na własne oczy zobaczyć wrak zatopionego wiele lat wcześniej statku. Poznają też związaną z nim historię, która, w połączeniu z kolejnymi wydarzeniami, zaczyna bardzo niepokoić całą trójkę…

"Pewne obrazy z dzieciństwa zostają w albumie pamięci wyryte niczym fotografie, niczym sceneria, do której człowiek zawsze wraca pamięcią, choćby upłynęło nie wiadomo jak wiele czasu."

Ciągłe tajemnice spędzają sen z powiek naszym bohaterom, robi się niebezpiecznie, a słowa dziadka Rolanda jedynie pogłębiają ich niepewność. Maksowi wydaje się, że nadal nie znają całej prawy, a stary latarnik najwyraźniej nie zamierza się nią z nimi podzielić. Czy uda im się dostrzec sens tego wszystkiego zanim będzie za późno? Co planuje złowieszczy Książę Mgły? I kim on właściwie jest?

Książka już od samego początku roztacza aurę magii i tajemniczości (także za sprawą urzekającej okładki), która sprawia, że trudno się od niej oderwać nawet na chwilę. Podobny skutek wywiera lekki język powieści. Bardzo spodobał mi się wykreowany przez autora świat - z jednej strony taki prawdziwy i niezwykle interesujący, a jednocześnie baśniowy. Z wielką chęcią śledziłam losy bohaterów, dałam się porwać w wir wydarzeń i niemal całą książkę przeczytałam za jednym razem. Przeczytamy tu o przyjaźni, pierwszej miłości, a także poświęceniu i wielu innych tematach, które warto poruszyć. Ponadto, choć "Książę Mgły" jest raczej krótką książką, nie pozostawia po sobie uczucia niedosytu, jak to czasami bywa.

Tak się złożyło, że swoją przygodę z twórczością Zafóna rozpoczęłam właśnie od pierwszej jego książki i jestem pewna, że na tym nie poprzestanę. Choć "Książę Mgły" zaliczany jest do literatury młodzieżowej, moim zdaniem dzięki tej baśniowości każdy znalazłby tu coś dla siebie. To świetna lektura, aby oderwać się na chwilę od rzeczywistości. Polecam. :)

„Ale błędem, poważnym błędem jest wiara w to, że można ziścić swoje marzenia, nie dając nic w zamian.
Nie wydaje ci się? Powiedzmy, że nie byłoby to sprawiedliwe.”
6/6

poniedziałek, 13 maja 2013

K. Ishiyama "Grimms Manga" # 1


Grimms Manga - Kei Ishiyama


Wydawnictwo: Yumegari
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 169
Seria: Grimms Manga (cz. 1)

"U Kei Ishiyamy dobrze znane postacie w przezabawny sposób wychodzą ze swoich ról: tu Czerwony Kapturek i Wilk mają duże szanse zostać parą, Złotowłosy Roszpunek prezentuje się »na odwrót«, a Jaś jest małym, zaradnym narcyzem ubóstwianym przez swoją siostrę, Małgosię. Także »Dwunastu myśliwych« oraz »Dwóch braci« zostało przedstawionych w całkowicie nowy sposób.
Przed Wami wybuchowa mieszanka komedii, romansu i magii!"

Była to moja pierwsza manga (przynajmniej w wersji papierowej; swoją drogą tak czyta się dużo lepiej niż na ekranie), więc nie jestem żadnym znawcą w tym temacie, jednak postaram się napisać parę sensownych słów na jej temat. ;)

Od początku ciekawił mnie pomysł przedstawienia Baśni Braci Grimm w całkiem nowy sposób, zwłaszcza w postaci mangi, więc chętnie zabrałam się do czytania. Wilk z "Czerwonego Kapturka" jest tu w połowie chłopcem i planuje pożreć tytułową bohaterkę, jednak na przeszkodzie staje nieznane mu dotąd uczucie. Zamiast Roszpunki mamy Roszpunka, co już samo w sobie jest znaczącą zmianą. Następnie poznamy trochę inne losy przesadnie dbającego o wygląd Jasia i zapatrzonej w swojego brata Małgosi. O odmienności pozostałych dwóch historii nie umiem wiele powiedzieć, ponieważ nie miałam okazji zapoznać się z ich oryginalnymi wersjami (lub po prostu o tym nie pamiętam), ale też były ciekawe. Dodatkowym atutem jest tu świetna kreska. Bardzo ucieszyłam się też z dołączonej do książki zakładki.

Czyta się ją szybko i przyjemnie, a bohaterów niewątpliwie da się polubić. Szczególnie sympatyczną postacią wydał mi się Wilk. Opowiadania są krótkie, przez co nie jest nam dane zbyt długo cieszyć się towarzystwem znanych nam z baśni bohaterów, no ale przecież nie można mieć wszystkiego. Dopiero po dłuższym czasie uświadomiłam sobie jak bardzo spodobała mi się ta manga. Polubiłam ją do tego stopnia, że choć już dobrze wiedziałam co się wydarzy, z chęcią powracałam do tych historii chociażby na chwilę. "Grimms Manga" wywarło na mnie bardzo pozytywne wrażenie i z chęcią sięgnę po drugi tom. :)

+5/6

środa, 8 maja 2013

A. Christie "Pięć małych świnek"


Pięć małych świnek - Agatha Christie


Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2004
Ilość stron: 183

"Herkules Poirot przyjmuje zlecenie rekonstrukcji wydarzeń sprzed szesnastu lat. Na prośbę fascynującej Karli Lemarchant ma ponownie zbadać okoliczności śmierci jej ojca, słynnego malarza Amyasa Crale'a, otrutego cykutą. Przed laty sprawa wydawała się zupełnie oczywista, a wszelkie dowody wskazywały na pozór bezsprzecznie, że morderstwa dopuściła się żona Crale'a, Karolina, zazdrosna o jego młodziutką kochankę. Ale profesjonalizm Poirota opiera się przecież na zasadzie, że nie ma niezbitych dowodów..."

Zadanie, którego podjął się Poirot zdecydowanie należy do nietypowych. Z początku może nawet do niedorzecznych, jednak wkrótce okazuje się, że sprawa zabójstwa Amyasa Crale'a wielu osobom zapadła w pamięć, co pozwala mieć nadzieję na jej ponowne odtworzenie. W dodatku mamy też tytułowych pięć małych świnek, które były na miejscu w czasie tej tragedii. Pytanie tylko komu wierzyć. Z jednej strony mamy córkę całkowicie przekonaną o niewinności matki, a z drugiej naocznych świadków procesu, którzy jednogłośnie orzekają o winie podejrzanej. Niewątpliwie będzie to bardzo interesujące wyzwanie...

"[...] wiadomo przecież, iż większość ludzi posiada pewne ukryte i na pozór sprzeczne z ich charakterem cechy, które, gdy się ujawnią, wprawiają w zdumienie nawet osoby dobrze tych ludzi znające."

Autorka przez dłuższy czas daje nam wolną rękę, pozwala snuć własne wnioski na podstawie zeznań prawników, osób zainteresowanych tą sprawą i w końcu przypuszczalnych sprawców. Czyje wywody popierać? Na kogo skierować podejrzenia? A może nadal wierzyć w winę skazanej? To wszystko zależy od nas.
Na uwagę zasługuje też samy detektyw - bystry, pewny siebie człowiek, który zna swoją wartość, co sprawia, że przemawia przez niego, zazwyczaj dobrze skrywana, arogancja. W zależności od typu osób, jakie napotyka na swojej drodze, potrafi wywrzeć takie wrażenie, jakie przyniesie mu najwięcej korzyści.

"Najwięcej krzywdy w życiu robią nam ludzie, którzy chronią nas przed rzeczywistością."

Jeśli chodzi o moje podejrzenia, były one bardzo różne. Najpierw podejrzewałam wręcz wszystkich po kolei, potem postanowiłam wytrwale obstawiać jedną, konkretną osobę. W ostatecznym rozrachunku  i tak dałam się omamić autorce, za co bardzo ją cenię. Jeśli wydaje wam się, że mając jasno wyznaczonych podejrzanych, łatwiej będzie wam się domyślić sprawcy, jesteście w błędzie. Przynajmniej jeśli jest to kryminał Christie.

Muszę przyznać, że czytanie po kilka razy o tych samych wydarzeniach, z tą różnicą, że z innej perspektywy w końcu może się wydać nużące. Tak właśnie było w moim przypadku, jednak im bliżej rozwiązania, z tym większym zapałem czytałam kolejne strony. I z pełnym przekonaniem mogę stwierdzić, że znów się nie zawiodłam. Christie nie bez powodu nazywana jest królową kryminałów. Książkę jak najbardziej polecam, a sama z pewnością sięgnę po inne dzieła autorki.

5/6

sobota, 4 maja 2013

V. C. Andrews "A jeśli ciernie"


A jeśli ciernie - Virginia Cleo Andrews


Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 444
Seria: Dollanganger (cz. 3)

"Dalsze losy dwojga z rodzeństwa Dollangangerów, które spędziło dzieciństwo zamknięte na strychu przez matkę i babkę.
Mijają lata. Cathy i jej brat Chris żyją w »związku małżeńskim«. Wychowują dwóch synów Cathy: Jory'ego i Barta oraz adoptowaną córeczkę Cindy. Tymczasem do domu obok wprowadza się pewna starsza pani, która bardzo interesuje się chłopcami. Bart często ją odwiedza. Wkrótce dostaje od lokaja sąsiadki stary pamiętnik. Lektura zmienia chłopca nie do poznania..."

Trzecią już część serii poznajemy z perspektywy Jory'ego i Barta, którzy żyją w pozornie szczęśliwej rodzinie. Pozornie, bo w rzeczywistości ich świat w dużej mierze składa się z nieustającego pasma kłamstw. Ich rodzice ukrywają mroczny sekret i nadal stawiają czoła jego następstwom. Jory zdawał sobie sprawę z tego, że coś jest nie tak, choć miał nadzieję, że wszystko będzie dobrze.

Cała historia skupia się głównie na młodszym z braci - Barcie. Jest to dość nieporadny, wiecznie naburmuszony chłopiec pełen kompleksów. Brak znajomych wynagradza sobie ucieczką w swój wyimaginowany świat, gdzie może być każdym. Niby zwyczajna rzecz, jednak jest też coś niepokojącego... Bart często myśli o śmierci i ma świadomość jak wielu członków jego rodziny już nie żyje. Jako scenerię swoich zabaw często wybiera pełne niebezpieczeństw miejsca, a bywa też, że sam jest tym, który zabija. Poza tym wciąż sprawia kłopoty i rani uczucia najbliższych. Sytuacja dodatkowo pogarsza się po pojawieniu się w sąsiedztwie pewnej staruszki, która wkrótce staje się dla Barta bardzo ważna i zdaje się wiedzieć całkiem sporo o przeszłości jego rodziców...

"- A dlaczego ty wszystkich lubisz?
- Nie lubię. Ale uśmiecham się do ludzi i udaję, że ich lubię. Być może lepiej by było, gdybyś nauczył się od czasu do czasu zakładać maskę na twarz."


Jak bardzo można być podatnym na wpływ innych? Jaki skutek wywrze na Barcie obecność w sąsiedztwie starszej damy i jej wiekowego lokaja? Do czego może być zdolny dziesięciolatek? Ile jeszcze osób będzie musiało cierpieć za błędy swoich przodków?

Zaczynając tę książkę obawiałam się, że po tak długiej przerwie nie uda mi się znów wciągnąć w tą historię. Stało się jednak inaczej. Muszę przyznać, że obserwowanie wewnętrznej przemiany Barta było fascynujące, ale też niepokojące. Współczułam też Jory'emu, który tak wytrwale próbował pomóc swojemu bratu i rodzinie.
"A jeśli ciernie", tak jak jej poprzedniczki, jest powieścią bardzo przytłaczającą. W bardzo dosadny sposób pokazuje, jak duży wpływ na dorosłe życie mogą mieć traumy z dzieciństwa. Mamy okazję przekonać się jak głęboko tkwią one w Chrisie i Cathy. Tak jak w pierwszej części mamy tu spaczone poczucie religijności, które nie przynosi nic dobrego. Kolejny raz zdarzało mi się przerywać lekturę, aby po chwili zdać sobie sprawę, że bez przerwy zastanawiam się nad dalszym rozwojem akcji.

"Nie dziwiło mnie to, co mówił lokaj, oprócz tego, co powiedział o kobietach. Nie wiedziałem, że są tak nikczemne. Zawsze to podejrzewałem, lecz nigdy nie byłem tego pewien."

Mimo wielu aspektów, za które można tą książkę wychwalać, nadal uważam, że ta historia mogłaby skończyć się na drugiej części. Niektórzy mogą uznać, że jej ciąg dalszy był pisany na siłę, choć nie do końca się z tym zgadzam. Obecność kolejnych części pokazuje, jak bardzo rozłożone w czasie mogą być skutki kiedyś popełnionych błędów, pokazuje, że cierpią na tym nie tylko ci, których to bezpośrednio dotyczy. Sama nie wiem, czy chcę sięgnąć po kolejną część, czy będę miała siłę, aby być świadkiem kolejnych błędów lub całkiem zamierzonych działań, które mogą być tak tragiczne w skutkach. Nie wiem, czy chcę się przekonać na jakiego człowieka wyrośnie Bart... Czas pokaże.

-5/6
Kwiaty na poddaszu | Płatki na wietrze | A jeśli ciernie | Kto wiatr sieje | Ogród cieni