Tym razem za temat postanowiłam obrać sobie autorów książek. I to nie byle jakich, a ulubionych oraz tych, którzy mieli duży wpływ na moją czytelniczą pasję. Tak więc bez zbędnego przedłużania... Zaczynam. :)
Lucy Maud Montgomery z pewnością zajmuje bardzo ważne miejsce w tym zestawieniu. Po części wynika to z tego, że miałam do jej książek swobodny dostęp, jednak nie jest to jedyny powód. Przyznaję się bez bicia, że nie doczytałam "Ani z Zielonego Wzgórza", gdy była to moja szkolna lektura. Ba, nie doszłam nawet do połowy. To przyszło z czasem. Zaczęło się od serii o Emilce i, choć już jakby przez mgłę, wciąż pamiętam uczucie euforii, które towarzyszyło mi tuż po przeczytaniu ostatnich stron "Emilki ze Srebrnego Nowiu". Kojarzę też, jak na j. polskim omawialiśmy opowiadanie o welonie panny młodej, które mocno zapadło mi w pamięć. I tak oto sięgnęłam po "Historynkę", z której owe opowiadanie pochodziło. W międzyczasie był też "Błękitny zamek", aż w końcu nadeszła pora na "Anię z Zielonego Wzgórza". I choć jak dotąd na tym poprzestałam, z pewnością jeszcze to nadrobię.
Nie będę zbyt oryginalna, wtrącając tu parę słów na temat Joanne Kathleen Rowling. Prawda jest jednak taka, że nie mogłabym nie wspomnieć o serii o Harym Potterze. Nawet jeśli początki nie były zbyt kolorowe... O co chodzi? Już spieszę z wyjaśnieniem. Założyłam się kiedyś z tatą o to, kto szybciej skończy czytać - ja "Harry'ego Pottera i Kamień Filozoficzny" (skądinąd najkrótszą książkę z serii), czy on wszystkie pozostałe części. Aż wstyd przyznać, ale wygrał tata. Dopiero jakiś czas później wznowiłam czytanie, by ostatecznie zaledwie od tamtego roku móc stwierdzić, że mam za sobą już całą serię. Względem kolejnych dzieł autorki nadal utrzymuję pewien dystans. Zwyczajnie odrzuca mnie ta cała medialna nagonka na jej osobę i twórczość. Zwłaszcza po tej historii z pseudonimem.
Moja przygoda z
Trudi Canavan rozpoczęła się od
"Gildii Magów", którą pożyczyła mi koleżanka. Było miło, nie zaprzeczę, jednak dopiero po pewnym czasie stwierdziłam, że chcę więcej, że wykreowany przez autorkę świat naprawdę mnie zainteresował. Tak więc sięgnęłam po kolejną część -
"Nowicjuszkę" i... przepadłam. Następnie, czekając na ostatni tom
Trylogii Czarnego Maga (cały czas wypożyczony), sięgnęłam po
"Kapłankę w bieli", która również przypadła mi do gustu, choć już nie w tak dużym stopniu. Obecnie mam za sobą 5 książek tej autorki, jednak z pewnością na tym nie poprzestanę.
Do tej pory zrecenzowałam też:
"Wielki Mistrz",
"Ostatnia z Dzikich"
Teraz przyszedł czas na nazywaną królową kryminałów
Agathę Christie. Jej twórczość również poznałam za sprawą pewnej koleżanki. Było to przy okazji
"Niedzieli na wsi", której treść wciąż dość dobrze pamiętam. Następne było
"I nie było już nikogo", które po dzień dzisiejszy jest moją ulubioną książką z dorobku pisarki. Od tamtego czasu metodycznie sięgam po kolejne tytuły, a czas przy nich spędzony bardzo sobie chwalę. Do tej pory na kartach powieści najczęściej towarzyszyła mi panna Marple, jednak Herkules Poirot również jest mi znany. Jak dotąd tylko raz udało mi się dobrze obstawić mordercę (i dotrwać w tym wyborze do końca), choć może był to jedynie łut szczęścia.
Do tej pory zrecenzowałam:
"4.50 z Paddington",
"Kieszeń pełna żyta",
"Pięć małych świnek",
"Śmiertelna klątwa",
"Zatrute pióro"
Teraz trochę na temat polskiej pisarki,
Małgorzaty Musierowicz, autorki
Jeżycjady. Stworzona przez nią seria zaskarbiła sobie serca wieli czytelników, niezależnie od wieku. Pierwsze tomy, rozgrywające się jeszcze w czasach PRL-u, jednym mogą przypominać minione lata, dla innych będą dość surrealistyczną wizją, czy też po prostu całkiem inną rzeczywistością. Jednak wraz ze wzrostem numeracji coraz bardziej zbliżamy się do współczesności. I właśnie ta rozpiętość czasowa jest wielkim atutem serii. Autorka stworzyła wielopokoleniową historię, w której wszystko ma swoje miejsce, wszelkie relacje są bardzo dobrze przemyślane, a występujące tam postacie niejednokrotnie możemy poznawać od lat dziecięcych po wiek dojrzały, śledząc zachodzące w nich zmiany. A ci bohaterowie! Jednocześnie ta seria pokazuje, że choć otoczka ulega zmianie, charakter problemów często pozostaje taki sam niezależnie od czasów. Uwielbiam tą uniwersalność
Jeżycjady i z pewnością jeszcze powrócę do poszczególnych jej części. Poza tym twórczość Małgorzaty Musierowicz była dla mnie skarbnicą pięknych cytatów. Nieraz zdarzało mi się przepisywać całe strony.
Obecnością tu
Johna Greena chyba też nie ma się co dziwić. Począwszy od
"Gwiazd naszych wina", przez
"Papierowe miasta" (które w moich oczach wypadły najsłabiej z całej trójki, choć i tak naprawdę dobrze), po
"Szukając Alaski". I mam nadzieję, że na tym się nie skończy, bo jestem bardzo ciekawa innych jego dzieł. Nic tylko czekać aż kolejne jego książki wpadną mi w ręce.
Na koniec został jeszcze
Haruki Murakami. Właściwie, to nawet nie pamiętam kiedy to się zaczęło. Wiem, że kiedyś, widząc w sklepie zbiór opowiadań
"Zniknięcie słonia", nazwisko autora jeszcze niewiele mi mówiło. To, że zaczęłam czytać jego książki musiało się jakoś wiązać z moją fascynacją Japonią, ale naprawdę nie wiem, kiedy postanowiłam w końcu sięgnąć po którąś z jego powieści. Tak czy inaczej, na pierwszy ogień poszło
"Na południe od granicy, na zachód od słońca" (tego tytułu długo nie mogłam zapamiętać, dałam radę dopiero po zapoznaniu się z treścią książki, gdy już te słowa nabrały dla mnie sensu) - choć nie najlepsza książka z dorobku Murakamiego, to jednak miała w sobie ten charakterystyczny klimat, który nawet z pozoru zwyczajną historię przemienia w fascynującą opowieść. Poza tym autor ten ma wyjątkowy dar, który sprawia, że możemy wczuć się w uczucia bohaterów, zaakceptować ich zachowanie i pobudki, nawet jeśli nie zgadzamy się z ich przekonaniami (a przynajmniej ja tak miałam). Dość charakterystyczne są również tematy, wątki, które porusza - często kontrowersyjne, czy wręcz zahaczające o perwersję (mam nadzieję, że nikogo tym nie zraziłam, wcale nie miałam takiego zamiaru). Również zbliżenia między bohaterami nie należą do rzadkości. Oczywiście, opinie na temat twórczości Murakamiego są podzielone, jednym jego proza przypadnie do gustu, innym nie. Na na szczęście zaliczam się do tej pierwszej grupy, a moją dość śmiałą ambicją stało się przeczytanie wszystkich jego książek.
Do tej pory zrecenzowałam też:
"Kafka nad morzem",
"Norwegian Wood",
"Wszystkie boże dzieci tańczą"