sobota, 29 kwietnia 2017

J. Ćwiek "Chłopcy"

Wydawnictwo: SQN  |  Liczba stron: 320  |  Seria: Chłopcy (1)
Na pewno kojarzycie Piotrusia Pana, Dzwoneczka i Zagubionych Chłopców, prawda? A wiecie, że ich bajka skończyła się trochę inaczej? A raczej wciąż trwa, choć już nie w magicznym świecie i bez Piotrusia Pana, o którym lepiej nie wspominajcie - to drażliwa kwestia. Zagubieni Chłopcy wciąż więc trwają - trochę wyrośnięci, choć wciąż nie dojrzali - z Dzwoneczkiem na czele, do której teraz zwracają się "mamo".

Niech Was nie zwiedzie inspiracja Piotrusiem Panem, "Chłopcy" to powieść od początku do końca wulgarna i takim też językiem pisana. Właśnie dlatego, chociaż już od dawna byłam jej ciekawa, miałam też co do niej pewne obawy. W zależności od tego, z jakim podejściem rozpoczyna się tę książkę można ją albo zmieszać z błotem, albo po prostu dobrze się przy niej bawić, a nawet i doszukiwać się w niej nieco głębszego przekazu. Ja nastawiałam bardziej na coś lekkiego, nie do końca na poważnie i na szczęście udało mi się trafić do tej drugiej grupy. Jedyne, czego żałuję, to to, że Piotrusia Pana znam dość pobieżnie i - co za tym idzie - nie udało mi się wyłapać wszystkich nawiązań do jego historii. Jest to tym bardziej przykre, że sam autor wspomina, jak ważna była dla niego ta opowieść.

Przez większość czasu "Chłopcy" to po prostu zbiór opowiadań przybliżających nam codzienność tego mocno nietypowego gangu motocyklowego, którego kwatera mieści się w starym parku rozrywki. Alkohol, kobiety, zabijanie potworów, trochę innych interesów, chociażby tych wymagających użycia magicznego pyłku - dzień jak co dzień dla Zagubionych Chłopców. Od czasu do czasu pojawia się jednak coś, co pokazuje, że ich życie nie jest wyłącznie zabawą. Stopniowo dostajemy wskazówki na temat tego, dlaczego opuścili Nibylandię, dlaczego nie ma z nimi Piotrusia Pana, a ostatni rozdział pozwala przypuszczać, że całe to wprowadzenie miało coś na celu, że w następnej części możemy się spodziewać czegoś więcej.

"Im później nauczysz się bać, ksiądz - Kruszyna dobył noża 
i rozejrzał się za jakimś patykiem - tym później dorośniesz."

Dzwoneczek, choć drobniutka, najłatwiej będzie określić terminem ostra babka. Dość wspomnieć, że ta mała blondyneczka trzyma w garści cały gang motocyklowy i nikt nie ośmieli się jej sprzeciwić. Spośród reszty wyróżniają się ci, którzy byli z nią od początku, którzy do życia w naszym świecie musieli dopiero przywyknąć. Poza tym mamy nowicjuszy, którzy na miano Zagubionych Chłopców muszą sobie dopiero zasłużyć. A czy wspominałam już, że ta zgraja dba też o dzieci z sierocińca?

Przy okazji wspomnę o opowiadaniu, które nie załapało się do tej książki i zostało wydane osobno w formie ebooka. Konkretnie "Faul to cię zrobił" zaliczające się do historii ze szkolnych lat Chłopców. Jest raczej przeciętne i spokojnie można je ominąć, ale jeśli komuś mało przygód Zagubionych Chłopców, to nie zaszkodzi na nie zerknąć.

Do "Chłopców" pochodziłam nieco z obawą, jednak naprawdę dobrze się przy tej książce bawiłam. Polubiłam tę zgraję, nawet mimo ich wulgarności i raczej przedmiotowego traktowania kobiet - cóż, najwyraźniej mają coś w sobie. A może to tylko zasługa magicznego pyłku? Tak czy inaczej, z chęcią poznam ich dalsze przygody.

"Życie życiem, realność realnością, ale gdy raz wdepniesz w jakąś bajkę,
 to twój świat będzie nią śmierdział, aż zdechniesz."

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Podsumujmy: sezony anime 2016

Nie mam w zwyczaju robić rocznych podsumowań sezonów anime. Nie mam, a jednak po przeczytaniu takiego wpisu u Kusonoki Akane przyszła mi na to ochota, chociażby po to, żeby samej zorientować się ile to ja obejrzałam. Zapraszam więc na krótki (w zamierzeniu) przegląd serii, które obejrzałam podczas zeszłorocznych sezonów anime.

A gdyby ktoś chciał, odsyłam do poszczególnych podsumowań:
❄ zima | 🍃 wiosna | ☼ lato | 🍂 jesień
Zacznę więc według ocen rosnąco. Najniżej uplasowały się dwie krótkometrażowe serie, obie mające ze sobą nieco wspólnego. Obie zawierają elementy grozy oraz mocno uproszczoną animację. Yami Shibai 3rd Season, trzeci już zbiór historii, które w zamierzeniu miały być straszne, a w praktyce bywało z tym różnie. Kagewani: Shou dostało ode mnie niższą ocenę niż pierwsza część.
Spośród serii, które oceniłam na 6 nieco słabiej wypadło Kotetsujou no Kabaneri, któremu jakoś nie potrafiłam zapomnieć tego, jak bardzo przypomina konceptem Tytanów (chociaż przyznać trzeba, że kreskę miało całkiem ciekawą). Prince of Stride było po prostu przeciętne, Sakamoto desu ga? nie za bardzo trafiło w moje gusta, a z Super Lovers bywało różnie (i jeszcze raz wspomnę jak bardzo żałuję, że właśnie ta seria dostała anime, a nie moje ukochane KomaHoshi tej autorki). Watashi ga Motete Dousunda bywało zabawne, ale bez większego szału. Kiznaiver oglądało mi się całkiem nieźle i polubiłam tą charakterystyczną kreskę. Z kolei Fukigen na Mononokean nie dostało wyższej oceny głównie dlatego, że wciąż pozostało wiele niewiadomych (anime zachęciło mnie jednak do mangi). Na plus też krótkometrażowe Fudanshi Koukou Seikatsu, dość absurdalne, ale i śmieszne.
Nieco poniżej siódemki Servamp, który dość pozytywnie mnie zaskoczył - niewiele się po nim spodziewałam, a jednak oglądało się przyjemnie. Bungou Stray Dogs ma u mnie plusa już za same nawiązania do literatury. Do tego ciekawe postaci i ładna kreska. Drugi sezon z jednej strony uraczył mnie przeszłością Dazaia (której byłam bardzo ciekawa), z drugiej mocno irytował ciągłym użalaniem się nad sobą Atsushiego. O Joker Game pisałam tutaj. Orange zdecydowanie wolałam w mandze, w anime kreska bardzo straciła na uroku. Nijiiro Days to ciepła, przyjemna seria. Po 91 Days chyba spodziewałam się nieco więcej, ale i tak było warto. Cieszę się, że przy Arslan Senki: Fuujin Ranbu mogłam wrócić do Arslana i jego popleczników, nawet jeśli na krótko. Drugi sezon Ushio to Tora był w porządku. Drifters naprawdę ciekawie się oglądało, choć byłoby jeszcze lepiej, gdyby udało mi się wyłapać więcej nawiązań. Mob Psycho 100 bardzo ciekawie i nietypowo podeszło do swojego tematu.
Shounen Maid, czyli anime, o którym nie przypuszczałam, że mi się spodoba, a jednak okazało się pełną ciepła i sympatycznych bohaterów serią. Tanaka-kun wa Itsumo Kedaruge to seria baaardzo ospała, którą należy oglądać z odpowiednio leniwym nastawieniem. Ujęła mnie jednak filozofia życiowa Tanaki. Re:Zero kara Hajimeru Isekai Seikatsu dość pozytywnie zaskakuje, bo chociaż główny bohater potrafi czasami zirytować swoim zachowaniem, to jednak do bezmyślnych zdecydowanie nie należy. No i jeszcze Boku no Hero Academia, które po prostu dobrze się oglądało i miało ciekawe postaci.
Dimension W to seria bardzo w moim guście, pisałam o niej tutaj. Tales of Zestiria the X po pierwsze oczarowuje świetną kreską, jednak szybko się okazało, że i fabuła oraz bohaterowie potrafili mnie zainteresować. Yuri!!! On Ice wbrew moim przypuszczeniom nie okazało się po prostu kolejną sportówką pełną fanserwisu, ale mocno przewyższyło moje oczekiwania (jeśli ktoś jeszcze nie czytał, to polecam recenzję myszy). Ajin, choć nie zachęca marnym CGI, ma naprawdę ciekawą fabułę i nietypowego głównego bohatera. ReLIFE pozytywnie zaskoczyło mnie chociażby humorem, który potrafi nieco zaboleć, jeśli trafi w czułe miejsce. Poza tym miło było obserwować, jak Kaizaki wykorzystuje swoje życiowe doświadczenie żeby doradzać innym. Shouwa Genroku Rakugo Shinjuu ma niesamowity klimat (i świetnie pasującą kreskę), ciekawą historię i bohaterów oraz niebanalny wątek romantyczny. A do tego ten opening! Nieco wyżej mamy jeszcze drugi sezon Ansatsu Kyoushitsu, który stanowił dobrą kontynuację i zakończenie serii.
Najwyżej natomiast znalazły się dwie serie. Boku dake ga Inai Machi od początku pretendowało do miana jednego z najlepszych w ubiegłym roku i chociaż zdania na temat zakończenia są dość podzielone, myślę, że zasłużyło sobie na tak wysoką ocenę. To dobrze przemyślana i świetne wykonana seria. Drużynę z Karasuno (oraz wiele innych osób) z każdym sezonem Haikyuu!! uwielbiam jeszcze bardziej. Przy trzecim sezonie szczególnie cieszę się z tego, że tak dobrze została ukazana zmiana sposobu myślenia Tsukishimy, który przeszedł długą drogę od grania tak po prostu, aż po prawdziwą motywację, chęć wygrania oraz ciągłego udoskonalania swoich umiejętności. Tsukki! ♥

Ahhh, naprawdę miło pisało mi się to podsumowanie. ^^
Wyszło mi z tego 34 pełne serie i 3 krótkometrażówki.

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

A. Christie "Morderstwo w zaułku"

Wydawnictwo Dolnośląskie  |  Czas trwania: 8 godz.
Tym razem przedstawię Wam zbiór opowiadań, w którym główną rolę odgrywa detektyw Herkules Poirot. Pierwsze z nich, tytułowe "Morderstwo w zaułku" to sprawa - jak by się wydawało - samobójstwa, ale jak to zazwyczaj w takich przypadkach bywa, szybko się okazuje, że pewne szczegóły przeczą tej teorii. Kolejna jest historia kradzieży dokumentów, która - jak by na to nie patrzeć - wydaje się niemożliwa. Oczywiście nie dla naszego detektywa. W "Lustrze nieboszczyka" Poirot będzie musiał odkryć prawdę na temat śmierci ekscentrycznego, zadufanego w sobie bogacza, a w "Trójkącie na Rodos" dowiedzie, jak dobra jest jego znajomość ludzkich charakterów. A chociaż na urlopie chciał mieć trochę spokoju…

Herkules Poirot - jak to on - do śledztwa podchodzi na swój własny sposób. Uważnie obserwuje, zwraca uwagę na z pozoru nic nieznaczące szczegóły i niekoniecznie dzieli się swoimi spostrzeżeniami z innymi. Przynajmniej do czasu, aż wszystkie elementy układanki trafią na swoje miejsca. Czasami wydaje się przy tym, że do prawdy dochodzi jakby okrężną drogą. Jest przy tym bardzo pewny swoich umiejętności, co nie zawsze podoba się tym, którzy muszą znosić jego towarzystwo. Ale przecież o takich bohaterach zazwyczaj czyta się chętnie, prawda? W tym przypadku nie było inaczej. Poszczególne historie były w porządku, a chyba najbardziej spodobało mi się pierwsze, tytułowe.

Z "Morderstwem w zaułku" zapoznałam się w formie audiobooka i myślę, że był to dobry pomysł. Ponieważ mamy tu do czynienia z opowiadaniami, a każde z nich trwa około dwóch godzin, nie trzeba się szczególnie martwić tym, że nie wystarczy nam czasu na ich odsłuchanie. Poza tym Danuta Stenka całkiem nieźle poradziła sobie jako lektor.

Nie jest to może jedna z lepszych książek Christie, ale trzeba wziąć poprawkę na to, że przy opowiadaniach raczej nie ma co liczyć na niezwykle skomplikowaną intrygę. Mimo to zawsze miło poobserwować, jak Poirot zadziwia wszystkich wokół swoimi umiejętnościami. W każdym razie całkiem miło spędziłam czas towarzysząc temu dumnemu Belgowi w jego śledztwach.

czwartek, 6 kwietnia 2017

Natsuhiko Kyogoku "The Summer of the Ubume"

Wydawnictwo: Vertical.  |  Liczba stron: 320
Rodzinie Kuonji od pokoleń towarzyszy zła sława. Choć jeszcze nie tak dawno byli uznanymi lekarzami, obecnie ich interes podupada. Do tego jeszcze te pogłoski o zaginionych noworodkach… Na tym jednak nie kończą się ich problemy. Makio, który wżenił się w ich rodzinę, nagle zniknął jakieś półtora roku temu i to z zamkniętego od środka pokoju. Tymczasem jego żona już od dwudziestu miesięcy jest w ciąży i nic nie wskazuje na to, by wkrótce miała rodzić. Coś tu wyraźnie nie gra, prawda?

Po usłyszeniu tej historii utrzymujący się z pisania Sekiguchi postanawia odwiedzić swojego przyjaciela. Z zamiarem oparcia na tym swojej następnej opowieści grozy zaczyna wypytywać antykwariusza, człowieka niezwykle oczytanego, a ten jak zwykle zaczyna swoją tyradę… Z bardzo nieoczekiwanym dla Sekiguchiego skutkiem. Nigdy nie przypuszczał, że jedna rozmowa ze starym przyjacielem tak nieodwołalnie odwiedzie go od pisania i jednocześnie skłoni do szukania prawdy kryjącej się za pogłoskami o rodzinie Kuonji.

"The Summer of the Ubume" zaciekawiło mnie już od samego początku. Pierwsza rzecz - świadomość, że znajdę tu coś na temat youkai (japońskich demonów itp.), które uważam za bardzo ciekawy temat. Następnie bohaterowie. Będąc molem książkowym nie mogę nie docenić tego, że i oni są zagorzałymi czytelnikami. Sekiguchi to pisarz. Tymczasem jego przyjaciel Kyogokudo (a właściwie Akihiko Chuzenji), prowadzi sklep z używanymi książkami, ale chyba tylko dlatego, że jego własna kolekcja już dawno wymknęła się spod kontroli. Do tego pełne przyjacielskiego przekomarzania się, a jednocześnie głębszego znaczenia rozmowy wciągnęły mnie już od pierwszych stron. Sam Sekiguchi wydaje się dość zwyczajny, zwłaszcza w porównaniu do osób, które go otaczają, ale myślę, że to dobra postać na narratora. Poza tym ma spore znaczenie dla całej powieści. Bez błyskotliwego, znającego się niemal na wszystkim Kyogokudo niewiele by jednak zdziałał. Mamy też kolejnego z jego przyjaciół, niby-detektywa o bardzo specyficznym charakterze, często trudnym w obejściu oraz siostrę Kyogokudo, która w pewnych kwestiach bardzo przypomina brata. Jest też oczywiście rodzina Kuonji, spośród której najczęściej towarzyszyć nam będzie Ryoko, siostra ciężarnej, prawdziwa piękność, choć o słabym zdrowiu.

"There is nothing that is strange in this world, Sekiguchi."

Wracając do rozmów, uwielbiam sposób, w jaki Kyogokudo opowiada - nieco okrężny, jakby rozwlekły. W ciągu jednej rozmowy potrafi wielokrotnie zmieniać temat, wyciągając na światło - jak by się wydawało - coraz to odleglejsze kwestie, by w końcu okazało się, że wszystko to prowadzi do ostatecznej konkluzji, którą jego rozmówca jest w stanie zaakceptować właśnie dlatego, że wszystkie względnie problematyczne elementy zostały gdzieś po drodze wytłumaczone. Nagle rozmowa wraca na właściwe tory i wszystko staje się jasne. Jest w tym co prawda pewna doza arogancji czy wyniosłości, jednak nie zmienia to faktu, że postać antykwariusza niezwykle przypadła mi do gustu (a może wręcz przeciwnie - właśnie dlatego lubię go jeszcze bardziej?).

A jakie to kwestie będą roztrząsać nasi bohaterowie? Najróżniejsze, często wchodząc na bardzo niepewny grunt, gdzie pozostaje nam jedynie teoretyzowanie. Istnienie duchów, duszy, związek między umysłem a świadomością czy instynktem; to, co zwykle nazwalibyśmy zjawiskami paranormalnymi (chociaż Kyogokudo posłałby mi za użycie tego zwrotu pełne pogardy spojrzenie) oraz całą masę innych spraw, których nawet nie ma sensu wymieniać, jeśli nie jest się w temacie. Wszystko to po to, by wyjaśnić tajemnicę zaginięcia oraz przedłużającej się ciąży (chociaż nie, właściwie nie tylko dlatego, ale więcej nie będę zdradzać). Czy to coś nadprzyrodzonego? A może wszystko da się logicznie wytłumaczyć? Bardzo ciekawie było obserwować zmagania bohaterów z tą kwestią.

Powieść została przypisana do kategorii mystery/horror, przy czym o wiele bardziej wpasowuje się do tej pierwszej, więc nie radzę zabierać się do niej oczekując horroru. Ja liczyłam na tajemnice, trochę niepokoju oraz wielu rozmów o youkai czy o innych interesujących kwestiach i właśnie to dostałam. A kim jest tytułowa ubume? To jedna z wielu istot japońskiego folkloru, której dokładniej nie będę teraz opisywać ze względu na sporą rozbieżność w tekstach, które jej dotyczą. Najlepiej wyjaśni to sama książka.

Już dawno nie zdarzyło się, żebym sięgnęła po książkę, o której wcześniej nic nie wiedziałam. "The Summer of the Ubume" było więc dla mnie sporą niespodzianką i to - jak się wkrótce okazało - bardzo pozytywną. Chciałabym kiedyś zobaczyć ją po polsku… A na razie przyjdzie mi żałować, że nawet po angielsku została wydana tylko ona, choć to początek dłuższego cyklu.