I oto znów nadeszła chwila na podsumowanie roku i wyłonienie tytułów, które najbardziej zapadły mi w pamięć. Z książkami nie miałam większego problemu, choć przy niektórych zastanawiałam się, czy rzeczywiście warto je tutaj umieszczać. Z serialami było jeszcze łatwiej, bo niewiele oglądałam. Anime mogłabym jeszcze kilka wymienić, ale poprzestałam na tych kilku. W kwestii mang i muzyki też nie wybrałam wiele.
Bolesław Prus "Lalka"
Tak, dobrze widzicie. Choć z początku "Lalka" sprawiała mi spory kłopot, to postanowiłam ją tu umieścić, gdyż ostatecznie nie pozostaje mi nic innego, jak tylko stwierdzić, że jednak mi się podobała.
"Marionetki!... Wszystko marionetki!... Zdaje im się, że robią, co chcą, a robią tylko,
co im każe sprężyna, taka ślepa jak one..."
Agatha Christie "Morderstwo w Orient Expressie"
Niewiele przeczytałam w tym roku kryminałów Christie, jednak ten mogę zaliczyć do moich ulubionych. Co prawda "I nie było już nikogo" nie przebił, jednak mimo to okazał się całkiem niezły. No i w końcu miałam okazję nieco lepiej poznać tak znamienitego detektywa. Jestem pewna, że jeszcze nieraz zdarzy mi się obserwować metody śledcze Herkulesa Poirota.
"Ma to swoje zalety - oświadczył Poirot. - Gdy osobę, która kłamie, postawi się w obliczu prawdy, zwykle się przyznaje, często przez czyste zaskoczenie. Należy więc tylko prawidłowo odgadnąć, by osiągnąć spodziewany rezultat."
Kami Garcia & Margareth Stohl "Beautiful Redemption"
Wybrana przede wszystkim dlatego, że to moja pierwsza książka przeczytana po angielsku. Co prawda z fabuły nie spodobała mi się już tak bardzo, jak kiedyś poprzednie części "Kronik Obdarzonych", jednak wciąż czytało się ją całkiem przyjemnie. Ostatnia część wniosła do serii sporo ciekawych informacji, choć nie obyło się bez nieco bardziej nużących fragmentów. Część wydarzeń było dość mocno przewidywalnych, rozwiązania niektórych problemów przychodziły zbyt łatwo, jednak cieszę się, że miałam okazję przeczytać tę książkę.
"I laughed, relieved, I was getting pretty good at this whole being dead thing."
Osamu Dazai "Zatracenie"
Wypatrywana od dawna i w końcu zdobyta. Może i spodziewałam się czegoś trochę innego, jednak mimo to było warto. Nieco ponad sto stron. To naprawdę niewiele, a jednak powieść ta przepełniona jest bezradnością, ogromnym smutkiem i cierpieniem. To szczery, prostolinijny zapis wydarzeń, uczuć i przemyśleń, a jednak czuje się w tym wszystkim pewną rezerwę, charakterystyczne dla bohatera oderwanie od świata, co jeszcze bardziej potęguje jego specyficzną samotność. A znając choć pokrótce losy autora, powieść nabiera jeszcze głębszego znaczenia.
"Nie, płakać nie płakałam, ale... Pomyślałam tylko, że kiedy człowiek dojdzie do czegoś takiego, to z nim już koniec."
Jane Austen "Duma i uprzedzenie"
"Dumę i uprzedzenie" już od dawna miałam w planach, w końcu jak mogłabym odpuścić sobie tak wychwalaną powieść (zwłaszcza odkąd klasyka przestała być dla mnie tematem całkowicie obcym)? No i oczywiście był jeszcze pan Darcy. Jak się okazało, było warto, co więcej, czytało mi się tak przyjemnie, że nabrałam wielkiej ochoty na zapoznanie się z innymi powieściami autorki (jedna z nich już czeka na półce).
"Jedyną przykrość sprawiało Elizabeth to, że opuszcza ojca, który z pewnością będzie za nią tęsknił.
Był tak zasmucony, że kazał jej pisać i prawie obiecał, że odpisze."
Był tak zasmucony, że kazał jej pisać i prawie obiecał, że odpisze."
Jakub Ćwiek "Kłamca"
Od dawna miałam tą powieść na oku. Nie jest to jakaś wielce wymagająca lektura, jednak można przy niej naprawdę przyjemnie spędzić czas. Autor nie owija w bawełnę i pisze tyle, ile trzeba (choć nie obraziłabym się, gdyby było tego więcej), wzbogacając to wszystko o sporo humoru i ciętych komentarzy, przez co książkę czytało mi się naprawdę lekko i przyjemnie. Jakieś wady? Właściwie, to za szybko się kończy. Na szczęście kolejne tomy wciąż przede mną.
"- Pan narusza moją prywatność! Proszę stąd natychmiast wyjść albo zaraz zadzwonię na policję.
Przybysz westchnął ciężko.
- Ciekaw jestem, co im powiesz. »Przepraszam, panie władzo,
ale przyszedł do mnie jakiś facet i nie pozwala mi się powiesić«?"
Erika Johansen "Królowa Tearlingu"
Wystarczyła jedna recenzja, żebym zaczęła pilnie rozglądać się za tą książką, gdyż czułam, że szybko przypadnie mi do gustu. I nie pomyliłam się. Erika Johansen pisze naprawdę lekko, ciekawie i z humorem, a Kathlea zdecydowanie nie jest wyidealizowaną postacią. Powieść ma w sobie pewien charakterystyczny klimat (oraz trochę magii), który przekonał mnie niemal od razu. Już nie mogę się doczekać kolejnej części!
Michaił Bułhakow "Mistrz i Małgorzata"
Tak znanego i wychwalanego dzieła po prostu nie mogłam sobie odpuścić. Co prawda książka przeleżała jakiś czas na półce, zanim zdecydowałam się po nią sięgnąć, jednak najważniejsze, że ostatecznie ją przeczytałam i... po niedługim czasie chciałam znów do niej wrócić. Nie będę twierdzić, że wszystko w tej powieści jest dla mnie jasne - mocno mijałabym się wtedy z prawdą. Ostatecznie "Mistrz i Małgorzata", jako dzieło nietuzinkowe, uznawane za jedną z najważniejszych powieści XX w., wymyka się jednoznacznej interpretacji, nie daje się tak zwyczajnie zaszufladkować, a część spośród licznych odniesień do innych dzieł z pewnością umknęło mojej uwadze. Mimo to mogę z pełnym przekonaniem stwierdzić, że warto tę powieść przeczytać, nawet jeśli pewne jej treści pozostaną dla nas niejasne, bo to, mówiąc wprost, kawał solidnej literatury. Na pewno jeszcze wrócę do tej powieści.
Carlos Ruiz Zafon "Cień wiatru"
Wiele słyszałam o tej powieści, dlatego też moje oczekiwania były dość spore i przez dłuższy czas myślałam, że autorowi nie uda się ich spełnić. Na szczęście pomyliłam się i choć znalazło się kilka szczegółów, których się domyśliłam czy chociażby przypuszczałam, że mogą się okazać prawdziwe, zwłaszcza pod koniec dałam się wciągnąć w wir wydarzeń i bacznie obserwowałam, w jaki sposób Zafón splótł ze sobą losy tak wielu bohaterów.
"Książki są lustrem: widzisz w nich tylko to co, już masz w sobie."
Trudi Canavan "Królowa Zdrajców"
A właściwie ogółem cała Trylogia Zdrajcy. Już niejednokrotnie wspominałam, jak uwielbiam twórczość Canavan, więc nie dziwne, że jej książka musiała się znaleźć w tym zestawieniu. Czasami miałam wrażenie, że autorka prowadzi pewne wątki dokładnie po myśli czytelnika (zwłaszcza te romantyczne, co skłania mnie do przyznania racji tym, którzy nazywają jej twórczość kobiecą fantastyką), jednak nie miałam jej tego za złe.
"Problem z wyborem tego, co najlepsze, polega na tym, że zawsze musi się znaleźć
coś przeciętnego i najgorszego, do czego można to porównać."
Jessie Burton "Miniaturzystka"
Książka, na którą czaiłam się przez dłuższy czas i byłam jej bardzo ciekawa. Z początku obawiałam się, że czytanie będzie mi szło dość opornie, a kolejne rozdziały będą mi się dłużyć, jednak było całkowicie na odwrót. Bardzo szybko wciągnęłam się w fabułę i z przyjemnością poznawałam kolejne szczegóły z życia bohaterów, a tajemnicza postać miniaturzystki dodatkowo potęgowała moją ciekawość.
"To miasto to nie więzienie, jeśli umiesz wytyczyć sobie właściwą ścieżkę."
"House"
A konkretnie ostatni sezon, który wreszcie zdecydowałam się dokończyć. Kiedyś byłam wielką fanką House'a i właściwie nadal jestem. Co do ósmego sezonu, był całkiem w porządku i z perspektywy czasu mogę przyznać, że nieobecność Cuddy przyjęłam niejako z ulgą (ostatnio jakoś zaczęła mnie drażnić jej postać). Foreman całkiem nieźle sobie przecież radzi na jej stanowisku. Szkoda mi za to, że Trzynastki było tak mało (choć doceniam to, że w ogóle się pojawiła). Co do nowych lekarzy, wprowadzają jakby powiew świeżości, choć raczej nie od razu do nich przywykłam. Zwłaszcza do Park, która jest po prostu dość specyficzna. Jestem zła na House'a za to, że tak spieprzył sprawę z Dominiką. A przecież to taka świetna babka i nasz cyniczny doktor dobrze o tym wiedział (choć po części właśnie dlatego postąpił, jak postąpił)! Uwielbiam go za to za sytuację z 19 odcinka (i jednocześnie troskę o Wilsona), a konkretnie za jego końcówkę, której kompletnie się nie spodziewałam. A końcowe odcinki? No, przyznam, było sporo zaskoczeń.
"Hannibal"
Polecony przez przyjaciółkę. Pierwszy serial od dawna, który rzeczywiście oglądałam dość regularnie. Pierwszy sezon naprawdę mnie zaciekawił, zwłaszcza postać Willa Grahama i jego umiejętność wczucia się w mordercę. Pod koniec wciąż z uwagą śledziłam kolejne wydarzenia, jednak muszę przyznać, że przykro było mi patrzeć, na to, co się dzieje, uważałam to za strasznie niesprawiedliwe. Obecnie zatrzymałam się na piątym odcinku drugiego sezonu i jakoś ciężko mi się zmotywować do dalszego oglądania. Poza tym za każdym razem zastanawiałam się, dlaczego wciąż oglądam "Hannibala" akurat przy jedzeniu (czemu raczej nie sprzyjają ukazywane tam morderstwa, często brutalne i w niezbyt przyjemny sposób widowiskowe)… Podejrzewam, że wiele wrażliwszych na tym punkcie osób albo wyłączyłoby serial, albo przestało jeść…
"Arrow"
Seriale o superbohaterach, czy to Marvelowskich, czy z DC Comics, miałam w planach już od dłuższego czasu, jednak dopiero "Arrow" zaczęłam rzeczywiście regularnie oglądać (w dużej mierze za sprawą Patrycji Waniek :D) i naprawdę się wkręciłam. Zaczęłam jakoś w październiku i obejrzałam już cały pierwszy sezon (i kilka odcinków drugiego), co w moim przypadku jest naprawdę dobrym wynikiem, biorąc pod uwagę to, że prawie wcale nie oglądam seriali. Planuję napisać jakąś recenzję, ale nie jestem jeszcze pewna, czy coś z tego wyjdzie.
Anime, do którego ciągnęło mnie już od samego początku. Coś mi po prostu mówiło, że ta seria świetnie wpasuje się w mój gust. I tak właśnie było. Ciekawa, dość pokręcona fabuła, ciekawy świat, sporo bohaterów do polubienia (z Leonardem na czele) i masa całkiem niezłego humoru (chyba że akurat chodziło o Zapp'a, wtedy mogło być trochę gorzej). Muzyka też bardzo mi się podobała - nie tylko opening (BUMP OF CHICKEN "Hello, World!") i ending (UNISON SQUARE GARDEN "Sugar Song to Bitter Step"), ale i sporo innych utworów ze ścieżki dźwiękowej (dla przykładu: "Catch me if you can", "World goes round"). Na ostatni odcinek przyszło mi długo czekać, a pewne jego momenty bywały przedramatyzowane, jednak mimo wszystko bardzo miło wspominam tę serię i z chęcią zobaczyłabym jej mangową wersję na swojej półce. Albo żeby ją chociaż przeczytać na skanach, ale nie, tam są dostępne tylko pierwsze rozdziały.
"Trigun"
Anime to miałam w planach już od dawna, jednak dopiero recenzja myszy przekonała mnie, żeby rzeczywiście się za nie zabrać. I zdecydowanie nie żałuję. Seria jest pełna humoru, jak by się wydawało głupawego, którego zwykle nie lubię, a jednak tutaj bardzo mi się podobał. Nie brakuje też tematów o wiele poważniejszych, a postaci są naprawdę ciekawe i niebanalne. Już samo postanowienie Vasha o niezabijaniu (a najlepiej o niekrzywdzeniu) nikogo intryguje, zwłaszcza że w tak wielu sytuacjach o wiele łatwiej byłoby mu zrezygnować z tej zasady. Do tego jego tajemnicza przeszłość i legenda, jaką stał się już za życia. Wszystko to sprawia, że nie mogę wyjść z podziwu nad tym anime, więc jeśli jeszcze nie znacie "Triguna", oznajmiam wprost - czym prędzej to nadróbcie.
"One Piece"
Można powiedzieć, że "One Piece" to marka sama w sobie, jednak przez długi czas nie mogłam się zdecydować na rozpoczęcie tego tasiemca (właśnie przez ilość odcinków). Kiedyś obejrzałam nawet ze dwa odcinki na próbę, ale wciąż nie byłam przekonana. Dopiero zachwyty Juu nad "One Piece" sprawiły, że zaczęłam się poważniej zastanawiać nad obejrzeniem tego anime i w końcu zaczęłam (jakoś pod koniec sierpnia). Cóż, ilość odcinków, które wciąż są przede mną nieco mnie przytłacza, jednak jestem dobrej myśli (no i nie muszę się martwić, że za szybko przyjdzie mi się rozstać z tą całą bandą) i chętnie zapoznam się z kolejnymi przygodami tej nietypowej załogi. Jak na razie obejrzałam 61 odcinków.
"Kiseijuu: Sei no Kakuritsu"
Od razu zaciekawił mnie pomysł na fabułę, a więc współpraca chłopca i zamieszkującego jego rękę pasożyta, choć nie przypuszczałam, że ta seria tak bardzo przypadnie mi do gustu. Kłopoty z dogadaniem się, moralne dylematy, poczucie winy wywołane ukrywaniem prawdy, a po pewnym czasie także różnego rodzaju intrygi oraz robiące wrażenie walki. Wspomnę jeszcze o endingu (Daichi Miura "IT'S THE RIGHT TIME"), który trafił do moich ulubionych. Planowałam zrecenzować ten tytuł. Jak na razie nie wyszło, ale mam nadzieję to jeszcze nadrobić.
"Ansatsu Kyoushitsu"
Anime, za które z początku nie planowałam się zabierać, jednak wkrótce (na szczęście) zmieniłam zdanie. Naprawdę świetnie bawiłam się przy tej serii, bohaterowie są ciekawi, jedni sympatyczni, inni niekoniecznie, a nauczyciel taki jak Koro-sensei to prawdziwy skarb. Próby zabicia go dodają oczywiście serii sporo dynamiki, jednak na dzień dzisiejszy wolałabym lepiej poznać jego przeszłość. Jak to dobrze, że nadchodzi kontynuacja.
"Zabijanie kieruje się tymi samymi zasadami co uczenie: wyćwicz podstawy, a dobrze ci one posłużą.""Garo: Honoo no Kokuin"
Anime raczej mało popularne, do tego z pewnym nagłym zwrotem akcji, który część widzów mógłby mocno zniechęcić, a jednak znalazłam tu coś, co nieodmiennie przyciągało mnie do tej serii. Może to jakiś specyficzny klimat całości? Rozgrywająca się w średniowieczu akcja? Bohaterowie? Sama nie wiem, jednak prawdą pozostaje, że to anime mocno zapadło mi w pamięć i z chęcią obejrzałabym je jeszcze raz. Może nawet pokuszę się wtedy o recenzję. No i pojawił się tu pewien pairing, który bardzo polubiłam (a fanartów prawie tyle, co nic ;_;). :3
"Danna ga Nani wo Itteiru ka Wakaranai Ken"
Przesympatyczna krótkometrażówka o Kaoru i jej mężu otaku, niewymagający, zabawny umilacz czasu. Bardzo spodobała mi się relacja głównych bohaterów - dwa całkiem różne charaktery, które jednak potrafią się nawzajem wspierać i są ze sobą mimo przeciwności i, jak by się zdawało, kompletnego niedopasowania. Ma to w sobie coś pokrzepiającego i po prostu bardzo przyjemnie się ogląda. Anime doczekało się jak na razie dwóch 13-odcinkowych serii (przy czym pierwsza podobała mi się trochę bardziej), jednak z radością powitałabym wiadomość o dalszej kontynuacji
.
.
Hozumi "Na dzień przed ślubem"
Jedyna z wymienionych tu mang, którą mam na półce (chociaż za jakiś czas będę miała i "Doukyuusei"). Zbiór bardzo subtelnych, naprawdę pięknych historii, które świetnie komponują się z równie urzekającą kreską Hozumi. Nie brakuje tu też humoru, a tekst w wielu przypadkach nie gra głównej roli, gdyż mimika i gesty bohaterów są wystarczającą wymowne. Aż trudno uwierzyć, że "Na dzień przed ślubem" to debiut Hozumi.
Tagura Tohru "Koimonogatari"
Manga wciąż wychodząca - i to dość powoli - jednak już te cztery rozdziały sprawiły, że zakochałam się w tej historii i świeżym spojrzeniu autorki na tematykę boys love. Tytuł tej mangi może być dość mylący. "Koimonogatari", a więc "Historie miłosne" w sposób naturalny kojarzy się z romansem, którego, jak dotąd, nie przyjdzie nam tu uświadczyć. Jest tylko nieodwzajemnione uczucie Yamato oraz Yuiji i jego dziewczyna (których związkowi również zostało poświęcone nieco miejsca). Zamiast tego dostajemy piękną, stopniowo rozwijającą przyjaźń. W dodatku kreska ma w sobie mnóstwo uroku. Mam nadzieję, że wkrótce pojawią się kolejne rozdziały.
Nakamura Asumiko "Doukyuusei" (+ "Sotsugyousei" & "O.B.")
Aż głupio przyznać, że kiedyś nie pamiętałam, że przeczytałam tę mangę. Dopiero po ogłoszeniu jej wydania w Polsce przez Waneko bardziej zainteresowałam się tytułem. Z początku wciąż mnie jeszcze nie zachwycił, jednak po zapoznaniu się z kontynuacją… zwyczajnie przepadłam i teraz praktycznie nie ma dnia, żebym choć przez chwilę nie myślała o tej mandze, a moje podręczniki/zeszyty pełne są (lepszych lub gorszych) podobizn Kusakabe i Sajou. Uwielbiam to, jak autorka naturalnie rozwinęła relację między tą dwójką (no dobra, na początku może jeszcze tego nie widać), to jak obaj poważnie myślą o swoim związku i… mogłabym jeszcze długo tak wymieniać, jednak wstrzymam się do czasu dostania polskiego wydania (tytuł: "Koledzy z klasy") w swoje ręce i wtedy też dodam pełną recenzję. W dodatku w lutym premierę będzie też miała animowana wersja "Doukyuusei". Już nie mogę się doczekać! A! Jeszcze jedno, kreska z początku może się wydawać dość dziwna, jednak doszłam już do etapu, gdy nawet ją zaczęłam uwielbiać.
Amazarashi
Zespół odkryty za sprawą endingu do "Tokyo Ghoul √A" - "Kisetsu wa Tsugitsugi Shindeiku". Po pewnym czasie zaczęłam szukać kolejnych ich piosenek i przez dłuższy czas słuchałam ich niemal nieustannie. Tych, którzy chcieliby poznać inne ich utwory (co jak najbardziej polecam) odsyłam do tej playlisty. :3
THE ORAL CIGARETTES
Tutaj podobnie do Amazarashi, z tą różnicą, że poznałam ich dzięki openingowi do "Noragami Aragoto" - "狂乱 Hey Kids!!" i chyba nieco szybciej zaczęłam słuchać kolejnych ich utworów (również całymi dniami). Jakie polecam najbardziej? Właściwie, to trudno mi zdecydować, więc i tym razem odsyłam od razu do playlisty. Zajrzyjcie koniecznie!
Nie przypuszczałam, że wyjdzie tego tak dużo...
A jakieś plany na nadchodzący rok? Nie mam zbyt wiele konkretów. Poza tym, co było do tej pory, planuję napisać kilka notek o kreskówkach (a właściwie to nawet zaczęłam) - w końcu kiedyś zdarzało mi się je oglądać. Teraz już praktycznie nie, więc będą to takie bardziej wspominki, choć do niektórych z serii, które zamierzam opisać, z chęcią bym powróciła. Poza tym chcę wprowadzić coś w stylu "moich M&A aktualności", gdzie pisałabym o tych tytułach, które zaczęłam czytać/oglądać, a (przynajmniej na razie) nie planuję ich recenzji (nie będę uwzględniać anime z najnowszego sezonu - one będą się jak zwykle ukazywać w podsumowaniu).
MUSE
Zastanawiałam się, czy rzeczywiście uwzględniać tu ten zespół skoro, po pierwsze, znałam go już wcześniej, a po drugie dopiero ostatnio zaczęłam go słuchać częściej (a wszystko dzięki Katherine Parker, dziękuję! :D). Ostatecznie uznałam, że warto byłoby jednak wspomnieć o muzyce, która nie jest japońska. Tu również odsyłam do playlisty, a polecam szczególnie "Undisclosed Desires" oraz "Panic Station", ten drugi koniecznie z teledyskiem (jak na ironię, w Japonii xD).Nie przypuszczałam, że wyjdzie tego tak dużo...
A jakieś plany na nadchodzący rok? Nie mam zbyt wiele konkretów. Poza tym, co było do tej pory, planuję napisać kilka notek o kreskówkach (a właściwie to nawet zaczęłam) - w końcu kiedyś zdarzało mi się je oglądać. Teraz już praktycznie nie, więc będą to takie bardziej wspominki, choć do niektórych z serii, które zamierzam opisać, z chęcią bym powróciła. Poza tym chcę wprowadzić coś w stylu "moich M&A aktualności", gdzie pisałabym o tych tytułach, które zaczęłam czytać/oglądać, a (przynajmniej na razie) nie planuję ich recenzji (nie będę uwzględniać anime z najnowszego sezonu - one będą się jak zwykle ukazywać w podsumowaniu).