Wydawnictwo: Galeria Książki | Ilość stron: 486 | Seria: Królowa Tearlingu (1)
Gdzieś pośród leśnej głuszy, pod czujnym okiem swoich opiekunów wychowywała się przyszła następczyni tronu. W odosobnieniu, otoczona miłością Barty'ego, rygorem Carlin i setkami książek przygotowywała się do pełnienia tak wymagającej funkcji, aż przyszedł dzień, gdy po dziewiętnastoletnią Kathlea przybyli strażnicy, a ona na zawsze musiała rozstać się z dotychczasowym życiem. Zanim jednak zasiądzie na tronie, będzie musiała przeżyć samą podróż, gdyż wuj nie zamierza ot tak oddać jej władzy. Równie ważne będzie przekonanie do siebie towarzyszącej jej Straży Królewskiej, pokazanie, że nie jest zwyczajną małolatą, a swoje zadanie traktuje poważnie. Czy wystarczy jej determinacji?
Wystarczyła jedna recenzja, żebym zaczęła pilnie rozglądać się za tą książką, gdyż czułam, że szybko przypadnie mi do gustu. I nie pomyliłam się. Erika Johansen pisze naprawdę lekko, ciekawie i z humorem. Kathlea zdecydowanie nie jest wyidealizowaną postacią. Autorka raz po raz przypomina nam, że młoda królowa wciąż musi się wiele nauczyć, choć praktycznie od zawsze była przygotowywana do pełnienia tej roli. Jest świadoma ciążącego na niej brzemienia, jednak nie zmienia to faktu, że wciąż ma dziewiętnaście lat i niewiele doświadczenia. Pozostaje jej więc nadrobić to wewnętrzną siłą i determinacją, której jej nie brakuje, oraz zawierzyć ludziom wokół niej... byle tym właściwym. Przede wszystkim Lazarusowi, nazywanemu Buławą, który przoduje na wielu różnych polach - jest znamienitym wojownikiem, świetnym strategiem, a jego lojalność jest godna podziwu. Fakt faktem, jest dość szorstki w obyciu, jednak wcale nie umniejsza to jego wartości. Dalej mogę wymienić jej najbliższą służącą, która, choć nie należy do szczególnie przyjemnych towarzyszek, jest niezawodna. Nie znaczy to jednak, że nie ma w jej otoczeniu osób o bardziej przyjacielskim usposobieniu - jest chociażby Pen, najmłodszy spośród członków Straży Królewskiej, dorównujący swoją lojalnością Buławie, a jednocześnie stanowiący zdecydowanie lepszego kompana do rozmów. Nie mogłabym również zapomnieć o Duchu, tajemniczym, pewnym siebie, od dawna poszukiwanym przestępcy. Niewielu wie, jak wygląda, a ci, którzy znają jego tożsamość, za nic by go nie wydali. Kathlea także należy do tych osób. Dlaczego? Tego Wam nie zdradzę, lepiej sami się przekonajcie. Jest jeszcze coś na temat Kathlea, o czym jako bibliofil muszę wspomnieć - uwielbia książki (co jest dosyć często podkreślane) i pragnie sprawić, by w jej królestwie na nowo doceniono zapomniane walory czytelnictwa, dążąc tym samym do podniesienia poziomu edukacji oraz zredukowania analfabetyzmu.
Czas wyjaśnić parę spraw. Akcja rozgrywa się w świecie, gdzie praktycznie cała technologia została stracona podczas Przeprawy, w wyniku której ludzie zasiedlili nowy kontynent. Od tego wydarzenia minęło już sporo czasu, a kiedyś potężne królestwo Tearlingu zdążyło podupaść pod naporem ze strony Mortmesne, którego królowa, o ile wierzyć plotkom, jest czarownicą. Historię Tearlingu poznajemy nie tylko z relacji bohaterów, ale i z fragmentów różnorodnych kronik czy ksiąg, które znajdziemy na początku każdego rozdziału. Tym, co niezwykle umila lekturę, jest duża ilość humoru. Kathlea, poza tym, że jest bystra, ma do siebie dystans i nieraz potrafi rozbawić jakimś ciętym tekstem. Podobnie jest z kilkoma innymi bohaterami, a obecność tych, którzy samym swoim istnieniem mogli denerwować była całkowicie uzasadniona. Z początku bardzo irytował mnie brak odmiany imienia głównej bohaterki, jednak z czasem zdążyłam się przyzwyczaić.
Kolejną kwestią jest wiedza historyczna bohaterki - bardzo rozległa, w każdym razie do czasu rządów jej matki, o których nie wie praktycznie nic, a to wszystko przez nigdy do końca niewyjaśnioną obietnicę, jaką otaczający ją ludzie złożyli byłej królowej. Nie będę ukrywać, że taka kolej rzeczy bardzo wzmogła moją ciekawość. Na koniec pozostawiłam sobie wątek fantastyczny w powieści, a więc magię, reprezentowaną przede wszystkim przez klejnot, jaki nosi na szyi Kathlea. Dziewczyna przez długi czas nie zdawała sobie sprawy z jego niezwykłych właściwości, a i obecnie dopiero poznaje jego możliwości. Co do królowej Mortmesne, wspomnę jedynie, że plotki na jej temat nie są całkowicie pozbawione sensu. "Królowa Tearlingu" spełniła moje oczekiwania, czasami, pod pewnymi względami przywodziła mi na myśl anime "Arslan Senki", a piękne wydanie opatrzone złotymi detalami było dodatkową zaletą. Już nie mogę się doczekać kolejnej części!
Wystarczyła jedna recenzja, żebym zaczęła pilnie rozglądać się za tą książką, gdyż czułam, że szybko przypadnie mi do gustu. I nie pomyliłam się. Erika Johansen pisze naprawdę lekko, ciekawie i z humorem. Kathlea zdecydowanie nie jest wyidealizowaną postacią. Autorka raz po raz przypomina nam, że młoda królowa wciąż musi się wiele nauczyć, choć praktycznie od zawsze była przygotowywana do pełnienia tej roli. Jest świadoma ciążącego na niej brzemienia, jednak nie zmienia to faktu, że wciąż ma dziewiętnaście lat i niewiele doświadczenia. Pozostaje jej więc nadrobić to wewnętrzną siłą i determinacją, której jej nie brakuje, oraz zawierzyć ludziom wokół niej... byle tym właściwym. Przede wszystkim Lazarusowi, nazywanemu Buławą, który przoduje na wielu różnych polach - jest znamienitym wojownikiem, świetnym strategiem, a jego lojalność jest godna podziwu. Fakt faktem, jest dość szorstki w obyciu, jednak wcale nie umniejsza to jego wartości. Dalej mogę wymienić jej najbliższą służącą, która, choć nie należy do szczególnie przyjemnych towarzyszek, jest niezawodna. Nie znaczy to jednak, że nie ma w jej otoczeniu osób o bardziej przyjacielskim usposobieniu - jest chociażby Pen, najmłodszy spośród członków Straży Królewskiej, dorównujący swoją lojalnością Buławie, a jednocześnie stanowiący zdecydowanie lepszego kompana do rozmów. Nie mogłabym również zapomnieć o Duchu, tajemniczym, pewnym siebie, od dawna poszukiwanym przestępcy. Niewielu wie, jak wygląda, a ci, którzy znają jego tożsamość, za nic by go nie wydali. Kathlea także należy do tych osób. Dlaczego? Tego Wam nie zdradzę, lepiej sami się przekonajcie. Jest jeszcze coś na temat Kathlea, o czym jako bibliofil muszę wspomnieć - uwielbia książki (co jest dosyć często podkreślane) i pragnie sprawić, by w jej królestwie na nowo doceniono zapomniane walory czytelnictwa, dążąc tym samym do podniesienia poziomu edukacji oraz zredukowania analfabetyzmu.
Czas wyjaśnić parę spraw. Akcja rozgrywa się w świecie, gdzie praktycznie cała technologia została stracona podczas Przeprawy, w wyniku której ludzie zasiedlili nowy kontynent. Od tego wydarzenia minęło już sporo czasu, a kiedyś potężne królestwo Tearlingu zdążyło podupaść pod naporem ze strony Mortmesne, którego królowa, o ile wierzyć plotkom, jest czarownicą. Historię Tearlingu poznajemy nie tylko z relacji bohaterów, ale i z fragmentów różnorodnych kronik czy ksiąg, które znajdziemy na początku każdego rozdziału. Tym, co niezwykle umila lekturę, jest duża ilość humoru. Kathlea, poza tym, że jest bystra, ma do siebie dystans i nieraz potrafi rozbawić jakimś ciętym tekstem. Podobnie jest z kilkoma innymi bohaterami, a obecność tych, którzy samym swoim istnieniem mogli denerwować była całkowicie uzasadniona. Z początku bardzo irytował mnie brak odmiany imienia głównej bohaterki, jednak z czasem zdążyłam się przyzwyczaić.
Kolejną kwestią jest wiedza historyczna bohaterki - bardzo rozległa, w każdym razie do czasu rządów jej matki, o których nie wie praktycznie nic, a to wszystko przez nigdy do końca niewyjaśnioną obietnicę, jaką otaczający ją ludzie złożyli byłej królowej. Nie będę ukrywać, że taka kolej rzeczy bardzo wzmogła moją ciekawość. Na koniec pozostawiłam sobie wątek fantastyczny w powieści, a więc magię, reprezentowaną przede wszystkim przez klejnot, jaki nosi na szyi Kathlea. Dziewczyna przez długi czas nie zdawała sobie sprawy z jego niezwykłych właściwości, a i obecnie dopiero poznaje jego możliwości. Co do królowej Mortmesne, wspomnę jedynie, że plotki na jej temat nie są całkowicie pozbawione sensu. "Królowa Tearlingu" spełniła moje oczekiwania, czasami, pod pewnymi względami przywodziła mi na myśl anime "Arslan Senki", a piękne wydanie opatrzone złotymi detalami było dodatkową zaletą. Już nie mogę się doczekać kolejnej części!
Piękna i ciekawa recenzja, aż chce się od razu sięgnąć po książkę. Słyszałam o niej i mam nadzieję, że dane mi będzie przeczytać :)
OdpowiedzUsuńMoje-ukochane-czytadelka
Okładka jest naprawdę przepiękna! Fabuła wydaje się jej nie odbiegać. Chętnie zapoznam się z historią Kathlea. ;)
OdpowiedzUsuńFabuła bardzo interesująca. Zapisuję sobie tytuł tej książki, tak na przyszłość.
OdpowiedzUsuńCzemu by i nie? :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że książka ci się spodobała. Ja miałam o niej nieco pośrednie zdanie, ale mimo wszystko, kiedy ukaże się kontynuacja, na pewno sięgnę i to z pozytywnym nastawieniem, bo wydaje mi się, że to czego mi brakowało w jedynce - a mianowicie akcja, zostanie bardziej przedstawione właśnie w dwójce. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sherry
Też na to liczę. ;)
UsuńBrzmi ciekawie i coś czuję, że powinnam ją znaleźć w bibliotece. Na czytanie mam ostatnio bardzo mało czasu (głównie przez szkołę), plusem są lektury które w tym roku szybko mi schodzą. Oskar i Pani Róża jest cudowna :D.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę takiej świetnej lektury, w mojej szkole nie omawialiśmy Oskara, jednak nie mogłam odpuścić sobie tej książki. ;)
Usuń