niedziela, 28 lipca 2013

Anime "Kuroshitsuji"



Tytuł: Kuroshitsuji
Długość odcinka: 24 min.
Ilość odcinków: 24
Rok produkcji: 2008
Ocena: 5/6

Czy wśród osób oglądających anime jest jeszcze ktoś, kto nie słyszał o Cielu Phantomhive i jego demonicznym lokaju? Nie wydaje mi się. Kuroshitsuji jest jednym z kultowych już tytułów, więc wprost nie mogłam go sobie odpuścić. :)

Poznajcie Ciela, zaledwie kilkunastoletniego chłopca który stał się głową rodu Phantomhive i przejął rodzinne interesy. Jego rodzice zginęli w pożarze ich posiadłości, a on sam po niewyjaśnionym zniknięciu powraca w towarzystwie nowego lokaja o niesamowitych umiejętnościach. Młody panicz ma przed sobą jasno wytyczony cel, jakim jest zemsta za upokorzenie, którego doznał. Właśnie z tego powodu zawarł umowę z demonem, który został jego lokajem. W zamian za wierną służbę, po wypełnieniu warunków kontraktu, Ciel ma oddać mu swoją duszę...
Zanim to jednak nastąpi, Sebastian będzie miał pełne ręce roboty. Zagrożeń nie brakuje - od podejrzanych indywiduum czyhających na życie panicza, po niebezpieczne misje zlecane przez samą królową i siły nadprzyrodzone, które od czasu do czasu dają o sobie znać.

Kuroshitsuji ma w sobie dużo z czarnej komedii. Ukazany tu humor bardzo przypadł mi do gustu, jednak odradzam to anime osobom, które nie tolerują widoku krwi (względnie powykręcanych kończyn). Poza tym mamy tu sporo wątków kryminalnych, zagadek, które bohaterowie muszą rozwikłać. Większość z nich wiąże się z nietypowymi zadaniami, jakie przed Cielem stawia królowa, co sprawia, że często nazywany jest psem (lub też kundlem) królowej. W poszukiwaniu zemsty bohaterowie nieoczekiwanie trafią na trop bardzo podejrzanej sprawy, w którą wplątane są siły nadprzyrodzone. Co jakiś czas otrzymujemy kilka wskazówek na ten temat, co daje nam możliwość poskładania tego w całość. Dodatkowo z każdym kolejnym odcinkiem dowiadujemy się coraz więcej na temat przeszłości Ciela i okoliczności, przez które jego życie wygląda tak a nie inaczej - właśnie to był jeden z wątków, które ciekawiły mnie najbardziej.

Tą dwójkę łączą bardzo ciekawe, zawiłe relacje. Z jednej strony Sebastian jest oddanym lokajem, który gotowy jest wypełnić każdy, nawet najbardziej niedorzeczny rozkaz swojego pana. Z drugiej strony nie przeszkadza mu to w robieniu paniczowi na złość przy każdej możliwej okazji. Ciel nie pozostaje mu dłużny, z przyjemnością uprzykrzając mu życie i wystawiając jego lojalność na próbę. Mimo wszystko trudno oprzeć się wrażeniu, że są sobie bliscy, a łączącej ich więzi nie można utożsamiać jedynie z kontraktem, jaki zawarli. A może jednak są to tylko pozory? Może Sebastian w ten sposób wypełnia swoją rolę? W końcu, jak sam wciąż powtarza, jest jedynie piekielnie dobrym lokajem...

Ciel często porównuje życie do partii szachów, którą on sam rozgrywa, a ludzi do pionków, których możliwości stara się jak najlepiej wykorzystać i których nie zawaha się poświęcić w razie potrzeby. W rzeczywistości jednak wcale nie jest tak bezwzględny, a bliscy są dla niego bardzo ważni. Jest dumny i bystry, co lubi udowadniać innym, zwłaszcza tym, którzy wciąż uważają go za dziecko. Niejednokrotnie będzie miał szansę pokazać, że jest o wiele bardziej dojrzały od wielu osób w jego otoczeniu. Z czasem dowiadujemy się o nim coraz więcej. Będziemy świadkami jego codziennych zajęć, nietypowych sytuacji, trudnych wyborów... Jego osobowość jest bardzo rozbudowana, ale najlepiej będzie, jeśli o tym przekonacie się sami.
Sebastian z kolei jest opanowany i potrafi znaleźć rozwiązanie w każdej sytuacji. Jest to cecha bardzo przydatna biorąc pod uwagę destrukcyjne możliwości służby pracującej w posiadłości Phantomhive. Jest oddany swojemu panu, jednak bywa, że łapie go za słowa. Jego słabością są koty - jego ulubieńcy, jednak jeśli chodzi o wrogów, jest bezwzględny. Jest kimś komu Ciel może zaufać, czy raczej zwykłym demonem, który wypełnia warunki kontraktu? Ostateczny osąd na jego temat pozostawiam Wam.

Poza nimi mamy też kilka innych, mniej lub bardziej charakterystycznych postaci - wśród służby są to niezdarna pokojówka Meirin, porywczy (a może raczej wybuchowy) kucharz Bard, niewiarygodnie silny, choć bardzo młody ogrodnik Finny i pracujący w rezydencji już od dawna pan Tanaka, który jedynie od czasu do czasu pokazuje swoje dawne ja (w pozostałych przypadkach poprzestaje na piciu herbaty i powtarzaniu swojego, jakże wymownego "ho ho ho"). Jest też młodziutka Lady Elisabeth - przyjaciółka z dzieciństwa i narzeczona Ciela, która bardzo chciałaby ujrzeć go znów szczęśliwego. Może nie grzeszy bystrością, jednak wprowadza do tej historii wiele radości (choć bywa i wręcz przeciwnie).
Swoją osobowością zdecydowanie wyróżnia się Undertaker (Grabaż), dla którego wykonywany zawód to jednocześnie hobby i który z chęcią pomaga przy sprawach kryminalnych. Następnie jest jeszcze Grell, którego w całej okazałości jest nam dane poznać dopiero po kilku odcinkach (z tego powodu nie będę za wiele o nim pisać; wspomnę jedynie, że zalicza się do moich ulubionych postaci) oraz Lau - człowiek prowadzący sieć restauracji, a także dość wysoko postawiony jeśli chodzi o brudne interesy.

Ścieżka dźwiękowa pomaga wprowadzić widza w klimat wiktoriańskiej Anglii, a kiedy trzeba, buduje napięcie. Moim zdaniem jest świetnie dobrana. Opening (Sid "Monochrmoe no Kiss") i ending (Becca "I'm Alive") łatwo wpadają w ucho, a po pewnym czasie mogą nie dać spokoju (przynajmniej ja tak miałam). Drugi ending (Kalafina "Lacrimosa") określiłabym jako bardziej klimatyczny, wprowadzający melancholijny nastrój. Na początku zmiana ta wydawała mi się dość dziwna, jednak wkrótce uświadomiłam sobie, że była w pełni uzasadniona i zaczęła mi się podobać. Teraz jest to jedna z moich ulubionych piosenek z anime. Widać tu wyraźną różnicę pomiędzy początkowymi a końcowymi odcinkami. Te pierwsze są bardziej nastawione na zapewnienie widzom rozrywki, jest w nich sporo humoru, stanowią wprowadzenie do całej historii, a te bardziej istotne szczegóły pojawiają się stopniowo. Kolejne stawiają już na konkretny rozwój fabuły i bardziej poważne tematy, czyli coś dla fanów wątków psychologicznych, choć i tych zabawniejszych momentów znajdzie się kilka.

Co do kreski właściwie nie mam większych zastrzeżeń. Podobała mi się kolorystyka, ogólne przedstawienie postaci i tła. Mogłabym się przyczepić do przesadnie wydłużonych kończyn, jednak nie stanowi to dla mnie żadnego problemu. No i jeszcze taka mała dygresja... nie ma to jak Sebastian walczący zastawą stołową. :D
Choć rzeczywiście widać, że miejscem akcji jest Anglia, to jednak twórcy nie pozwalają nam zapomnieć o pochodzeniu anime i co jakiś czas, jakby od niechcenia, napomykają o kulturze lub zwyczajach panujących w Kraju Kwitnącej Wiśni. Jest to całkiem ciekawe urozmaicenie.

Może i pierwszy odcinek nie wbił mnie w fotel, jednak skłamałabym twierdząc, że nie zainteresowała mnie ta historia. Dalej robiło się już coraz ciekawiej, więc Kuroshitsuji mogę szczerze polecić. Poza tym zaczęłam też czytać pierwowzór tego anime, czyli mangę Yany Toboso o tym samym tytule. Jak na razie przeczytałam trzy tomy i jestem z nich zadowolona, ale o tym już kiedy indziej. ;)

"Istnieją rzeczy, których nie można odzyskać choćby nie wiem co. Istnieje też rozpacz, przed którą nie uciekniesz."

środa, 24 lipca 2013

Liebster Blog + kosmetycznie: kredki do oczu

Nominowała mnie Ana May Pierce. Muszę przyznać, że nad niektórymi pytaniami, to musiałam chwilę pomyśleć, ale ostatecznie udało mi się wydumać kilka bardziej lub mniej sensownych odpowiedzi. ;)
,,Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za “dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.”

1.Dlaczego założyłaś bloga?
Przede wszystkim chciałam mieć możliwość wyrażenia swojego zdania na temat przeczytanych książek (choć o ile dobrze pamiętam, to początkowo planowałam dodawać też zdjęcia czy coś w tym stylu) i pomimo że pierwsze posty składały się z opisu z okładki i dwu/trzy zdaniowej opinii, to z czasem udało mi się dojść do jako takiej wprawy. ;)
2.Jak się dziś ubrałaś?
W jeansowe rybaczki i bluzkę na ramiączkach w miętowe i białe paski.
3.Podaj tytuł książki, która Twoim zdaniem, nie powinna była ujrzeć światła dziennego.
Hm... żadna książka nie przychodzi mi w tej chwili do głowy...
4.Jak myślisz, co sądzą o tobie ludzie? Czy ich opinia o tobie zgadza się z tym jaki/a jesteś w rzeczywistości?
Zależy którzy, ale tak ogólnie to pewnie sądzą, że jestem nieśmiała, cicha, raczej miła i może trochę outsiderka? Coś w tym stylu. Niektórzy z nich mogą mieć trochę racji, ale tak czy inaczej to tylko część mojej osobowości i o wielu rzeczach (może nawet większości) nie mają pojęcia. Podejrzewam, że sama też wciąż mogłabym siebie czymś zaskoczyć. ;)
5.Co cię uszczęśliwia?
Hy... takie trochę mało precyzyjne to pytanie, no ale odpowiedzieć trzeba, tak więc... Przebywanie z bliskimi mi osobami, robienie zdjęć (w każdym razie jeśli akurat mam na to ochotę), czytanie, rysowanie, słuchanie muzyki, oglądanie filmów lub anime i takie tam. Ogólnie rzecz biorąc robienie tego, co lubię. ;)
6.Jaka błahostka sprawiła kiedyś, że się popłakałaś?
Tak konkretnie to nic mi nie przychodzi do głowy, a tak bardziej ogólnie, to zdarza mi się popłakać czytając książkę, oglądając film lub anime, czasami nawet przy banalnych scenach. ;)
7.Gdybyś miał/miała jeść tylko jedną rzecz do końca życia, co by to było?
Chyba jakiś makaron... może spaghetti? Albo pierogi, ale koniecznie przysmażane. ;D
8.Wchodzisz do księgarni...Wiesz po co przyszłaś, bierzesz to i idziesz do kasy czy chodzisz i oglądasz każdą półkę po kolei?
Zazwyczaj wiem po co przyszłam, ale i tak chodzę między półkami, myśląc sobie ile to książek chętnie bym przygarnęła, choć wiem, że tego nie zrobię (przynajmniej w większości przypadków).
9.Czy masz książkę dla której zawsze znajdziesz czas w swoim napiętym grafiku? Podaj tytuł.
Hm... raczej nie.
10.Czego się boisz, choć wiesz, że to lęk kompletnie irracjonalny?
Nad tym pytaniem zastanawiałam się najdłużej, ale nic nie wymyśliłam.
11.Jaka piosenka sprawia, że masz ochotę zatkać uszy, wyrzucić radio przez okno bądź nieźle nawrzeszczeć na jej autora?
Myślę i myślę, ale nie wiem. Choć byłoby to pewnie coś typu "Ai se eu te pego"... Nie przemawiają do mnie tego typu utwory i irytuje mnie ten szał na nie.

Nominuję następujące osoby:
Salwinia, Kinga Godowska, Katie -Niepoprawna Romantyczka, AikoCarrie, Strzyga, Sonia Cohrri (oczywiście nie ma żadnego przymusu ;)) i... wszystkich chętnych (tak, właśnie poszłam na łatwiznę...)


A oto moje pytania:
1. Jakie są Twoje zainteresowania?
2. Gdybyś miał/miała wybrać spośród wszystkich swoich zainteresowań tylko jedno, jakie by to było?
3. Jaka piosenka chodzi Ci ostatnio po głowie?
4. Czy jest jakaś książka, którą od dawna chcesz przeczytać, ale nigdy nie masz okazji? Podaj tytuł.
5. Jaka jest Twoja ulubiona fryzura?
6. Co wolisz: film czy serial?
7. Otwórz najbliższą książkę na 13 stronie. Jak brzmi pierwsze zdanie?
8. Jakie jest Twoje zdanie na temat horrorów?
9. Jaki zespół muzyczny/wykonawcę lub konkretną piosenkę byś mi polecił/poleciła? (może być kilka, chętnie posłucham)
10. Co wolisz: kawę czy herbatę?
11. Co lubisz w blogowaniu?

**********************

No a teraz kosmetycznie - kredki do oczu. Ogólnie rzecz biorąc zwykle się nie maluję, ale jeśli już, to wolę mieć wybór (taa... tak to sobie tłumacz... no ale co poradzę na to, że w katalogu wyglądają tak ładnie? to się chyba nazywa mania posiadania, czy coś). W każdym razie trochę się tego nazbierało i postanowiłam podzielić się z Wami opinią na ich temat. :)
Możliwe, że będę dodawać tego typu rzeczy na bloga przy okazji jakichś luźniejszych postów typu tag lub stosik - zawsze to jakieś urozmaicenie. ;)

1 AVON glimmerstick w kolorze cosmic brown, 2 AVON glimmerstick diamonds w kolorze brown sugar (z połyskującymi drobinkami), 3 AVON glimmerstick w kolorze saturn grey - wszystkie te kredki należą do moich ulubionych. Maluje się nimi całkiem wygodnie, mają kremową konsystencję i są dobrze napigmentowane. Moim zdaniem są trwałe, nie zauważyłam też żeby się rozmazywały. Są wysuwane, więc nie trzeba ich zastrugiwać. Dostępnych jest też kilka innych kolorów. Regularna cena to jakieś 19zł, ale udało mi się je kupić na promocji (które zdarzają się dość często), chyba za 9,90zł.
4 AVON superSHOCK gel eyeliner w kolorze black, 5 AVON superSHOCK gel eyeliner w kolorze silver - za pierwszym razem kupiłam czarny. Jak się okazało, maluje się świetnie, żelowa konsystencja sprawia, że już po pierwszym pociągnięciu uzyskujemy smoliście czarny kolor. I ta trwałość... Powiedziałabym, że mój ideał, ale... (dobra rada!) raz zostawiłam ją na jakiś czas bez zatyczki i kompletnie wyschła, nie powtórzcie mojego błędu! Po tym stała się kompletnie bezużyteczna. Kupiłam ją jeszcze raz, ale zaczęła mnie uczulać. Miałam nadzieję, że trafiłam tylko na jakąś wadliwą partię, ale ze srebrną było podobnie, więc nie wiem. No a jeśli już o srebrnej mowa, to jest równie dobrze napigmentowana, ale na oku głównie się błyszczy, co mi nie odpowiada. Jeśli jednak nałożymy ją na jakąś ciemną kredkę (nr 3 na przykład), to wygląda świetnie. Gdyby mnie tylko oczy od nich nie piekły... Poza tym trochę ciężko się struga. Może jak będą na promocji, to zaryzykuję z czarną. Cena regularna 23zł, ale ja kupiłam za jakieś 15zł.
6 AVON superSHOCK eyeliner w słoiczku w kolorze shimmering sapphire - podobno najbardziej profesjonalny eyeliner w słoiczku (chyba właśnie to mnie zachęciło). No cóż, konsystencja dość twarda, więc przy nakładaniu trzeba się trochę natrudzić, z tego też powodu dla najlepszego efektu należy nałożyć kilka warstw, jednak uzyskany kolor wynagradza wszelkie te trudności. Zawiera połyskujące drobinki. Jest też dostępny czarny, jednak z tego co słyszałam nie jest za dobry i kiepsko napigmentowany. Razem z eyelinerem kupiłam specjalny pędzelek. Sprawdza się świetnie. Cena regularna 24zł.


7 AVON kajalstick w kolorze purple & black - mama ją kiedyś kupiła. Pierwszy raz użyłam jej właśnie po to, by móc coś na jej temat napisać. Przeciętna, nie trzyma się za dobrze. Poza tym jest dość spora, przez co nieporęczna.
8 y... no name? ;D to był chyba jakiś dodatek do gazety. Z jednej strony jest kredka do oczu, z drugiej do ust. Właściwie to jej nie używam.
9 Oriflame fine liner w kolorze blue velvet 15 - tej też nie używam, chociaż muszę przyznać, że kolor całkiem ładny. Kiedyś była mamy, ale z niewiadomych powodów znalazła się u mnie. Jest miękka, ale ma szeroki rysik, więc trudno byłoby precyzyjnie narysować kreskę.
10 faberlic flourish eyeliner (5143), 11 faberlic flourish eyeliner (5141) - w ich posiadaniu znalazłam się jakoś tak przypadkiem. Mają ładne, intensywne kolory, są dość miękkie, a cienki rysik ułatwia rysowanie kresek. Są wysuwane, więc nie trzeba ich zastrugiwać. Gdybym miała taką możliwość, chętnie kupiłabym też jakieś inne kolory.
12 EUPHORA eyeliner (nr 6) - kupiłam go dość dawno, ale nie sprawdził się, więc go nie używam. Pędzelek za bardzo się wygina, więc nakładanie jest raczej problematyczne. Właściwie nie wiem po co go jeszcze trzymam.
13 AVON COLORTREND w kolorze onyx - nic szczególnego. Kolor niezbyt intensywny. Rysik jest wysuwany, ale to, że czasami wypada i jest szeroki utrudnia jego aplikacje.

Nie przypuszczałam, że wyjdzie tego aż tak dużo... gratuluję tym, co dotrwali do końca ;)

sobota, 20 lipca 2013

J. Fforde "Ostatni Smokobójca"


Ostatni Smokobójca - Jasper Fforde


Wydawnictwo: SQN
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 320
Seria: Kroniki Jennifer Strange (cz. 1)

Myślisz, że używanie magii to coś niesamowitego? Przemyśl to jeszcze raz. Witaj w świecie, gdzie aby używać magii potrzebujesz atestu, a każde zaklęcie wymaga wypełnienia stosu papierzysk. W dzisiejszych czasach zajmowanie się magią nie jest już tak szanowanym zawodem, a i dochody nie są najlepsze. Teraz aby zarobić na życie magowie podejmują się takich prozaicznych czynności jak wymiana instalacji elektrycznej, czy holowanie aut. Powód? Od pewnego czasu magia stale słabnie, więc niewielu magów wciąż ma aktualne licencje. To się po prostu nie opłaca. Jeśli już się tacy znajdą, to przynależą do specjalnych organizacji. Jedną z nich jest Kazam, gdzie po zniknięciu cieszącego się uznaniem Wielkiego (przynajmniej kiedyś) Zambiniego niemal wszelkie obowiązki przejęła nastoletnia Jennifer Strange - zatrudniona tam w roli menedżera znajda.
Pogodzona ze swoim losem dziewczyna już przyzwyczaiła się do wszelkich dziwów, które w towarzystwie magów (często zachowujących się co najmniej dziecinnie) są codziennością. Sądziła, że właśnie tak będzie wyglądać jej życie aż do osiągnięcia pełnoletniości, gdy będzie mogła opuścić Kazam, jednak bardzo się pomyliła... Już wkrótce w całym królestwie, a nawet dalej, zawrzało od spekulacji na temat śmierci ostatniego smoka, której wizję zdołali przechwycić nawet wróżbici niższego szczebla. Informacja ta (ku oburzeniu Jennifer) doprowadziła do zebrania się wokół Smoczych Ziem tłumu gapiów, mających nadzieję na zagarnięcie choć skrawka tych terenów po śmierci stwora. W tym samym czasie wszyscy magowie odnotowali znaczący wzrost swoich mocy. Także Jennifer, choć pozbawiona mocy magicznych, będzie miała swój udział w nadchodzących wydarzeniach, jak się okaże, naprawdę znaczący... Wygląda na to, że całe to zamieszanie powiązane jest ze Starą Magią. Problem w tym, że nikt nie chce jej wytłumaczyć o co w niej chodzi.

Czy Jennifer stanie na wysokości zadania? Spróbuje zapobiec śmierci smoka, czy raczej pozwoli spełnić się przepowiedni? Tak czy inaczej, po drodze przyjdzie jej się zmierzyć z wieloma przeciwnościami - niektórzy będą starali się jej przeszkodzić, inni przekonać do własnych racji, podczas gdy nawet ona sama nie jest pewna co ma zrobić. Pośród natłoku rad, rozkazów, obłudy, a nawet gróźb będzie musiała odnaleźć własne rozwiązanie, zaufać swoim osądom, a w ostatecznym rozrachunku także poznać prawdę o sobie. Co postanowi?

"To, co nam się przydarza w życiu, zmienia nas nieodwołalnie."

Autor w prześmiewczy sposób krytykuje współczesne ludzkie postawy, takie jak konsumpcjonizm, chciwość, czy dwulicowość, a także potrzebę rozliczania się z każdej, nawet najdrobniejszej rzeczy (chociażby konieczności wypełniania formularzy po rzuceniu nawet drobnego zaklęcia). Ta chwilami wręcz absurdalna rzeczywistość stanowi świetną odskocznię od codzienności i pozwala z dystansu spojrzeć na wiele spraw. Do tego dochodzi także szczypta magii w dość niekonwencjonalnym wydaniu oraz sporo ciekawych postaci, chociażby Kwarkostwór (tak, to ten zielony na okładce). ;)
"Ostatni Smokobójca" to naprawdę przyjemna, lekka i pełna humoru książka. To wszystko sprawia, że czyta się ją w ekspresowym tempie. Dodatkowo ciekawe urozmaicenie stanowią zamieszczone w niej zabawne ilustracje. Bardzo miło spędziłam z nią czas, więc chętnie sięgnę po kontynuację, gdy już zostanie wydana (oby niedługo ;)).

-5/6

A tak przy okazji... czy byłby ktoś zainteresowany przeczytaniem posta o kosmetykach (taki wakacyjny pomysł)? Najprawdopodobniej o kredkach do oczu. ;)

wtorek, 16 lipca 2013

N. Kirino "Ostateczne wyjście"


Ostateczne wyjście - Natsuo Kirino

Wydawnictwo: Sonia Draga
Rok wydania: 2005
Ilość stron: 584

Poznajemy losy czterech zaprzyjaźnionych ze sobą kobiet, które pracują na nocnej zmianie w tej samej fabryce. Poza pracą każda z nich wiedzie dość zwyczajne życie, które nie jest pozbawione różnego rodzaju problemów i dylematów. Pewnego dnia jedna z nich, w akcie desperacji zabija męża. Do tego nie ma wrażenia, że zrobiła coś złego, wręcz przeciwnie - wydaje się z tego całkiem zadowolona. Co się stało, to się nie odstanie, ale co dalej? Jeśli ma nadzieję nie ponosić żadnych konsekwencji, musi usunąć ciało. I właśnie tu wkraczają pozostałe kobiety, które mniej lub bardziej bezinteresownie postanawiają pomóc w zatajeniu morderstwa...

W międzyczasie poznajemy kilka innych osób w mniejszym lub większym stopniu powiązanych z głównymi wydarzeniami lub ludźmi, których dotyczą. Następnie obserwujemy przebieg śledztwa, przekonujemy się jak blisko odkrycia prawdy byli niektórzy, a jednak z braku niezbitych dowodów nic z tym nie robią. Jesteśmy świadkami tego, jak fałszywe oskarżenie może zrujnować czyjeś dotychczasowe życie i sprawić, że głęboko ukryte destrukcyjne pragnienia w końcu wychodzą na światło dzienne. Co dalej? Czy winowajczyniom uda się uniknąć odpowiedzialności? A może jednak czyjaś chęć zemsty postawi je na baczność? Jak bardzo niebezpieczny może się dla nich okazać człowiek, który nie ma już nic do stracenia?

Autorka bez skrępowania obnaża mroczne aspekty ludzkiej osobowości, ukazuje drzemiące w człowieku złowieszcze instynkty, które każą mu czerpać przyjemność z okrucieństwa, jakiego się dopuszcza. Wykreowane przez nią postacie wprowadzają nas w świat pełen obłudy i układów, a bohaterowie mają to do siebie, że trudno czuć do nich sympatię częściej niż sporadycznie. Yayoi, której na początku możemy współczuć, po zabiciu męża okazuje się bardzo powierzchowna i wypiera z pamięci niewygodne fakty. Masako, z początku najbardziej pozytywna postać, dopiero wraz z rozwojem akcji ujawnia swoje ciemne strony - przebiegłość, wyrachowanie. To ona jest motorem niemal wszelkich działań i dyryguje pozostałymi kobietami. Yoshie mająca na głowie całą masę problemów, ta sama Yoshie, która najbardziej przejęła się zabójstwem, diametralnie zmienia swoje nastawienie, gdy w grę wchodzą pieniądze i bez mrugnięcia okiem pomaga w ćwiartowaniu zwłok. Najbardziej jednak nie mogłam znieść wiecznie zadłużonej Kuniko, jej egoizmu, materializmu i bezmyślności (a może po prostu głupoty?). Zawsze potrafiła znaleźć usprawiedliwienie dla swoich czynów, a gdy coś szło nie tak, to bez względu na okoliczności właśnie siebie uznawała za poszkodowaną.

"- Wiesz - mruknęła - wszystkie zmierzamy wprost do piekła.
- Owszem - przyznała Masako [...]. - To jak jazda z góry bez hamulców.
- Chcesz przez to powiedzieć, że nie ma jak się zatrzymać?
- Nie, oczywiście, że się zatrzymujesz. W chwili zderzenia."

Czas akcji jest trochę chaotyczny. Na początku jest w porządku, jednak bywa, że poznajemy wydarzenia z perspektywy jednego z bohaterów, by nagle wraz z jego zmianą znów powrócić do tego, co miało miejsce kilka tygodni wcześniej. Nie stanowi to jednak jakiegoś istotnego problemu i można do tego przywyknąć. Mam jednak zastrzeżenia do tytułu polskiego wydania, który w żaden sposób nie oddaje wieloznaczności oryginalnego "OUT".
W książce panuje specyficzny klimat zwyczajności podszytej czymś złowieszczym - czasem wiąże się to ze zbrodniczą przeszłością bohaterów, a czasem z ich działaniami lub stosunkiem do pewnych spraw (za przykład mogę podać chociażby moment ćwiartowania zwłok). Ponadto bohaterowie zamiast jak najszybciej odciąć się od tych wydarzeń, nadal brną dalej zaskoczeni tym, jakie zmiany zaszły w nich od tego czasu. Właśnie psychologicznym aspektom tego wszystkiego autorka poświęciła sporo miejsca, udowadniając, że w każdym człowieku czai się zło lub też obojętność na jego przejawy.

Z twórczością Natsuo Kirino po raz pierwszy zetknęłam się właściwie przypadkiem. Było to przy okazji "Prawdziwego świata". Zaskoczyła mnie ta książka, jednak nie myślałam zbyt wiele nad sięgnięciem po kolejne. Teraz jednak chciałam znów poczuć panujący w niej specyficzny klimat i miałam nadzieję, że "Ostateczne wyjście" da mi taką możliwość. Jak się okazuje, moje przypuszczenia były całkiem trafne, jednak spodziewałam się po niej czegoś więcej. Może tak jak w przypadku "Prawdziwego świata" docenię ją dopiero po pewnym czasie? Chyba właśnie tak będzie. W każdym razie jestem zadowolona z jej przeczytania, a jeśli jesteście ciekawi co do zaoferowania ma Natsuo Kirino, zapraszam do lektury.

"- I co my teraz zrobimy, kotku? - mruknęła pod nosem. - Zabiłam go."
+4/6

czwartek, 11 lipca 2013

O filmach co nieco: Iron Man 3, Charlie, Z dystansu


Tytuł: Iron Man 3
Reżyseria: Shane Black
Scenariusz: Drew Pearce, Shane Black
Rok: 2013
Czas trwania: 2h 10 min.
Produkcja: USA
Gatunek: akcja, sci-fi
Ocena: -6/6

"Niezastąpiony Robert Downey Jr. powraca  w roli miliardera i genialnego wynalazcy Tony’ego Starka w trzeciej części historii ze świata Marvela – "Iron Man 3". Świat Tony’ego Starka legł w gruzach w skutek podstępnych działań jednego z  jego najpotężniejszych wrogów. W poszukiwaniu zemsty Stark wyrusza w podróż, która wystawi na próbę siłę jego charakteru i ducha walki. Przyparty do muru, znów może polegać wyłącznie na swojej pomysłowości i instynkcie. Wkrótce odkrywa odpowiedź na od dawna nurtujące go pytanie: czy to zbroja czyni superbohatera?"
(opis i plakat z filmweb.pl)

Iron Man należy do moich ulubionych superbohaterów, więc kolejnego filmu z nim w roli głównej po prostu nie mogłabym sobie odpuścić.
Tym razem Tony Stark jest zdecydowanie dojrzalszy, choć nadal zdarza mu się palnąć coś bez zastanowienia. Wiele rzeczy bierze bardziej na poważnie, a także zmaga się z pewną traumą związaną z wydarzeniami opisanymi w "Avengers". Widać, że dorósł do roli superbohatera i nie jest już tym samym człowiekiem, co na początku pierwszej części. Mimo to przeszłości zmienić się nie da, nawet jeśli bardzo się tego pragnie, zwłaszcza gdy wróg, którego nieświadomie sam stworzył wiele lat wcześniej zaczyna działać...
Jak dla mnie, postać Starka została świetnie wykreowana, podobnie jak reszta postaci. Co prawda po Mandarynie spodziewałam się czegoś innego, ale tak było nawet lepiej. Efekty specjalne były całkiem niezłe, sporo było także emocji. Tym razem uwidocznione zostały mankamenty zbroi, która okazuje się nie być niezniszczalna - to zdecydowanie na plus. Zaskoczyły mnie też pewne decyzje Starka, których po prostu się po nim nie spodziewałam. No a co do aktorstwa Roberta Downey'a Jra chyba nie muszę nić mówić (jeden z moich ulubionych aktorów :P).
Film oceniam bardzo pozytywnie i zdecydowanie polecam, zwłaszcza miłośnikom Iron Mana. :)




Tytuł: Charlie (The Perks of Being a Wallflower)
Reżyseria: Stephen Chbosky
Scenariusz: Stephen Chbosky
Rok: 2012
Czas trwania: 1h 43 min.
Produkcja: USA
Gatunek: melodramat
Ocena: 6/6

"Nastoletni Charlie (Logan Lerman) jest uczniem pierwszej klasy liceum w Pittsburgu. Nieśmiały i wyobcowany outsider nie ma lekko w nowym środowisku. Nie pasuje do żadnej grupy, a jego niekonwencjonalne poglądy nie ułatwiają mu procesu dopasowywania się do innych. Pierwsze miłosne doświadczenia, samobójstwo przyjaciela, relacje w rodzinie, narkotyki – z tym wszystkim Charlie zmaga się samotnie, aż do chwili, kiedy jego inteligencję i wrażliwość zauważają Sam (Emma Watson) i Patrick (Ezra Miller)."
(opis i plakat z filmweb.pl)

Charlie miał za sobą pobyt w szpitalu i od dłuższego czasu nie miał żadnego kontaktu z rówieśnikami. Teraz to się zmienia, bo zaczyna chodzić do liceum, gdzie poznaje kilkoro naprawdę dobrych przyjaciół. Dzięki nim zaczyna otwierać się na świat i nabierać pewności siebie, a także odnajduje w sobie siłę, by rozwijać swoje umiejętności pisarskie. Mimo to jego świat nie jest pozbawiony także tych gorszych chwil, gdy przyjaźń może zostać wystawiona na próbę, a on będzie musiał poradzić sobie z prześladującymi go traumatycznymi wspomnieniami. Także Sam i Patrick nie zawsze będą mieli lekko, ale przecież w grupie siła. Wzajemne wsparcie na pewno się przyda.
Trójkę głównych bohaterów naprawdę da się lubić, a aktorzy pasują do swoich ról. Ci w pozytywnym sensie zakręceni ludzie wprowadzają do filmu wiele humoru i radości, jednak nie przesłania to jego refleksyjnej natury, która każe nam się zastanowić nad problemami, przez które przechodzą. Pojawią się tu zagadnienia takie jak pierwsza miłość (a nie jedynie zauroczenie), konieczność ukrywania odmiennej orientacji, poczucie winy z powodu straty kogoś bliskiego, trwanie w toksycznym związku i nie tylko. Zachęcam do obejrzenia, bo naprawdę warto.
Dopiero po jego obejrzeniu zorientowałam się, że książkę, na której podstawie został nakręcony ten film, już od dawna mam w planach. Z jednej strony trochę szkoda, bo wolałabym zacząć od książki, ale nie ma się co załamywać. Wydaje mi się, że nie umniejszy mi to przyjemności z lektury, a jeśli chodzi o ekranizację, polecam z całego serca. ;)

"Akceptujemy miłość, na jaką w naszym mniemaniu zasługujemy."




Tytuł: Z dystansu
Reżyseria: Tony Kaye
Scenariusz: Carl Lund
Rok: 2011
Czas trwania: 1h 40 min.
Produkcja: USA
Gatunek: dramat
Ocena: 6/6

"Film przedstawia 3 tygodnie z życia szkoły średniej, jej uczniów i nauczycieli oczami nauczyciela zastępczego Henry'ego Barthesa (Adrien Brody). Przemieszcza się on z jednej do drugiej szkoły, zdobywając coraz to nowe doświadczenie, ale nigdy nie zostaje zbyt długo w jednym miejscu, aby się zanadto nie przywiązać. Zamknięty w sobie Henry dąży do perfekcji w swoim zawodzie. Jednak tym razem kolejna szkoła stawia go w nowej sytuacji, a tajemniczy świat emocji budzi się w nim za sprawą trzech kobiet."
(opis i plakat z filmweb.pl)

Henry wybrał zawód zastępczego nauczyciela, by nie przywiązywać się do miejsc, czy ludzi, ponieważ z góry zakłada, że nie przyniesie to nic dobrego. Patrząc na to wszystko z jego perspektywy rzeczywiście wydaje się, że to najlepsze rozwiązanie, jednak życie lubi płatać nam figle. W podupadłej szkole, gdzie przyszło mu uczyć, znajduje dwa powody, by chociaż czasami zdjąć chroniącą go maskę obojętności, poza nią jeszcze jeden. Już samo to zmienia jego dotychczasowe życie i sprawia, że zaczyna angażować się coraz bardziej. Czy ostatecznie znów dojdzie do wniosku, że powinien trzymać się swoich dawno ustalonych zasad?
Film ukazuje nam naprawdę przygnębiającą wizję codzienności, pełną gniewu, niezrozumienia i arogancji. Wielu jego bohaterów już dawno straciło nadzieję na lepsze jutro, starając się jedynie przetrwać kolejny dzień tej ponurej egzystencji. Praktycznie żaden z uczniów nie przywiązuje wagi do podstawowych norm obowiązujących w szkołach, a co dopiero do nauki. Również nauczyciele są zniechęceni własnymi problemami i tym wszystkim, co dzieje się w ich placówce. Niektórzy z nich chwytają się rozmaitych sposobów na walkę z narastającą irytacją i stresem. Nie brzmi zachęcająco, prawda? Dodatkowo do akcji w filmie wplatane są przemyślenia głównego bohatera - poruszające wiele kwestii, gorzkie, ale prawdziwe (przynajmniej w tym przypadku). Produkcja ta nie pozwala widzowi pozostać obojętnym, a występujące tu postacie wywołują wiele, często sprzecznych emocji. Myślę, że warto znaleźć trochę czasu na ten film.
Nie będę się rozpisywać na temat aktorów, ponieważ nie czuję się kompetentna w tym temacie, jednak śmiem twierdzić, że Adrien Brody poradził sobie świetnie. Jakiś morał na koniec? No, może coś w stylu... każdy ma jakieś problemy, coś, co go przytłacza, ale co z tym fantem zrobimy - to zależy już wyłącznie od nas (w każdym razie ja to tak odebrałam).

sobota, 6 lipca 2013

J. Green "Gwiazd naszych wina"


Gwiazd naszych wina - John Green


Wydawnictwo: Bukowy Las
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 312

Mogłabym napisać, że szesnastoletnia Hazel Grace już od trzech lat dzielnie walczy z rakiem i nie poddaje się. Mogłabym, jednak takie stwierdzenie nie spodobałoby się naszej bohaterce. Dziewczyna walczy, bo właściwie nie ma innego wyboru. Robi to też przez wzgląd na rodziców. Tak więc wciąż idzie przez życie z podniesioną głową, choć jej choroba sprawia, że nawet odrobina wysiłku więcej pozbawia ją tchu i choć wciąż towarzyszy jej aparat tlenowy. Swój wolny czas dzieli pomiędzy oglądanie powtórek "America's Next Top Model", czytanie wciąż tej samej ulubionej powieści, bierne uczestniczenie w spotkaniach grupy wsparcia i sporadyczne wyjścia z przyjaciółką ze szkoły, do której od dawna przestała uczęszczać. I pewnie byłoby tak nadal, gdyby na jednym ze spotkań grupy wsparcia nie poznała Augustusa, który z powodu choroby stracił jedną nogę, jednak od tej pory nie ma nawrotu. Wkrótce okazuje się, że bardzo odpowiada im wspólne towarzystwo, a ich zażyłość przeradza się w uczucie i choć oboje są świadomi, że w ich sytuacji nie mają co liczyć na bajkowy happy end, cieszą się każdą wspólnie spędzoną chwilą.

Po tak wielu pozytywnych recenzjach to raczej zrozumiałe, że miałam względem niej dość duże oczekiwania. Jak się okazuje, całkiem słusznie. Są życiowe powieści, które fascynują bardziej niż niejeden naprawdę dobrze napisany kryminał. Są proste sytuacje, które poruszają bardziej, niż ubrane w piękne słowa sentencje. Są też bohaterowie, o których nie da się tak po prostu zapomnieć. We wszystkich tych stwierdzeniach jako przykład posłużyć może właśnie "Gwiazd naszych wina", książka niezwykła w swojej prostocie i głęboko zapadająca w pamięć.
Także kreacja bohaterów zasługuje na pochwałę - są realni, jakbyśmy rzeczywiście mogli ich spotkać, mają też bogatą osobowość i łatwo się z nimi zżyć. Z przyjemnością czytałam o ich wzajemnych relacjach, przysłuchiwałam się rozmowom na te poważne i te raczej błahe sprawy (ach te przemyślenia na temat powszechnego mniemania, że jeśli jajecznica, to tylko na śniadanie), często okraszonym tak charakterystycznym dla nich wisielczym humorem. Do tego dochodzą także ich zmartwienia, troska nie o samych siebie, ale o otaczających ich bliskich. Hazel wciąż martwi się o rodziców, o to, że po jej śmierci całkiem się załamią, a właśnie tego chciałaby uniknąć najbardziej.

"Tak cię pochłania bycie sobą, że nie masz nawet pojęcia jaka jesteś nadzwyczajna."

John Green w swojej powieści porusza bardzo wiele kwestii - trud radzenia sobie z chorobą i wszelkimi jej następstwami, strach przed zbliżeniem się do innych spowodowany chęcią zaoszczędzenia im zmartwień czy bólu, próby urzeczywistnienia własnych marzeń, a także akceptowanie rzeczywistości, która nie zawsze bywa zgodna z naszymi oczekiwaniami. Te i wiele innych spraw autor wplata w życie dwójki zakochanych w sobie nastolatków, którzy za sprawą choroby nie mają łatwego życia. Na uwagę zasługują również ich rodzice, którzy starają się radzić sobie z nieuchronnością losu swoich dzieci.
O tej książce mogłabym się rozwodzić jeszcze przez długi czas, jednak najlepiej będzie, jeśli sami przekonacie się o jej niezwykłości. Na koniec dodam jeszcze tylko, że jest to wręcz kopalnia różnorodnych cytatów - jednych zabawnych, innych poważnych - i zapewnię, że moja przygoda z twórczością tego autora na pewno nie zakończy się na tej jednej historii. Polecam serdecznie. :)

"Tak to jest z bólem. Domaga się, byśmy go odczuwali."
6/6

wtorek, 2 lipca 2013

J. Baggott "Nowa Ziemia"




Wydawnictwo: Egmont
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 472
Seria: Świat po wybuchu (cz.1)

W skutek wybuchu ludzie podzielili się na Czystych, którzy schronili się w Kopule, oraz całą resztę niemającą tyle szczęścia. Wszyscy ci nieszczęśnicy (bo tak zwykło się o nich mówić) noszą blizny po oparzeniach, są stopieni z najróżniejszymi przedmiotami, a niektórzy nawet utracili swoje człowieczeństwo i stali się częścią podłoża (lub tym podobnych). Bezpośrednio po tej tragedii Czyści zapewniali, że są jak najbardziej za tym, by im pomóc, jednak mijały kolejne lata i nic się nie działo. W końcu zaczęła narastać niechęć do mieszkańców Kopuły, dla wielu będącej uosobieniem raju. Właśnie w takim świecie wychowała się Pressia, której dłoń na stałe stopiła się z głową lalki. Mimo wszelkich przeciwności udaje jej się przetrwać. Przyzwyczaiła się do takiego życia, jednak wkrótce będzie musiała zacząć ukrywać się przed OPR (Organizacją Przenajświętszej Rewolucji). Co teraz z nią będzie?
Z kolei Patridge mieszka w Kopule, gdzie wbrew pozorom życie również nie jest usłane różami - ciągła kontrola, specjalne zabiegi, które mają na celu zwiększenie fizycznych i umysłowych predyspozycji jednostek, kodowanie w człowieku ogólnie przyjętych zachowań, a w przypadku chorób, zwłaszcza psychicznych, pobyt w sanatorium, skąd wraca niewielu. W jego przypadku jest jednak coś nie tak. Naukowcy mają problem z jego kodowaniem zachowań, a jego ojciec (wielka szycha) podejrzewa, że maczała w tym palce jego matka. Gdy chłopak dostrzega nikłą szansę na to, że jego matka (uznana za świętą z powodu jej poświęcenia podczas wybuchu) wciąż żyje, postanawia uciec z Kopuły i ją odszukać. Problem w tym, że świat poza nią rządzi się całkiem innymi zasadami. Czy zrozumie je zanim będzie za późno?

Skoro przytoczyłam losy tej dwójki, to już się pewnie domyślacie, że prędzej czy później dojdzie do ich spotkania. Rzeczywiście, jednak co dalej? Cóż, wkrótce sprawy niespodziewanie zaczynają się gmatwać jeszcze bardziej. Czy władze Kopuły spodziewały się ucieczki Patridge'a? I czemu OPR tak nagle zainteresowało się Pressią?

"Nasi bracia i siostry, wiemy, że tu jesteście. Pewnego dnia wyjdziemy z Kopuły i przyłączymy się
do Was w pokoju. A na razie przyglądamy się Wam życzliwie z oddali."

Dobra, dwójkę bohaterów już znacie, teraz czas na kolejną dwójkę... Lyda jest mieszkanką Kopuły. Wpadła w kłopoty, ponieważ była jedną z ostatnich osób, z którymi Patridge widział się przed ucieczką. Wielu twierdzi, że chłopak już nie żyje, jednak ona w to nie wierzy. Choć nie ma w tej sprawie wiele do powiedzenia, nadal pozostaje odizolowana od dotychczasowego życia. Co ją czeka? Czy rzeczywiście ma być przynętą, by sprowadzić go z powrotem? No i jest jeszcze Bradwell, z pozoru bardzo szorstki i niedostępny, jednak ma też swoją drugą naturę. Choć Pressia poznała go niedawno, to właśnie jemu zaufała i do niego zwróciła się po pomoc w trudnej sytuacji. Poza nimi znajdzie się też kilka innych postaci, które odegrają swoją rolę w tej historii.

Wkrótce dowiadujemy się coraz więcej na temat przyczyn Wybuchu, które wcale nie są takie jasne, a nowo poznane fakty mogą być niemałym zaskoczeniem dla niektórych bohaterów. I co dalej? Czy to początek rewolucji? Przed jakimi wyzwaniami przyjdzie stanąć naszym bohaterom? Przekonajcie się sami.
Muszę przyznać, że na początku jakoś ciężko było mi przebrnąć przez tą książkę - nie wiem czy winą obarczać brak nastroju do tej czynności, czy raczej samo dzieło Julianny Baggott, jednak gdy już się z tym uporałam, poszło całkiem sprawnie i nie żałuję spędzonego przy niej czasu. W świat po wybuchu wprowadzają nas ciekawi bohaterowie, każdy z nich ma swoją własną, odmienną osobowość i różne pobudki, które pchają ich do przodu. To świat pełen intryg i brutalności, jednak nawet tutaj znajdzie się miejsce na te pozytywne uczucia, które od czasu do czasu wysuwają się na bliższy plan.
"Nowa Ziemia" to dopiero początek trylogii, a to, co najważniejsze dopiero przed nami, więc niecierpliwie wyczekiwać będę na okazję poznania dalszego rozwoju wydarzeń.

-6/6