poniedziałek, 29 czerwca 2015

Japoński dla samouków

Uzbierałam już tyle książek do nauki japońskiego, że pasowałoby w końcu napisać o nich coś więcej.
Najpierw o książeczkach, z których przyszło mi się uczyć hiragany i katakany. Seria "Kana na wesoło" wydana przez Waneko to cykl książeczek mających pomóc w nauce pisma japońskiego. W pierwszej z nich zapoznajemy się z hiraganą. Na początku znajdziemy krótki wstęp - po co uczyć się pisma japońskiego, z czego się ono składa? Jest też kilka zasad zapisu i wymowy oraz tabelka z hiraganą. Następnie czas na zapoznanie się z poszczególnymi znakami. Każdemu z nich zostały poświęcone dwie strony, mamy więc przedstawienie znaku, miejsce na ćwiczenia w pisowni, przykładowe zdanie z jego użyciem i kilka innych popularnych wyrazów, w których występuje. Jak sam tytuł wskazuje, nie może zabraknąć także humoru - każda strona opatrzona jest zabawnym obrazkiem, na którym ukryły się znaki hiragany. Dodatkowo od czasu do czasu pojawiają się ilustrowane dialogi zawierające niektóre z poznanych słówek.
Myślę, że to całkiem niezły sposób na naukę japońskiego sylabariusza. Co więcej, jej poręczny format sprawia, że noszenie jej zawsze przy sobie nie będzie większym problemem i pozwoli na naukę w każdej dogodnej chwili. Na końcu znajdziemy co nieco na temat historii pisma japońskiego. Kilka stron poświęconych jest na zaprezentowanie kolejnych części tego cyklu wraz z przykładowymi stronami.
Druga książeczka z serii została stworzona analogicznie do pierwszej, choć z pewnymi zmianami. Główną różnicą jest pewna zmiana stylistyki zamieszczonych ilustracji, jest też więcej kolorowych fragmentów. Poza tym tabelka z katakaną jest na końcu, co nie wydaje mi się najlepszym rozwiązaniem. Dalej znajduje się jeszcze transkrypcja imion.
Jako że same sylabariusze nie wystarczą, zaopatrzyłam się w "JAPOŃSKI Kurs podstawowy". I niestety mocno się rozczarowałam. Sam w sobie kurs ten nie jest zły, jednak nie nadaje się do prawdziwej nauki japońskiego, a jedynie przyswojenia sobie słownictwa i gotowych zwrotów. Gramatyki było tu niewiele, jedynie parę (no, może paręnaście) stron na początku i to niezbyt przystępnie wyjaśnionej. Poza tym jest w porządku - dość różnorodne słownictwo, dobra jakość nagrań, nie ma za bardzo na co narzekać. Nie mogłam się jednak oprzeć wrażeniu, że jest to raczej kurs stworzony z myślą o turystach, a nie pasjonatach języka japońskiego. Świadczy o tym chociażby tłumaczenie koloru różowego jako pinku (a więc zapożyczenie z angielskiego), zamiast zwyczajnego momoiro. Dodam też, że za nic nie mogłam pojąć podawania godzin. Poza tym nie dajcie się zwieść rozmiarom całości - w rzeczywistości książeczka liczy sobie 128 stron, a całą resztę (a więc nieco więcej niż połowę) objętości stanowi pudełko z płytami. Oczywiście nie mam zamiaru całkowicie oczerniać tego kursu. Niewątpliwie znajdą się i osoby, którym się spodoba (mogę pochwalić chociażby możliwość nauki z nagrań), jednak ja nie znalazłam tu tego, czego oczekiwałam.
Następna książka w kolejce to "JAPOŃSKI Mów, pisz i czytaj", z której jestem bardzo zadowolona. Początek standardowy, a więc kilka słów na temat hiragany i katakany, pisownia i kolejność stawiania kresek. Książka podzielona jest na 21 lekcji, mających nas wprowadzić w tajniki języka japońskiego. Każda lekcja składa się z kilku części - przystępnie objaśnionej gramatyki, dialogów, słowniczka, ćwiczeń, ciekawostki na temat japońskiej kultury oraz czterech znaków kanji. Dodatkowo mamy cztery rozdziały na temat pozdrowień i zwrotów grzecznościowych. Niektóre z nich mogą się wydać dość oczywiste dla osób już nieco obeznanych z japońskimi zwyczajami, jednak mała powtórka nigdy nie zaszkodzi. Dużą zaletę stanowi tabela z podstawowymi czasownikami (japońsko-polska i polsko-japońska) wraz z ich pisownią w kanji. Na końcu znajdziemy jeszcze odpowiedzi do ćwiczeń (w jednym z zadań były trochę przemieszane, ale łatwo to zauważyć) i słownik japońsko-polski. W przeciwieństwie do przed chwilą opisywanego kursu, z pomocą tej książki szybko zrozumiałam, o co chodzi w podawaniu godzin. Wszelkie inne gramatyczne zagadnienia również są dobrze wyjaśnione, więc naprawdę polecam.
Rzeczą bardzo przydatną w nauce języka są oczywiście słowniki, więc nie mogło ich zabraknąć i na mojej półce. Trochę mi szkoda, że nie było słownika jednocześnie japońsko-polskiego i polsko-japońskiego, jednak nie stanowi to większego problemu. Oba egzemplarze są przydatne, czytelne i spisują się całkiem nieźle, a kilkanaście pierwszych stron poświęconych jest na wyjaśnienie najważniejszych kwestii dotyczących języka japońskiego i układu haseł w słowniku. Tak przy okazji, nie zamierzam się za bardzo czepiać, ale to nieco dziwne, że tylko jeden ze słowników został wydany w twardej oprawie. Cóż, jakoś się będę musiała z tym pogodzić.
I na koniec mój najnowszy nabytek - "JAPOŃSKI Kaligrafia". Książka jest dość cienka, a papier nie jest gładki czy śnieżnobiały, co z początku było dla mnie sporym zaskoczeniem, jednak przyznam, że dobrze się w tym przypadku sprawdza. Najpierw dostajemy wstęp, parę słów na temat kaligrafii i standardowo powtórkę z sylabariuszy. Następnie książka podzielona jest na trzynaście kategorii, z których pierwszą stanowią liczebniki. Otrzymujemy trzy-cztery znaki na stronę wraz z ich znaczeniem, sposobami czytania, kolejnością stawiania kresek oraz przykładowymi złożeniami, w których występują. Taki układ wygląda dobrze i przejrzyście. Pod koniec znajdziemy też alfabetyczny spis występujących tu znaków kanji (według ich znaczenia po polsku). Za minus mogę uznać mało miejsca na ćwiczenia - kratek jest dokładnie tyle, ile kresek w danym znaku kanji (chyba że na stronie brakuje miejsca, wtedy kratek do ćwiczeń nie ma wcale, nawet jeśli na stronie obok pozostaje sporo wolnej przestrzeni). Na samym końcu jest jeszcze kilka stron na ćwiczenia (co samo w sobie jest naprawdę dobre), jednak uważam, że trochę więcej miejsca pod znakami by nie zaszkodziło. Ostatecznie mogę stwierdzić, że był to udany zakup.

czwartek, 25 czerwca 2015

E. Schmitt "Małe zbrodnie małżeńskie"

Wydawnictwo: Znak  |  Ilość stron: 97
Mężczyzna wchodzi do obcego mieszkania, nieznana mu kobieta mówi, że to jest jego dom, a ona sama jest jego żoną. Nic z tego nie wydaje się jednak znajome. Tak, to amnezja. Kobieta stara się przywrócić mężowi pamięć. On również próbuje sobie coś przypomnieć, jednak coś jest nie tak. Lisa coś przed nim ukrywa. Czyżby chodziło o wypadek, przez który znalazł się w takim właśnie stanie? Na tym jednak nie koniec, gdyż mężczyzna również zdaje się nie być do końca szczery. Może zaczyna sobie coś przypominać? Pytanie tylko: co?

"Kochać to znaczy mieć tę wytrzymałość, która pozwala przechodzić przez wszystkie stany,
od cierpienia do radości, z tą samą intensywnością."

W ten właśnie nietypowy sposób Lisie i Gillesowi, małżeństwu ze sporym już stażem, przyszło rozliczyć się ze swoich niepewności, podejrzeń, a także targających nimi uczuć. Rozgrywający się między nimi dialog pozwala nam dość szybko rozeznać się w łączących ich relacjach, jednak to wciąż zaledwie wierzchołek góry lodowej. Naginanie faktów, przedstawianie ich w nieco innym świetle, aż po zwyczajne kłamstwa - znajdziemy tego wiele, ale co doprowadziło tych dwoje do takiego właśnie stanu? Czy ich uczucie jest aż tak płytkie, czy raczej aż tak głębokie? I w tym miejscu dochodzimy do kwestii zasadniczej - przedstawienia związku w sposób bardzo nietypowy, a nawet kontrowersyjny, jednak wolę nie zdradzać za wiele szczegółów.

"Chciałabyś, żeby miłość dowiodła ci, że istnieje. Nie tędy droga. To ty masz dowieść, że istnieje."

W tej niepozornej książeczce, którą bez większego problemu można przeczytać za jednym razem znajdziemy mnóstwo emocji, skrajnych uczuć, intryg i nagłych zwrotów akcji. W tym wszystkim nie zabrakło również miejsca na trochę humoru, który od czasu do czasu pomagał nieco rozładować atmosferę. Zaskakujące? Nie tylko w tym przypadku, gdyż sama jej forma również może dziwić. Dramat, który czyta się jak najbardziej wciągającą powieść? Właśnie tak głosi tekst z okładki, a ja mogę temu z przekonaniem przyznać rację. Co więcej, znalazłam tu całe mnóstwo ciekawych cytatów i w związku z tym miałam niemały dylemat, gdy przyszło mi wybrać tylko kilka z nich, które dołączę do recenzji (właśnie dlatego pojawiło się ich więcej niż zwykle).

"Kochać to coś irracjonalnego, to niedzisiejsza fantazja, coś, czego nie da się wytłumaczyć, coś,
co nie jest praktyczne, coś, co samo w sobie jest swoim jedynym usprawiedliwieniem."

Autor w bardzo dosłowny sposób pokazuje, że miłość od nienawiści może oddzielać bardzo cienka, niemal umowna granica i czasami wystarczy naprawdę niewiele, by ją przekroczyć. Daje nam też do zrozumienia, jak głęboko mogą się w nas zakorzenić lęki i obawy, o ile nie stawimy im czoła wystarczająco szybko. A wtedy coraz trudniej jest zdobyć się na szczerość. Nawet względem samego siebie. Za pośrednictwem dwójki naszych bohaterów przekazuje nie tylko słowa raniące, ale i piękne, brzmiące wręcz poetycko kwestie traktujące głównie o miłości. Część z nich może sprawiać wrażenie wyświechtanych, czy też wpadających w ton typowo moralizatorski, jednak śledzenie tego burzliwego dialogu między małżonkami było bardzo ciekawym doświadczeniem, dla którego zdecydowanie warto było poświęcić trochę swojego czasu. To kolejna książka Schmitta, przy której naprawdę przyjemnie spędziłam czas.
"[...] żeby uczucie trwało, trzeba zgodzić się na niepewność, wypłynąć na niebezpieczne wody, tam gdzie posuwa się do przodu tylko ten, kto ufa, odpoczywać unosząc się na zmiennych falach zwątpienia, znużenia, spokoju, ale nigdy nie zbaczać z kursu."

poniedziałek, 22 czerwca 2015

BookTAG: Disney

Dawno nie brałam udziału w tego typu zabawach. Po zobaczeniu mangowej wersji tego tagu u Aypy uznałam, że też chętnie stworzyłabym takie zestawienie. A ponieważ nie mogłam się zdecydować, co chcę w nim zawrzeć - książki czy mangi - zdecydowałam się na połączenie obu tych opcji.
Mała Syrenka
Bohater, który jest wyobcowany, czuje się nieswojo w sytuacji, w której się znalazł.

Pierwsze, co przyszło mi na myśl to Jon z niezrecenzowanej jeszcze "Samotności Bogów" Doroty Terakowskiej. Chłopak po przepłynięciu na drugi brzeg i złamaniu tabu z początku nie rozumie, jak wielki wpływ miało to na jego dalsze życie. Od tego czasu mieszkańcy wioski trzymają go na dystans, a gdy ma zamiar ponownie przepłynąć na drugi brzeg, kompletnie ignorują jego istnienie. Poza tym zostaje mu powierzone zadanie - zadanie trudne i wymagające wyrzeczeń, na które nigdy się nie pisał, a jednak nie może sobie pozwolić na jego zaniedbanie.

Z mang (w tym przypadku z manhwy) moim pierwszym skojarzeniem było "Savage Garden" Lee Hyeon-sook. Uboga Gabriela nagle zostaje wrzucona do całkowicie nieznanego jej świata arystokracji - nie dość, że straciła swojego przyjaciela Jeremy'ego, to jeszcze zostaje zmuszona do podszywania się za niego i wstąpienia do prestiżowej męskiej szkoły. Tam kłopotów jest jeszcze więcej - ciągła obawa przed ujawnieniem prawdziwej tożsamości, rozpieszczeni i obłudni uczniowie... Dziewczyna szybko dostrzega, że wcale nie pasuje do tego pełnego intryg i wyrachowania środowiska, jednak nie ma innego wyboru.

Kopciuszek
Bohater, który przechodzi ogromną metamorfozę.

Yu-jeong, jaką poznajemy na początku książki "Nasze szczęśliwe czasy" autorstwa Gong Ji-young, to kobieta pozbawiona jakiejkolwiek chęci do życia, pełna goryczy i żalu żywionego do rodziny, a zwłaszcza matki, obojętna na wszystko i wszystkich poza swoją ciotką Moniką. Właśnie za jej sprawą bohaterka zaczyna odwiedzać skazanego na śmierć Yun-su, równie zrezygnowanego jak ona, a kolejne spotkania powoli zmieniają jej dotychczasowe podejście do życia. To naprawdę piękna i mądra historia, którą nie przestanę wychwalać przy każdej możliwej okazji.

Spośrod mangowych bohaterek wybrałam Torayasu Michiko ze stworzonego przez Chihiro Tamaki "Walkin' Butterfly". Ta stale pakująca się w kłopoty, zakompleksiona na punkcie swojego wysokiego wzrostu chłopczyca, po ostrych słowach krytyki z ust zdobywającego popularność projektanta i wejściu na wybieg, które okazało się kompletną porażką, wyznacza sobie w życiu cel. Jej dążenia do zostania profesjonalną modelką, choć okupione wielkim trudem, ciągłymi wątpliwościami i nieustanną walką z przeciwnościami losu, pozwalają jej nabrać pewności siebie, poznać swoją wartość, a także dostrzec to, na co zwykle nie zwracała uwagi.

Królewna Śnieżka
Książka/manga, której bohaterowie diametralnie się różnią.

Do tej kategorii po prostu musiałam wstawić siostry Sucharskie z powieści Olgi Rudnickiej "Natalii 5". Tytułowe bohaterki, choć mają wspólnego ojca i noszą to samo imię i nazwisko, różnią się od siebie pod praktycznie każdym innym szczegółem. Bardzo formalna Natalia Anna, zaniedbana po urodzeniu dzieci Natalia, mocno zakręcona Nata, uwielbiająca książki, czarne ubrania i tatuaże Natalia Magda i nieśmiała, stale tłamszona przez matkę Natka - wszystkie razem stanowią iście wybuchową mieszankę. I właśnie te diametralne różnice w charakterach sprawiają, że o ich wspólnych perypetiach czyta się tak dobrze.

Pozwolę sobie na przytoczenie tu jeszcze niewydanej w Polsce mangi autorstwa Nakamury Asumiko - "Doukyuusei". Jej bohaterowie to kompletne przeciwieństwa - uwielbiający muzykę, popularny, podchodzący do życia na luzie Kusakabe oraz nierzucający się w oczy, spędzający swój czas głównie na nauce Sajou. I pewnie nigdy by się do siebie nie zbliżyli, gdyby nie ćwiczenia przed występem chóru, na którym Sajou chciał dobrze wypaść.

Śpiąca Królewna
Książka/manga, podczas czytania której zdarzyło Ci się zasnąć.

Zastanawiałam się przez dłuższy czas, ale chyba nie było takiego przypadku. Najbliżej zaśnięcia byłam chyba przy okazji czytania "Lalki" Bolesława Prusa. Nie znaczy to jednak, że była aż tak zła. Do tej książki trzeba po prostu mieć nieco więcej cierpliwości i raczej nie zabierać się za nią, gdy jest się sennym. Z kolei jeśli chodzi o mangi, nie przypominam sobie, żebym przy którejkolwiek zasnęła.

Król Lew
Bohater, który w dzieciństwie zmierzył się z traumatycznym przeżyciem.

Właściwie, to nawet kilku bohaterów, jednak jako tego głównego wybiorę Cathy. A więc jaką książkę mam na myśli? "Kwiaty na poddaszu" Virginii C. Andrews, które w całości są właśnie opisem losów rodzeństwa zamkniętego na strychu przez własną matkę. Zostawione wręcz same sobie dzieci, próbujące jakoś zorganizować sobie czas, nie popadając przy tym w szaleństwo czy beznadzieję; stale karane przez swoją babkę i jednocześnie wciąż żywiące nikłą nadzieję, że po śmierci okrutnego dziadka matka je wypuści. Czy trzeba dodawać coś więcej?

Pierwsze lata życia Heine Rammsteiner'a z mangi Shirow Miwy "DOGS: Bullets & Carnage" właściwie trudno nazwać dzieciństwem, jednak sam bohater z pewnością pasuje do tej kategorii. Codziennie wystawiany na ogromne niebezpieczeństwa, nieludzko traktowany i zmuszany do ciągłej walki przeciwko pozostałym dzieciom, tak jak on wychowywanym na bezwzględne maszyny do zabijania - zdecydowanie nie było wesoło, choć miał przecież jeszcze Lily i Giovanniego, na których mu zależało. Najgorsze było jednak to, co spotkało go na krótko przed wydostaniem się na powierzchnię (powstrzymam się jednak od spojlerowania)...

Piękna i Bestia
Książka/manga, której się obawiałaś, ale okazała się wspaniała.

Tutaj pozwolę sobie przedstawić dwie opcje. Pierwsza z nich to "Poczwarka" Doroty Terakowskiej, która nieco odstraszała mnie swoją ciężką, niezwykle przytłaczającą tematyką. Na szczęście w końcu się przełamałam i przekonałam, że pomimo wielu smutnych momentów to naprawdę piękna i wzruszająca opowieść o miłości, akceptacji, poświęceniu i wielu innych sprawach. Następne jest "Dopóki śpiewa słowik" Antonii Michaelis. Po przeczytaniu "Baśniarza" jej autorstwa miałam względem tej książki dość spore oczekiwania, a jednocześnie obawiałam się, że nie zaskoczy mnie niczym nowym. Jak się pewnie domyślacie, moje obawy były całkowicie bezpodstawne, a pełen tajemnic i niebezpieczeństw las dostarczył mi niezapomnianych wrażeń.

Trudno mi jeszcze stwierdzić, czy "Orange" Takano Ichigo rzeczywiście jest wspaniałe, skoro mam za sobą dopiero pierwszy tom, jednak chyba najbardziej pasuje mi do tej kategorii. Długo zwlekałam z jej przeczytaniem, gdyż z reguły nie za bardzo przepadam za gatunkiem shoujo. Dopiero po naczytaniu się naprawdę wielu pozytywnych słów na jej temat postanowiłam zaryzykować i pozostaje mi jedynie przyznać, że rzeczywiście mi się spodobało.

Alladyn
Bohater, którego życzenie się spełniło.

Tutaj bezsprzecznie umieściłabym tytułowego bohatera "Portretu Doriana Graya" napisanego przez Oscara Wilde'a. Dorian, widząc swój portret stworzony przez zaprzyjaźnionego malarza, w porywie chwili życzy sobie, by to obraz starzał się zamiast niego. I rzeczywiście tak się staje. Podobnie jak "Nasze szczęśliwe czasy", będę tę książkę stale wychwalać, ciesząc się, jeśli dzięki mnie choć jedna osoba zdecyduje się ją przeczytać.

Co by nie mówić, z mang to właśnie "Bezsenne noce" Yamamoto Kotetsuko były moim pierwszym skojarzeniem. Rikiya po znalezieniu się w nieciekawej sytuacji w duchu błaga o ratunek i przypadkowo udaje mu się przyzwać demona Endo. Już samo pojawienie się niespodziewanego przybysza uwolniło go od opresji, ale przecież wciąż zostało mu życzenie do wykorzystania...

Mulan
Bohater, który udaje kogoś, kim nie jest.

Nastya z "Morza Spokoju" Katji Millay przyszła mi na myśl praktycznie od razu. Dziewczyna po traumie z przeszłości bardzo się zmienia, niemal zrywa kontakt z najbliższymi, gra twardą, wulgarną i niedostępną, a przede wszystkim nie zdradza nikomu, że potrafi mówić. Nieustannie podsyca chęć zemsty na tym, przez kogo znalazła się w takim stanie.

Nigdy nie spodziewałam się, że Elizabeth Midford z "Kuroshitsuji" Yany Toboso, potocznie nazywana Lizzie, może być kimś więcej niż słodką, w pewnych sytuacjach nieco głupiutką dziewczynką stale próbującą rozweselić Ciela. Właśnie dlatego takim zaskoczeniem było dla mnie zobaczenie innej jej strony przy okazji historii na statku. Nie poznałam jej na tyle, by stwierdzić, czy rzeczywiście udaje kogoś, kim nie jest, jednak myślę, że można ją podciągnąć pod tę kategorię.

Toy Story
Bohaterzy, których chciałbyś ożywić.

W prawdziwym życiu z wielką chęcią spotkałabym (przynajmniej) kilku bohaterów "Trylogii Czarnego Maga" Trudi Canavan. Przede wszystkim Soneę - dziewczynę ze slumsów, u której objawienie się magicznych mocy diametralnie zmieniło dalsze życie, ale nie charakter. Sonea jest silna, pewna siebie i nieufna w stosunku do niektórych, a jednocześnie dobra i nie zawaha się pomóc tym, którzy tego potrzebują. Dalej Cery, jej przyjaciel z dzieciństwa, który nigdy i za nic by jej nie opuścił oraz Rothen, który wziął ją pod opiekę podczas nauki w Gildii. Z chęcią spotkałabym również Dannyla oraz - co może się wydać dziwne osobom nieznającym całej trylogii - Akkarina.

Myślę, że zdecyduję się na bohaterów stworzonego przez Kazue Kato "Ao no Exorcist". Chętnie spróbowałabym przyrządzonych przez Rina dań, obejrzałabym ogród Shiemi, razem z Izumo pobawiłabym się z Kuro, zapoznałabym się z pozostałymi exwire oraz Shurą, poczęstowałabym Amaimona słodyczami (jakoś wątpię, żeby to on poczęstował mnie), no i oczywiście odwiedziłabym Mephisto, przy okazji uważnie przeczesując jego około-mangową kolekcję.

Disney Descendants
Ulubiony czarny charakter.

No i kolejna okazja na zachwalanie "Portretu..." Oscara Wilde'a. Zastanawiałam się przez dłuższą chwilę, kogo mam wybrać, jednak na myśl stale przychodził mi właśnie Dorian Gray. Bohater pod wpływem nowego przyjaciela, a także zafascynowany obrazem, który zmieniał się zamiast niego, stopniowo zmieniał się w czarny charakter. Portret stał się jego obsesją, był ciekaw, jak kolejne jego czyny wpłyną na wygląd obrazu. I muszę przyznać, że również byłam pod wrażeniem, mogąc obserwować jego stopniowy, moralny rozkład, zanik wszelkich niemal oporów.

Wybieram Mephisto z wspomnianego już "Ao no Exorcist" (ewentualnie mógłby być Amaimon, jednak to Mephisto pojawia się tam częściej i ma więcej do powiedzenia, więc…). To bardzo niejednoznaczna postać, która raz może się jawić jako protagonista, by po jakimś czasie znów porządnie namieszać w życiu pozostałych bohaterów. Jest pewny siebie i bardzo wpływowy, a całe życie traktuje jak jedną wielką grę, w którą z chęcią ingeruje. Ciekawią go ludzie - ich pragnienia, zachowanie i skrywane sekrety. Uwielbia dobre jedzenie i fascynuje się różnymi kulturami, zwłaszcza Japonii (otaku!). Nie ważne jakie świństwo wykręci, jak na razie po prostu nie potrafię go nie lubić.

~*~*~*~*~*~*~

To teraz nominacje. Zwykle z nich rezygnuję, jednak tym razem postanowiłam wybrać kilka osób:
Mam nadzieję, że zechcecie wziąć udział. Od Was zależy, czy napiszecie o książkach, mangach, czy może o obu. ;)

środa, 17 czerwca 2015

O. Rudnicka "Czy ten rudy kot to pies?"

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka  |  Ilość stron: 231  |  Seria: Martwe Jezioro (2)
Niespełna trzydziestoletnia Ulka wikła się w romans z szefem. Problem w tym, że mężczyzna zapomniał poinformować ją o pewnym fakcie - jest żonaty. W związku z tym ostatecznie do głosu dochodzi zdradzana małżonka, po której interwencji Ulka zostaje zwolniona z pracy. Ubolewająca nad swoim losem i parszywym szczęściem do mężczyzn dziewczyna w porywie chwili postanawia odciąć się od tego wszystkiego i wyjechać na miesiąc lub dwa do Irlandii. Roztrzepana Ulka nie byłaby jednak sobą, gdyby nie wywinęła czegoś w czasie podróży. Najpierw ucieka jej więc autobus wraz z bagażem, wysiada w nocy w obcym mieście tylko po to, by zorientować się, że zamiast do Irlandii trafiła do Wielkowa. Tam z kolei miejscowy policjant bierze ją za poszukiwaną listem gończym oszustkę i mimo licznych oporów zabiera na komisariat. Sprawa szybko się wyjaśnia, a zdjęty poczuciem winy funkcjonariusz zapewnia Uli nocleg, jednak dziewczyna postanawia nadwyrężyć jego gościnność i zostać tam na resztę urlopu.

Tak oto Ulka ląduje w jednym domu z dwoma braćmi - Mariuszem (policjant) i Sławkiem - którzy pod wpływem jej próśb i gróźb (zwłaszcza tych drugich) pozwalają jej wywrócić do góry nogami ich dotychczasową codzienność. Dziewczyna poznaje uroki i wady życia w małej mieścinie, staje się obiektem plotek i domysłów, wmawia rodzinie, że wciąż przebywa w Irlandii, a także wpada na trop sprawy, która zainteresuje nie tylko ją. Dawne morderstwo i ciało zakopane w ogródku? Czy w krążących po okolicy plotkach tkwi ziarnko prawdy i dziewczyna zamieszkała z ludźmi o morderczych skłonnościach? Czas to sprawdzić. Tymczasem dwaj mężczyźni, którzy wpadli w jej pułapkę nie mogą się nadziwić temu, jak szybko Ulka zadomowiła się w Wielkowie i jak łatwo przychodzi jej rządzenie się w ich własnym mieszkaniu. Jednocześnie z równie dużym zdziwieniem dochodzą do wniosku, że właściwie nie mają nic przeciwko. Ale przecież nie można przedłużać wakacji w nieskończoność. Co ostatecznie postanowi Ulka?

"Nie, jestem samochodem. Sławek mi pożyczył. To znaczy pożyczyłby mi, gdybym miała okazję go o to zapytać."

Charakterystyczny dla autorki szalony humor tym razem nie do końca się sprawdził, czy raczej pewne okoliczności sprawiły, że nie został w pełni wykorzystany. Oczywiście, znalazły się momenty, w których szczerze się śmiałam, czy chociażby uśmiechałam się pod nosem, jednak cała historia była nieco zbyt przerysowana - nawet jak na Rudnicką i to, co pokazała w serii o Nataliach. Zbiegów okoliczności doświadczyć tu można na każdym kroku, a sama główna bohaterka, zwłaszcza na początku, nie sprawia najlepszego wrażenia ze względu na swoją naiwność i infantylność. I chociaż ostatecznie okazała się całkiem sympatyczną osóbką, jej pomysły bywały szalone, a czyny bardzo spontaniczne i nieprzemyślane. Z początku nieco gburowaty Sławek w rzeczywistości jest naprawdę fajnym facetem, podobnie jak Mariusz, a zaradna Stenia szybko zjednała sobie przyjaźń Ulki i pewnie także przychylność wielu czytelników.

Głupim błędem z mojej strony było sięgnięcie po tę książkę nie wiedząc, że to kontynuacja "Martwego Jeziora". Nie znaczy to jednak, że w jakikolwiek sposób umniejszyło mi to możliwość czerpania przyjemności z lektury. "Czy ten rudy kot to pies?" skupia się na Ulce, więc nieznajomość pierwszej części nie stanowiła problemu, choć powiązania pomiędzy powieściami są wyraźne. Sęk w tym, że Ulka zdążyła w telegraficznym skrócie przedstawić mi wydarzenia z "Martwego Jeziora" i właściwie nie ma potrzeby, bym do tej książki wracała.

"Czy ten rudy kot to pies?" całkiem nieźle nadaje się na lekką, pełną zabawnych sytuacji i zbiegów okoliczności lekturę. Wątek romantyczny, którego przecież nie mogło zabraknąć, rozwija się stopniowo i choć nie jest idealny (sporadycznie popada w nadmierny dramatyzm), ostatecznie wywarł na mnie dość pozytywne wrażenie. Co prawda kreacja głównej bohaterki nie całkiem mnie przekonuje, jednak mogę tę książkę polecić jako lekkie czytadło. Mała uwaga na koniec, mimo wszystko proponuję zacząć od "Martwego Jeziora".

"Typowe kobiece sztuczki... Groźba, prośba i szantaż."

środa, 10 czerwca 2015

J. Steinbeck "Myszy i ludzie"

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka  |  Ilość stron: 120
Zaradny George i upośledzony umysłowo Lennie razem podróżują z miejsca na miejsce w poszukiwaniu pracy. Nigdzie nie mogą zagrzać na długo miejsca, gdyż niezdający sobie sprawy ze swojej wielkiej siły wielkolud nieustannie ściąga kłopoty na siebie i swojego kompana. Wciąż jednak próbują, by pewnego dnia ziścić snute od dawna marzenie - marzenie o kawałku własnej ziemi, na której mogliby wspólnie hodować króliki.

George raz po raz narzeka na kłopoty, w które nieustannie wpada Lennie. Wypomina sobie, jak łatwe mogłoby być jego życie bez niego, jednak do tego stopnia przyzwyczaił się do jego towarzystwa, że trudno byłoby mu znieść samotność. Lennie jest jak dziecko - duże i niesamowicie silne, ale jednak dziecko. Bez swojego towarzysza jest bezradny, jego naiwność i kompletnie nieprzygotowanie do życia w społeczeństwie poraża, jednak George nie potrafi zostawić go samego. Łącząca ich przyjaźń wiąże się z wieloma wyrzeczeniami i poświęceniem, jednak obaj zdają sobie sprawę, że dobrze jest mieć przy sobie kogoś, kto przejmuje się naszym losem.

"My mamy przyszłość. Mamy do kogo otworzyć gębę, mamy kogoś, kto się choć trochę nami
 przejmuje [...] ja mam ciebie, a ty masz mnie."

To powieść króciutka i prosta, która kończy się w mgnieniu oka, a jednocześnie niezwykle głęboka w swojej wymowie; powieść, którą chciałoby się czytać dalej, której akcję chciałoby się poprowadzić inaczej. Bohaterowie snują marzenia wbrew parszywej rzeczywistości, a te z każdym kolejnym ich powtórzeniem stają się trochę bardziej realne. W przeciwieństwie do większości parobków chodzących za pracą od rancza do rancza mają oni swój cel w życiu, który dodaje im sił, pozwala wierzyć w lepsze jutro. I mają też siebie nawzajem. Niestety, do głosu dochodzą także ludzkie słabości i tęsknoty. I nie dotyczy to jedynie naszych głównych bohaterów, ale i kilkorga pobocznych postaci, które również dostają tutaj prawo do głosu. Z tej niewielkiej objętościowo książki wyzierają niespełnione nadzieje, żal i odrzucenie. Autor wspomina o potrzebie wygadania się, znalezieniu kogoś, kto by nas wysłuchał, pomógł zdjąć z barków przygniatający nas ciężar. To historia o pięknej przyjaźni, ale i samotności, niezrozumieniu oraz dyskryminacji.

"Myszy i ludzie" to powieść, którą trudno w jakiś sposób zdefiniować. Można ją interpretować cały czas na nowo, za każdym razem doszukując się czegoś innego. Ma w sobie coś z baśni, choć nie można tu liczyć na magiczne rozwiązanie wszystkich problemów. To książka, którą warto przeczytać, choć pozostawia po sobie pewien niedosyt, pustkę, z której ciężko jest od razu się otrząsnąć. I właśnie dlatego nie potrafię wystawić jej wyższej oceny, choć wywarła na mnie spore wrażenie, a mimo to naprawdę ją polecam.
"- To dobre chłopisko - rzekł Slim. - A do tego nie potrzeba rozumu. Czasem mi się wydaje, że jest na odwrót: spryciarz rzadko bywa porządnym człowiekiem."

sobota, 6 czerwca 2015

Stosik 3/2015

Tym razem po dłuższej przerwie znów zaczynam doceniać istnienie bibliotek. Poza tym dorwałam kilka książek w dość atrakcyjnych cenach oraz jedną, na którą polowałam już od dawna. No i oczywiście mangi.
Kobayashi Makoto "Cześć, Michael!" (4, 6, 8) - Czyli wszystkie dostępne obecnie tomy tej mangi, których nie kupiłam za pierwszym razem. Nie jest to może pozycja obowiązkowa, jednak przezabawne perypetie Michaela stanowią ciekawe urozmaicenie i na pewno przypadną do gustu kociarzom (idealnym dowodem jest mój brat, którego wciąż nie udało mi się przekonać do mang, a jednak Michaela skończył szybciej niż ja).
Kazue Kato "Ao no Exorcist" (11) - Dalszy ciąg szkolnych perypetii, których zwieńczenie stanowi szkolny festiwal. Mephisto podzieli się z nami pewnymi przemyśleniami i częściowo poznamy obawy Yukio. Coraz bliżej do wydarzeń, na których zaprzestałam czytania tej serii po angielsku, więc tym bardziej jestem ciekawa kolejnych tomów.
Yamamoto Kotetsuko "Bezsenne noce" (2) - Jak miło jest móc z tomikiem w rękach podziwiać kreskę Kotetsuko! Co prawda mogłam to stwierdzić już przy pierwszym tomie, jednak akurat teraz przyszło mi to na myśl. Liczę na to, że Ringo Ame w dalszym ciągu będzie wydawać mangi tej autorki. :)
Rihito Takarai "Tylko kwiaty wiedzą" (1) - Kolejna manga autorki "Seven days" w Polsce. Tego nie mogłam przegapić. Bardzo lubię tę historię, choć przyznam, że Arikawa działa czasami zbyt pochopnie, a Misaki nieco zbyt często się potyka, nawet na prostej drodze. No cóż, najwyraźniej taki już ich urok. Ze spraw technicznych mogę wspomnieć o poprzycinanych literach po bokach, co jest dość denerwujące i niewygodne.
Hozumi "Na dzień przed ślubem" - Dwa pierwsze opowiadania czytałam po angielsku, jeszcze przed zlicencjonowaniem, więc wiedziałam, że warto będzie zaopatrzyć się w tę mangę.
Yuki Urushibara "Mushishi" (1) - Nie wiem, czy będę zbierać całość, jednak wiedziałam, że przynajmniej pierwszy tom musi zawitać na moją półkę. Na razie dopiero przejrzałam mangę.
Naoki Urasawa, Osamu Tezuka "Pluto" (2) - Jak na razie dopiero drugi tom, ale liczę na to, że przy następnej okazji uda mi się zaopatrzyć w pozostałe sześć.

E. Schmitt "Małe zbrodnie małżeńskie" - Z biblioteki. Dramat, a nie powieść czy opowiadanie? Z początku byłam zaskoczona, następnie zaciekawiona, aż w końcu musiałam sprawdzić, co to takiego.
O. Rudnicka "Czy ten rudy kot to pies?" - Z biblioteki. Trochę poniewczasie zorientowałam się, że jest to druga część "Martwego Jeziora", ale postanowiłam zaryzykować z nadzieją, że nie będzie to stanowić większego problemu.
J. Steinbeck "Myszy i ludzie" - Z biblioteki. Już od dawna miałam ją na oku, aż tu nagle zauważam ją na bibliotecznej półce. Jak niby miałabym odmówić? ;)
D. Terakowska "Samotność Bogów" - Z biblioteki. Słyszałam o niej raz, jednak utkwiła mi w pamięci, a powieści Terakowskiej lubię, więc bez zbędnego zastanawiania zdjęłam ją z półki.
J. Bator "Ciemno, prawie noc" - Z biblioteki. Od dłuższego czasu mnie ciekawiła, miałam ją nawet kupić, a jednak trafiłam na nią w bibliotece. Właśnie ją czytam.
M. Kisiel "Nomen omen" - Już od dawna postanowiłam sobie zwracać większą uwagę na polskich twórców. I choć bywa z tym różnie, to jednak powoli to nadrabiam, a "Nomen omen" zapowiada się całkiem nieźle.
J. Austen "Duma i uprzedzenie" - Kolejny krok w poznawaniu klasyków. Już od dłuższego czasu na nią polowałam. A ponieważ cena była zachęcająca, jak mogłabym odmówić?
J. Hill "Rogi" - Ta książka chodziła za mną już od dłuższego czasu i w końcu dostała swoją szansę. Jestem ciekawa, jak w moich oczach wypadnie powieść syna kultowego już Stephena Kinga.
E. Morgenstern "Cyrk nocy" - Przesłuchałam początek audiobooka i zainteresowała mnie. Poza tym, jak mogłabym nie zdecydować się na taką książkę za 7zł? No i wydanie jest naprawdę prześliczne.
O. Wilde "Twarz, co widziała wszystkie końce świata" - W końcu! Od dawna polowałam na tę książkę, ale nigdzie nie była dostępna, aż pewnego dnia jakby nigdy nic znajduję ją na allegro. Takiej szansy nie mogłam przepuścić. Trochę zdziwił mnie jej nietypowy format, jednak w niczym mi on nie przeszkadza, a nawet dodaje jej uroku.

Czytaliście coś z tego? Jak wrażenia i co polecacie najbardziej? :)