Wydawnictwo: Prószyński i S-ka | Ilość stron: 120
Zaradny George i upośledzony umysłowo Lennie razem podróżują z miejsca na miejsce w poszukiwaniu pracy. Nigdzie nie mogą zagrzać na długo miejsca, gdyż niezdający sobie sprawy ze swojej wielkiej siły wielkolud nieustannie ściąga kłopoty na siebie i swojego kompana. Wciąż jednak próbują, by pewnego dnia ziścić snute od dawna marzenie - marzenie o kawałku własnej ziemi, na której mogliby wspólnie hodować króliki.
George raz po raz narzeka na kłopoty, w które nieustannie wpada Lennie. Wypomina sobie, jak łatwe mogłoby być jego życie bez niego, jednak do tego stopnia przyzwyczaił się do jego towarzystwa, że trudno byłoby mu znieść samotność. Lennie jest jak dziecko - duże i niesamowicie silne, ale jednak dziecko. Bez swojego towarzysza jest bezradny, jego naiwność i kompletnie nieprzygotowanie do życia w społeczeństwie poraża, jednak George nie potrafi zostawić go samego. Łącząca ich przyjaźń wiąże się z wieloma wyrzeczeniami i poświęceniem, jednak obaj zdają sobie sprawę, że dobrze jest mieć przy sobie kogoś, kto przejmuje się naszym losem.
To powieść króciutka i prosta, która kończy się w mgnieniu oka, a jednocześnie niezwykle głęboka w swojej wymowie; powieść, którą chciałoby się czytać dalej, której akcję chciałoby się poprowadzić inaczej. Bohaterowie snują marzenia wbrew parszywej rzeczywistości, a te z każdym kolejnym ich powtórzeniem stają się trochę bardziej realne. W przeciwieństwie do większości parobków chodzących za pracą od rancza do rancza mają oni swój cel w życiu, który dodaje im sił, pozwala wierzyć w lepsze jutro. I mają też siebie nawzajem. Niestety, do głosu dochodzą także ludzkie słabości i tęsknoty. I nie dotyczy to jedynie naszych głównych bohaterów, ale i kilkorga pobocznych postaci, które również dostają tutaj prawo do głosu. Z tej niewielkiej objętościowo książki wyzierają niespełnione nadzieje, żal i odrzucenie. Autor wspomina o potrzebie wygadania się, znalezieniu kogoś, kto by nas wysłuchał, pomógł zdjąć z barków przygniatający nas ciężar. To historia o pięknej przyjaźni, ale i samotności, niezrozumieniu oraz dyskryminacji.
"Myszy i ludzie" to powieść, którą trudno w jakiś sposób zdefiniować. Można ją interpretować cały czas na nowo, za każdym razem doszukując się czegoś innego. Ma w sobie coś z baśni, choć nie można tu liczyć na magiczne rozwiązanie wszystkich problemów. To książka, którą warto przeczytać, choć pozostawia po sobie pewien niedosyt, pustkę, z której ciężko jest od razu się otrząsnąć. I właśnie dlatego nie potrafię wystawić jej wyższej oceny, choć wywarła na mnie spore wrażenie, a mimo to naprawdę ją polecam.
George raz po raz narzeka na kłopoty, w które nieustannie wpada Lennie. Wypomina sobie, jak łatwe mogłoby być jego życie bez niego, jednak do tego stopnia przyzwyczaił się do jego towarzystwa, że trudno byłoby mu znieść samotność. Lennie jest jak dziecko - duże i niesamowicie silne, ale jednak dziecko. Bez swojego towarzysza jest bezradny, jego naiwność i kompletnie nieprzygotowanie do życia w społeczeństwie poraża, jednak George nie potrafi zostawić go samego. Łącząca ich przyjaźń wiąże się z wieloma wyrzeczeniami i poświęceniem, jednak obaj zdają sobie sprawę, że dobrze jest mieć przy sobie kogoś, kto przejmuje się naszym losem.
"My mamy przyszłość. Mamy do kogo otworzyć gębę, mamy kogoś, kto się choć trochę nami
przejmuje [...] ja mam ciebie, a ty masz mnie."
przejmuje [...] ja mam ciebie, a ty masz mnie."
To powieść króciutka i prosta, która kończy się w mgnieniu oka, a jednocześnie niezwykle głęboka w swojej wymowie; powieść, którą chciałoby się czytać dalej, której akcję chciałoby się poprowadzić inaczej. Bohaterowie snują marzenia wbrew parszywej rzeczywistości, a te z każdym kolejnym ich powtórzeniem stają się trochę bardziej realne. W przeciwieństwie do większości parobków chodzących za pracą od rancza do rancza mają oni swój cel w życiu, który dodaje im sił, pozwala wierzyć w lepsze jutro. I mają też siebie nawzajem. Niestety, do głosu dochodzą także ludzkie słabości i tęsknoty. I nie dotyczy to jedynie naszych głównych bohaterów, ale i kilkorga pobocznych postaci, które również dostają tutaj prawo do głosu. Z tej niewielkiej objętościowo książki wyzierają niespełnione nadzieje, żal i odrzucenie. Autor wspomina o potrzebie wygadania się, znalezieniu kogoś, kto by nas wysłuchał, pomógł zdjąć z barków przygniatający nas ciężar. To historia o pięknej przyjaźni, ale i samotności, niezrozumieniu oraz dyskryminacji.
"Myszy i ludzie" to powieść, którą trudno w jakiś sposób zdefiniować. Można ją interpretować cały czas na nowo, za każdym razem doszukując się czegoś innego. Ma w sobie coś z baśni, choć nie można tu liczyć na magiczne rozwiązanie wszystkich problemów. To książka, którą warto przeczytać, choć pozostawia po sobie pewien niedosyt, pustkę, z której ciężko jest od razu się otrząsnąć. I właśnie dlatego nie potrafię wystawić jej wyższej oceny, choć wywarła na mnie spore wrażenie, a mimo to naprawdę ją polecam.
"- To dobre chłopisko - rzekł Slim. - A do tego nie potrzeba rozumu. Czasem mi się wydaje, że jest na odwrót: spryciarz rzadko bywa porządnym człowiekiem."
Czasami krótkie utwory niosą ze sobą sporo treści. Widzę, że tak jest właśnie z tą książką.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię tego typu powieści - krótkie ale jednocześnie wartościowe. Na pewno przeczytam losy dwóch przyjaciół, którzy nie zapomnieli co to znaczy marzyc :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, czasami na jedynie ponad 100 stronach można zawrzeć ciekawą historię, chętnie przeczytam!
OdpowiedzUsuńTym razem podziękuję ;)
OdpowiedzUsuńNie czuję się aż tak chętna
Coraz częściej spotykam się z tym, że krótkie powieści niosą za sobą ogromne przesłanie. Można tu wymienić chociażby "Małego księcia", "Oskara i panią Różę" czy właśnie "Myszy i ludzi". Tej ostatniej książki nie miałam jeszcze okazji czytać, ale mam nadzieję niedługo to nadrobić.
OdpowiedzUsuńTytuł książki ciekawy, recenzja jeszcze ciekawsza. Mam jednak pewne wątpliwości czy by mi się spodobała. Krórkie i przejmujące to pewnie jej największy atut, ale bohaterowie i miejsca przedstawione to zupełnie nie moje gusta, ale może pewnego pięknego dnia znajdę ją na jakiejś przecenie czy w bibliotece :).
OdpowiedzUsuńBrzmi bardzo ciekawie, lubię tego typu tematykę.
OdpowiedzUsuńHm.. Lubię takie pozycje, która nadają się do samodzielnej interpretacji. Ta wygląda interesująco, ale... Szczerze mówiąc, pierwszy raz ją widzę na oczy i nie jestem pewna, czy w związku z tym, natknę się gdzieś na nią i będę mieć szansę ją poznać. Zobaczymy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sherry
A wiesz, że to jest pierwsza książka, jaką w swoim życiu przeczytał Jonathan Carroll? I zmusił go do tego jego brat :) Taka ciekawostka mi się przypomniałam :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń