Wydawnictwo: Prószyński i S-ka | Ilość stron: 231 | Seria: Martwe Jezioro (2)
Niespełna trzydziestoletnia Ulka wikła się w romans z szefem. Problem w tym, że mężczyzna zapomniał poinformować ją o pewnym fakcie - jest żonaty. W związku z tym ostatecznie do głosu dochodzi zdradzana małżonka, po której interwencji Ulka zostaje zwolniona z pracy. Ubolewająca nad swoim losem i parszywym szczęściem do mężczyzn dziewczyna w porywie chwili postanawia odciąć się od tego wszystkiego i wyjechać na miesiąc lub dwa do Irlandii. Roztrzepana Ulka nie byłaby jednak sobą, gdyby nie wywinęła czegoś w czasie podróży. Najpierw ucieka jej więc autobus wraz z bagażem, wysiada w nocy w obcym mieście tylko po to, by zorientować się, że zamiast do Irlandii trafiła do Wielkowa. Tam z kolei miejscowy policjant bierze ją za poszukiwaną listem gończym oszustkę i mimo licznych oporów zabiera na komisariat. Sprawa szybko się wyjaśnia, a zdjęty poczuciem winy funkcjonariusz zapewnia Uli nocleg, jednak dziewczyna postanawia nadwyrężyć jego gościnność i zostać tam na resztę urlopu.
Tak oto Ulka ląduje w jednym domu z dwoma braćmi - Mariuszem (policjant) i Sławkiem - którzy pod wpływem jej próśb i gróźb (zwłaszcza tych drugich) pozwalają jej wywrócić do góry nogami ich dotychczasową codzienność. Dziewczyna poznaje uroki i wady życia w małej mieścinie, staje się obiektem plotek i domysłów, wmawia rodzinie, że wciąż przebywa w Irlandii, a także wpada na trop sprawy, która zainteresuje nie tylko ją. Dawne morderstwo i ciało zakopane w ogródku? Czy w krążących po okolicy plotkach tkwi ziarnko prawdy i dziewczyna zamieszkała z ludźmi o morderczych skłonnościach? Czas to sprawdzić. Tymczasem dwaj mężczyźni, którzy wpadli w jej pułapkę nie mogą się nadziwić temu, jak szybko Ulka zadomowiła się w Wielkowie i jak łatwo przychodzi jej rządzenie się w ich własnym mieszkaniu. Jednocześnie z równie dużym zdziwieniem dochodzą do wniosku, że właściwie nie mają nic przeciwko. Ale przecież nie można przedłużać wakacji w nieskończoność. Co ostatecznie postanowi Ulka?
Charakterystyczny dla autorki szalony humor tym razem nie do końca się sprawdził, czy raczej pewne okoliczności sprawiły, że nie został w pełni wykorzystany. Oczywiście, znalazły się momenty, w których szczerze się śmiałam, czy chociażby uśmiechałam się pod nosem, jednak cała historia była nieco zbyt przerysowana - nawet jak na Rudnicką i to, co pokazała w serii o Nataliach. Zbiegów okoliczności doświadczyć tu można na każdym kroku, a sama główna bohaterka, zwłaszcza na początku, nie sprawia najlepszego wrażenia ze względu na swoją naiwność i infantylność. I chociaż ostatecznie okazała się całkiem sympatyczną osóbką, jej pomysły bywały szalone, a czyny bardzo spontaniczne i nieprzemyślane. Z początku nieco gburowaty Sławek w rzeczywistości jest naprawdę fajnym facetem, podobnie jak Mariusz, a zaradna Stenia szybko zjednała sobie przyjaźń Ulki i pewnie także przychylność wielu czytelników.
Głupim błędem z mojej strony było sięgnięcie po tę książkę nie wiedząc, że to kontynuacja "Martwego Jeziora". Nie znaczy to jednak, że w jakikolwiek sposób umniejszyło mi to możliwość czerpania przyjemności z lektury. "Czy ten rudy kot to pies?" skupia się na Ulce, więc nieznajomość pierwszej części nie stanowiła problemu, choć powiązania pomiędzy powieściami są wyraźne. Sęk w tym, że Ulka zdążyła w telegraficznym skrócie przedstawić mi wydarzenia z "Martwego Jeziora" i właściwie nie ma potrzeby, bym do tej książki wracała.
"Czy ten rudy kot to pies?" całkiem nieźle nadaje się na lekką, pełną zabawnych sytuacji i zbiegów okoliczności lekturę. Wątek romantyczny, którego przecież nie mogło zabraknąć, rozwija się stopniowo i choć nie jest idealny (sporadycznie popada w nadmierny dramatyzm), ostatecznie wywarł na mnie dość pozytywne wrażenie. Co prawda kreacja głównej bohaterki nie całkiem mnie przekonuje, jednak mogę tę książkę polecić jako lekkie czytadło. Mała uwaga na koniec, mimo wszystko proponuję zacząć od "Martwego Jeziora".
Tak oto Ulka ląduje w jednym domu z dwoma braćmi - Mariuszem (policjant) i Sławkiem - którzy pod wpływem jej próśb i gróźb (zwłaszcza tych drugich) pozwalają jej wywrócić do góry nogami ich dotychczasową codzienność. Dziewczyna poznaje uroki i wady życia w małej mieścinie, staje się obiektem plotek i domysłów, wmawia rodzinie, że wciąż przebywa w Irlandii, a także wpada na trop sprawy, która zainteresuje nie tylko ją. Dawne morderstwo i ciało zakopane w ogródku? Czy w krążących po okolicy plotkach tkwi ziarnko prawdy i dziewczyna zamieszkała z ludźmi o morderczych skłonnościach? Czas to sprawdzić. Tymczasem dwaj mężczyźni, którzy wpadli w jej pułapkę nie mogą się nadziwić temu, jak szybko Ulka zadomowiła się w Wielkowie i jak łatwo przychodzi jej rządzenie się w ich własnym mieszkaniu. Jednocześnie z równie dużym zdziwieniem dochodzą do wniosku, że właściwie nie mają nic przeciwko. Ale przecież nie można przedłużać wakacji w nieskończoność. Co ostatecznie postanowi Ulka?
"Nie, jestem samochodem. Sławek mi pożyczył. To znaczy pożyczyłby mi, gdybym miała okazję go o to zapytać."
Charakterystyczny dla autorki szalony humor tym razem nie do końca się sprawdził, czy raczej pewne okoliczności sprawiły, że nie został w pełni wykorzystany. Oczywiście, znalazły się momenty, w których szczerze się śmiałam, czy chociażby uśmiechałam się pod nosem, jednak cała historia była nieco zbyt przerysowana - nawet jak na Rudnicką i to, co pokazała w serii o Nataliach. Zbiegów okoliczności doświadczyć tu można na każdym kroku, a sama główna bohaterka, zwłaszcza na początku, nie sprawia najlepszego wrażenia ze względu na swoją naiwność i infantylność. I chociaż ostatecznie okazała się całkiem sympatyczną osóbką, jej pomysły bywały szalone, a czyny bardzo spontaniczne i nieprzemyślane. Z początku nieco gburowaty Sławek w rzeczywistości jest naprawdę fajnym facetem, podobnie jak Mariusz, a zaradna Stenia szybko zjednała sobie przyjaźń Ulki i pewnie także przychylność wielu czytelników.
Głupim błędem z mojej strony było sięgnięcie po tę książkę nie wiedząc, że to kontynuacja "Martwego Jeziora". Nie znaczy to jednak, że w jakikolwiek sposób umniejszyło mi to możliwość czerpania przyjemności z lektury. "Czy ten rudy kot to pies?" skupia się na Ulce, więc nieznajomość pierwszej części nie stanowiła problemu, choć powiązania pomiędzy powieściami są wyraźne. Sęk w tym, że Ulka zdążyła w telegraficznym skrócie przedstawić mi wydarzenia z "Martwego Jeziora" i właściwie nie ma potrzeby, bym do tej książki wracała.
"Czy ten rudy kot to pies?" całkiem nieźle nadaje się na lekką, pełną zabawnych sytuacji i zbiegów okoliczności lekturę. Wątek romantyczny, którego przecież nie mogło zabraknąć, rozwija się stopniowo i choć nie jest idealny (sporadycznie popada w nadmierny dramatyzm), ostatecznie wywarł na mnie dość pozytywne wrażenie. Co prawda kreacja głównej bohaterki nie całkiem mnie przekonuje, jednak mogę tę książkę polecić jako lekkie czytadło. Mała uwaga na koniec, mimo wszystko proponuję zacząć od "Martwego Jeziora".
"Typowe kobiece sztuczki... Groźba, prośba i szantaż."
Fajna recenzja :)
OdpowiedzUsuńMuszę w końcu sięgnąć po twórczośc tej pani :)
OdpowiedzUsuńJa jeszcze Rudnickiej nic nie czytałam ;/
OdpowiedzUsuńA ja muszę w końcu poznać prozę Olgi Rudnickiej. To wstyd jej nie znać.
OdpowiedzUsuńBardziej podobała mi się poprzednia część :)
OdpowiedzUsuńW takim razie tym bardziej żałuję, że to nie od niej zaczęłam. No cóż... ;)
UsuńCzytałam ,,Cichego wielbiciela" tej autorki i byłam oczarowana. Jej inne książki też mam w planach :)
OdpowiedzUsuńMoje-ukochane-czytadelka
Śliczny rudy kotek *-*. Czytając pierwszy akapit przyszły mi na myśl "Trudne Sprawy" ;-; (te programy powinni wycofać z TV). Zdziwił mnie, więc dalszy ciąg recenzji bo książka wygląda naprawdę ciekawie :).
OdpowiedzUsuńNa pewno przekażę mu ten komplement i od razu dziękuję w jego imieniu. :3
UsuńZ Twojego opisu książka wydaje się być takim miłym jednorazowym czytadłem.
OdpowiedzUsuńps. Ładny kot. Wydaje się być takim typowym ukochanym Mruczkiem do głaskania :)