Tytuł: Kotoura-san
Długość odcinka: 23 min.
Ilość odcinków: 12
Rok produkcji: 2013
Ocena: 6/10
To jedno z tych anime, które obejrzałam bez jakiegoś konkretnego powodu, po prostu dlatego, że akurat mi się nawinęło. Poza tym nie chciałam rozpoczynać jakichś dłuższych serii. Muszę przyznać, że "Kotoura-san" bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Dlaczego? O tym za chwilę...
Kotoura od zawsze potrafiła czytać innym ludziom w myślach, choć nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Gdy, nie widząc w tym nic złego, zaczęła na głos wyjawiać to, co starały się ukryć jej koleżanki z przedszkola, została nazwana notoryczną kłamczuchą i zaczęto uważać to za przejaw choroby. Dziewczynka czuła się wykluczona, ponieważ nikt nie chciał się z nią bawić. Również jej matka nie miała lekko, gdy chodziła z córką po lekarzach bezradnie rozkładających ręce, nie mogąc liczyć na nawet najmniejsze wsparcie męża, który całą odpowiedzialność za wychowanie Kotoury zwalał właśnie na jej barki. W końcu przy dziewczynce został jedynie dziadek. Po przeniesieniu się do nowej szkoły nie oczekiwała, że coś się w jej życiu zmieni. Na nic nie liczyła, a jednak...
Dziewczyna odpychała wszystkich, którzy choćby z grzeczności próbowali się do niej zbliżyć, jednak Manabe nie poddawał się tak łatwo i - wbrew jej przypuszczeniom - po poznaniu prawdy o jej umiejętnościach, zamiast nazwać ją dziwadłem, jeszcze bardziej zaciekawił się jej osobą. Na nic zdały się wszelkie prośby, gdyż chłopak nie przejmował się tym, że mimowolnie czytała mu w myślach. Wkrótce okazuje się również, że nie on jedyny nie ma nic przeciwko przyjaźni z nią...
Kotoura od dziecka była sama. Dopiero w liceum zaczęło się to powoli zmieniać - najpierw Manabe, następnie dołączyła do klubu ESP zajmującego się zjawiskami nadprzyrodzonymi (może nawet nie tyle dołączyła, co została zaciągnięta siłą...). Z wiecznie milczącej i niedostępnej osoby stała się uśmiechniętą dziewczyną, której bardzo zależy na przyjaciołach. Mimo tej wielkiej zmiany dawne lęki nie opuściły jej całkowicie, więc niejednokrotnie będzie musiała stawić im czoła. Tym razem nie jest jednak sama, są ludzie, którym nie jest obojętna. Razem z nimi spróbuje stawić czoła przeszłości i zaakceptować samą siebie. Parapsychiczne zdolności Kotoury to praktycznie jedynie dodatek do historii o otwieraniu się na ludzi i zaprzestaniu życia w ciągłej obawie przed zrobieniem czegoś nie tak. Razem z bohaterami przeżywamy kolejne przygody, niektóre całkiem zwyczajne, inne trochę nienormalne. Znajdzie się nawet miejsce na policyjne śledztwo.
Teraz trochę o bohaterach. Manabe to nieco zidiociały, jednak sympatyczny zboczeniec (akurat ta jego cecha sprawia, że świetnie dogaduje się z dziadkiem Kotoury, ach to podobieństwo charakterów...), który swoimi fantazjami uwielbia wyprowadzać z równowagi Kotourę, która - chce czy nie - odczytuje jego myśli. Mifune bardzo interesuje się zjawiskami paranormalnymi, głównie ze względu na los jej matki, ale o tym możecie się przekonać sami. Z dala od naszej bohaterki próbuje grać zimną i wyrachowaną, sprawiać wrażenie, że wykorzystuje znajomość z nią do własnych celów, jednak w rzeczywistości naprawdę cieszy się ze spędzanego wraz z członkami klubu ESP czasu. A jej przyjaciel z dzieciństwa Muroto? O nim nie potrafię zbyt wiele powiedzieć, jednak czasami ma dość specyficzne poczucie humoru. Jest jeszcze Moritani - z początku raczej zołza, jednak zyskuje przy bliższym poznaniu. (Swoją drogą, zauważyliście, że wszyscy ci bohaterowie mają imiona na M?)
"Kotoura-san" przypomina mi "Sakurasou..", nie tylko ze względu na humorystyczny, nierzadko podchodzący pod ecchi charakter (czego zwykle nie lubię), ale też z powodu wątku romantycznego, który rozwija się bardzo powoli i dość niewinnie, bo choć Manabe nad wyraz często nawiedzają nieczyste myśli, to w stosunku do Kotoury jest bardzo nieśmiały i boi się ją urazić, a i nasza bohaterka nie daje mu jasno do zrozumienia, że odwzajemnia jego uczucia.
Muzyka jest całkiem przyjemna i dobrze wyraża naturę tej serii - lekką, z humorem i nieco romantyczną. Opening (Megumi Nakajima - "Sonna Koto Ura no Mata Urabanashi desho") jest bardzo wesoły, natomiast ending (Haruka Chisuga "Kibou no Hana") bardziej refleksyjny. Obu słuchałam całkiem chętnie. Kreska jest prosta, a jej jasna kolorystyka świetnie tu pasuje. Postaci są może trochę dziecinne, ale jest dobrze tak, jak jest. Podsumowując, miła, przyjemna i niezbyt wymagająca seria. Jeśli właśnie czegoś takiego szukacie, powinniście być zadowoleni. :)
Kotoura od zawsze potrafiła czytać innym ludziom w myślach, choć nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Gdy, nie widząc w tym nic złego, zaczęła na głos wyjawiać to, co starały się ukryć jej koleżanki z przedszkola, została nazwana notoryczną kłamczuchą i zaczęto uważać to za przejaw choroby. Dziewczynka czuła się wykluczona, ponieważ nikt nie chciał się z nią bawić. Również jej matka nie miała lekko, gdy chodziła z córką po lekarzach bezradnie rozkładających ręce, nie mogąc liczyć na nawet najmniejsze wsparcie męża, który całą odpowiedzialność za wychowanie Kotoury zwalał właśnie na jej barki. W końcu przy dziewczynce został jedynie dziadek. Po przeniesieniu się do nowej szkoły nie oczekiwała, że coś się w jej życiu zmieni. Na nic nie liczyła, a jednak...
Dziewczyna odpychała wszystkich, którzy choćby z grzeczności próbowali się do niej zbliżyć, jednak Manabe nie poddawał się tak łatwo i - wbrew jej przypuszczeniom - po poznaniu prawdy o jej umiejętnościach, zamiast nazwać ją dziwadłem, jeszcze bardziej zaciekawił się jej osobą. Na nic zdały się wszelkie prośby, gdyż chłopak nie przejmował się tym, że mimowolnie czytała mu w myślach. Wkrótce okazuje się również, że nie on jedyny nie ma nic przeciwko przyjaźni z nią...
Kotoura od dziecka była sama. Dopiero w liceum zaczęło się to powoli zmieniać - najpierw Manabe, następnie dołączyła do klubu ESP zajmującego się zjawiskami nadprzyrodzonymi (może nawet nie tyle dołączyła, co została zaciągnięta siłą...). Z wiecznie milczącej i niedostępnej osoby stała się uśmiechniętą dziewczyną, której bardzo zależy na przyjaciołach. Mimo tej wielkiej zmiany dawne lęki nie opuściły jej całkowicie, więc niejednokrotnie będzie musiała stawić im czoła. Tym razem nie jest jednak sama, są ludzie, którym nie jest obojętna. Razem z nimi spróbuje stawić czoła przeszłości i zaakceptować samą siebie. Parapsychiczne zdolności Kotoury to praktycznie jedynie dodatek do historii o otwieraniu się na ludzi i zaprzestaniu życia w ciągłej obawie przed zrobieniem czegoś nie tak. Razem z bohaterami przeżywamy kolejne przygody, niektóre całkiem zwyczajne, inne trochę nienormalne. Znajdzie się nawet miejsce na policyjne śledztwo.
Teraz trochę o bohaterach. Manabe to nieco zidiociały, jednak sympatyczny zboczeniec (akurat ta jego cecha sprawia, że świetnie dogaduje się z dziadkiem Kotoury, ach to podobieństwo charakterów...), który swoimi fantazjami uwielbia wyprowadzać z równowagi Kotourę, która - chce czy nie - odczytuje jego myśli. Mifune bardzo interesuje się zjawiskami paranormalnymi, głównie ze względu na los jej matki, ale o tym możecie się przekonać sami. Z dala od naszej bohaterki próbuje grać zimną i wyrachowaną, sprawiać wrażenie, że wykorzystuje znajomość z nią do własnych celów, jednak w rzeczywistości naprawdę cieszy się ze spędzanego wraz z członkami klubu ESP czasu. A jej przyjaciel z dzieciństwa Muroto? O nim nie potrafię zbyt wiele powiedzieć, jednak czasami ma dość specyficzne poczucie humoru. Jest jeszcze Moritani - z początku raczej zołza, jednak zyskuje przy bliższym poznaniu. (Swoją drogą, zauważyliście, że wszyscy ci bohaterowie mają imiona na M?)
"Kotoura-san" przypomina mi "Sakurasou..", nie tylko ze względu na humorystyczny, nierzadko podchodzący pod ecchi charakter (czego zwykle nie lubię), ale też z powodu wątku romantycznego, który rozwija się bardzo powoli i dość niewinnie, bo choć Manabe nad wyraz często nawiedzają nieczyste myśli, to w stosunku do Kotoury jest bardzo nieśmiały i boi się ją urazić, a i nasza bohaterka nie daje mu jasno do zrozumienia, że odwzajemnia jego uczucia.
Muzyka jest całkiem przyjemna i dobrze wyraża naturę tej serii - lekką, z humorem i nieco romantyczną. Opening (Megumi Nakajima - "Sonna Koto Ura no Mata Urabanashi desho") jest bardzo wesoły, natomiast ending (Haruka Chisuga "Kibou no Hana") bardziej refleksyjny. Obu słuchałam całkiem chętnie. Kreska jest prosta, a jej jasna kolorystyka świetnie tu pasuje. Postaci są może trochę dziecinne, ale jest dobrze tak, jak jest. Podsumowując, miła, przyjemna i niezbyt wymagająca seria. Jeśli właśnie czegoś takiego szukacie, powinniście być zadowoleni. :)
Wydaje się sympatyczne <3
OdpowiedzUsuńWłąśnie "Kotoura-san" gdzieś mi mignęło u kogoś w zapowiedziach. Nawet większej uwagi nie zwróciłam na to anime XD Chce zdjęcie stosiku i gashaponków :3
OdpowiedzUsuńNa pewno dodam :D
UsuńNiby mam w planowanych do obejrzenia, ale ostatnimi czasy tak mało oglądam, że chyba cud musiałby się stać żebym to wszystko obejrzał xD Teraz oglądam ponownie anime "Toradora!" - po pięciu latach ;D
OdpowiedzUsuńNie oglądałam, ale może zerknę na tę serię, wprawdzie Sakurasou raczej średnio mi przypadło do gustu, ale może z tą pozycją będzie lepiej.
OdpowiedzUsuńTeraz mam dużo wolnego to obejrzę :)
OdpowiedzUsuńJakoś nigdy mnie nie ciągnęło specjalnie do anime, ale kto wie, może kiedyś. :)
OdpowiedzUsuńMi się podoba Kotoura-san ma ciekawą chistorie tylko nie mogę znaleźć odcinków specjalnych
OdpowiedzUsuń