Wydawnictwo: Bukowy Las
Ilość stron: 303
Colin Singleton, szerzej znany jako cudowne dziecko, właśnie skończył szkołę. I został porzucony przez Katherine. Dziewiętnasty raz z rzędu. I to wcale nie przez tą samą. Możecie to nazywać zrządzeniem losu, przeznaczeniem, fatum, czy jak tam wolicie, jednak prawda jest taka, że każda dziewczyna, z którą chodził (choć w niektórych przypadkach to za dużo powiedziane) miała na imię Katherine. Tym razem zraniło go to do żywego. Tak oto chłopak aspirujący na miano geniusza (choć do faktu tego podchodzi z pewną rezerwą) popada w stan bliski załamaniu. Aby do tego nie dopuścić Hassan, jego jedyny przyjaciel, postanawia wraz z nim zapakować się do auta (znanego jako Katafalk Szatana) i wyruszyć w podróż.
Ta jednak kończy się zanim się na dobre zaczyna. I tym oto sposobem lądują w zapomnianej przez świat mieścinie o nazwie Gutshot, która stanie się dla nich miejscem wielu nowych doświadczeń. Tam też poznają Lindsey - wbrew ich pierwszemu wrażeniu całkiem inteligentną osóbkę - i jej paczkę, dostają propozycję pracy oraz tymczasowe zakwaterowanie, a Colin w końcu wykrzykuje swoje upragnione eureka! i zaczyna prace nad Teorematem o zasadzie przewidywalności Katherine. Spokojnie, to wciąż nie koniec niespodzianek, jednak resztę proponuję poznać już podczas lektury.
"Ja mam taką metodę zapamiętywania wydarzeń: pamiętam je jako opowieści. Łącze poszczególne punkty i z nich powstaje historia. A te punkty, które do niej nie pasują, wymazuję."
Przyznaję, że z początku wcale nie byłam zachwycona tym, co sugerował opis. Sam pomysł chłopaka, który umawia się jedynie z dziewczynami o imieniu Katherine, wydał mi się co najmniej naciągany. A jednak wiedziałam, że prędzej czy później i tak po tę książkę sięgnę. I nie żałuję. Może i znalazło się trochę denerwujących mnie szczegółów (które dziwnym trafem wraz z rozwojem akcji albo zanikły, albo przestały mi przeszkadzać; nie potrafię tego jednoznacznie stwierdzić), jednak nie zabrakło też kilku całkiem ciekawych rozwiązań, chociażby ciągłych przypisów nieco rozjaśniających sytuację, zawierających różnego typu ciekawostki, czy też pozbawione większego znaczenia wtrącenia. A przede wszystkim ten charakterystyczny dla Greena styl. Co więcej, autorowi udało się bardzo naturalnie wprowadzić do powieści młodzieżowej zagadnienia matematyczne - trochę wykresów, wzorów - i udowodnić, że ta niekwestionowana (choć często niedoceniana) królowa nauk może mieć bardzo wiele zastosowań.
Jeśli chodzi o bohaterów, przyznam szczerze, że z początku nie polubiłam Colina. Wydawał mi się zbyt zaaferowany swoją powszechną opinią, cała ta sytuacja z Katherine też jakoś nie nastawiała mnie do niego zbyt pozytywnie, jednak ostatecznie udało mu się zdobyć moją sympatię i poparcie. Dzieląc swój czas między tęsknotę za Katherine, wysłuchiwanie mieszkańców, pracę nad Teorematem oraz towarzystwo Hassana i Lindsey stopniowo wyrastał z bycia cudownym dzieckiem, odkrywając i kształtując swoje prawdziwe ja. Swoją drogę do przejścia ma także pozostała dwójka, zwłaszcza Lindsey, która swoje zachowanie zawsze dostosowuje do swojego otoczenia. A co poza tym? Trochę o przyjaźni, egocentryzmie, o tym, jak opowiadać historie i o tym, czy matematyką można wyjaśnić każde zjawisko.
"19 razy Katherine" zdecydowanie różni się od poprzednich powieści tego autora, wciąż jednak pozostaje bardzo greenowska, że tak to ujmę (nie ja jedyna z resztą). Świetnie mi się ją czytało, znalazłam też trochę ciekawych cytatów, choć może nie tyle, co w pozostałych dziełach pisarza. Tak więc polecam (chyba że macie alergię na wszystko, co związane z matematyką). Już nie mogę się doczekać kolejnych książek Greena.
"Książki to notoryczni Porzucani: gdy je odkładasz, mogą na ciebie czekać wiecznie,
a gdy poświęcisz im uwagę, zawsze odwzajemniają twoją miłość."
a gdy poświęcisz im uwagę, zawsze odwzajemniają twoją miłość."
8/10
Jestem pod wrażeniem, że taką wysoką recenzję dałaś tej książce. Inni blogerzy dawali jej nawet 2/10. Cóż, ludzie mają różne gusta :)
OdpowiedzUsuńhttp://zakurzone-stronice.blogspot.com/
Z początku też nie podchodziłam do tej książki zbyt optymistycznie, więc byłam miło zaskoczona, że jednak dobrze trafiłam. Cóż, nie da się zaprzeczyć, że ta powieść Greena jest inna od poprzednich i nie każdemu się spodoba. Może to właśnie przez to zbiera dość niepochlebne opinie. ;)
UsuńKsiążka bardzo, bardzo mi się podobała. Powiem nawet że jest to jedna z moich ulubionych książek. Na prawdę świetnie mi się ją czytała i bardzo polubiłam styl Johna Greena. Nie mogę się doczekać aż przeczytam kolejne dzieła tego obiecującego autora.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://about-katherine.blogspot.com/
Nie czytałam jeszcze żadnej z książek Greena, ale nie wiem czy ta będzie tą pierwszą. Poczekamy, zobaczymy. Opis mnie nie zachęcił, ale recenzja sprawiła, że książka mnie zaciekawiła :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze niczego, co wyszło spod pióra tego autora. Mam zamiar przeczytatać którąś z jego książek, żeby zobaczyć, czy zasługuje na taką popularnośc, jaką obecnie uzyskał.
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze,że ja mam tak, że lubię dla oka mieć ładnie wygłądające książki, które po prostu samą okladką mnie cieszą. Greena książki mają paskudne okładki dlatego po nie nie sięgałam. Widziałam nawet przecenę na nie kiedyś w sklepie i chciałam kupić, ale stwierdziłam,że nie warto. Jesli siegnę kiedyś po te jego pozycje, to tylko i wyłacznie ze względu na fabule jaką mają w środku. Z tego co napisałaś, jest ciekawa :-)
OdpowiedzUsuńCzytałam "Gwiazd naszych wina" i mam ochotę również na tę książkę. Mam ją w planach.
OdpowiedzUsuńJuż sam początek odsyła mnie do książek greena, porzucenie i podróż jak w "papierowych miastach". choć przyzwykłam do tego, że wszystkie jego książki poniekąd mi siebie przypominają. Mimo wszystko po twojej recenzji na pewno zamierzam ją kupić, bo już jakiś czas się do tego przymierzałam :D
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że ksiazka przypadła Ci do gustu, mnie niestety strasznie zawiodła i zastanawiam się nadal co jest ze mną nie tak. xd A jeśli chodzi o matematykę to jest to mój drugi ulubiony przedmiot w szkole (zaraz po chemii), ale w literaturze jakoś matmy nie toleruję. Bo to się dla mnie gryzie. :D
OdpowiedzUsuńMi się ta książka nie podobała, więc nieco mnie dziwi Twoja wysoka ocena. Dla mnie co najmniej 3,4 w dół.
OdpowiedzUsuńDzieła autora wciąż przede mną :)
OdpowiedzUsuńKurde sama fabuła zapowiada się intrygująco, lubię tego typu rzeczy. <3
OdpowiedzUsuńKojarzy mi się skądś ta okładka albo jakaś podobna, chociaż książki na pewno nie czytałam. Mam mieszane uczucia co do fabuły, a po przeczytaniu komentarzy ten efekt wzrasta. Zresztą i tak wątpię, bym znalazła tę pozycję w raczej skromnej bibliotece, do której mam dostęp... :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam. (Porcelanovvy)
Po lekturze "Gwiazd naszych wina" postanowiłam przeczytać inne dzieła Johna Greena. Książka "19 razy Katherine" jest kolejna na mojej liście. Mam nadzieję, że się nie zawiodę, choć po przeczytaniu twojej recenzji mam jeszcze większą ochotę na tę książkę.
OdpowiedzUsuńdusza-w-książkach.blogspot.com