Dawno nie dodawałam recenzji anime, prawda? Wierzcie lub nie, ale akurat ta "pisała się" już od lutego. Hm... chyba zaczynam być perfekcjonistką w niektórych sprawach... Chyba że to jednak lenistwo... Albo brak weny? Mniejsza z tym. Choć jakby tak o tym pomyśleć, to pisanie na temat "UN-GO" też zajęło mi dłuższą chwilę. A teraz, już bez zbędnego przedłużania, zapraszam do recenzji. Ocena może być nieco myląca, ale mimo wszystko było warto. ;]
Tytuł: Tokkō
Długość odcinka: 24 min.
Ilość odcinków: 13
Rok produkcji: 2006
Tytuł: Tokkō
Długość odcinka: 24 min.
Ilość odcinków: 13
Rok produkcji: 2006
Ocena: 5/10
Anime od razu zaczyna się mocnym akcentem, a mianowicie atakiem bliżej niesprecyzowanego napastnika, jakby człowieka pozbawionego wszelkich hamulców i ludzkich odruchów, który po prostu atakuje i rozrywa na strzępy. Wokół pełno krwi. Naszego bohatera ratuje uzbrojona w miecz, naga od pasa w górę kobieta. Z tym, że już po chwili okazuje się, że wszystko to było snem. A jednak tych kilka chwil pozwoliło mi podjąć jednoznaczną decyzję - będę oglądać dalej.
Shindo Ranmaru i jego siostra Saya to jedni z ocalałych z masakry w Machidzie, gdzie 5 lat temu w dość niejasnych okolicznościach zginęły 382 osoby. Nieznani sprawcy doszczętnie zdemolowali całe osiedle mieszkalne, zabijając jednocześnie wszystkich, którzy znaleźli się w ich zasięgu. Zginęli również ich rodzice. Obecnie rodzeństwo zasiliło szeregi policji, a Ranmaru za cel stawia sobie rozwiązanie tej sprawy i pojmanie zabójcy swoich rodziców. Należy też wspomnieć, że od tego czasu prześladuje go pewien sen, ten sam, który przytoczyłam na początku. I za każdym razem jest jeszcze bardziej rzeczywisty, jakby był zapowiedzią jakiegoś wydarzenia...
Akcja rozpoczyna się, gdy nasz bohater razem z przyjacielem wstępuje do jednego z oddziałów policji, TOKKI. Jak to często bywa, pierwsze dni w pracy do najprzyjemniejszych nie należą (nie ma to jak sprzątać toalety), jednak między kolejnymi reprymendami Shindo dowiaduje się o istnieniu drugiej sekcji, owianego złą sławą TOKKO. Przynależący do niej funkcjonariusze są szczególni, a także co najmniej podejrzani i ponoć poza standardową bronią w ich wyposażenie wchodzą także miecze. Na ich temat krąży wiele plotek; jedna z nich głosi, że ich cele nie są ludźmi. Co więcej, wśród funkcjonariuszy z drugiej sekcji najwyraźniej znajduje się również dziewczyna z jego snu. A może to tylko wytwór jego wyobraźni? Wkrótce, jakby na zawołanie, ma miejsce morderstwo, a jego okoliczności do złudzenia przypominają te, w których zginęli jego rodzice. Jakby tego było mało, sprawcy nadal są w pobliżu. Ale co zrobić w sytuacji, gdy niezależnie od ilości wystrzelonej amunicji sprawcy nadal prą naprzód, jak gdyby nigdy nic? I właśnie wtedy na ratunek przybywa osławione TOKKO, jednocześnie przejmując całą sprawę.
Z takiego obrotu sytuacji szczególnie niezadowolony jest szef odsuniętego od sprawy oddziału. Nieustannie domaga się wyjaśnień, próbuje zjawiać się na kolejnych miejscach zbrodni przed TOKKO, prowadzić śledztwo na własną rękę, w czym pomagają mu podwładni. Tymczasem członkowie drugiej sekcji zaczynają coraz bardziej interesować się Shindo, który pomimo niebezpieczeństwa i nieustannych ostrzeżeń konsekwentnie stara się odkryć prawdę. Pytań wciąż przybywa, niepokojących zdarzeń także, tymczasem odpowiedzi jak na lekarstwo. A jednak sytuacja stopniowo nabiera dla niego sensu, choć nikt nie kwapi się do wyjaśnień. W czym tkwi sekret TOKKO? Skąd na ręce Shindo ni stąd ni zowąd wziął się tatuaż? Czym są stworzenia, z którymi walczą? W jaki sposób ta sprawa łączy się z incydentem w Machidzie? I jaką rolę w tym wszystkim ma odegrać jak dotąd niczego nieświadom Shindo?
Akcja skupia się głównie na szukaniu prawdy i rozwiązaniu spraw z nią związanych, jednak nie brakuje też wątków humorystycznych, nieco rozładowujących atmosferę. Bywa trochę banalnie, czy też naiwnie - drzwi, które normalnie powinny być zamknięte, nagle się uchylają, jednak Shindou nie widzi lub nie chce dostrzec tego, że jest to co najmniej podejrzane, poza tym, choć już wiele razy się przekonał, że pistolet na niewiele mu się przyda, wciąż z niego korzysta (a przecież w tym wypadku nawet nóż byłby lepszą opcją) - ale w ogólnym rozrachunku nie wypada najgorzej.
A bohaterowie? Cóż, twórcy nie bawią się w jakieś wielkie psychologiczne analizy, jednak o każdym z ważnych bohaterów możemy się co nieco dowiedzieć. Jest więc oczywiście nasz zdeterminowany do odkrycia prawdy Shindo, opiekuńcza i tryskająca pozytywną energią Saya, zdystansowana Rokujou (która najwyraźniej lubi od czasu do czasu przywalić komuś z liścia), śmiała Suzuka, wyglądający jak yakuza Kunkida (a i charakterem go przypomina) i wiele innych postaci. A że część z nich to ocalali z masakry w Machidzie, to i związanych z tym bolesnych przeżyć nie zabraknie.
Muzyka jest nieodłącznym elementem serii, budującym jej niepokojący klimat. Dla openingu i endingu dość charakterystyczne jest to, że oba są po angielsku. Opinie na ten temat z pewnością będą podzielone, jednak według mnie pasują do tego anime. Nie potrafię sprecyzować dlaczego, po prostu takie jest moje odczucie. Również o kresce nie mam za wiele do powiedzenia. Jest zwyczajna, bez zbędnych upiększeń czy udziwnień, ale całkiem w porządku. Znalazło się tu też trochę nagości, jednak twórcy nie robią z tego żadnego wielkiego halo. Tak po prostu jest i myślę, że nie ma się czego czepiać (lepsze to niż ciągłe niedwuznaczne podteksty oferowane nam obecnie w wielu seriach).
Szybko doszłam do wniosku, że fabułę tego anime trudno będzie odpowiednio zamknąć w zaledwie 13 odcinkach. I nie pomyliłam się. Zakończenie niewątpliwie pozostało otwarte, jednak nie ma też co liczyć na jakąś kontynuację, skoro manga miała tylko trzy tomy. Cóż, w tym przypadku trudno byłoby definitywnie zakończyć tą serię w taki sposób, aby jakoś jej... nie skrzywdzić? A przeczytanie mangi tylko utwierdziło mnie w tym przekonaniu. Anime z pewnością jest bardziej tajemnicze, ma świetny klimat, który sprawił, że z prawdziwą przyjemnością oglądałam kolejne odcinki. W mandze z kolei następuje zbyt szybkie wyjaśnienie nurtujących czytelnika kwestii, nie pozostawiając praktycznie nic, co mogłoby go trzymać w napięciu. Poza tym śledzony do pewnego momentu wątek niespodziewanie się urywa, ustępując pola rozgrywającej się równolegle historii. I choć dzięki temu miałam okazję dowiedzieć się zdecydowanie więcej o rodzeństwie łowców, doceniam to, że twórcy anime, nawet kosztem tej dwójki, przynajmniej spróbowali doprowadzić fabułę do końca.
"Tokko" nie należy do wyjątkowo ambitnych anime. Nie jest też pozbawione błędów i właściwie nie wyróżnia się jakoś szczególnie na tle podobnych produkcji. Jest co najwyżej średnie. Ma jednak swój charakterystyczny klimat, który bardzo sobie cenię i którego z chęcią doświadczyłabym jeszcze raz (tak na marginesie, raz już nawet zaczęłam oglądać to anime ponownie). Nie odradzam, w sumie nawet polecam, choć tylko jeżeli macie na to ochotę. "Tokko" bardzo przyjemnie mi się oglądało i mogę szczerze przyznać, że naprawdę mnie wciągnęło.
Shindo Ranmaru i jego siostra Saya to jedni z ocalałych z masakry w Machidzie, gdzie 5 lat temu w dość niejasnych okolicznościach zginęły 382 osoby. Nieznani sprawcy doszczętnie zdemolowali całe osiedle mieszkalne, zabijając jednocześnie wszystkich, którzy znaleźli się w ich zasięgu. Zginęli również ich rodzice. Obecnie rodzeństwo zasiliło szeregi policji, a Ranmaru za cel stawia sobie rozwiązanie tej sprawy i pojmanie zabójcy swoich rodziców. Należy też wspomnieć, że od tego czasu prześladuje go pewien sen, ten sam, który przytoczyłam na początku. I za każdym razem jest jeszcze bardziej rzeczywisty, jakby był zapowiedzią jakiegoś wydarzenia...
Akcja rozpoczyna się, gdy nasz bohater razem z przyjacielem wstępuje do jednego z oddziałów policji, TOKKI. Jak to często bywa, pierwsze dni w pracy do najprzyjemniejszych nie należą (nie ma to jak sprzątać toalety), jednak między kolejnymi reprymendami Shindo dowiaduje się o istnieniu drugiej sekcji, owianego złą sławą TOKKO. Przynależący do niej funkcjonariusze są szczególni, a także co najmniej podejrzani i ponoć poza standardową bronią w ich wyposażenie wchodzą także miecze. Na ich temat krąży wiele plotek; jedna z nich głosi, że ich cele nie są ludźmi. Co więcej, wśród funkcjonariuszy z drugiej sekcji najwyraźniej znajduje się również dziewczyna z jego snu. A może to tylko wytwór jego wyobraźni? Wkrótce, jakby na zawołanie, ma miejsce morderstwo, a jego okoliczności do złudzenia przypominają te, w których zginęli jego rodzice. Jakby tego było mało, sprawcy nadal są w pobliżu. Ale co zrobić w sytuacji, gdy niezależnie od ilości wystrzelonej amunicji sprawcy nadal prą naprzód, jak gdyby nigdy nic? I właśnie wtedy na ratunek przybywa osławione TOKKO, jednocześnie przejmując całą sprawę.
Z takiego obrotu sytuacji szczególnie niezadowolony jest szef odsuniętego od sprawy oddziału. Nieustannie domaga się wyjaśnień, próbuje zjawiać się na kolejnych miejscach zbrodni przed TOKKO, prowadzić śledztwo na własną rękę, w czym pomagają mu podwładni. Tymczasem członkowie drugiej sekcji zaczynają coraz bardziej interesować się Shindo, który pomimo niebezpieczeństwa i nieustannych ostrzeżeń konsekwentnie stara się odkryć prawdę. Pytań wciąż przybywa, niepokojących zdarzeń także, tymczasem odpowiedzi jak na lekarstwo. A jednak sytuacja stopniowo nabiera dla niego sensu, choć nikt nie kwapi się do wyjaśnień. W czym tkwi sekret TOKKO? Skąd na ręce Shindo ni stąd ni zowąd wziął się tatuaż? Czym są stworzenia, z którymi walczą? W jaki sposób ta sprawa łączy się z incydentem w Machidzie? I jaką rolę w tym wszystkim ma odegrać jak dotąd niczego nieświadom Shindo?
Akcja skupia się głównie na szukaniu prawdy i rozwiązaniu spraw z nią związanych, jednak nie brakuje też wątków humorystycznych, nieco rozładowujących atmosferę. Bywa trochę banalnie, czy też naiwnie - drzwi, które normalnie powinny być zamknięte, nagle się uchylają, jednak Shindou nie widzi lub nie chce dostrzec tego, że jest to co najmniej podejrzane, poza tym, choć już wiele razy się przekonał, że pistolet na niewiele mu się przyda, wciąż z niego korzysta (a przecież w tym wypadku nawet nóż byłby lepszą opcją) - ale w ogólnym rozrachunku nie wypada najgorzej.
A bohaterowie? Cóż, twórcy nie bawią się w jakieś wielkie psychologiczne analizy, jednak o każdym z ważnych bohaterów możemy się co nieco dowiedzieć. Jest więc oczywiście nasz zdeterminowany do odkrycia prawdy Shindo, opiekuńcza i tryskająca pozytywną energią Saya, zdystansowana Rokujou (która najwyraźniej lubi od czasu do czasu przywalić komuś z liścia), śmiała Suzuka, wyglądający jak yakuza Kunkida (a i charakterem go przypomina) i wiele innych postaci. A że część z nich to ocalali z masakry w Machidzie, to i związanych z tym bolesnych przeżyć nie zabraknie.
Muzyka jest nieodłącznym elementem serii, budującym jej niepokojący klimat. Dla openingu i endingu dość charakterystyczne jest to, że oba są po angielsku. Opinie na ten temat z pewnością będą podzielone, jednak według mnie pasują do tego anime. Nie potrafię sprecyzować dlaczego, po prostu takie jest moje odczucie. Również o kresce nie mam za wiele do powiedzenia. Jest zwyczajna, bez zbędnych upiększeń czy udziwnień, ale całkiem w porządku. Znalazło się tu też trochę nagości, jednak twórcy nie robią z tego żadnego wielkiego halo. Tak po prostu jest i myślę, że nie ma się czego czepiać (lepsze to niż ciągłe niedwuznaczne podteksty oferowane nam obecnie w wielu seriach).
Szybko doszłam do wniosku, że fabułę tego anime trudno będzie odpowiednio zamknąć w zaledwie 13 odcinkach. I nie pomyliłam się. Zakończenie niewątpliwie pozostało otwarte, jednak nie ma też co liczyć na jakąś kontynuację, skoro manga miała tylko trzy tomy. Cóż, w tym przypadku trudno byłoby definitywnie zakończyć tą serię w taki sposób, aby jakoś jej... nie skrzywdzić? A przeczytanie mangi tylko utwierdziło mnie w tym przekonaniu. Anime z pewnością jest bardziej tajemnicze, ma świetny klimat, który sprawił, że z prawdziwą przyjemnością oglądałam kolejne odcinki. W mandze z kolei następuje zbyt szybkie wyjaśnienie nurtujących czytelnika kwestii, nie pozostawiając praktycznie nic, co mogłoby go trzymać w napięciu. Poza tym śledzony do pewnego momentu wątek niespodziewanie się urywa, ustępując pola rozgrywającej się równolegle historii. I choć dzięki temu miałam okazję dowiedzieć się zdecydowanie więcej o rodzeństwie łowców, doceniam to, że twórcy anime, nawet kosztem tej dwójki, przynajmniej spróbowali doprowadzić fabułę do końca.
"Tokko" nie należy do wyjątkowo ambitnych anime. Nie jest też pozbawione błędów i właściwie nie wyróżnia się jakoś szczególnie na tle podobnych produkcji. Jest co najwyżej średnie. Ma jednak swój charakterystyczny klimat, który bardzo sobie cenię i którego z chęcią doświadczyłabym jeszcze raz (tak na marginesie, raz już nawet zaczęłam oglądać to anime ponownie). Nie odradzam, w sumie nawet polecam, choć tylko jeżeli macie na to ochotę. "Tokko" bardzo przyjemnie mi się oglądało i mogę szczerze przyznać, że naprawdę mnie wciągnęło.
Nie mogę się do anime przekonać, raczej nie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej serii, ale sądząc po recenzji to taki całkiem miły przeciętniak, ogólnie jeśli chodzi o anime w takich klimatach to zazwyczaj nie przypadają mi do gustu, ale są też takie pozycje, która dobrze mi się oglądało, więc tytuł zapamiętam, a jak będę miała ochotę na coś w tym stylu to obejrzę. xD
OdpowiedzUsuń2006r.... widać już po screenach, że anime ma już troszkę lat. O samym tytule nic nie słyszałam. Niby anime podchodzi pod moje gusta, ale ostatnio mało co chce mi się oglądać oprócz aktualnie wychodzących anime >.<
OdpowiedzUsuńNie słyszałam wcześniej, ale mnie zaintrygowałaś. Lubie trochę starsze anime. Moja ukochana Nana też jest z 2006 roku :D uważam, ze mają w sobie duszę :D
OdpowiedzUsuńNiedawno dodałam to anime do koniecznych do obejrzenia, opis wydawał się interesujący, a kreska nie była aż tak tragiczna. :3 Teraz dzięki twojej opinii spróbuję bez problemowo przygody z tą serią i przekonam się na własnej skórze czy jest takie dobre czy aż tak złe! ^^
OdpowiedzUsuń