niedziela, 8 lutego 2015

O filmach co nieco: Lot nad kukułczym gniazdem, Rodzice chrzestni z Tokio, Wypisz, wymaluj... miłość

Dawno nie pisałam o filmach, więc postanowiłam trochę nadrobić zaległości. :)
Dodam przy okazji, że nieco usprawniłam spis recenzji. Teraz powinno być czytelniej i myślę, że łatwiej będzie znaleźć konkretną książkę. Odświeżyłam też zakładkę "o mnie". ;)

Tytuł: Lot nad kukułczym gniazdem
Reżyser: Miloš Forman
Rok: 1975
Czas trwania: 2h 13 min.
Produkcja: USA
Gatunek: dramat, psychologiczny
Ocena: 9/10

"Główny bohater filmu, McMurphy, złodziejaszek, szuler i chuligan, chcąc uniknąć więzienia udaje psychicznie chorego, tym samym idąc do zakładu psychiatrycznego zamiast do celi. Jednak powoli przekonuje się, że szpital wcale nie jest bezpiecznym azylem, gdzie można przyjemnie spędzić czas. Całym oddziałem rządzi despotyczna siostra Ratched, która nie unika psychicznych i fizycznych ataków na pacjentów, stosując okrutne i bolesne metody zaprowadzające spokój. McMurphy widząc swoich zastraszonych współtowarzyszy, postanawia sie zbuntować i pokazać, kto tu rządzi. Jednak jego bunt przynosi niespodziewane i drastyczne skutki dla niego samego i innych pacjentów."
(opis i plakat z filmweb.pl)

Film ten można niejako podzielić na dwa etapy. Pierwszy z nich bawi. Bawi zamieszanie, jakie McMurphy wprowadza do codziennej rutyny zakładu psychiatrycznego, bawi radość, jaka za jego sprawą maluje się na twarzach pozostałych pacjentów. Nawet jeśli coś wyjdzie spod kontroli, wciąż spotyka się z większą lub mniejszą ich aprobatą. Na ich nieszczęście po chwilach euforii przychodzi nieodzowny moment poniesienia konsekwencji. A o tych McMurphy najzwyczajniej w świecie zapomniał lub też świadomie ignorował. W chwili wkroczenia do zakładu nie wiedział też w pełni na co się decyduje i czy aby lepszą opcją nie byłaby zwyczajna odsiadka. Jak będzie w rzeczywistości?

Nieco dziwne są momenty całkowitej ciszy. Parę razy zastanawiałam się nawet, czy głośniki aby na pewno dobrze działają. Cisza jednak była zamierzona. Nie mogłabym też nie wspomnieć o znakomitej grze Jacka Nicholsona, który wcielił się w głównego bohatera. Wyszło mu naprawdę przekonująco. To produkcja, z którą warto się zapoznać. Może i nie odpowiada dzisiejszym realiom szpitali psychiatrycznych (rok produkcji mówi sam za siebie), jednak jest to interesująca, momentami przejmująca historia. Polski tytuł nie oddaje w pełni tego, co powinien, dlatego też po obejrzeniu filmu radzę dowiedzieć się na ten temat czegoś więcej.



Tytuł: Rodzice chrzestni z Tokio
(Tokyo Godfathers)
Reżyser: Satoshi Kon, Shôgo Furuya
Rok: 2003
Czas trwania: 1h 32 min.
Produkcja: Japonia
Gatunek: dramat, familijny, komedia, anime
Ocena: 9/10

W czasie Bożego Narodzenia troje bezdomnych odnajduje wśród stert pudeł małe dziecko. Dla jednego z nich, transwestyty Hany, jest to jak bożonarodzeniowy prezent - jedyna okazja na spełnienie marzenia o macierzyństwie. Widząc jego szczęście, pozostała dwójka - alkoholik Gin i zbiegła z domu Miyuki - nie potrafi tak po prostu mu tego odebrać. Zapada decyzja - następnego dnia oddadzą niemowlę na posterunek policji. W decydującej chwili plany ulegają jednak zmianie i trójka bezdomnych decyduje się odnaleźć matkę dziecka, by dowiedzieć się, co nią kierowało. I czy aby na pewno mogą oddać jej zgubę bez obawy o dalsze losy maleństwa.

Oto początek obfitującej w najróżniejsze wydarzenia przygody - pełnej zarówno radości i szczęśliwych zbiegów okoliczności (od czegoś przecież jest ta tak zwana magia świąt), jak i niebezpieczeństw oraz bolesnych spotkań z rzeczywistością. Produkcji tej nie można odmówić pewnego świątecznego, choć mocno pokręconego klimatu, który towarzyszy nam przez cały czas i stanowi niewątpliwą zaletę. Choć trójka bezdomnych przebywa ze sobą na co dzień, dawne życie stanowi dla nich niejako temat zakazany. Kolejne wydarzenia stają się dla nich jednak pretekstem do stawienia czoła swojej przeszłości i popełnionym błędom. Anime nie popada przy tym w nadmierne moralizatorstwo. Muzyka jest ciekawa, a kreska ładna i realistyczna, bez zbędnego upiększania rzeczywistości. "Rodzice chrzestni z Tokio" to produkcja pełna zarówno humoru, jak i wzruszeń, której zdecydowanie warto dać szansę.



Tytuł: Wypisz, wymaluj... miłość
Reżyser: Fred Schepisi
Rok: 2013
Czas trwania: 1h 51 min.
Produkcja: USA
Gatunek: dramat, komedia, romans
Ocena: 7/10

Nauczycielowi angielskiego Jackowi Marcusowi, kiedyś dobrze zapowiadającemu się pisarzowi i dumie szkoły, obecnie bliżej do miana utrapienia. Wiecznie spóźniony, zgryźliwy i kapryśny, a do tego lubujący się w alkoholu nauczyciel w końcu staje przed perspektywą zwolnienia, co nieco przyhamowuje jego autodestrukcyjne zapędy. Nie oznacza to jednak od razu poprawy. W międzyczasie pracę zaczyna nowa nauczycielka plastyki, ceniona w artystycznym świecie Dina Delsanto, obecnie zmagająca się z niedogodnościami i bólem związanymi z chorobą. Spotkanie tych dwojga - Marcusa, który z całego serca wierzy w potęgę słów i Delsanto, dla której najważniejsza w życiu jest sztuka - wywołuje prawdziwą wojnę. Wojnę na słowa i obrazy, która wzbudza zainteresowanie uczniów, Marcusa zdaje się motywować do ponownego stanięcia na własnych nogach, a Delsanto... Właśnie. Do czego? Czy spór także jej pozwoli stawić czoła własnym problemom?

Uwielbiam zarówno słowo pisane, jak i sztukę (głównie rysowanie), więc od samego początku coś mnie do tego filmu ciągnęło, a i bardzo zachęcający zwiastun zrobił swoje. Przyznam, że z początku sceptycznie odnosiłam się do Jacka, który okazał się bardziej wykolejony niż przypuszczałam. Myślałam, że dane mi będzie poznać cynicznego i pewnego siebie, a jednak dającego się lubić nauczyciela, tymczasem na chwilę, gdy będzie można mówić o jakiejkolwiek sympatii do niego przyszło mi jeszcze długo poczekać. Co więcej, nawet w późniejszych momentach nie obyło się bez zwątpienia. A powód był dość oczywisty - alkohol. Postać Diny może i nie do końca odpowiadała moim wyobrażeniom, jednak nie mam co do niej większych uwag.

Prawda jest taka, że od początku nastawiałam się bardziej na komedię, tymczasem znalazło się tu naprawdę sporo z dramatu. Doszło nawet do tego, że byłam bliska spisania tego filmu na straty. Na szczęście w porę zdążył się wybronić. Wojna między słowem a obrazem wypadła tu całkiem ciekawie. Wielki plus należy się za naprawdę udane dialogi. Obserwowanie sporów tych dwoje było prawdziwą przyjemnością. Dla moli książkowych dodatkowym atutem będzie tu wszechobecność literatury. Miłośnicy sztuki też nie powinni być zawiedzeni. A wątek romantyczny? Nie jest idealny. Nie jest jakiś zachwycający, jednak myślę, że jest wystarczający. Nie przysłania on wszystkiego innego, stanowi raczej pewien dodatek. Całość oglądało mi się naprawdę przyjemnie.

7 komentarzy:

  1. Jeszcze nie widziałam żadnego z nich :( Ale chętnie to zmienię w wolnym czasie ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Oglądałam "Lot..." i jest to jeden z najlepszych filmów jakie w życiu widziałam. Arcydzieło ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Lot nad kukułczym gniazdem" wygląda bardzo ciekawie :) Żadnego z tych filmów nie widziałam, tak więc pora nadrobić zaległości :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie w tamtym tygodniu oglądałam "Lot nad kukułczym gniazdem" i muszę przyznać, że film pomimo swoich lat jest świetny. Ogólnie jestem rozczarowana obecnymi filmami, ciężko mi znaleźć coś co po zakończonym seansie wzbudziłoby jakieś emocje, a na usta nie cisnęłoby się tylko słowo "aha".

    OdpowiedzUsuń
  5. Pierwszy film uwielbiam. Drugi lubię, a trzeciego nigdy nie zobaczę, bo nie lubię romansów na ekranie :( Myślę, że w przypadku "Lotu..." warto również zaznajomić się z książką, która jednak pokazuje tę historię z nieco innej perspektywy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Na Rodziców Chrzestnych czaiłam się już od bardzo dawna, a po tak dobrej opinii nie pozostaje mi nic innego jak obejrzeć, zwłaszcza, że w końcu mam swoje upragnione ferie! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to życzę miłego wypoczynku. ;) Moje się niestety kończą. ;c

      Usuń

będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie jakiś ślad, dobrze wiedzieć, że są osoby które tu zaglądają ;)

i bez spamu, proszę :)