czwartek, 30 lipca 2015

Osamu Dazai "Zatracenie"

Wydawnictwo: Czytelnik  |  Ilość stron: 130
Pierwszy raz miałam styczność z tą historią w postaci anime i żałowałam, że nie mam okazji przeczytać jej pierwowzoru. Na szczęście sytuacja ta w końcu uległa zmianie i "Zatracenie" czym prędzej trafiło w moje ręce.
"W nieustannym strachu przed ludźmi, bez odrobiny pewności siebie, chowając w sercu udrękę, skrywając melancholię i nieśmiałość, przyjąłem pozę beztroskiego optymisty i stopniowo doszedłem do perfekcji w odgrywaniu roli błazeńskiego dziwadła."
Yozo jako utalentowany członek szanowanej, dobrze sytuowanej rodziny teoretycznie mógłby sobie na wiele pozwolić, a nawet wzbić się na wyżyny. W rzeczywistości jednak nie potrafił z tej szansy skorzystać, tak samo jak nigdzie nie mógł znaleźć sobie miejsca. Wybierał szkoły z dala od domu, nie lubił towarzystwa, a jedną z niewielu przyjemności było dla niego malarstwo. Wciąż szukał swojej drogi w życiu, a ta raz po raz zmieniała kierunek - towarzystwo o wątpliwych zaletach, współpraca z organizacją komunistyczną, której nawet nie popierał - chciał jedynie poczuć się częścią czegoś, rosnące problemy finansowe, aż w końcu kobiety, u których cieszył się ogromną popularnością. Te bowiem odegrały w jego życiu znaczącą rolę niezależnie od tego, czy tego chciał, czy też nie.

"Lata doświadczenia nauczyły mnie jednak, że kiedy kobieta dostaje ataku histerii,
najlepiej dać jej coś słodkiego do zjedzenia."

Bohater tragiczny - właśnie tymi słowami krótko opisałabym Yozo, człowieka, który od samego początku czuł się wyobcowany. Bał się zawiłości ludzkich relacji, wolał więc nie robić nic, zamiast się niepotrzebnie narażać, choć i bez tego doświadczał przykrości. Ze strachu przed ludźmi zaczął ukrywać się za maską błazeństwa, jednak wraz z dorastaniem zdał sobie sprawę, że jego metoda zaczyna go zawodzić. Wtedy musiał poradzić sobie na inne sposoby, choć nie zawsze mu to wychodziło. Nie potrafił wziąć się w garść, zawalczyć o swoje, a jednocześnie mierziła go jego własna bierność. Pragnął znaleźć w czymś oparcie, jednak zamiast tego coraz głębiej popadał w beznadzieję, gdyż szczęście, którego stale szukał raz po raz wymykało mu się z rąk. Stał się więc jak bezwolna marionetka, a szanse od losu, jakie napotykał na swojej drodze po pewnym czasie wydawały się tak odległe, jakby nigdy nie istniały.
"Tchórz boi się nawet własnego szczęścia."
Nieco ponad sto stron. To naprawdę niewiele, a jednak powieść ta przepełniona jest bezradnością, ogromnym smutkiem i cierpieniem. To szczery, prostolinijny zapis wydarzeń, uczuć i przemyśleń, a jednak czuje się w tym wszystkim pewną rezerwę, charakterystyczne dla bohatera oderwanie od świata, co jeszcze bardziej potęguje jego specyficzną samotność. I chociaż wciąż jest na skraju ostatecznego poddania się, stale próbuje odnaleźć coś prawdziwego w świecie przepełnionym fałszem, coś, co mogłoby się stać jego podporą. Ta wytrwałość może się wydawać godna podziwu, jednak co innego mu pozostało? Problem w tym, że cały świat wydaje się być przeciwko niemu, a on ma wrażenie, jakby stopniowo tracił prawo do nazywania siebie człowiekiem.

Powieść została napisana w formie dzienników z prologiem i epilogiem. Na końcu znajdziemy kilka słów od tłumacza, które przybliżają nam losy autora i ich powiązania z samym dziełem, a tych nie brakuje, gdyż do "Zatracenia" można się odnosić jak do jego pożegnania z życiem, a samego Yozo uważać za alter ego autora. Powieść ta okazała się nieco inna, niż myślałam, jednak to jest już skutek wspomnianej wcześniej animowanej wersji tej historii i temat ten rozwinę już przy innej okazji. Z pewnością nie jest to w żadnym wypadku optymistyczna powieść, jednak mimo to prawie nie mogłam się od niej oderwać i przeczytałam ją w mgnieniu oka. I chociaż wciąż mam nieodparte wrażenie, że nie udało mi się w tej recenzji przekazać tego, co chciałam, na koniec pozostaje mi jedynie znów wspomnieć, że na "Zatracenie" z pewnością warto zwrócić uwagę.

"Nie, płakać nie płakałam, ale... Pomyślałam tylko, że kiedy człowiek dojdzie do czegoś takiego, to z nim już koniec."

8 komentarzy:

  1. Ja widziałam w sumie tylko wersje live action, gdzie aktor do roli przygotowywał się odcinając od społeczeństwa na pół roku. Aktorsko i wizualnie film jest w porządku, chociaż historia nie została w pełni rozwinięta. Kupiłam nawet photobooka z filmu, bo jest pełen pięknych kadrów. Książka jest już od pewnego czasu zamówiona, czekam tylko na skompletowanie zamówienia z gildii :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznam się szczerze, że nie słyszałam ani o tej powieści, ani o live action, ani o anime. Z pewnością zwrócę uwagę na tę pozycję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię smutek i cierpienie. Obejrzałbym sobie anime, ale niestety (lub stety) nie mam stałego łącza i nie starczy mi netów na oglądanie :( Muszę zadowolić się książką. Książka zawsze lepsza niż film?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wchodzę na LC i dodaję książkę, a tam Twoja opinia :) Dałem plusika :D

      Usuń
    2. Książka z reguły bywa lepsza. ;>
      W tym przypadku muszę jednak przyznać, że anime posłużyło się ciekawą interpretacją jednego z elementów. Z tym że ten temat planuję rozwinąć innym razem, przy okazji porównania obu tych wersji oraz mangi, którą mam dopiero w planach. :)

      Usuń
  4. Koniecznie muszę przeczytać, bo w formie anime bardzo mi się ta historia podobała.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rzadko sięgam po prozę japońską :D
    Czemu by i nie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Wydaje się bardzo ciekawe, plus ma niewiele stron więc szybko by się przeczytało. Mam nadzieję, że niedługo na nią trafię :).

    OdpowiedzUsuń

będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie jakiś ślad, dobrze wiedzieć, że są osoby które tu zaglądają ;)

i bez spamu, proszę :)