Wydawnictwo: Media Rodzina | Liczba stron: 368
Dziewiętnaście lat po wydarzeniach z "Insygni śmierci" powracamy do magicznego świata wykreowanego przez J. K. Rowling z tą jednak różnicą, że za sprawą scenariusza do sztuki stworzonego przez wspomnianą autorkę oraz Johna Tiffany'ego i Jacka Thorne'a. Naszym głównym bohaterem będzie natomiast Albus Severus Potter, młodszy z synów Harry'ego i Ginny. Nie tak utalentowany jak jego brat, a do tego stale odczuwający społeczną presję… oj, nie było mu łatwo. I jeszcze ta świdrująca cisza, gdy syn Pottera zostaje przydzielony do Slytherinu. Na szczęście ma u swojego boku przyjaciela, a jest nim Scorpius, syn... Dracona Malfoya.
Albus i Scorpius stanowią ciekawy duet, tak różny od stale zwracającego na siebie uwagę potterowskiego trio. Samotnicy, nieśmiali, trochę nieporadni, dający się lubić. Do tego obaj zmagający się z problemami. Albus stale przyćmiewany przez sławę swojego ojca, czarna owca w rodzinie. Scorpius nieustannie nękany teoriami spiskowymi o jego rzekomym pokrewieństwie z Voldemortem. W końcu Albus zmęczony takim stanem rzeczy postanawia się zbuntować i wziąć pewne sprawy w swoje ręce, a Scorpius idzie w jego ślady. Tym sposobem chłopcy, choć kierowani dobrymi intencjami, o mało nie doprowadzają do katastrofy...
"Prawda to cudowna i straszliwa rzecz, więc trzeba się z nią obchodzić ostrożnie."
Przed tą książką przez długi czas się wzbraniałam... czy raczej byłam pewna, że sama z siebie jej nie kupię, bo byłam zbyt niepewna tego, co znajdę w środku. Kiedy jednak nadarzyła się okazja, żeby ją od kogoś pożyczyć, postanowiłam z niej skorzystać. I nie żałuję, chociaż zachwycać też nie mam się za bardzo czym. Niby miło było zobaczyć, jak po tylu latach powodzi się znanym z poprzednich części bohaterom, jednak nie poczułam tu tej magii, co kiedyś. Poza tym, ponieważ mamy do czynienia ze scenariuszem, nie uświadczymy tu bogatych opisów ani wielowątkowej, zagmatwanej historii. Przypuszczam jednak, że bardzo ciekawie byłoby zobaczyć całość na scenie ze wszystkimi opisanymi tu efektami specjalnymi.
Nie przepadam za wątkiem cofania się w przeszłość. Nie przepadam z tego względu, że zdaję sobie sprawę, jak źle może się to skończyć i nie lubię patrzeć na to, jak bardzo zagubieni i nie na miejscu potrafią być bohaterowie po powrocie do teraźniejszości. Przy "Harrym Potterze i przeklętym dziecku" miałam więc wiele powodów do obaw. Poza tym przykro było mi też obserwować, w jak kiepskim stanie są relacje Harry'ego i Albusa, jak trudno jest im znaleźć wspólny język. Podoba mi się za to fakt, że obraz Slytherinu, właściwie od początku stawianego w złym świetle, został nieco złagodzony. Historia ta jednoznacznie pokazała, że ślizgoni nie muszą być stale spiskującymi draniami z czarnomagicznymi zapędami, że to czarodzieje jak wszyscy inni. Z bardzo pozytywnej strony dał się poznać również Draco, któremu, choć również ma problemy w porozumieniu się z synem, wyraźnie zależy na Scorpiusie i - w przeciwieństwie do Harry'ego - nie ma zamiaru sprzeciwiać się jego przyjaźni z Albusem.
Nie miałam wygórowanych oczekiwań względem "Harry'ego Pottera i przeklętego dziecka". Od początku znałam też pewien dość istotny szczegół, co mogło wpłynąć na moje nastawienie do tej historii. Książka nie zachwyca, ale nie zaszkodzi jej przeczytać, zwłaszcza dla możliwości poznania Albusa i Scorpiusa, a przy okazji także alternatywnej przyszłości, która mogłaby nastąpić, gdyby coś poszło nie tak.
"Ci, których kochamy, nigdy tak naprawdę nas nie puszczają, Harry.
Pewnych spraw śmierć nie dotyka. Farby... wspomnienia... i miłości."
Pewnych spraw śmierć nie dotyka. Farby... wspomnienia... i miłości."
Ja ciągle się zastanawiam, czy sięgnąć po tę książkę. Na chwilę obecną raczej jestem na nie. Boję się, że się mocno zawiodę i rozczaruję
OdpowiedzUsuńZ jednej strony chcę przeczytać, z drugiej ogromnie boję się rozczarowania :)
OdpowiedzUsuń"Harry Potter i Przeklęte Dzięcko" jest jak "Naruto Shippuuden". Niby się skończyło, a twórcy ponownie wyskakują z czymś nowym. Właśnie takie nastawienie do tego tytułu miałam i choć całą serię HP przeczytałam, nie ciągnęło mnie do Przeklętego Dziecka ani trochę. Bo to już nie to samo i tak dalej... Mimo to naprawdę ucieszyłam się, kiedy zobaczyłam Twój post :) Pomyślałam sobie "O! Teraz Suza mi powie czy może jednak warto się za nią zabrać!". Sama z siebie prawdopodobnie nigdy bym tego nie zrobiła, bo jak wiesz, moje czytanie książek było do niedawna znikome, a teraz moją głowę zaprzątają jedynie podręczniki historyczne na studia - tyle wygrać. I muszę Ci powiedzieć, że mnie zaciekawiłaś ;) Nawet jeśli nie skomentowałaś tego nie wiadomo jak pozytywnie - po tej notce nabrałam ochoty na zabranie się a ten tytuł. Kiedy to nastąpi - nie wiem, ale wiedz, że to zrobię i masz w tym swój udział ;) Bez presji rzecz jasna! Gorąco pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKusonoki Akane
Bardzo dobre porównanie. ;) Cieszę się, że odbierasz to w taki sposób i mam nadzieję, że kiedy już sięgniesz po tę książkę, znajdziesz w niej coś dla siebie. ^^
UsuńJakoś mnie do tej książki na razie nie ciągnie. Aż dziwnę, bo serię o Harrym uwielbiam.
OdpowiedzUsuńPrzyznam się, że dopiero czytając post u Ciebie dowiedziałam się dokładnie, o czym to jest. Harry Potter i przeklęte dziecko to taki odgrzewany kotlet, ale że świat Pottera uwielbiam, to i wiedziałam, że niechybnie sięgnę i po to. Nawet, jeśli to scenariusz, a nie normalna książka. Ale poczułam się troche zaintrygowana i kurcze, przykro czytać, że Harry tak nawala w kontakcie ze swoim synem i nawet zakazuje mu przyjaźni z synem Draco, kiedy sam Draco tego nie robi... Wstyd, Harry, wstyd :(
OdpowiedzUsuńTeż długo nawet nie próbowałam się dowiedzieć co i jak. Oj tak, bardzo przykro czytać, jak nie układa się Harry'emu z synem. :(
UsuńNo tak, są zalety, Draco wyszedł na ludzi, ale co z tego, skoro cała reszta jest według mnie po postu tragicznie skopana. Aż mam ochotę zrobić analize na blogasiu.
OdpowiedzUsuńA ja chętnie bym tę analizę przeczytała. c:
Usuń