Państwowy Instytut Wydawniczy | Liczba stron: 435
Po "Portrecie Doriana Graya", który utkwił mi głęboko w pamięci, niecierpliwie wypatrywałam okazji, by zapoznać się z innymi dziełami Oscara Wilde'a. W trakcie swoich poszukiwań upatrzyłam sobie właśnie zbiór bajek, opowiadań, poematów prozą i esejów - "Twarz, co widziała wszystkie końce świata", którego przez długi czas nie udawało mi się zdobyć. Teraz, już jako posiadaczka wspomnianej książki, mogę przejść do właściwej części recenzji.
Pierwsze są opowiadania. "Zbrodnia lorda Artura Savile'a", studium o obowiązku, czyli historia o tym, jak daleko można się posunąć, byle tylko mieć już przykry obowiązek za sobą. Nawet jeśli obowiązek ten można by uznać za urojony lub niedorzeczny... Z "Upiora z Canterville" dowiemy się na przykład, w jak ciężkim położeniu może być tytułowa kreatura, gdy mieszka z ludźmi tak praktycznymi, że wcale się go nie boją, nawet przy spotkaniu twarzą w twarz. Ale czy z ich strony czekają na niego jedynie przykrości? Kolejne opowiadania, "Wzór milionera" i "Sfinks bez tajemnic", są już dużo krótsze, dlatego nie będę się nad nimi rozwodzić.
Dalej zaczynają się bajki, pisane prościej, nieraz wręcz z dziecięcą naiwnością, w których głos zabierają także zwierzęta oraz przedmioty nieożywione. "Szczęśliwy książę", który wbrew temu, jak go nazywają, ma obecnie sporo trosk. Wielka bezinteresowność i poświęcenie ukazane w "Słowiku i róży". "Prawdziwy przyjaciel" pełen obłudy, błędnego rozumowania oraz wyrzeczeń, z których nie przychodzi nic w zamian. "Nadzwyczajna rakieta", tak zadufana w sobie. "Urodziny infantki" o rozpieszczonej księżniczce i nieświadomym swojej ułomności karle. "Rybak i jego dusza", które... właściwie nie wiem, jak miałabym opisać w kilku słowach. "Młody król", który poznaje niesprawiedliwość świata i nie chce jej zaakceptować. Choć wymienione utwory zaliczają się do bajek, nie wszystkie nadawałyby się do opowiedzenia ich na dobranoc, zwłaszcza dla najmłodszych. Choć większość cechuje się wręcz dziecięcą prostotą, język potrafi być bardziej wyszukany, a słownictwo bogate. Do tego morał może nie być całkiem oczywisty, a nawet jeśli, zwykle okazuje się gorzki.
Kolejne są poematy prozą, tak krótkie, że nie ma sensu ich opisywać. Wilde podejmuje w nich przede wszystkim tematykę religijną i to w sposób, powiedziałabym, dość nietypowy. I na koniec zajmujące najwięcej miejsca, a także najbardziej wymagające spośród znajdujących się tu dzieł - eseje. "Krytyk jako artysta" przedstawiony w formie dialogu dwóch przyjaciół oraz "Narodziny krytyki historycznej" są raczej bardziej dla osób zainteresowanych i choć trochę obeznanych w tych tematach. Pozostali mogą z nich niewiele wynieść lub po prostu się znudzić. Jest jeszcze "Portret Pana W. H.", w którym co prawda też znajdziemy sporo bardziej szczegółowych informacji, jednak są one objaśniane i dotyczą jednej osoby - Szekspira. Jest to mianowicie historia tego, jak próbowano (z obsesyjnym wręcz zacięciem) dowieść słuszności pewnej teorii na temat jego twórczości.
Muszę też wspomnieć, że bardzo lubię to wydanie. Książka ma dość nietypowy, wysoki format i twardą okładkę. W środku co jakiś czas pojawiają się ilustracje Piotra Gidlewskiego, które dodają całości klimatu. No i do tego sam tytuł, który... no nie wiem, wydaje się taki niezwykły i w jakiś sposób świetnie tu pasuje.
"Twarz, co widziała wszystkie końce świata" to zbiór bardzo różnorodny, dlatego dość trudno ocenić go jako całość. Z tego samego powodu chyba każdy znalazłby tu coś dla siebie. Opowiadania są dość prześmiewcze, pełne humoru, często ciętych komentarzy, ale wcale nie wyklucza to ich poważniejszej strony. Bajki będą smutne, choć niektóre trochę mniej, a część będzie irytować zachowaniem bohaterów. Z kolei eseje... ten dotyczący Szekspira polecić mogę na pewno, co do pozostałych dwóch decyzja należy do Was, bo przyznam, że to ich przeczytanie było dla mnie najbardziej żmudne. Ogółem myślę jednak, że jest to książka warta uwagi, zwłaszcza jeśli po "Portrecie Doriana Graya" jesteście ciekawi innych prac autora.
Pierwsze są opowiadania. "Zbrodnia lorda Artura Savile'a", studium o obowiązku, czyli historia o tym, jak daleko można się posunąć, byle tylko mieć już przykry obowiązek za sobą. Nawet jeśli obowiązek ten można by uznać za urojony lub niedorzeczny... Z "Upiora z Canterville" dowiemy się na przykład, w jak ciężkim położeniu może być tytułowa kreatura, gdy mieszka z ludźmi tak praktycznymi, że wcale się go nie boją, nawet przy spotkaniu twarzą w twarz. Ale czy z ich strony czekają na niego jedynie przykrości? Kolejne opowiadania, "Wzór milionera" i "Sfinks bez tajemnic", są już dużo krótsze, dlatego nie będę się nad nimi rozwodzić.
"Życie rani każdego, kto się doń zbliży. W życiu wszystko trwa zbyt długo lub nie dość długo."
Dalej zaczynają się bajki, pisane prościej, nieraz wręcz z dziecięcą naiwnością, w których głos zabierają także zwierzęta oraz przedmioty nieożywione. "Szczęśliwy książę", który wbrew temu, jak go nazywają, ma obecnie sporo trosk. Wielka bezinteresowność i poświęcenie ukazane w "Słowiku i róży". "Prawdziwy przyjaciel" pełen obłudy, błędnego rozumowania oraz wyrzeczeń, z których nie przychodzi nic w zamian. "Nadzwyczajna rakieta", tak zadufana w sobie. "Urodziny infantki" o rozpieszczonej księżniczce i nieświadomym swojej ułomności karle. "Rybak i jego dusza", które... właściwie nie wiem, jak miałabym opisać w kilku słowach. "Młody król", który poznaje niesprawiedliwość świata i nie chce jej zaakceptować. Choć wymienione utwory zaliczają się do bajek, nie wszystkie nadawałyby się do opowiedzenia ich na dobranoc, zwłaszcza dla najmłodszych. Choć większość cechuje się wręcz dziecięcą prostotą, język potrafi być bardziej wyszukany, a słownictwo bogate. Do tego morał może nie być całkiem oczywisty, a nawet jeśli, zwykle okazuje się gorzki.
Kolejne są poematy prozą, tak krótkie, że nie ma sensu ich opisywać. Wilde podejmuje w nich przede wszystkim tematykę religijną i to w sposób, powiedziałabym, dość nietypowy. I na koniec zajmujące najwięcej miejsca, a także najbardziej wymagające spośród znajdujących się tu dzieł - eseje. "Krytyk jako artysta" przedstawiony w formie dialogu dwóch przyjaciół oraz "Narodziny krytyki historycznej" są raczej bardziej dla osób zainteresowanych i choć trochę obeznanych w tych tematach. Pozostali mogą z nich niewiele wynieść lub po prostu się znudzić. Jest jeszcze "Portret Pana W. H.", w którym co prawda też znajdziemy sporo bardziej szczegółowych informacji, jednak są one objaśniane i dotyczą jednej osoby - Szekspira. Jest to mianowicie historia tego, jak próbowano (z obsesyjnym wręcz zacięciem) dowieść słuszności pewnej teorii na temat jego twórczości.
"Lubię przysłuchiwać się sobie samej. To jedna z największych mych przyjemności. Nieraz prowadzę z sobą długie rozmowy i bywam często tak wymowna, że nie rozumiem ani jednego słowa z tego, co mówię."
Muszę też wspomnieć, że bardzo lubię to wydanie. Książka ma dość nietypowy, wysoki format i twardą okładkę. W środku co jakiś czas pojawiają się ilustracje Piotra Gidlewskiego, które dodają całości klimatu. No i do tego sam tytuł, który... no nie wiem, wydaje się taki niezwykły i w jakiś sposób świetnie tu pasuje.
"Twarz, co widziała wszystkie końce świata" to zbiór bardzo różnorodny, dlatego dość trudno ocenić go jako całość. Z tego samego powodu chyba każdy znalazłby tu coś dla siebie. Opowiadania są dość prześmiewcze, pełne humoru, często ciętych komentarzy, ale wcale nie wyklucza to ich poważniejszej strony. Bajki będą smutne, choć niektóre trochę mniej, a część będzie irytować zachowaniem bohaterów. Z kolei eseje... ten dotyczący Szekspira polecić mogę na pewno, co do pozostałych dwóch decyzja należy do Was, bo przyznam, że to ich przeczytanie było dla mnie najbardziej żmudne. Ogółem myślę jednak, że jest to książka warta uwagi, zwłaszcza jeśli po "Portrecie Doriana Graya" jesteście ciekawi innych prac autora.
*O* MUST HAVE!
OdpowiedzUsuńChcę bardzo przeczytać, tym bardziej, że niektóre z opowiadań brzmią tak tajemniczo :D Serio? Napisał coś związanego z Szekspirem? Kocham go jeszcze bardziej
W takim razie mam nadzieję, że Ci się spodoba i czekam na recenzję. ^^
UsuńZ całej tej książki chętnie sięgnęłabym tylko po opowiadania. O "Zbrodni lorda..." chyba nawet kiedyś pisałam w Ponurych Poniedziałkach. Szczerze przyznaję, że poematy i eseje mogłyby mnie teraz po prostu znudzić.
OdpowiedzUsuńZa to tytuł całego zbioru - piękny!
Z Oskarem Wildem już tak jest, że nie wszystkie jego utwory od razu trafiają do odbiorcy :)
OdpowiedzUsuń