Wydawnictwo: Muza | Ilość stron: 529
Tym razem będzie krótko. "Tańcz, tańcz, tańcz" czytałam już jakiś czas temu, jednak do tej pory nie potrafiłam się zmobilizować do napisania na jego temat czegoś sensownego, bo właściwie sama nie wiedziałam, co myśleć. Wybaczcie więc, jeśli wyjdzie mi trochę nieskładnie lub pomylę to czy owo.
Zacznijmy od tego, że nasz bohater postanowił na jakiś czas całkowicie wycofać się ze społeczeństwa. Gdy w końcu dojrzał do powrotu, musiał zacząć ponownie zarabiać, dlatego też zabrał się za, jak on sam to określa, kulturalne odśnieżanie - tworzenie artykułów i innych tekstów, których nikt nie chciał pisać - i wkrótce wyrobił sobie sporą renomę. Zaczynają go jednak nękać sny o pewnym hotelu, w którym kiedyś mieszkał razem z call girl Kiki. Najwyraźniej dziewczyna go tam wzywa. A więc co robi nasz bohater? Wyrusza do hotelu pod delfinem, jak go zawsze w myślach nazywał, jednak na miejscu podupadłego budynku zastaje nowoczesny hotel, w którym jedynie nazwa pozostała ta sama. Nie znalazł również Kiki, jednak, próbując wpaść na jej ślad, spotkał Człowieka Owcę, który niejasno wytłumaczył mu sytuację, w jakiej się znalazł. Ach, jeszcze coś! Jedno z pięter budynku może prowadzić do równoległego świata. Próbując połapać się w tym wszystkim, nasz bohater, choć poszlak ma prawie tyle, co nic, rozpoczyna poszukiwania Kiki, a na swojej drodze napotka wiele nietuzinkowych, a nawet osobliwych osobowości.
Macie wrażenie, że tak naprawdę wciąż nie wiecie, o co chodzi? Nie martwcie się, ja miałam tak praktycznie przez cały czas. Z nadzieją, że odnajdę gdzieś w tym wszystkim sens, brnęłam dalej w tę historię, która żyła własnym życiem, nie zważając na moje zdezorientowanie. Nie irytowałam się tym jednak, pozwoliłam wydarzeniom obierać coraz to dziwniejsze tory. Ostatecznie nawet w tym szaleństwie jest jakaś metoda. Zaskakuje zwłaszcza to, jak nietypowe osobowości spotykał na swojej drodze główny bohater. Chociaż... czy rzeczywiście jest się czemu dziwić, jeśli wziąć pod uwagę to, kto jest autorem książki?
Gdy teraz o tym myślę, okazuje się, że "Tańcz, tańcz, tańcz" wspominam całkiem miło. Było trochę nudniejszych momentów, czasami prawie nic się nie działo, a poszukiwanie Kiki schodziło na dużo dalszy plan, jednak w tej chwili w pamięci pozostały mi przede wszystkim te lepsze momenty i nie żałuję, że przeczytałam tę książkę. Na pewno w dalszym ciągu będę sięgać po twórczość Murakamiego, choć... może w bardziej codziennym wydaniu.
Zacznijmy od tego, że nasz bohater postanowił na jakiś czas całkowicie wycofać się ze społeczeństwa. Gdy w końcu dojrzał do powrotu, musiał zacząć ponownie zarabiać, dlatego też zabrał się za, jak on sam to określa, kulturalne odśnieżanie - tworzenie artykułów i innych tekstów, których nikt nie chciał pisać - i wkrótce wyrobił sobie sporą renomę. Zaczynają go jednak nękać sny o pewnym hotelu, w którym kiedyś mieszkał razem z call girl Kiki. Najwyraźniej dziewczyna go tam wzywa. A więc co robi nasz bohater? Wyrusza do hotelu pod delfinem, jak go zawsze w myślach nazywał, jednak na miejscu podupadłego budynku zastaje nowoczesny hotel, w którym jedynie nazwa pozostała ta sama. Nie znalazł również Kiki, jednak, próbując wpaść na jej ślad, spotkał Człowieka Owcę, który niejasno wytłumaczył mu sytuację, w jakiej się znalazł. Ach, jeszcze coś! Jedno z pięter budynku może prowadzić do równoległego świata. Próbując połapać się w tym wszystkim, nasz bohater, choć poszlak ma prawie tyle, co nic, rozpoczyna poszukiwania Kiki, a na swojej drodze napotka wiele nietuzinkowych, a nawet osobliwych osobowości.
Macie wrażenie, że tak naprawdę wciąż nie wiecie, o co chodzi? Nie martwcie się, ja miałam tak praktycznie przez cały czas. Z nadzieją, że odnajdę gdzieś w tym wszystkim sens, brnęłam dalej w tę historię, która żyła własnym życiem, nie zważając na moje zdezorientowanie. Nie irytowałam się tym jednak, pozwoliłam wydarzeniom obierać coraz to dziwniejsze tory. Ostatecznie nawet w tym szaleństwie jest jakaś metoda. Zaskakuje zwłaszcza to, jak nietypowe osobowości spotykał na swojej drodze główny bohater. Chociaż... czy rzeczywiście jest się czemu dziwić, jeśli wziąć pod uwagę to, kto jest autorem książki?
Gdy teraz o tym myślę, okazuje się, że "Tańcz, tańcz, tańcz" wspominam całkiem miło. Było trochę nudniejszych momentów, czasami prawie nic się nie działo, a poszukiwanie Kiki schodziło na dużo dalszy plan, jednak w tej chwili w pamięci pozostały mi przede wszystkim te lepsze momenty i nie żałuję, że przeczytałam tę książkę. Na pewno w dalszym ciągu będę sięgać po twórczość Murakamiego, choć... może w bardziej codziennym wydaniu.
"Zazwyczaj mogę dostać to, co chcę, lecz nie mogę dostać tego, na czym mi naprawdę zależy."
Ta książka mnie nie zainteresowała. Jeżeli miałabym żyć poza książką, nie dałabym rady tak długo. I te nudniejsze momenty. przekonują mnie, że są o wiele ciekawsze książki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie,
http://tylkomagiaslowa.blogspot.com/
Tylko nie Człowiek Owca ;_; Proszę.
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=ZimRfJPEF6w
Trauma tak silna.
Lepiej kaoling!
Murakami wciąż przede mną, jeszcze nie zdecydowałam, od której powieści zacznę tę przygodę. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie jestem w trakcie czytania "Kroniki ptaka nakręcacza" i doskonale rozumiem Twoje odczucia. Zresztą po "Przygodzie z owcą" też trudno było mi napisać coś sensownego w recenzji. Ale wiem jedno, styl Murakamiego bardzo mi odpowiada i chociaż zdarzają się dłużyzny to jest w tym coś niezwykłego, nawet w opisie zwyczajnych czynności.
OdpowiedzUsuńZauważyłem też, że bohaterowie Murakamiego bardzo często wycofują się ze społeczeństwa. To ciekawe...
Tak, Murakami zdecydowanie potrafi czarować słowem. :)
UsuńTo nie jedyne podobieństwo. Jeśli się dobrze przyjrzeć, można zauważyć też kilka innych cech wspólnych, co widać zwłaszcza w "Ślepej wierzbie i śpiącej kobiecie" ze względu na sporą ilość opowiadań.
to już następna recenzja którejś z powieści Murakamiego na twoim blogu, a ja nawet ani jednej z jego ksiazek nie przeczytałam... na pewno nie zacznę od tańcz tańcz tańcz skoro ta historia nie do końca cię przekonała, ale.. w takim razie od czego? co polecasz? :)
OdpowiedzUsuńNo cóż, ja zaczęłam od w miarę krótkiego "Na południe od granicy, na zachód od słońca" i zrobiło na mnie całkiem niezłe wrażenie - mistrzostwo może to nie jest, jednak pozwala zapoznać się ze stylem Murakamiego, a jednocześnie nie zawiera zbyt wielu "udziwnień". Z kolei jeśli nie obawiasz się dość specyficznego stylu, mogłabyś zacząć od "Norwegian Wood". Kolejna opcja to zbiory opowiadań - co prawda "Mężczyzn bez kobiet" dopiero zaczynam, ale zapowiada się świetnie. ;)
UsuńOczywiście Murakamiego mam w planach.. na półce czeka "Norwegian Wood" - mam nadzieję się za niego zabrać jeszcze w 2016 :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
ksiazki-inna-rzeczywistosc.blogspot.com
Hahahaha - cały Murakami!
OdpowiedzUsuńPomimo tego, że wydaje mi się to bardzo wysilające myślenie - przeczytam :D Tym bardziej, że interesują mnie postaci, jakie bohater spotka na swojej drodze i czy w końcu ją odnajdzie :3
Postaci są zdecydowanie warte uwagi, choć co najmniej dziwne. :P
UsuńJeszcze nie natknęłam się na żadną książkę Murakamiego nie licząc Mężczyzn bez kobiet (ten tytuł zupełnie mnie nie interesuje). Strasznie chcę zapoznać się z twórczością autora, ale mam jakiegoś pecha. Mam nadzieję, że następnym razem znajdę w Empiku Kafkę chociaż to chyba mało prawdopodobne X'D.
OdpowiedzUsuńSzansa zawsze jest, może akurat się uda. ;)
UsuńMurakami to już moja zmora - co chcę przeczytać, tak cały czas coś mi staje na przeszkodzie!
OdpowiedzUsuńPo recenzji jestem lekko zagubiona, ale zaintrygowana Twórczość Murakamiego chcę poznać, ale wciąż mi z tym nie po drodze. :( Ale może coś innego na początek. :P
OdpowiedzUsuńLeci mi w głowie piosenka, gdy czytam tytuł i nie mogę jej przegonić...
Pozdrawiam.
Tak, na początek lepsze będzie coś bardziej... zwyczajnego. ;D
UsuńChyba domyślam się jaka... ;)