Doukyuusei | Wydawnictwo: Waneko | Ilość stron: 182 | Jednotomówki Waneko
Mawia się, że przypadki chodzą po ludziach. I tak właśnie jest. Weźmy na przykład takich Kusakabe i Sajou. Pierwszy z nich to uwielbiający muzykę, grający w zespole lekkoduch, a w nauce żaden z niego orzeł. Drugi to szkolny prymus, sprawiający wrażenie cichego, nietowarzyskiego, a czasami wręcz wyniosłego. Gdyby nie właśnie przypadek, ta dwójka mogłaby się nigdy nie poznać, nie zamienić ze sobą nawet słowa. Ale stało się inaczej.
Ich klasa miała pierwszą próbę przed występem chóru i Kusakabe zauważył, że Sajou nie śpiewa. Nie potrafi? A może nie ma czasu ani ochoty przejmować się jakąś głupią piosenką? Cóż, jego sprawa. Gdy jednak po lekcjach Kusakabe wraca się po coś do klasy, ku swojemu zdziwieniu, spotyka tam właśnie nucącego pod nosem Sajou. Trochę z przyzwyczajenia, trochę z ciekawości poprawia go, a gdy dowiaduje się o problemie chłopaka z odczytaniem nut z tablicy, bez zastanowienia (i ku obopólnemu zaskoczeniu) proponuje mu swoją pomoc.
Bardzo prosty początek, prawda? Ale tak właśnie było. I tak od zdania do zdania, od jednego spotkania do drugiego ich znajomość zaczęła się rozwijać, stopniowo przeradzając się w coś więcej. Jak to zwykle bywa, nie obyło się jednak bez sprzeczek i nieporozumień, a niektóre z nich były dość poważne. Różnice w priorytetach naszych dwóch bohaterów mogą sporo namieszać. Jest też Hara, znany jako Haracz (w oryginale Harasen) nauczyciel muzyki, który wyraźnie interesuje się Sajou, a widząc, że chłopak coraz lepiej dogaduje się z Kusakabe, jakby nieco traci grunt pod nogami. Czy stanie się dla nich przeszkodą? Ta konkurencja niepokoi Kusakabe, z kolei Sajou wciąż trudno uwierzyć, że ktoś taki, jak Kusakabe zainteresował się właśnie nim. Chłopcy przeżywają swoje wzloty i upadki, jest uroczo, zabawnie (humoru jest naprawdę pełno), w odpowiednich momentach też trochę poważniej, z czym autorka świetnie sobie poradziła.
Kreska autorki jest bardzo specyficzna - to nie ulega wątpliwości i właśnie ten fakt może niektórych zniechęcać. Sama przyznam, że nie od razu doceniłam kreskę Nakamury, najpierw musiałam do niej przywyknąć. Jej rysunki wydają się bardzo swobodne... czasami nawet za bardzo, co widać po niektórych ujęciach rąk, ale i to ma swój urok. Obecnie mogę wręcz rozpływać się w zachwytach nad jej kreską, a więc moja rada brzmi: dajcie jej trochę czasu.
Manga została wydana w serii Jednotomówek Waneko, a więc w powiększonym formacie. Onomatopeje są, jak zwykle u Waneko, wyczyszczone i ogólnie całość prezentuje się całkiem nieźle, chociaż tusz na pierwszej stronie dość mocno przebija. Trochę dziwi mnie też, że tytuły poszczególnych rozdziałów pozostawiono w języku angielskim. Z tłumaczenia jestem raczej zadowolona, czasami nawet bardzo; miałabym do niego parę uwag, ale może to już tylko moje widzimisię - po wielokrotnym czytaniu tej mangi na skanach oraz niemal równie częstemu odsłuchiwaniu dramy CD mam po prostu wrażenie, że niektóre kwestie brzmiałyby lepiej, gdyby inaczej ubrać je w słowa.
Trochę dziwnie jest mi pisać tylko o "Kolegach z klasy", skoro wiem już o wiele więcej z kolejnych mang powiązanych z tą. I chociaż to recenzja tego jednego tytułu, nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała choć słowem o "Sotsugyousei" (tłum. absolwenci), bo to właśnie ta manga sprawiła, że zakochałam się w historii Sajou i Kusakabe. Na pierwszy rzut oka "Koledzy z klasy" mogą się wydawać mangą bardzo zwyczajną, wręcz banalną (czego powód po części wyjaśnia autorka w krótkim posłowiu) i nie ukrywam, że przez jakiś czas sama właśnie za taką ją uważałam. Dopiero dalszy ciąg ich losów pokazał mi, jak poważnie myślą o swoim związku. To właśnie "Sotsugyousei" pozwoliło mi spojrzeć na tę historię z szerszej perspektywy, docenić drobne gesty, niuanse, na które wcześniej nie zwróciłam należytej uwagi, a których jest pełno także w "Kolegach z klasy". To, jak lemoniada cały czas przewija się przez mangę, nabierając symbolicznego znaczenia. To, jak naturalnie rozwija się ich relacja. To, jak autorka wykorzystała piosenkę, dzięki której pierwszy raz się do siebie odezwali, a później także pewien wiersz - oba te utwory stały się jakby myślami przewodnimi rozdziałów, w których występują. Ach! I jeszcze ten motyw wstążki (przeczytacie, a zrozumiecie)! Moją uwagę zaczęły zwracać nawet najmniejsze szczegóły i to ich wynajdywanie sprawiało mi sporą przyjemność.
Wyszło trochę przydługo, ale nic na to nie poradzę - na ich temat mogłabym pisać i pisać, a wciąż wynajdywałabym coś, o czym mogłabym jeszcze wspomnieć. Pokusiłabym się wręcz o stwierdzenie, że "Koledzy z klasy" (wraz z "Sotsugyousei") to moja ulubiona manga, którą mogłabym czytać raz za razem cały czas z tym samym (a może nawet i większym) zainteresowaniem. Mam więc ogromną nadzieję, że Waneko nie poprzestanie tylko na tym jednym tytule i doczekam się kolejnych prac Nakamury Asumiko w Polsce. Wniosek z tego prosty - koniecznie dajcie tej historii szansę! Na koniec dodam, że "Koledzy z klasy" doczekali się swojego anime. Jest to jednak film kinowy, więc na jego dostępność wciąż przyjdzie nam niestety dłuższą chwilę poczekać (a tutaj trailer). Już nie mogę się doczekać!
Bardzo prosty początek, prawda? Ale tak właśnie było. I tak od zdania do zdania, od jednego spotkania do drugiego ich znajomość zaczęła się rozwijać, stopniowo przeradzając się w coś więcej. Jak to zwykle bywa, nie obyło się jednak bez sprzeczek i nieporozumień, a niektóre z nich były dość poważne. Różnice w priorytetach naszych dwóch bohaterów mogą sporo namieszać. Jest też Hara, znany jako Haracz (w oryginale Harasen) nauczyciel muzyki, który wyraźnie interesuje się Sajou, a widząc, że chłopak coraz lepiej dogaduje się z Kusakabe, jakby nieco traci grunt pod nogami. Czy stanie się dla nich przeszkodą? Ta konkurencja niepokoi Kusakabe, z kolei Sajou wciąż trudno uwierzyć, że ktoś taki, jak Kusakabe zainteresował się właśnie nim. Chłopcy przeżywają swoje wzloty i upadki, jest uroczo, zabawnie (humoru jest naprawdę pełno), w odpowiednich momentach też trochę poważniej, z czym autorka świetnie sobie poradziła.
Kreska autorki jest bardzo specyficzna - to nie ulega wątpliwości i właśnie ten fakt może niektórych zniechęcać. Sama przyznam, że nie od razu doceniłam kreskę Nakamury, najpierw musiałam do niej przywyknąć. Jej rysunki wydają się bardzo swobodne... czasami nawet za bardzo, co widać po niektórych ujęciach rąk, ale i to ma swój urok. Obecnie mogę wręcz rozpływać się w zachwytach nad jej kreską, a więc moja rada brzmi: dajcie jej trochę czasu.
Manga została wydana w serii Jednotomówek Waneko, a więc w powiększonym formacie. Onomatopeje są, jak zwykle u Waneko, wyczyszczone i ogólnie całość prezentuje się całkiem nieźle, chociaż tusz na pierwszej stronie dość mocno przebija. Trochę dziwi mnie też, że tytuły poszczególnych rozdziałów pozostawiono w języku angielskim. Z tłumaczenia jestem raczej zadowolona, czasami nawet bardzo; miałabym do niego parę uwag, ale może to już tylko moje widzimisię - po wielokrotnym czytaniu tej mangi na skanach oraz niemal równie częstemu odsłuchiwaniu dramy CD mam po prostu wrażenie, że niektóre kwestie brzmiałyby lepiej, gdyby inaczej ubrać je w słowa.
Trochę dziwnie jest mi pisać tylko o "Kolegach z klasy", skoro wiem już o wiele więcej z kolejnych mang powiązanych z tą. I chociaż to recenzja tego jednego tytułu, nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała choć słowem o "Sotsugyousei" (tłum. absolwenci), bo to właśnie ta manga sprawiła, że zakochałam się w historii Sajou i Kusakabe. Na pierwszy rzut oka "Koledzy z klasy" mogą się wydawać mangą bardzo zwyczajną, wręcz banalną (czego powód po części wyjaśnia autorka w krótkim posłowiu) i nie ukrywam, że przez jakiś czas sama właśnie za taką ją uważałam. Dopiero dalszy ciąg ich losów pokazał mi, jak poważnie myślą o swoim związku. To właśnie "Sotsugyousei" pozwoliło mi spojrzeć na tę historię z szerszej perspektywy, docenić drobne gesty, niuanse, na które wcześniej nie zwróciłam należytej uwagi, a których jest pełno także w "Kolegach z klasy". To, jak lemoniada cały czas przewija się przez mangę, nabierając symbolicznego znaczenia. To, jak naturalnie rozwija się ich relacja. To, jak autorka wykorzystała piosenkę, dzięki której pierwszy raz się do siebie odezwali, a później także pewien wiersz - oba te utwory stały się jakby myślami przewodnimi rozdziałów, w których występują. Ach! I jeszcze ten motyw wstążki (przeczytacie, a zrozumiecie)! Moją uwagę zaczęły zwracać nawet najmniejsze szczegóły i to ich wynajdywanie sprawiało mi sporą przyjemność.
Wyszło trochę przydługo, ale nic na to nie poradzę - na ich temat mogłabym pisać i pisać, a wciąż wynajdywałabym coś, o czym mogłabym jeszcze wspomnieć. Pokusiłabym się wręcz o stwierdzenie, że "Koledzy z klasy" (wraz z "Sotsugyousei") to moja ulubiona manga, którą mogłabym czytać raz za razem cały czas z tym samym (a może nawet i większym) zainteresowaniem. Mam więc ogromną nadzieję, że Waneko nie poprzestanie tylko na tym jednym tytule i doczekam się kolejnych prac Nakamury Asumiko w Polsce. Wniosek z tego prosty - koniecznie dajcie tej historii szansę! Na koniec dodam, że "Koledzy z klasy" doczekali się swojego anime. Jest to jednak film kinowy, więc na jego dostępność wciąż przyjdzie nam niestety dłuższą chwilę poczekać (a tutaj trailer). Już nie mogę się doczekać!
"A boy met a boy.
They were in flush of youth.
They were in love that felt like a dream,
like a sparkling soda pop."
Czytałam to kiedyś i jakoś nie zapadło mi na dłużej w pamięci + ten nauczyciel mnie przeraża... :"D
OdpowiedzUsuńMoże bym kupiła, ale naprawdę boję się tego nauczyciela. X"D
Super pomysł na pierwsze zdjęcie!
Mnie nie tyle przerażał, co raczej za nim nie przepadałam, jednak kolejne mangi (a zwłaszcza "Sora to Hara") pokazały, że i on ma swoje dobre strony. ;)
UsuńDziękuję. :D Najchętniej dołożyłabym do tego jeszcze butelkę po lemoniadzie. ;D
Czekam na swój egzemplarz! <3 Nasłuchałam się dobrego o tej mandze (O Absolwentach też), dlatego czekam z niecierpliwością na listonosza! XD
OdpowiedzUsuńJeszcze ten trailer! <3 Po Twojej recenzji, jestem jeszcze bardziej na "kolegów" nakręcona! <3 <3
Mam nadzieję, że Ci się spodoba i czekam na recenzję. ;)
UsuńRaczej tego nie kupię. Nie dość, że tematyka mi nie podchodzi, to jeszcze ta okropna kreska >_<
OdpowiedzUsuńJak już pisałam, ja ją uwielbiam. ;)
UsuńTa kreska tak pięknie wygląda w druku, TAK PIĘKNIE. A jak czytam skanlacje to nie odnoszę aż takiego wrażenia. Kupiłabym cały artbook tej autorki.
OdpowiedzUsuńPochwalę się: niedawno zamówiłam sobie jej artbook. Już nie mogę się go doczekać! <3
UsuńTo nie dla mnie. ^^'
OdpowiedzUsuńJa swój tomik pewnie zamówię w kwietniu, nie mogę się doczekać czytając tak pochwalne recenzje :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję kupić "Kolegów" jeszcze w tym miesiącu lub na początku następnego i już nie mogę się doczekać kiedy zagłębię się w lekturę ! :D Uwielbiam specyficzne kreski, więc coś czuję, że ta manga mimo tematyki shounen-ai bardzo przypadnie mi do gustu ;).
OdpowiedzUsuńKreska ma naprawdę sporo uroku, choć lepiej to widać w późniejszych mangach autorki, kiedy kreska jest bardziej "wyrobiona". Mam nadzieję, że będziesz z niej zadowolona. ;)
UsuńKreska wygląda bosko * o *
OdpowiedzUsuńmam pytanko. Czy w w tej mandze są hmm... "ostrzejsze" sceny? Bo pocałunki są spoko, ale takich ostrzejszych scen nie trawię, czy bardziej nie jestem na nie jeszcze gotowa (lol xD) xD więc się tak pytam, żeby wiedzieć, czy kupowac czy nie ^^
Cieszę się, że tak uważasz. ^^
UsuńNie, w "Kolegach z klasy" nic takiego nie ma, więc możesz kupować śmiało. Dopiero w "Absolwentach" pojawia się coś więcej, ale i tam nie ma tego za wiele. ;)
Ufff, uspokoiłaś mnie ^^ noo w takim razie może Koledzy z klasy to będzie moja pierwsza BL manga ^^ taa, teraz tylko znajdź, człowieku, na to pięniądze xD
Usuń