środa, 29 sierpnia 2018

B. Albertalli "Simon oraz inni homo sapiens" + film

"Simon oraz inni homo sapiens" (czy też "Twój Simon" jak to widnieje w wydaniu z filmową okładką) ciekawiło mnie już od dłuższego czasu, jednak cały czas odkładałam tę książkę na później i dopiero zbliżająca się premiera filmu zmotywowała mnie do jej przeczytania (a wtedy już nawet zbliżająca się wielkimi krokami sesja mnie nie powstrzymała i czytanie poszło szybko).

Jeśli ktoś jeszcze nie orientuje się w historii, oto fragment opisu (tak, idę nieco na łatwiznę):
Każdy zasługuje na wielką miłość, prawda? Jednak historia 17-letniego Simona Spiera jest nieco skomplikowana. Simon jest fanem Harry’ego Pottera, nałogowym pożeraczem oreo, miłośnikiem muzyki alternatywnej oraz gejem. Nie ujawnił tego jeszcze nikomu ze swego otoczenia. Ukrywający swoją orientację seksualną szesnastoletni Simon uważa, że miejsce dramatów jest na scenie teatralnej. Jednak kiedy napisana przez niego wiadomość mailowa wpada w niepowołane ręce, pojawia się ryzyko, że jego wielki sekret ujrzy światło dzienne. A co gorsza w niebezpieczeństwie znajdzie się także Blue, chłopak, z którym Simon wymienia maile.

Naprawdę świetnie czytało mi się tę książkę. Jest lekka i pełna humoru, choć nie wszystkie wydarzenia są miłe i przyjemne. Ciekawie obserwowało się wymianę maili między Simonem i Blue, jak stopniowo otwierali się przed sobą, dzieląc się raz tym, czego nie wiedział o nich nikt inny, a kolejnym razem po prostu anegdotami z życia. Miło było też poznać całą rodzinkę Spierów, którzy są naprawdę świetnymi ludźmi, a w późniejszym czasie towarzyszyć Simonowi w próbach rozgryzienia tożsamości Blue. Z kolei do tych mniej przyjemnych elementów należy szantaż i idące za nim kłamstwa, niepewności i nieporozumienia, to, jak Simon musiał balansować na krawędzi bycia w porządku wobec siebie i przyjaciół a postępowaniem według wymagań szantażującego go Martina.

Podobały mi się występujące w książce nawiązania, najczęściej do Harry'ego Pottera oraz lekka obsesja Simona na punkcie oreo (którą potrafię zrozumieć ;3). Znalazłam też sporo fajnych cytatów. Raczej rzadko mi się zdarza wciągnąć się w książkę tak mocno, by czytać do bardzo późna, a jednak w tym przypadku tak się właśnie stało (nawet jeśli ostatecznie nie dotrwałam do końca i kontynuowałam już następnego dnia) - to chyba o czymś świadczy. ;)
Co do filmu, pewnie bardziej podobałby mi się, gdybym nie przeczytała książki, a tak byłam skazana na ciągłe porównywanie jednej wersji z drugą. I oczywiście książka wypada tu lepiej.
Mogłabym narzekać na różne szczegóły, które zostały pozmieniane (i zapewne będę), jednak na tym się nie kończy. Inaczej zostały też przedstawione nawet te ważne wątki. Mogę nie czepiać się tego, że zmienili rasę psa, niech im będzie, ale dlaczego niby Leah w filmie jednak kochała się w Simonie, a nie w Nicku (a raczej w ogóle w którymkolwiek z nich, jak podpowiada Otai)? Jak to się stało, że Bram postanowił urządzić u siebie imprezę, na której w książce wcale nie miało go być, bo nie lubi takich rzeczy?
Dodano postać strasznie denerwującego dyrektora, skutek - jeszcze więcej irytacji. W nauczycielce prowadzącej zajęcia teatralne też coś mi nie pasowało, w książce wydawała się dużo fajniejszą postacią.
Trochę też żałuję, że jedną siostrę Simona pominięto, a drugiej przydzielono całkiem inne hobby, ale już mniejsza o to. Jednym z moich głównych problemów z tym filmem jest to, że nawet Simon wypada tu dużo gorzej przez swoje zachowanie. Jasne, nawet w książce z powodu szantażu podejmował kiepskie decyzje, jednak nie kłamał tak w żywe oczy, raniąc przy tym przyjaciół. Do tego Martin, który tutaj stał się jeszcze bardziej nie do zniesienia. A całe to czekanie na Blue w wesołym miasteczku? Przecież w filmie zrobili z tego jakąś farsę, widowisko, na które zleciało się chyba z pół szkoły. Jak niby ten nieśmiały Blue miał się nagle odważyć na ujawnienie się w takiej sytuacji? Trochę też przykro, że zmienione zostały adresy mailowe bohaterów, które w książce niosły dla nich ze sobą pewne znaczenie. I jeszcze uwaga do polskich napisów: dlaczego nie zostawiliście Blue w spokoju i musieliście przetłumaczyć ten pseudonim jako Smutny?! To jedna z rzeczy, których nie potrafię przeboleć.
Nie jest jednak tak, że film okazał się porażką. Po prostu wyszło bardziej płytko niż sądziłam, trochę sztampowo w pewnych momentach, a do tego secondhand embarrassment dawał mi się trochę we znaki. Muzyka była za to niezła, na aktorów też nie narzekałam, a do tego bardzo spodobał mi się pokój Simona. Konkretnie łóżko we wnęce i cała ściana w tym kąciku służąca za tablicę, po której można było pisać kredą. Doceniam też puszczenie oczka w stronę widzów w postaci widocznej w pewnym momencie na półce innej książki tej samej autorki oraz "Bardziej szczęśliwy niż nie", też o tematyce LGBT (może było coś jeszcze, ale tylko tyle zauważyłam). Zostawili też sporo rozmów o oreo (choć nie aż tyle, co w książce, a dużo innych nawiązań pominęli). A! I jeszcze dodanie Panic! At The Disco (uwielbiam! ♥) jako jednego z ulubionych zespołów Simona. Wydaje mi się też, że w książce został wspomniany jakiś inny gej w szkole (poprawcie mnie jeśli się mylę), w filmie natomiast został przedstawiony bardziej szczegółowo i myślę, że wyszło to na plus.

Czytaliście książkę albo oglądaliście film? Jakie są Wasze odczucia?

5 komentarzy:

  1. Zgadzam się co do wiekszości, najpiwrw widziałam film, a potem przeczytałam książkę i byłam strasznie zła!! Tyle zmarnowanego potencjału! Książkę kocham całym sercem! Tylko jedna sprawa - Leah nie zakochała się w Simonie, ani w Nicku :), musiałaś źle zrozumieć, ze podobal jej się nick. Byla zazdrosna o drugą osobe ze zwiazku Nicka, a nie o samego Nicka. Ale o tym można poczytac juz w kontynuacji Simona o samwj Leah, którą też bardzo polecam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio zaczęłam czytać (a właściwie słuchać) kontynuację i chyba rzeczywiście gdzieś źle zrozumiałam przy "Simonie...". Chociaż w historii Leah było też wspomniane, że kiedyś podobał jej się zarówno Nick, jak i Simon (zwłaszcza w pakiecie z jego rodziną), ale to już stare dzieje. Właśnie jestem świeżo po skończeniu "Leah on the Offbeat" i przyznaję, że jest warte polecenia. ;D

      Usuń
  2. Znam obie wersje i jak dla mnie film wypadł nieco lepiej od książki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeszcze nie czytałam książki, ani nie obejrzałam filmu. Od jakiegoś czasu mam ten tytuł na liście do przeczytania, ale zawsze coś innego odwróci moja uwagę. XD Ale wole najpierw przeczytać książkę, bo wiadomo - w filmie nie zawsze wszystko wychodzi tak dobrze. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszyscy tak zachwalają tą książkę, może się w końcu skuszę :)

    OdpowiedzUsuń

będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie jakiś ślad, dobrze wiedzieć, że są osoby które tu zaglądają ;)

i bez spamu, proszę :)