piątek, 18 marca 2016

Anime "Kiseijuu: Sei no Kakuritsu"

Ilość odcinków: 24  |  Emisja: jesień 2014  |  Ocena: 8/10
Czy słuchawki mogą uratować czyjeś życie? Najwyraźniej tak. To właśnie dzięki nim Izumi Shinichi uniknął przejęcia ciała przez pasożyta niewiadomego pochodzenia, który zamiast tego opanował jego prawą rękę. A ponieważ żadne z nich nie znajdzie korzyści w krzywdzie drugiego, od teraz będą musieli nauczyć się wspólnie koegzystować. Niestety, niektórzy ludzie nie mieli tyle szczęścia i stali się potworami żywiącymi się innymi ludźmi. Tak właśnie przedstawiają się ogólne założenia fabularne "Kiseijuu: Sei no Kakuritsu".

Nie myślcie sobie, że współpraca z obcą formą życia będzie przebiegała łatwo i przyjemnie. Trudno ot tak zaakceptować gadającą rękę, która ma własną wolę. Poza tym, choć pasożyt (nazwany przez Izumiego Migi) szybko się uczy, jako byt dbający jedynie o własne dobro nie potrafi zrozumieć wielu ludzkich odruchów - zarówno dobrych, jak i złych. Do tego dochodzą oczywiście coraz częściej popełniane przez jego pobratymców morderstwa i chęć Izumiego, by wyjawić komuś tożsamość sprawców, której przecież jak na razie tylko on jest świadom. Wie jednak, że Migi bez wahania zabiłby każdą osobę, z którą Izumi spróbowałby się w tej sprawie porozumieć. Jakby tego było mało, sprawy dodatkowo komplikuje umiejętność pasożytów do wyczuwania obecności innych osobników swojego gatunku, przez co Izumi, chcąc nie chcąc, musi stawić czoła śmiertelnemu zagrożeniu z ich strony, starając się jednocześnie zapewnić bezpieczeństwo swoim najbliższym. A to nie należy do najłatwiejszych zadań. Nie tylko ze względu na zabójcze umiejętności wrogów, ale i opór ze strony Migiego, który nie może zrozumieć chęci narażania siebie dla dobra innych.

Izumi to dość zwyczajny chłopak, dopiero obecność Migiego kompletnie wywróciła jego życie do góry nogami i sprawiła, że pewne rzeczy zaczął postrzegać nieco inaczej. Próbując wyjaśnić pasożytowi, jak funkcjonuje ludzkie społeczeństwo, sam musiał głębiej niż zazwyczaj zastanowić się nad tą kwestią, zwłaszcza w obliczu jej konfrontacji z argumentami istoty dbającej jedynie o własne dobro. Sam Migi jest bardzo ciekawą postacią właśnie przez swój świeży, nieskażony żadnymi konwenansami sposób myślenia. Ponieważ dba tylko o siebie, dziwi go wiele ludzkich postaw, nie tylko tych szlachetnych, ale i tych, które sprawiają, że - jak sam stwierdził - właśnie ludziom najbliżej do miana potworów. Interesujące jest obserwować, jak ta dwójka wzajemnie oddziałuje na siebie, powoli wpływając na zmianę dotychczasowego sposobu myślenia, zwłaszcza że od zawsze lubiłam tego typu motywy.
Po pewnym czasie Izumi doświadcza pewnej przemiany (można to zauważyć już w openingu, więc uznałam, że nie ma co tego ukrywać), nie tylko wewnętrznej, ale i zewnętrznej, która z jednej strony jeszcze bardziej wszystko komplikuje, a z drugiej stwarza nowe szanse. Wraz z rozwojem akcji pasożyty poczynają sobie coraz śmielej, czy raczej lepiej się organizują - zaczynają współpracować i maskować swoje zbrodnie. Rząd jednak zdążył się zorientować, że coś jest nie tak i zaczyna działać. Z jednej strony więc pasożyty coraz umiejętniej wnikają do społeczeństwa, z drugiej rośnie świadomość ich obecności i wiedza na ich temat. W związku z tym Izumi musi mieć się jeszcze bardziej na baczności, by nie wpaść w ręce żadnej ze stron. Coraz trudniej jest mu jednak nie wzbudzać podejrzeń,  zwłaszcza że w jego otoczeniu sporo się dzieje, a on sam nie jest kimś, kto stałby bezczynnie, gdy komuś dzieje się krzywda. Akcja jest wartka, wydarzenia dobrze przemyślane i świetnie przedstawione. Znajdziemy tu sporo aspektów psychologicznych, wiele z nich naprawdę ciekawych, co nie powinno dziwić przy tej tematyce.

Nie jest to jednak anime bez wad. Jedną z bolączek serii są chociażby słabe charaktery kobiece, z Murano Satomi na czele. Dziewczyna, w której podkochuje się Izumi (ze wzajemnością) jest po prostu strasznie mdła - niby jest na tyle spostrzegawcza, żeby zauważyć zmiany w zachowaniu chłopaka (w pewnym stopniu, jakby podświadomie wyczuć nawet obecność Migiego), a jednak jej reakcje sprowadzają się jedynie do obrażania się oraz nieustannego wypytywania, czy Izumi aby na pewno wciąż jest tą samą osobą, którą znała. Na jej obronę trzeba jednak przyznać, że od Izumiego i tak nic się nie dowie ze względu na sprzeciwy Migiego. Wątek romantyczny między nimi przewija się przez całą serię i może nie jest fenomenalny, jednak Izumi wyraźnie go potrzebuje. Jest dla niego czymś, co przypomina mu o normalności, zwyczajnym życiu, co może go podnieść na duchu i zmotywować w chwilach zwątpienia. Nie zmienia to jednak faktu, że więcej charyzmy u Murano wyszłoby serii na dobre. Z kolei Kimishima Kana jest po prostu płytka - zakochuje się w Izumim i nie zważając praktycznie na nic stara się do niego zbliżyć. Umiejętność, która odróżnia ją od reszty - wyczuwanie pasożytów - tłumaczy sobie jako przeznaczenie łączące ją z Izumim i za nic ma niebezpieczeństwa, ostrzeżenia chłopaka oraz jego próby utrzymania dystansu. Nieustannie drażniła mnie jej postawa. W przypadku mamy Izumiego też nie jest o wiele lepiej - ogólnie wydaje się raczej w porządku, jednak i ona nie wykazuje się zbyt konkretnym charakterem. Czuje, że Izumiego coś trapi, że od pewnego czasu się zmienił, ale jest bezradna, powtarza, że czasami już go nie poznaje i ogranicza się do płaczliwych reakcji.

Szukając w pamięci kogoś, kto mógłby choć w pewnym stopniu obronić honor damskiej części, przed oczami staje mi pewna bohaterka, która po odkryciu tożsamości pasożyta, stawia na konfrontację. I chociaż decyzję tę niemal przypłaca życiem, należy wspomnieć, że nie poszła tam kompletnie nieprzygotowana, ale zdołała zachować na tyle ostrożności, by stworzyć sobie możliwość ucieczki. Wszystkie powyższe bohaterki bije na głowę Tamiya Ryouko, jednak jej nie do końca mogę zaklasyfikować do tej kategorii z jednej prostej przyczyny - jest pasożytem. Nie zmienia to faktu, że jest jedną z najciekawiej wykreowanych w "Kiseijuu" postaci - może i nieludzka, jednak bystra, potrafi się adaptować, uczy się na błędach i rzeczywiście interesuje się możliwością współistnienia w ludzkim społeczeństwie. Jej postać jest niejednoznaczna i właśnie dlatego tak bardzo interesująca.
Należałoby wspomnieć także o pierwowzorze tego anime - dziesięciotomowej mandze Iwaaki Hitoshiego powstającej w latach 1989-1995. Spora różnica w czasie, prawda? Seria ściśle trzyma się oryginalnej historii, pomijając lub zmieniając jedynie drobne szczegóły, z tą różnicą, że całość, wliczając w to kreskę, została uwspółcześniona. Sama kreska bardzo mi się podoba, postaci są po prostu w porządku, pasożyty mają dość charakterystyczne spojrzenie, a ich przeobrażona forma wygląda dokładnie tak, jak powinna. A jeśli chodzi o walki, nie można odmówić im spektakularności.

Ścieżka dźwiękowa w sporej mierze opiera się na elektronicznych brzmieniach, za którymi nie przepadam (a więc raczej nie jest to jeden z soundtracków, których słuchałabym poza serią, chociaż i pośród tych utworów znalazłyby się wyjątki), jednak nie przeszkadzało mi to podczas oglądania i zwyczajnie pasowało do całości, a zwłaszcza scen walk. Podobnie w przypadku openingu ("Let Me Hear" Fear, and Loathing in Las Vegas), do którego szybko zdążyłam się przyzwyczaić, a którego tekst zaskakująco dobrze wpasowuje się w założenia anime (choć przyznam, że podczas słuchania nie zdołałam wyłapać więcej niż kilku słów). W soundtracku znalazły się jednak i bardziej nastrojowe melodie. Chociażby ending ("IT'S THE RIGHT TIME" Daichi Miura) ma całkiem inne, spokojne brzmienie i naprawdę go uwielbiam. A jeśli miałabym wymienić kilka utworów w tle, byłyby to chociażby "Luna" i "Human".

Z początku nawet nie przypuszczałam, że "Kiseijuu: Sei no Kakuritsu" tak bardzo przypadnie mi do gustu. Zaczęłam oglądać jedynie z ciekawości - w końcu sama tematyka nie należy do najpopularniejszych, a do tego jeszcze doszła świadomość, że to adaptacja znacznie starszej mangi. Tymczasem seria znacznie przerosła moje oczekiwania i stała się dla mnie jedną z tych, które mogłabym oglądać raz za razem, a i tak by mi się nie znudziły. Do tego lubię sytuacje, gdy bohater może pokazać, na co go stać - tutaj miałam ich pod dostatkiem. "Kiseijuu: Sei no Kakuritsu" było więc dla mnie prawdziwym strzałem w dziesiątkę.

10 komentarzy:

  1. Mam zamiar to kiedyś obejrzeć. Siostra widziała i bardzo jej się podobało. :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jedno z najlepszych anime jakie widziałam :D
    I chociaż zakończenie było troszkę sztampowe, to całość bardzo przypadła mi do gustu - od bohatera, który powoli się zmienia w silniejszą osobę, przez ekscytującą fabułę przepełnioną akcją, po różne zagmatwania i nie oczywistości. Zgadzam się, że postaci kobiece były mdłe, ale znacznie bardziej lubiłam Murao niż Kanę. Muzyka na wysokim poziomie, szczególnie uwielbiany przeze mnie op <3 Madhouse jak najbardziej się spisał!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, pod koniec było trochę sztampowo, ale seria zdołała się jakoś wybronić. No i podobał mi się ten nagły zwrot akcji w ostatnim odcinku. ;)

      Usuń
  3. Mysza hipster, czytałam mangę, zanim zapowiedziano anime. Porzuciłam po pierwszym tomie :,)
    Hej, czy w anime pokazano ten moment, gdy ręka głownego bohatera zmienia się w wielkiego penisa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dopiero po anime przeczytałam kilkanaście rozdziałów i na razie na tym poprzestałam. Sam ten moment właściwie nie został pokazany (ewentualnie urywek), jedynie reakcja Izumiego. :P

      Usuń
    2. I dlatego jednak wole mangi C:

      Usuń
  4. Uwielbiam! Udało Ci się napisać, to też podziwiam, bo ja wciąż się zabieram :D
    Scena ze słuchawkami niesamowicie mnie rozbawiła, muszę pamiętać, by zawsze mieć je przy sobie. :) Dla mnie liczyła się akcja, niesamowity Migi, którego charakter kontrastował z głównym bohaterem. Dziewczyna Izumi była nudna, tu niestety muszę się zgodzić. Ale kobieta kosmitka była niesamowicie wykreowana, wręcz przerażająco. Ta scena, gdy każe się zamknąć swojemu dziecku... Jestem zachwycona! Muszę wreszcie opisać swoje wrażenia. ;)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie czekam na Twoją recenzję, powodzenia w pisaniu. ;)

      Usuń
  5. Kiseijuu to bardzo dobra ekranizacja trochę już zakurzonej mangi. Papierową wersję czytałam wieki temu, pamiętam, że dobrze się przy niej bawiłam, ale nie utkwiła mi w pamięci jakoś szczególnie. Bardzo się zdziwiłam, gdy dowiedziałam się, że powstanie ekranizacja i do tego dostanie pełnoprawne 24 odcinki. Widać jest jeszcze nadzieja na zapomniane starocie w odświeżonej wersji - czekam na Hana Yori Dango (nadzieja umiera ostatnia ;)).
    Mi w serii nie podobało się jedynie, że na początku z głównego bohatera zrobili jakiegoś kujona, gdzie w mandze od razu był bardziej pewny siebie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Taki stary pierwowzór, a ktoś go odkopał :O. Jest jeszcze nadzieja dla dawnych serii :D. Jakoś nie byłam zainteresowana tą serią, z opisu przypominała mi trochę Tokyo Ghoula, ale widzę że jest o wiele lepsze od niego :). Kiedyś na pewno spojrzę na Kiseijuu ;D.

    OdpowiedzUsuń

będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie jakiś ślad, dobrze wiedzieć, że są osoby które tu zaglądają ;)

i bez spamu, proszę :)