czwartek, 3 września 2015

V. C. Andrews "Ogród cieni"

Wydawnictwo: Świat Książki  |  Ilość stron: 336  |  Seria: Dollanganger (5)
Pamiętacie matkę Corrine? Tę samą srogą, wyniosłą staruszkę, która przez całe lata pomagała przy więzieniu czwórki rodzeństwa na poddaszu? Właśnie ona, Olivia Winfield Foxworth, jest tym razem narratorką, przenosi nas w przeszłość i wyjawia historię swojego życia, które nigdy nie było usłane różami. Od zawsze uważała, że wiedzie szarą egzystencję. Nie tak urodziwa jak jej koleżanki, a do tego wzrostem przewyższająca niejednego mężczyznę nie cieszyła się zbytnią popularnością, a szczęśliwe życie małżeńskie zdawało jej się równie niedostępne, co znajdujący się w jej pokoju skrzętnie zdobiony dom dla lalek, wiecznie skryty za szkłem. Te okoliczności skłoniły jej ojca do skupienia się na edukacji córki. Olivia prowadziła jego rachunkowości, nie ustępując w tym żadnemu mężczyźnie, a on od czasu do czasu sprowadzał ewentualnych kandydatów na jej męża. Ci jednak niezmiennie odchodzili. Przynajmniej do czasu pojawienia się Malcolma Foxwortha. Ten najprzystojniejszy spośród spotkanych dotąd młodzieńców zainteresował się Olivią, był pod wrażeniem jej rozsądku i w końcu oświadczył się. Dziewczyna nie posiadała się ze szczęścia, choć z początku nieśmiało, to jednak wierzyła, że właśnie przyszedł czas na wyrwanie się z szarego życia. W swoim radosnym uniesieniu przeoczyła to, że Malcolm ani razu nie użył słowa "kocham", nie dawała wątpliwościom dojść do głosu. Szybko jednak przekonała się, że rola pani w Foxworth Hall nie ma w sobie nic z bajkowego "żyli długo i szczęśliwie".

"Największymi ślepcami są ci, którzy nie chcą widzieć."

Zamiast miłości dostaje obojętność i lekceważenie, czuje się bardziej jak zarządca domu, niż żona, a przyjęcia, na których zostaje wystawiana na szyderstwa przybyłych są dla niej istną torturą. Czuje się zdradzona, gdyż próżne, dbające jedynie o swój wygląd i rozrywki kokietki, którymi w jej obecności tak często pogardzał, w towarzystwie zajmują niemal całą jego uwagę. Malcolm jasno daje jej do zrozumienia, że nie oczekuje od niej czułości, a umiejętnego rozporządzania nieliczną służbą, dbania o Foxworth Hall oraz zapewnienia mu potomstwa. Gdy jednak jego synowie przychodzą na świat, właśnie na Olivię spada obowiązek ich wychowania. Jakiś czas później nadchodzi kolejna zmiana - do Foxworth Hall powraca ojciec Malcolma wraz ze swoją młodziutką małżonką, Alicją, która w dodatku jest już w zaawansowanej ciąży. Tych dwoje wprowadza do ponurego domostwa dawno niewidzianą radość, ta jednak nie będzie trwać wiecznie, możecie być tego pewni.

"Ogród cieni" ukazuje nam genezę tragicznych losów nie tylko czwórki rodzeństwa Dollanganger, ale i całej ich rodziny. Łączy w sobie wydarzenia już nam znane, te, których dotąd przyszło nam się jedynie domyślać oraz te całkiem dla nas nowe, uporządkowując je, dając nam wgląd w pełny obraz sytuacji. Może nie tyle rozgrzesza późniejszych sprawców cierpienia nieświadomych niczego dzieci, co raczej pozwala nam dostrzec motywy ich postępowania, zwłaszcza w przypadku Olivii, która jest przecież naszą narratorką. Kobieta z czasem przejmuje niektóre ze zwyczajów Malcolma, rozmyślnie zaczyna stosować jego metody postępowania, by nie zostać całkowicie stłamszoną, nie tylko ze względu na siebie, ale i dla dobra swoich synów, którym Malcolm nigdy nie okazał ojcowskiego ciepła. To właśnie okoliczności sprawiły, że stała się taką a nie inną kobietą i już na zawsze przywdziała maskę stanowczości i wyniosłości. Prawdą jest, że przynajmniej w kilku przypadkach mogła postąpić inaczej, jednak i ona chciała mieć coś od życia - nawet jeśli miałaby to być jedynie mściwa satysfakcja, poczucie wyższości i panowania nad sytuacją. A Malcolm? Cóż, osobiście uważam, że jego postępowania nic nie usprawiedliwi, nawet jego niekończący się kompleks Edypa. On i jego ojciec, Garland, stanowią swoje całkowite przeciwieństwa. Ten ciepły, pełen życzliwości i radości z życia człowiek zarażał optymizmem każdego, może poza Malcolmem, a jego nowa żona żyła jak w bajce, mając wszystko, czego tylko dusza zapragnie. Nieświadoma okrucieństwa świata Alicja stała się jednak łatwym celem, gdy dusząca atmosfera na dobre powróciła do Foxworth Hall, stopniowo odzierając ją ze złudzeń i niemal doprowadzając ją do szaleństwa.

Ponieważ o wielu spośród opisanych tu zdarzeń była mowa w poprzednich częściach, powieść nie niesie ze sobą już tak wielu emocji, jednak wciąż może szokować i przytłaczać. "Ogród cieni" stanowi bardzo dobre dopełnienie całej serii i rozwiewa wiele niejasności (chociaż nie zaszkodziłoby wspomnieć coś więcej na temat okoliczności, w jakich Corrine opuściła Garlanda i Malcoma), dlatego myślę, że warto się z nią zapoznać.

10 komentarzy:

  1. Hm, nie czytałam jeszcze książek z tej serii, ale historia osoby, która więziła dzieci jest moim zdaniem dość ciekawa i przerażająca, zobaczę, może sięgnę po "Kwiaty na poddaszu", ale jeszcze nie jestem zdeterminowana, by zakupić sobie pierwszy tom cyklu.

    LeonZabookowiec.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Historia wydaje się być naprawdę ciekawa i po raz kolejny się przekonałam, że ta seria może mi przypaść do gustu. Mimo tego, że jest tak odległa od tego, co czytam na co dzień - od fantastyki. Jak tylko odnajdę na bibliotecznej półce "Kwiaty na poddaszu", z pewnością po nie sięgnę.
    Bo kocham czytać!

    OdpowiedzUsuń
  3. Pisałaś tak, że mam ochotę zacząć serię, widziałam ją w bibliotece, więc nie będzie to trudne. ;) Inne spojrzenie na historie może ciekawie ją dopełnić, jeśli spodoba mi się seria pewnie poznam i ten tom. ;)

    Pozdrawiam.
    PS. Zapraszam do siebie na konkurs z "Fangirl".

    OdpowiedzUsuń
  4. Już od jakiegoś czasu chciałam sięgnąć po Kwiaty, bo wszyscy naokoło mi je polecają, ale nigdy nie było okazji - może uda się złapać podczas najbliższej wyprawy do biblioteki.
    medycy nie gęsi

    OdpowiedzUsuń
  5. Och, na pewno przeczytam tą książkę, bo już podczas czytania "Kwiatów na poddaszu", zastanawiałam się, co do diabła sprawiło, że matka Corrine była taka a nie inna. Nie mogę się doczekać, żeby poznać losy jej życia i jestem pewna, że po tym tomie poczuję, że cała seria jest znacznie bardziej kompletna. :)
    Pozdrawiam,
    Sherry

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziewczyna, której nie lubię i którą ze znajomymi nazywamy tyranozaurem, czytała te książki i to mi je skutecznie obrzydziło :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, bez ich znajomości też da się przeżyć. ;P

      Usuń
  7. Nie znam tej serii ale wydaje się smutna. Pewnie współczułabym w tej książce wszystkim (oprócz Malcolmovi) >.<.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, seria zdecydowanie jest smutna. Co więcej, są krótkie (i nieliczne) momenty, gdy można współczuć nawet Malcolmowi.

      Usuń
  8. Nie czytałam jeszcze książek z tej serii ale muszę się w końcu za nie zabrać :)

    Zapraszam również do siebie :)
    http://poczytajmycos.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz po sobie jakiś ślad, dobrze wiedzieć, że są osoby które tu zaglądają ;)

i bez spamu, proszę :)