Hmm, od czego by tu zacząć? Może na początek wspomnę, że nie do końca dowierzałam temu, jakoby powieści z cyklu Cmentarza Zapomnianych Książek można było czytać w całkiem dowolnej kolejności, ale może jednak? Choć pewne miejsca i osoby łączą te historie, robią to w sposób tak subtelny, że nie powinno to mieć wpływu na czerpanie przyjemności z lektury którejś z nich, można całkiem spokojnie zacząć od "Gry anioła", zwłaszcza że chronologicznie to ona jest pierwsza (chociaż z tego, co słyszałam, "Więźnia nieba" lepiej przeczytać po "Cieniu wiatru"). Tym razem przyjdzie nam obserwować, jak młody David Martin stawia swoje pierwsze kroki w literackim świecie. Począwszy od nic nieznaczącego gryzipiórka, poprzez dobrze zapowiadającego się debiutanta, aż po poczytnego autora - a to wciąż nie koniec. W trakcie swojej kariery David trafiał różnie - raz lepiej, raz gorzej i zwłaszcza na początku trudno mu było wiązać koniec z końcem. Nie musiało minąć wiele czasu, by zainteresował się nim pewien tajemniczy wydawca, którego propozycję pracy David przyjmuje jednak dużo później… Tylko czy naprawdę powinien? Dalej będziemy obserwować kolejne zmagania naszego bohatera: z terminami, wydatkami, uczuciami… ale nie będę się nad tym bardziej rozwodzić. Dodam jednak, że w końcu natrafi na ślad człowieka, który niegdyś był w całkiem podobnej do niego sytuacji, na pogrzebaną w przeszłości tajemnicę, której ujawnieniu pewni ludzie będą się starali zapobiec, a która może zaważyć na jego życiu. Czy będzie niebezpiecznie? Zdecydowanie.
David to człowiek z pasją. Jego miłość do książek i pisania widać od samego początku. Zajęcie to pochłania go tak bardzo, że nieraz podporządkowuje mu wszystko inne, zamyka się na całe tygodnie w domu, pisze nocami, a w ciągu dnia odsypia, jada przy tym nieregularnie, na czym cierpi jego zdrowie. Pisanie jest więc nie tylko jego powołaniem, ale i przekleństwem. I chociaż z wiekiem stał się raczej oschły, wciąż potrafi wykrzesać z siebie trochę dobrej woli. Wiele zawdzięcza swojemu mentorowi, który nie tylko stale go wspierał, ale i stworzył mu szansę na debiut (chociaż uprzedzam, że z czasem ich relacje dość mocno się skomplikowały). Sporą rolę w życiu Davida odegrał także stary Sempere, służył swoją przyjaźnią i pomocą w trudnych chwilach, a także wprowadził go do Cmentarza Zapomnianych Książek. Jest też Cristina, do której David wzdychał od najmłodszych lat, nie licząc właściwie na wzajemność oraz Isabella, młoda pasjonatka literatury, którą, chcąc nie chcąc wziął pod swoje skrzydła (chociaż czasami można by się zastanawiać, czy aby nie było na odwrót). A tajemniczy wydawca o nazwisku Corelli? No cóż, myślę, że będzie najlepiej, jeśli poznacie go sami, aby nie uszczknąć nic z jego tajemniczości.
Wierzcie lub nie, ale wiele razy musiałam się powstrzymywać (zwłaszcza na początku), żeby z tej mojej całej pisaniny nie wyszła recenzja porównawcza względem "Cienia wiatru". Wybaczcie więc (chyba że Waszym zdaniem nie ma czego), ale chociaż w tym akapicie chcę trochę się na ten temat rozpisać. O ile w kwestii bohaterów to Daniela polubiłam bardziej, to jednak mam wrażenie, że właśnie w "Grę anioła" łatwiej było mi się wgryźć, a czytanie szło mi po prostu szybciej. Życie Davida pełne jest niespodzianek, przeciwności, wciąż coś się zmienia, coś się dzieje. Nie ma więc miejsca na nudę, podczas gdy w "Cieniu wiatru" przez pewien czas wisząca nad Danielem groźba znacznie się oddaliła, by ponownie dać o sobie znać dopiero po latach. A co z elementami łączącymi obie historie? Na początku po prostu miło było znów usłyszeć o znajomych miejscach czy bohaterach oraz wszechobecnej na kartach powieści literaturze (jaki mól książkowy tego nie uwielbia?), jednak z czasem kolejne elementy układanki zaczęły do siebie pasować, dostajemy szerszy obraz całości.
Zafon w dalszym ciągu czaruje słowami, co sprawia, że powieść czyta się z przyjemnością, a opisywaną przez niego Barcelonę chce się poznawać coraz lepiej. Nie brakuje tu literatury, nie brakuje tajemniczości, zagadek i niebezpieczeństw. Jest też miłość, ale nie jakaś banalna. Jest miłość pod różnymi postaciami, ale jest też nienawiść, uraza oraz poczucie obowiązku, wszystko to należycie oddane, wciągające coraz głębiej w pogmatwaną, miejscami mroczną historię. Znalazłam tu także całą masę wartych zapamiętania cytatów (więc wybór tylko kilku, które tu umieszczę był naprawdę trudny). Mój powrót do Cmentarza Zapomnianych Książek okazał się bardzo udany i już nie mogę się doczekać, by sięgnąć po kolejną powieść autora (a Wam polecam zrobić to samo).
"Nie da się żyć zbyt długo w realnym świecie. W każdym razie istota ludzka nie potrafi.
Większą część życia spędzamy śniąc, przede wszystkim na jawie."
David to człowiek z pasją. Jego miłość do książek i pisania widać od samego początku. Zajęcie to pochłania go tak bardzo, że nieraz podporządkowuje mu wszystko inne, zamyka się na całe tygodnie w domu, pisze nocami, a w ciągu dnia odsypia, jada przy tym nieregularnie, na czym cierpi jego zdrowie. Pisanie jest więc nie tylko jego powołaniem, ale i przekleństwem. I chociaż z wiekiem stał się raczej oschły, wciąż potrafi wykrzesać z siebie trochę dobrej woli. Wiele zawdzięcza swojemu mentorowi, który nie tylko stale go wspierał, ale i stworzył mu szansę na debiut (chociaż uprzedzam, że z czasem ich relacje dość mocno się skomplikowały). Sporą rolę w życiu Davida odegrał także stary Sempere, służył swoją przyjaźnią i pomocą w trudnych chwilach, a także wprowadził go do Cmentarza Zapomnianych Książek. Jest też Cristina, do której David wzdychał od najmłodszych lat, nie licząc właściwie na wzajemność oraz Isabella, młoda pasjonatka literatury, którą, chcąc nie chcąc wziął pod swoje skrzydła (chociaż czasami można by się zastanawiać, czy aby nie było na odwrót). A tajemniczy wydawca o nazwisku Corelli? No cóż, myślę, że będzie najlepiej, jeśli poznacie go sami, aby nie uszczknąć nic z jego tajemniczości.
"- Proszę nie zmieniać tematu. Ja szukam przeciwieństwa intelektualisty,
to znaczy kogoś inteligentnego. I już znalazłem.
- Schlebia mi pan.
- Nawet więcej, płacę panu."
Wierzcie lub nie, ale wiele razy musiałam się powstrzymywać (zwłaszcza na początku), żeby z tej mojej całej pisaniny nie wyszła recenzja porównawcza względem "Cienia wiatru". Wybaczcie więc (chyba że Waszym zdaniem nie ma czego), ale chociaż w tym akapicie chcę trochę się na ten temat rozpisać. O ile w kwestii bohaterów to Daniela polubiłam bardziej, to jednak mam wrażenie, że właśnie w "Grę anioła" łatwiej było mi się wgryźć, a czytanie szło mi po prostu szybciej. Życie Davida pełne jest niespodzianek, przeciwności, wciąż coś się zmienia, coś się dzieje. Nie ma więc miejsca na nudę, podczas gdy w "Cieniu wiatru" przez pewien czas wisząca nad Danielem groźba znacznie się oddaliła, by ponownie dać o sobie znać dopiero po latach. A co z elementami łączącymi obie historie? Na początku po prostu miło było znów usłyszeć o znajomych miejscach czy bohaterach oraz wszechobecnej na kartach powieści literaturze (jaki mól książkowy tego nie uwielbia?), jednak z czasem kolejne elementy układanki zaczęły do siebie pasować, dostajemy szerszy obraz całości.
"Nie ufam tym, którzy są przekonani, że mają wielu przyjaciół. To znak, iż nie znają ludzi."
Zafon w dalszym ciągu czaruje słowami, co sprawia, że powieść czyta się z przyjemnością, a opisywaną przez niego Barcelonę chce się poznawać coraz lepiej. Nie brakuje tu literatury, nie brakuje tajemniczości, zagadek i niebezpieczeństw. Jest też miłość, ale nie jakaś banalna. Jest miłość pod różnymi postaciami, ale jest też nienawiść, uraza oraz poczucie obowiązku, wszystko to należycie oddane, wciągające coraz głębiej w pogmatwaną, miejscami mroczną historię. Znalazłam tu także całą masę wartych zapamiętania cytatów (więc wybór tylko kilku, które tu umieszczę był naprawdę trudny). Mój powrót do Cmentarza Zapomnianych Książek okazał się bardzo udany i już nie mogę się doczekać, by sięgnąć po kolejną powieść autora (a Wam polecam zrobić to samo).
"[...] książki mają duszę, duszę tych, którzy je piszą, którzy je czytają i którzy o nich marzą."
Czeka na półce i czeka a ja nadal nie miałam okazji się w końcu za niego zabrać! chyba w końcu czas to zmienić :)
OdpowiedzUsuńAż wstyd się przyznać, bo nie czytałam jeszcze tego cyklu. Jest tak wychwalany, że MUSZĘ nadrobić zaległości.
OdpowiedzUsuńAktualnie czytam "Marinę" tego autora i na razie mam mieszane uczucia :)
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie w wolnej chwili
Ja "Marinę" bardzo miło wspominam i chętnie przeczytałabym ją jeszcze raz. ;)
UsuńPo "Cieniu Wiatru" nie sięgałam po nic tego autora, a teraz czuję, że to błąd. Przy wolnym czasie (i pieniądzach) będę musiała sięgnąć po "Grę anioła" szczególnie, że styl Zafóna naprawdę lubię :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
http://sunny-snowflake.blogspot.com/